Kolejna odsłona przygód kota-głodomora zrywa z dotychczasowym schematem rozgrywki. Zamiast metody „upuść i patrz jak spada” dostajemy nieco bardziej angażujące wystrzeliwanie kota. Ale nadal chodzi głównie o to, by się sierściuch napchał jak największą ilością sushi.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
O przygodach niebieskiego kota pisałem już przy kilku okazjach ( po raz pierwszy i po raz drugi) i w każdym przypadku zabawa, choć nieco powtarzalna, zaliczała się do nadzwyczaj udanych. Czy uczynienie z tej gry nieco bardziej zręcznościowej rozgrywki wyszło jej na dobre? Okazuje się, że tak. Twórcy mieli zadanie ułatwione, wystarczyło bowiem sięgnąć do całego szeregu gier, w których katapultujemy kogoś/coś w powietrze i za wszelką cenę staramy się to coś/tego kogoś utrzymać w locie. Między kolejnymi planszami dostajemy oczywiście szanse ulepszenia naszych zdolności, a w trakcie lotu mamy ograniczoną co prawda, ale wciąż możliwość kontroli frunącego kota. Stojące przed nami misje dzielą się na dwa rodzaje: w jednych przyjdzie nam postarać się o pożarcie przez zwierzaka określonej ilości sushi, a w drugich będzie chodziło o dotarcie na wymaganą odległość. W obu przypadkach zadanie nie będzie wcale łatwe, ale nie powinniśmy też oczekiwać, że nad „Sushi Cat-a-pult” spędzimy długie godziny. Jest to gra jednorazowego użytku, szczególnie że pod koniec jedyne co nam pozostanie to obserwowanie lotu i odbijania się kota, który praktycznie sam pokonuje wszystkie przeszkody.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Zadbano oczywiście o ładną oprawę graficzną (będącą zresztą wyznacznikiem całej serii) i mijane przez naszego kota krajobrazy, a nawet przeszkody stanowią bardzo dobre urozmaicenie nudy, która niekiedy potrafi wkraść się do rozgrywki. Ale i tak warto spędzić nad tą grą kilkanaście do kilkudziesięciu minut.
Tytuł: Sushi Cat-a-pult |