Aeonsgate to prawdziwa międzynarodowa superprodukcja – metalowy kwartet złożony ze Szweda, Hiszpana, Amerykanina (pochodzenia latynoskiego) oraz Niemca. Z tego też powodu można podejrzewać, że album „Pentalpha” będzie jedynym w ich dorobku. Każdy z muzyków – z wokalistą Matsem Levénem na czele – ma bowiem mnóstwo innych zobowiązań. Dobrze jednak się stało, że znaleźli czas na wspólny „skok w bok”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Fani metalu znają każdego z muzyków tworzących Aeonsgate. Trudno zresztą ich nie znać, skoro funkcjonują oni w branży od wielu już lat. Najbardziej rozpoznawalną postacią jest szwedzki wokalista Mats Levén (rocznik 1964), który po starcie do kariery w popowo-rockowej formacji Swedish Erotica, odnalazł swoje powołanie w heavy metalu. Udzielał się między innymi na albumach Yngwiego Malmsteena, At Vance i Therion; z basistą Candlemass, Leifem Edlingiem, współtworzył doommetalowe kapele Abstrakt Algebra i Krux. Hiszpański gitarzysta, ukrywający się pod pseudonimem Jondix, od początku swojej aktywności pozostaje wierny doomowi; taką muzykę grał w najpierw szeregach nieistniejącego już dzisiaj Eight Hands for Kali, a następnie dużo bardziej znanych grup Ätman-Acron i Great Coven. Amerykański basista Joseph Diaz zaczynał od mało znanych zespołów Disaster Peace i Figure in Black, by – poprzez End Unseen i Cemetary Sluts – trafić do, prowadzonej przez byłego lidera Savatage, formacji Jon Oliva’s Pain.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Skład uzupełnia jeszcze niemiecki perkusista Marco Minnemann (urodzony w Wigilię Bożego Narodzenia 1970 roku), który – oprócz pielęgnowania kariery solowej („EEPS”, 2014) i okazjonalnego bębnienia w kojarzonych ze zdecydowanie cięższymi brzmieniami zespołach Illegal Aliens, Kreator czy Necrophagist – ma również na koncie współpracę z takimi gigantami rocka progresywnego, jak Tony Levin, Jordan Rudess, Trey Gunn, Mike Keneally i Steven Wilson („ The Raven That Refused to Sing (and Other Stories)”, 2013). Można go również usłyszeć na płytach jazzrockowego tria The Aristocrats. Jak więc widać, w Aeonsgate mamy do czynienia z artystami, którzy nie dość, że doświadczenie w swoim fachu mają spore, to na dodatek z niejednego muzycznego pieca jedli chleb. Tym bardziej dziwić może fakt, że pod nowym szyldem zdecydowali się nagrać materiał, który na pewno trudno uznać za szczególnie wyrafinowany. W którym nie uświadczymy przyprawiających o szybsze bicie serca solówek ani karkołomnych podziałów rytmicznych. Co jednak wcale nie oznacza, że po longplay „Pentalpha” nie należy sięgać.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Wręcz przeciwnie! Jeżeli ktoś jest wielbicielem doom metalu, krążek Aeonsgate powinien stać się dla niego lekturą obowiązkową. W każdym razie można być pewnym, że (niespełna) godzina spędzona z tym międzynarodowym kwartetem będzie dla niego emocjonującym przeżyciem. „Pentalpha” ujrzała światło dzienne w końcu października nakładem – specjalizującej się w stoner-rocku oraz sludge i doom metalu – niemieckiej wytwórni The Church Within Records. Ciekawostką jest, że na całkiem długim przecież wydawnictwie znalazła się zaledwie jedna – tytułowa – kompozycja. Tak, to nie pomyłka! Ten utwór trwa – bez siedmiu sekund – godzinę. Trzeba przyznać, że w przypadku takiej muzyki – z założenia bardzo powolnej, majestatycznej i, co by nie mówić, monotonnej – była to decyzja nadzwyczaj ryzykowna. A jednak grupa wyszła z tej misji zwycięsko. Bo nawet jeżeli „Pentalpha” nie