powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CXLIII)
styczeń-luty 2015

W drodze do Meksyku wiele zdarzyć się może
Yves Swolfs ‹Durango #4: Amos›
Tworząc „Durango”, Yves Swolfs musiał bardzo dokładnie analizować scenariusze najsłynniejszych filmowych westernów. Stworzona przez Belga seria wiele im bowiem zawdzięcza – zarówno w warstwie fabularnej, jak i wizualnej. W „Amosie” – czwartej odsłonie cyklu – tytułowy bohater, choć nie wyplątał się jeszcze z jednych, popada w kolejne tarapaty. Czy to się dla niego tym razem zakończy?
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
‹Durango #4: Amos›
‹Durango #4: Amos›
Jeżeli wydaje Wam się, że po perypetiach, które stały się udziałem Durango, gdy zgodził się przyjąć zlecenie w miasteczku Silver Bridge w Arizonie (vide trzeci tom serii zatytułowany „Pułapka na zabójcę”), nie może spotkać go już nic gorszego – jesteście w błędzie. Zatarg z szeryfem Jenkinsem i stojącym za nim podstępnym burmistrzem Henrym S. Deale’em to dopiero początek prawdziwych kłopotów rewolwerowca. Po rozprawie z zabójcami Johna Allena, właściciela wydobywającej srebro firmy Allen Mining Company, Durango zostaje okrzyknięty wrogiem publicznym. W ślad za tym pojawiają się wystawione za nim listy gończe. Każdy, kto doprowadzi go do wrót sprawiedliwości – żywego lub martwego – może zgarnąć pięć tysięcy dolarów. Nic więc dziwnego, że chętnych nie brakuje. Jednym z nich jest, wynajęty przez Deale’a, łowca głów, niejaki Logan. Tyle że on ma szansę zarobić dużo więcej – pod warunkiem jednak, że dopadnie poszukiwanego jako pierwszy i zabije go, zanim ten zdąży opowiedzieć komukolwiek o tym, w jaki sposób i z kim przeprowadza interesy burmistrz Silver Bridge.
A przecież wiadomo już z części poprzedniej, że Deale ma tyle do ukrycia, iż opłaca mu się zapłacić każdą cenę za głowę Durango. Ten z kolei, kierowany wrodzonym instynktem samozachowawczym, postanawia ruszyć na południe, do Meksyku. Tam będzie znacznie bezpieczniejszy. Problem w tym, że po drodze wpada w kolejne kłopoty. Siedząc w przydrożnej knajpie, staje się świadkiem kłótni pomiędzy bandą Francisco Garcii a Meksykaninem Amosem Rodriguezem, który – podobnie jak rewolwerowiec – poszukiwany jest przez stróżów prawa. Stając po stronie tego ostatniego, naraża się więc jeszcze bardziej, ale jednocześnie zyskuje przyjaciela i dłużnika, którego pomoc już niebawem okaże się wielce przydatna. Mimo że na złożoną mu przez Amosa propozycję, by przystał do jego grupy i wraz z nim przekroczył granicę, odpowiada negatywnie. Co zresztą dziwić nas nie powinno – Durango od zawsze był przecież „samotnym wilkiem”, załatwiającym wszystkie, choćby najtrudniejsze, sprawy w pojedynkę (o czym przekonaliśmy się już w pierwszych albumach cyklu, czyli „Psy zdychają zimą” i „Dni gniewu”.
Tym razem jednak los płata rewolwerowcowi okrutnego psikusa. Podczas drogi przez pustynię w kierunku granicy z Meksykiem jego koń łamie nogę, w efekcie czego Durango zostaje dopadnięty przez Logana i Jenkinsa. Gdy wydaje się, że już nikt ani nic, chyba tylko poza Opatrznością bożą, nie będzie w stanie wyrwać go z łap wrogów – objawia się ze swoimi ludźmi Rodriguez. Deus ex machina? Skądże, Swolfs jest zbyt wytrawnym scenarzystą komiksowym, aby pozwolić sobie na tak prosty trick. Wszystko ma swoje logiczne wyjaśnienie; w pojawieniu się Amosa nie ma niczego nadprzyrodzonego. Meksykanin spłaca tym sposobem dług zaciągnięty u Durango, który tym razem nie może już swemu wybawcy odmówić udziału w planowanym przedsięwzięciu. Dalej ruszają więc razem i – wbrew pozorom – nie jest to wcale koniec, ale tak naprawdę dopiero początek niebezpiecznych przygód. Amos okazuje się bowiem nielegalnym handlarzem bronią, na którego parol zagięły służby specjalne republiki. Podobnie jak za Durango, także za Rodriguezem podąża krok w krok śmiertelnie groźny przeciwnik.
Po raz kolejny operującemu utartymi westernowymi schematami Swolfsowi udało się stworzyć niezwykle interesujące dzieło. Co świadczy nie tylko o jego wielkim talencie, ale i wyczuciu gatunku. Wykreowany przez niego obraz Dzikiego Zachodu, tak bliski temu, co przez lata pokazywali nam twórcy spaghetti-westernów, robi spore wrażenie; ujmuje realizmem i wyraziście zarysowanymi postaciami, które – jak to często w podobnych produkcjach filmowych bywało – dalekie są od jednoznaczności. Bywa, że ci, którzy mają przestrzegać prawa, okazują się skończonymi łotrami, z kolei ci, którzy z prawem są na bakier, wykazują się głębokim poczuciem sprawiedliwości. W „Amosie” nie brakuje też innych klasycznych atrybutów gatunku: są więc pościgi, pojedynki rewolwerowe, jest piękna kobieta, która z impetem wkracza w życie głównego bohatera. Jest też – co bardzo istotne – wyjątkowo mocne zakończenie, które pozostawia czytelników w ogromnej niepewności. Tak dużej, że każdy dzień oczekiwania na kolejny tom serii może wydawać się niezasłużoną katorgą.
Jeśli chodzi o stronę graficzną Swolfs osiągnął ideał. O ile w poprzednich odsłonach cyklu Belg wykonał swoją pracę na bardzo wysokim poziomie, w tej przebił jeszcze to wszystko, co udało mu się zrobić wcześniej. Jego wizja Dzikiego Zachodu jest tak realna, że aż namacalna. Zarówno pustynne i skaliste krajobrazy (oraz inne okoliczności przyrody), jak również wnętrza pomieszczeń (bary i saloony, biuro szeryfa w San Leonardo i dom Billingsa) sprawiają wrażenie, jakbyśmy patrzyli na kadry filmowe z doskonale odzwierciedlającą epokę scenografią. Udzielenie odpowiedzi na pytanie: Za co wielbiciele komiksu na Zachodzie pokochali przed trzema dekadami „Durango”? – jest po lekturze „Amosa” nadzwyczaj proste: Za kapitalny, wielowątkowy i nieoczywisty scenariusz oraz dopracowaną do perfekcji kreskę. Więcej naprawdę nie trzeba!



Tytuł: Durango #4: Amos
Scenariusz: Yves Swolfs
Data wydania: grudzień 2014
Rysunki: Yves Swolfs
Wydawca: Elemental
Cykl: Durango
ISBN: 978-83-938845-5-1
Cena: 38,00
Gatunek: western
Wyszukaj w: Selkar.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 90%
powrót; do indeksunastwpna strona

160
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.