Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj węgierska formacja Gonda Sextet.  |  | ‹Sámánének›
|
János Gonda uznawany jest za jednego z najważniejszych węgierskich pianistów jazzowych, chociaż zdarzało się, że w swojej twórczości wykraczał poza ortodoksyjnie pojęty jazz. O czym świadczy na przykład opublikowana w połowie lat 70. ubiegłego wieku, sygnowana przez formację Gonda Sextet, płyta „Sámánének”. Jej lider przyszedł na świat w 1932 roku w Budapeszcie. Studiował w Akademii Muzycznej imienia Franciszka Liszta – najpierw muzykologię, a następnie pianistykę. Pierwszy ze swoich licznych zespołów – Qualiton Jazz Ensemble – założył, mając lat trzydzieści; był też wtedy inicjatorem wydawania wielce zasłużonej dla węgierskiej muzyki rozrywkowej serii „Modern Jazz”. Pod koniec lat 60., do spółki z polskim wibrafonistą Ryszardem Kruzą (znanym chociażby z albumu Krzysztofa Klenczona „Powiedz stary, gdzieś ty był”), powołał do życia Gonda-Kruza Quartet; Gonda Sextet rozpoczął natomiast swoją działalność w 1972 roku, a cztery lata później nagrał i opublikował (nakładem, będącej części koncernu Hunagaroton, Pepity), jak się później okazało, swój jedyny album. Gonda był już wtedy postacią niemal pomnikową. Obok wielu płyt jazzowych, miał bowiem na koncie również kilkanaście ścieżek dźwiękowych – między innymi do znanych także w Polsce filmów: „Karambol” (1960) Feliksa Máriássy’ego, „Mrok za dnia” (1964) Zoltána Fábriego, „Ja, twój syn” (1966) i „Film o miłości” (1970) Istvana Szabó, „Morderca jest w domu” (1971) Róberta Bána oraz „Horyzont” (1971) i „Podróże z Jakubem” (1972) Pála Gábora – a poza tym zahaczający o muzykę klasyczną „Koncert australijski” (1970) oraz musical „Pro urbe” (1974). W ramach nowego projektu, czyli wspomnianego powyżej sekstetu, zdecydował się eksplorować rejony tak bardzo popularnego w tamtym czasie jazz-rocka. W utworzonej przez niego grupie znaleźli się: wokalista i gitarzysta Tamás Berki, saksofonista Péter Kántor, kontrabasista Gábor Balázs, perkusjonalista István Dely oraz bębniarz Gyula Kovács. Oprócz nich w sesji gościnnie wzięli udział jeszcze trzej muzycy: puzonista Károly Friedrich, trębacz Endre Sipos oraz grający na congach László Dely. Album „Sámánének” („Pieśń szamana”) otwiera kompozycja tytułowa; patetycznej, elegijnej partii instrumentów dętych (połączone siły saksofonu, puzonu i trąbki) towarzyszy wokaliza Tamása Berkiego. W tym krótkim, niespełna dwuminutowym, fragmencie daje o sobie znać klasyczne wykształcenie lidera, który jednak nie zapomina również o tym, że Gonda Sextet powołany został przede wszystkim po to, aby przekraczać granice i szukać nowych dróg. Dlatego w dalszej części utworu mamy do czynienia z jednej strony z frazami bliskimi bluesowi, z drugiej – z jazzrockowymi improwizacjami dęciaków i wokalu. W finale zespół wraca do pierwotnego motywu, a rozedrgane emocje zostają stopniowo wyciszone. Podobnie dzieje się w drugim na liście „Párbeszéd”, choć tu kolejność zostaje odwrócona – najpierw mamy improwizację kontrabasu i fortepianu, z której dopiero później, po dość długim oczekiwaniu, wyłania się wpadający w ucho motyw przewodni grany przez Jánosa Gondę. Na zakończenie ustępuje on miejsca dalszym poszukiwaniom formalnym prowadzonym przez pianistę i Gábora Balázsa. Stronę A winylu zamyka dziewięciominutowy numer „Elcserélt fejek”. Ileż