okazuje się w ostatecznym rozrachunku arcydziełem, to na pewno wprowadza słuchacza w hipnotyczny trans, z którego trudno się wyzwolić. A o to właśnie chodzi. Kompozycja, do której autorstwa przyznaje się cała czwórka muzyków, zaczyna się od nastrojowego, klawiszowego wstępu (syntezatory obsługuje basista Joseph Diaz), który momentalnie wprowadza w klimat całości, notabene bardzo posępny i złowrogi. Gdy w pewnym momencie rozlegają się, towarzysząc złowróżbnej melodeklamacji, dźwięki skrzypiec, wcale nie zmieniają atmosfery – brzmią bowiem tak samo pochmurnie i nostalgicznie. Po trzech minutach od startu dołącza reszta zespołu; potężna sekcja rytmiczna i charakterystyczny wokal Levéna z miejsca definiują styl, zdradzając jednocześnie, na kim wzorowali się muzycy. Nie byłaby to zresztą długa lista, ale za to wypełniona znaczącymi nazwiskami i nazwami kapel – począwszy od Ozzy’ego Osbourne’a (vide wczesne albumy Black Sabbath, na czele z „Black Sabbath”, „Paranoid” i „Master of Reality”), poprzez Amerykanów z Trouble (rewelacyjny krążek „The Skull” z 1985 roku), aż po rodaków Matsa z Candlemass (z którym to zespołem także było mu dane współpracować). Zapyta ktoś: Skoro Aeonsgate zapożyczają się aż do tego stopnia i to na dodatek od klasyków gatunku, to co nowego mogą zaoferować?  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Odpowiedź nie będzie trudna. Nic! Na albumie „Pentalpha” nie słyszymy ani jednego nowego dźwięku. Levén i jego towarzysze nie mają bowiem najmniejszych ambicji eksploratorskich, nie chcą łączyć doom metalu z muzyką klezmerską, jak Amerykanie z Deveykus („ Pillar Without Mercy”, 2013), ani odbywać wycieczek w świat psychodelii, jak Brytyjczycy z Unsilence („ A Fire on the Sea”, 2014). Pragną za to przejechać się po słuchaczu jak walec, sącząc mu przy tym do ucha maksymalnie depresyjne dźwięki. A to akurat robią z dużą finezją i konsekwencją. Zespół rozkręca się bardzo wolno (inna sprawa, że nie mają się dokąd spieszyć, skoro na pełną wypowiedź dali sobie aż godzinę), stawiając przede wszystkim na stworzenie odpowiedniego nastroju. A ten osiągają trzema podstawowymi w doom metalu środkami: dzięki niskiemu, chropawemu wokalowi Matsa, sfuzzowanym, stonerowym gitarom Jondiksa oraz patetycznym pochodom perkusji i basu Diaza i Minnemanna. W paru miejscach słychać także partie solowe – głównie gitary oraz instrumentów klawiszowych. Nie trzeba chyba dodawać, że i one utrzymane są w mocno dołującym klimacie.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Doom metal to – zwłaszcza w Skandynawii – muzyka wciąż ciesząca się dużą popularnością, chociaż okres świetności bezsprzecznie przeżyła w latach 80. ubiegłego wieku. Nie zmienia to jednak faktu, że właśnie na północy Europy Aeonsgate liczyć mogą na największą atencję, zajmując miejsce nie tylko obok nieśmiertelnego Candlemass, ale i innych cenionych formacji, jak chociażby Grand Magus, Count Raven, Isole („ Born from Shadows”, 2011) czy Obrero („ Mortui vivos docent”, 2011). Tym bardziej że na ich tle, pomijając pierwszą z wymienionych, grupa Levéna wypada zdecydowanie korzystniej. Jedno tylko psuje dobre samopoczucie fana – że prawdopodobnie okaże się ona projektem czysto efemerycznym. Skład: Mats Levén – śpiew Jondix – gitara elektryczna Joseph Diaz – gitara basowa, instrumenty klawiszowe Marco Minneman – perkusja
Tytuł: Pentalpha Data wydania: 24 października 2014 Nośnik: CD Czas trwania: 59:53 Gatunek: metal EAN: 4042564154962 Utwory CD1 1) Pentalpha: 59:53 Ekstrakt: 80% |