W 2011 roku w życiu Terrence’a Malicka nastąpiła poważna zmiana; reżyser słynący z tego, że filmy kręcił raz na pół wieku, nagle postanowił wziąć przykład z etyki pracy Woody’ego Allena. Choć jeszcze kilka lat temu perspektywa zwiększonej produktywności legendarnego filmowca wydawała się spełnieniem marzeń kinomanów, ich zapał szybko ostygł – ostatnie filmy Malicka mają w obsadzie coraz bardziej znane nazwiska i coraz mniej sensu. Zaprezentowany właśnie w Berlinie „Knight of Cups” nie stanowi wyjątku od tej nowej reguły.  |  | ‹Knight of Cups›
|
Rick (Christian Bale) jest pisarzem pracującym w show-biznesie i dobrze mu się wiedzie, ale luksusowe posiadłości i imprezy pełne celebrytów już mu nie wystarczają. Rick stara się zapomnieć o tragicznej śmierci brata, o którą wciąż obwinia się jego ojciec (Brian Dennehy) i poszukuje sensu życia, zwykle w ramionach pięknych kobiet; modelki Helen (Freida Pinto), byłej żony Nancy (Cate Blanchett), striptizerki Karen (Teresa Palmer), czy wreszcie zamężnej Elisabeth (Natalie Portman). Czy któraś z nich pomoże mu odnaleźć to, czego tak zawzięcie szuka? Nowy film Malicka zaczyna się dość baśniowo: „Dawno temu żył sobie młody książę. Jego ojciec, król Wschodu, wysłał go do Egiptu, by odnalazł perłę. Kiedy książę przybył na miejsce, podano mu kielich i po wychyleniu go zapomniał, że jest synem króla, zapomniał o perle i zapadł w głęboki sen.” Egzystencja głównego bohatera stanowi odbicie tej legendy – Rick to człowiek, którego życie przypomina zapadanie w lunatyczny sen. Cierpiący na tak ukochane przez Francuzów ennui mówi w pewnym momencie: „Spędziłem 30 lat nie żyjąc, tylko rujnując życie innych”. To samo można by powiedzieć o ostatnich latach kariery reżysera. Odkąd „Drzewo życia” podzieliło widzów na dwa zwalczające się z zapamiętaniem obozy, Malick stracił wielu fanów i „Knight Of Cups” z pewnością przyczyni się do tego, że topniejące w błyskawicznym tempie grono jeszcze bardziej się zmniejszy – na jego tle kontrowersyjny zdobywca Złotej Palmy to niemal film akcji. Gdyby nie pojawiające się w nim znane z okładek magazynów twarze, najnowsze dzieło Malicka można by spokojnie uznać za film dyplomowy studenta filmówki, który wychował się na mało urozmaiconej diecie składającej się głównie z Nowej fali i MTV. „Nie powiedział nam, o czym jest film” – przyznał w Berlinie Christian Bale. „Nie musiałem uczyć się żadnych kwestii i nigdy nie wiedziałem, co będziemy robić danego dnia.” Poczucie zagubienia udziela się też widzom; „Knight of Cups” to nieprzemyślany szybki numerek reżysera i jak książki Paolo Coelho tylko udaje głębię. Bohaterowie krążą bez celu po opuszczonym studiu filmowym, po plaży, po ulicy i po ogrodzie odbijając się od siebie jak gumowe piłeczki. Oczywiście prawie zawsze boso, bo w końcu jest to film o zabarwieniu egzystencjalnym. Jakby tego było mało, całość wzbogacona jest o wszechobecnego narratora o głosie Bena Kingsleya, który przez 2 godziny wygłasza tak błyskotliwe spostrzeżenia jak „och, życie”, „chaos” i „głód”. To tak pretensjonalny film, że aż zaczyna się fantazjować o jego parodii w „Simpsonach”. Gdy w latach 70. Alejandro Jodorowsky kręcił swoje dziwaczne filmy, publiczności oferowano przynajmniej możliwość obcowania z nimi w oparach niezbyt legalnych środków znieczulających. Szkoda, że idea midnight movies jest obecnie na wymarciu, bo oglądanie Malicka o 12 rano w stanie zupełnej trzeźwości to doświadczenie wywołujące taką samą reakcję fizyczną, co skrobanie paznokciami o tablicę. „Knight of Cups” stanowi przedziwną mieszankę tarota (!), katalogu nieruchomości w Santa Monica i ujęć skąpo odzianych modelek uciekających przed Christianem Bale z doniczką w rękach, a w rolach epizodycznych pojawiają się między innymi Antonio Banderas, jurorka programu „America’s Next Top Model”, półnagi wilkołak z serialu „True Blood” i… nurkujące w basenie pieski. Malick zawsze pozostawał na uboczu Hollywood i odnosiło się czasem wrażenie, że filmy robi przede wszystkim dla siebie. Jednak to, co kiedyś można było uważać za styl, zamieniło się niestety w nieznośny manieryzm. Może wcale nie trzeba czekać na to, żeby wreszcie ktoś porządnie go sparodiował – w „Knight of Cups” reżyser udowadnia, że sam potrafi dać sobie z tym radę. Chyba powinien wziąć przykład z reklamy pewnych batoników i zrobić sobie przerwę.
Tytuł: Knight of Cups Rok produkcji: 2015 Kraj produkcji: USA Czas trwania: 118 min Gatunek: dramat, melodramat Ekstrakt: 0% |