Jedno jest pewne – Kenneth Branagh nie dba o opinię innych. Gdy wszyscy przestrzegali go przed realizacją „Henryka V”, za swój reżyserski debiut otrzymał nominację do Oscara. Gdy ku przerażeniu widzów znających go głównie z adaptacji Szekspira zabrał się za superprodukcję poświęconą nordyckim bogom, udało mu się trafić na sam szczyt box office’u. Wreszcie, gdy wszyscy wyśmiali jego decyzję ponownego sfilmowania jednej z najczęściej ekranizowanych baśni wszech czasów, jakimś cudem udało mu się poruszyć widownię ambitnego festiwalu, która przez bite 10 dni oglądała głównie czarno-białe rumuńskie filmy. Nic dziwnego, że przesłanie jego najnowszego filmu brzmi: „Miej w sercu odwagę i bądź życzliwy.”  |  | ‹Kopciuszek›
|
Mała Ella (Eloise Webb i Lily James) dorasta w szczęśliwym domu pod okiem czułych rodziców. Trwającą latami idyllę nagle przerywa choroba i śmierć ukochanej matki (Hayley Atwell). Gdy zbolały ojciec Elli (Ben Chaplin) postanawia powtórnie się ożenić, życzliwa dziewczyna robi wszystko, by jej macocha (Cate Blanchett) czuła się w nowym domu jak najlepiej. Szybko przekonuje się jednak, że w oczach drugiej żony ojca i jej rozpieszczonych córek jest nie tyle członkiem rodziny, ile darmową siłą roboczą. Bajka o Kopciuszku przeszła już w kinie liczne transformacje – nie wspominając o sequelach najbardziej znanego filmu Disneya z 1950 roku, w których jedna ze złych sióstr zmywała swoje winy zakochując się w piekarzu, a główna bohaterka cofała się w czasie, na podstawie baśni Charlesa Perraulta powstał między innymi musical z akcją osadzoną w nowojorskim Harlemie i animowana wersja z udziałem… pingwinów. Kiedy Kenneth Branagh ogłosił, że nie zamierza przenosić znanej wszystkim opowieści we współczesne czasy, nie zmieni żadnego ze znanych wątków i, o zgrozo, nie przedstawi łagodnej z natury bohaterki jako wojowniczej księżniczki Xeny, zapadł moment konsternacji. W przeciwieństwie do biednej Śnieżki, której ostatnio kazano walczyć z trollami i gonić po arenie byki, główna bohaterka bardzo dobrze jednak na tym wyszła. Trzeba zaznaczyć już na samym początku, że „Kopciuszek” Branagha nie jest filmem dla widzów, którzy w kinie szukają przede wszystkim postmodernistycznych gier z konwencjami. Pod wieloma względami jest to najbardziej tradycyjny i najbardziej zachowawczy film ostatnich lat, jakimś cudem udaje mu się jednak poruszyć. Może właśnie ze względu na swoją prostotę; w przeciwieństwie do wielu przekombinowanych wersji, na siłę usiłujących znaleźć w znanej opowieści jakieś drugie dno, Branagh nie udaje, że w jego filmie chodzi o coś więcej niż tylko rozrywkę. W czasach, gdy większość filmowców najbardziej boi się oskarżenia o przesadę, Brytyjczyk wnosi do kina eksplozję koloru niewidzianą chyba od złotych czasów Technikoloru – „Kopciuszek” to film, który kilkadziesiąt lat temu mogliby nakręcić Powell i Pressburger. „Porwała mnie siła tej historii i czułem, że wizualna strona filmu musi ją odzwierciedlać” – przyznał reżyser. Widać w filmie tę radość; dzięki słynnej kostiumolog Sandy Powell i scenografowi Dante Ferretti dużo tu brokatu, przepychu, a mali przyjaciele Kopciuszka stanowią chyba najlepszy przykład komputerowo wygenerowanych zwierzątek od czasu „Babe – świnki z klasą”. To, że Branagh zachowuje w filmie wszystkie znane elementy nie oznacza wcale, że się nimi nie bawi i nawet ikoniczny pantofelek doczeka się kilku ironicznych komentarzy. „To pantofelki ze szkła?” – pyta bohaterka. „Pewnie. A dlaczego nie?” No właśnie. „Gdy grasz postać, która przed imieniem ma przymiotnik „zła”, od razu wiesz, że będziesz się dobrze bawić. Byłam za stara na to, żeby zagrać Kopciuszka i niewystarczająco zabawna, żeby zagrać jej matkę chrzestną, więc dali mi się to, co zostało” – zauważyła w Berlinie Cate Blanchett. Choć rola dobrze ubranego Antychrysta (jej perfidny kot nazywa się nawet Lucyfer) najwyraźniej sprawia jej sporo frajdy, a zrobiona na platynowy blond Helena Bonham Carter sugeruje, że nawet dobrym wróżkom zdarza się być na kwasie, sukces filmu w dużej mierze zależał od głównej bohaterki. Bez względu na to, czy darzy się ją sympatią, trzeba przyznać, że Kopciuszek to dość niewdzięczna rola i łatwo mogła okazać się irytująca lub po prostu… nudna. Owszem, znana z serialu „Dowton Abbey” Lily James rzeczywiście dziękuje kurom za zniesione jajka, wzbudza jednak autentyczną sympatię i jakoś łatwo przełknąć to, że przez większość filmu konwersuje głównie z gryzoniami. Stanowi bijące serce filmu i nawet mało efektowny książę (powstały z martwych Robb Stark, to jest Richard Madden) nie jest w stanie tego zmienić. „Kopciuszek” to rozkoszna konfekcja ze stajni Disneya. Nie zmieni świata, ale uczyni go na chwilę bardzo sympatycznym miejscem i biorąc pod uwagę entuzjastyczne przyjęcie filmu na Berlinale, jest spora szansa na to, że dadzą jej się porwać nie tylko kilkuletni widzowie. Rzadko zdarza się, by zmęczeni i zblazowani dziennikarze nagradzali gromkimi brawami sekwencję pośpiesznej ucieczki z balu i głośno wyrażali entuzjazm na widok wyjątkowo rozkosznej myszki, a prowadzący konferencję prasową wyjątkowo rozpoczął ją w dumnie połyskującym na łysej głowie diademie. Nawet dorośli potrzebują czasem bajek. I odrobiny magii.
Tytuł: Kopciuszek Tytuł oryginalny: Cinderella Data premiery: 13 marca 2015 Rok produkcji: 2015 Kraj produkcji: USA Gatunek: dramat, familijny, przygodowy Ekstrakt: 70% |