w nim się dzieje! Majestatyczna introdukcja wokalna „gryzie” się z radosnymi tonami fortepianu i dęciaków, które w dość ryzykowny, ale na pewno pozwalający docenić odwagę kompozytora sposób przełamują pełen nostalgii klimat budowany przez Berkiego. Dalej jest tylko ciekawiej: rytm napędzają conga, za którymi starają się nadążyć pozostałe instrumenty, traktowane głównie jako smaczki; pojawia się wśród nich również fortepian elektryczny, który z czasem wybija się na plan pierwszy. Gdy zaś Gonda postanawia na chwilę zrobić sobie przerwę, jego miejsce zajmuje Péter Kántor, serwując smakowitą postbopową partię saksofonu. A i to jeszcze nie koniec atrakcji; w ostatnich fragmentach zapewniają je zarówno wokalista, jak – ponownie decydujący się na improwizację – pianista (wspomagany partią kontrabasu). Po przełożeniu płyty na drugą stronę otrzymujemy rozkołysany, pełen inspiracji muzyką latynoamerykańską – zatytułowany zresztą adekwatnie do zawartości – utwór „Afro-Cuban”. Główną rolę odgrywają w nim perkusjonalia, którym podporządkowane są partie solowe pozostałych instrumentów: fortepianu elektrycznego i dęciaków. Rola tych ostatnich rośnie z każdą kolejną minutą, aby w finale pozwolić sekstetowi – a w zasadzie nawet nonetowi – Gondy zabrzmieć niemal jak prawdziwy big band. Najkrótsza z zawartych na „Sámánének” kompozycji, czyli „Lavina”, dzieli się na dwie znacznie się od siebie różniące części: otwiera ją i zamyka duet saksofonowo-kontrabasowy, rozdziela natomiast solówka perkusji – i nawet jeśli średnio one do siebie przystają, są swoistym świadectwem poszukiwań muzyków. Ostatnim utworem jest nastrojowy „Profán ünnep”. Z początku bardzo niepokojący, hipnotyczny klimat budują w nim grający w duecie kontrabas i fortepian, do którego niebawem dołącza jeszcze wokalista – i, co ciekawe, po raz pierwszy i oczywiście ostatni Tamás Berki śpiewa tu normalny tekst. W części instrumentalnej możemy natomiast podziwiać partie solowe trąbki (jedyny raz!) oraz fortepianu; ten drugi pozostaje zresztą na dłużej, odgrywając, im bliżej końca, ważniejszą rolę. Finisz – z fortepianem, kontrabasem i przejmującym wokalem – jest popisem klasycznego jazz-rocka. Żałować tylko można, że Gonda nie zdecydował się iść dłużej tym szlakiem. Że „Sámánének” nie był otwarciem nowego rozdziału w jego twórczości, ale jednorazowym eksperymentem. Być może jednak czuł się on zmęczony prowadzeniem tak rozbudowanego składu, o czym świadczyłby fakt, że w następnych latach skupiał się na projektach znacznie bardziej kameralnych. Album „Vonzások és választások” (1980) nagrał w pojedynkę, a na „Keyboard Music” (1986) towarzyszyli mu – obok muzyków sesyjnych – jedynie wibrafonista Ryszard Kruza oraz, jako drugi pianista, Frigyes Pleszkán. Skład: János Gonda – fortepian, fortepian elektryczny Tamás Berki – śpiew (1,3,4,6), gitara elektryczna Gábor Balázs – kontrabas, gitara basowa Péter Kántor – saksofon altowy, saksofon sopranowy (1-4,6) István Dely – conga (1,3,4,6) Gyula Kovács – perkusja (1-4,6) gościnnie: Károly Friedrich – puzon (1,4,6) Endre Sipos – trąbka (1,4,6) László Dely – conga (4,6)
Tytuł: Sámánének Data wydania: 1976 Nośnik: Winyl Czas trwania: 43:03 Gatunek: jazz, rock Utwory Winyl1 1) Sámánének: 06:11 2) Párbeszéd: 05:09 3) Elcserélt fejek: 09:08 4) Afro-Cuban: 11:58 5) Lavina: 03:19 6) Profán ünnep: 07:19 Ekstrakt: 80% |