Nie da się ukryć, że „Detektyw Miś Zbyś na tropie: Lis, ule i miodowe kule” był wydarzeniem na polskim rynku komiksowym. Wydarzeniem na tyle istotnym, że powyższy długi tytuł byłem w stanie przytoczyć bez zaglądania do notatek. Otóż swe istnienie rozpoczęła seria opowieści dla dzieci, na którą naprawdę warto było zwrócić uwagę. Tym bardziej teraz, gdy na półkach pojawił się tom drugi – „Złoty Sokół Teksański”.  |  | ‹Detektyw Miś Zbyś na tropie #2: Złoty sokół teksański›
|
Czym jest tytułowy Złoty Sokół? To skradziony skarb indiański, na poszukiwanie którego wyrusza nasz Miś Zbyś, najsłynniejszy – ja zauważa spotkany szeryf – detektyw na świecie, a z nim jego nieodłączny towarzysz, nieustannie domagający się uwagi borsuk Mruk. Indiański? Szeryf? Tak jest, choć bowiem kolejna część opowieści o futrzanych tropicielach zła i występku ma tytuł kojarzący się z klasyką czarnego kryminału, to jednak przenosi nas na Dziki Zachód – rejon dobrze znany z filmów, będący najwyraźniej istotnym elementem geograficznym przedstawionego świata. Kowboje, miasteczka, poszukiwacze skarbów, kolejowi rabusie – oto jakże dobrze znane z innych źródeł realia tej krainy. Pierwszy „Detektyw Miś Zbyś” nie był może jakimś arcydziełem komiksu familijnego, ale miał swoje niezaprzeczalne atuty: nieskomplikowaną, ale nie prymitywną historię kryminalną, sympatycznych bohaterów, ale przede wszystkim bardzo ładną stronę graficzną – barwne, wyraziste rysunki, cieszące oko i przyciągające uwagę małoletniego czytelnika. Podobnie jest w „Złotym Sokole Teksańskim” – kadry pełne postaci zwierzęcych (choćby w scenerii pikniku na prerii, kowbojskiego miasteczka, czy grupy poszukiwaczy złota) i wielu szczegółów i smaczków, które dziecięce oko z przyjemnością będzie wyszukiwało podczas kolejnych lektur. Osobne wspomnienie znów należy się odpowiedzialnemu za kolorystykę Norberta Rybarczyka – nie znam polskiego komiksu familijnego, który byłby tak wesoło kolorowy, tak wyrazisty i przystępny. Z dwojga głównych bohaterów na czoło wychodzi tym razem borsuk – mimo swego imienia dużo bardziej gadatliwy od swego szefa, marudzący, narzekający, ale też nieskromnie wciąż chwalący się osobistymi sukcesami. Na jego tle sam Miś Zbyś schodzi nieco na drugi plan – przydałaby się chyba jednak mocniejsza ekspozycja tej postaci. Znajdziemy w komiksie drobne mrugnięcia do dorosłych (choćby w scenie puszczania sygnałów dymnych, czy jawnych nawiązania do „Indiany Jonesa”), zeszyt jednak pozostaje nieskomplikowaną pozycją dla dzieci. Nieco rozczarowuje jednak banalna końcówka, sądzę jednak, że młody czytelnik zasługuje na bardziej wyraziste rozstrzygnięcie. Fabularnie, przyznajmy to czerpie z rodzimej klasyki westernowej, czyli oczywiście „Tytusa, Romka i A′Tomka” ze wskakiwaniem do filmu „Strzały znikąd”. Mamy tu, podobnie jak u Papcia Chmiela, napad na pociąg, kowbojskie miasteczko, nietypowe rewolwery (w „Tytusie” na przyssawki, tu na wodę), górską kopalnię (choć bez zegarków), poszukiwaczy złota. Jasiński i Nowacki nie potrzebują jedynie filmowego pretekstu, by swych bohaterów na Dziki Zachód wysłać – taka kraina mieści się całkowicie w realiach ich baśniowego świata, co też zapewne oznacza, że nie powinniśmy się dziwić, gdy w kolejnych dochodzeniach Zbyś i Mruk trafią np. do świata średniowiecznego bądź fantastycznonaukowego. Byle było ładnie i kolorowo.
Tytuł: Detektyw Miś Zbyś na tropie #2: Złoty sokół teksański Data wydania: listopad 2013 ISBN: 9788364858086 Cena: 34,90 Gatunek: humor / satyra Ekstrakt: 60% |