Za wiele, wiele lat, w bardzo, bardzo bliskiej Galaktyce… Tak mógłby zaczynać się film na podstawie komiksów o Valerianie. O podobieństwach między komiksem Mézièresa i Christina a Gwiezdnymi Wojnami już kiedyś pisałem. Na razie filmu nie ma, ale nareszcie jest komiks. Wydany całkiem przyzwoicie i przede wszystkim po polsku.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Gdy rok temu, w prywatnej rozmowie z przedstawicielem wydawnictwa usłyszałem o planach wydania Valeriana, udałem uprzejme zdziwienie. Uznałem, że po tylu podejściach („Komiks” – następca „Komiksu Fantastyki”, „Amber”, „Świat Komiksu”) temat jest już spalony, a sam komiks chyba zbyt leciwy, żeby dać wydawcy realną szansę na zainteresowanie czytelników. Nie miałem racji. Taurus dopiął swego i „Valeriana” wydał, i to jak wydał. Przede wszystkim poszedł tropem wydawcy oryginalnego („Dargaud”) i publikuje serię w albumach zbiorczych. To z definicji daje twardą okładkę, rozsądną cenę za jeden odcinek i materiały dodatkowe. Ale po kolei. W pierwszym tomie dostajemy trzy odcinki. Najlepiej znana (chociaż nie do końca, o czym za chwilę) na polskim rynku powinna być część środkowa: „Miasto niespokojnych wód”. Zaliczyła już dwa wydania (wspomniany „Komiks” oraz publikacja Amberu”). I moim zdaniem to najlepszy odcinek z przygodami Valeriana i Laureliny, nie tylko w tym albumie, ale w ogóle. Główni bohaterowie (wspomniana para żyje w wieku XXVIII w Galaxity, stolicy Ziemi) z zawodu są agentami czasoprzestrzennymi. Jak łatwo się domyślić, podróżują w czasie i przestrzeni i wykonują zadania trudne do zrealizowania. W pogoni za niejakim Xombulem Valerian udaje się w przeszłość. Trafia do Nowego Jorku z końca ubiegłego wieku. Problem w tym, że świat znalazł się na krawędzi zagłady ekologicznej. Wielkie Jabłko zalewane jest przez ocean (niczym w filmie „Nazajutrz”), co znakomicie utrudnia poszukiwania uciekiniera, ale tworzy ciekawe tło dla całej historii. Tym bardziej że autorzy wprowadzili całą gamę niebanalnych postaci drugoplanowych. Ekscentryczny Sun Rae (wzorowany na autentycznej postaci muzyka Suna Ra) to muzykalny gangster wykorzystujący apokaliptyczną sytuację do własnych celów. Natomiast pierwowzorem naukowego geniusza Shroedera była postać z amerykańskiego serialu. Obydwaj stają się sojusznikami Valeriana i Laureliny w potyczce z Xombulem. Dla tych, którzy mieli do czynienia z poprzednimi wydaniami, zachętą do ponownej lektury może być informacja, że historia zawiera dodatkowych kilkanaście stron wcześniej niepublikowanych. Kolejna atrakcja albumu to tak zwany odcinek zerowy, czyli „Koszmarne sny”. Narysowany i opublikowany w „Pilote” jako pierwszy (w roku 1967), zaliczył falstart w wydaniu albumowym (dopiero w roku 1983), stąd właśnie trochę pokręcona numeracja. Główną przyczyną całego zamieszania była niestandardowa liczba trzydziestu stron. Mniejsza o to, najważniejsza jest treść. Jak łatwo się domyślić, w tym odcinku poznajemy Valeriana, zakres jego zadań jako agenta służb czasoprzestrzennych oraz, a może przede wszystkim, dowiadujemy się, w jaki sposób zeszły się losy głównych bohaterów. A całość podana w średniowiecznym sosie. Zamykające album „Cesarstwo tysiąca planet” to historia o przygodach dwójki czasoprzestrzennych agentów standardowa zarówno pod względem liczby stron, jaki i scenariusza (notabene publikowana już w „Komiksie” w 1990 roku). To właśnie od tego odcinka charakterystycznym znakiem całej serii stały się zagadnienia społeczne-socjologiczne. Fabuła jest mocna zagmatwana, komiks zdaje się być wręcz przegadany. Nie jest to jakiś poważny zarzut, ot lektura wymaga więc pewnego skupienia. Ale jest też „Cesarstwo…” przykładem niezwykłej wyobraźni autorów w kwestii tworzenia wizji innych światów, cywilizacji, społeczeństw. A pamiętajmy, że wizje te tworzyli pół wieku temu. Ważnym elementem całego albumu są materiały dodatkowe, jest dużo ilustracji, ale najważniejsze są ciekawe teksty. Mamy więc historię przyjaźni Mézièresa i Christina, inspiracje, którymi kierowali się, tworząc całą serię i poszczególne postacie, oraz komentarze do poszczególnych odcinków. Nie lada gratką jest opracowanie poruszające kwestie podobieństw pomiędzy „Valerianem” a „Gwiezdnymi Wojnami”. Fanów Valeriana z pewnością będzie cieszyć to wydanie, ale ile czasu jeszcze upłynie, zanim dowiemy się, o co chodziło w tak okrutnie pociętym przez „Świat Młodych” albumie „Sur les terres truquées” 1)? 1) Wtedy przetłumaczone jako „Kosmiczne fanaberie”.
Tytuł: Valerian #1 (wydanie zbiorcze) Data wydania: 26 listopada 2014 ISBN: 9788364360350 Cena: 85,00 Gatunek: SF Ekstrakt: 90% |