Z okazji zbliżającego się rozdania Oscarów, w którym nasza „Ida” walczy o statuetki w dwóch kategoriach (a czegoś takiego w historii polskiego kina jeszcze nie było) przedstawiamy wielogłos redakcji „Esensji” na temat dzieła Pawła Pawlikowskiego.  | ‹Ida›
|
Sebastian Chosiński [80%] Choć Paweł (ewentualnie „Paul”, bo i tak podpisuje swoje filmy) Pawlikowski urodził się w Warszawie (w 1957 roku), przez długie lata pracował – najpierw jako reżyser filmów dokumentalnych, a następnie fabularnych – w Anglii. „Ida” jest jego pierwszym dziełem w całości zrealizowanym w kraju; wcześniej wpadał jedynie do ojczyzny, realizując polskie sekwencje obrazów, których zasadnicza część akcji rozgrywała się w innych krajach – między innymi, jak w przypadku „Korespondenta” (1998) – w Rosji. Kręcąc „Idę”, opartą na scenariuszu autorstwa własnego i Rebekki Lenkiewicz, Pawlikowski podążył szlakiem przetartym przez Władysława Pasikowskiego w „Pokłosiu” (2012) – postanowił bowiem podjąć temat wciąż jeszcze nieuregulowanych stosunków polsko-żydowskich i polskiej (współ)odpowiedzialności za tragiczny los Żydów podczas II wojny światowej. O ile jednak twórca „Psów” przeniósł akcję swego filmu do lat nam współczesnych, przybysz z Wysp postanowił spojrzeć na przeszłość z nieco mniejszej, przynajmniej dla bohaterów dzieła, perspektywy czasowej. Są lata 60. XX wieku (na pewno przed rokiem 1968 i wydarzeniami marcowymi), nowicjuszka w zakonie, młodziutka siostra Anna (w tej roli Anna Trzebuchowska), ma w najbliższych tygodniach złożyć śluby i już na dobre zamknąć przed / za sobą drzwi do świata zewnętrznego. Siostra przełożona nie chce jednak, by dziewczyna podejmowała decyzję ostateczną bez rozliczenia się ze swoją przeszłością. Dlatego nalega, aby wcześniej odwiedziła swą jedyną żyjącą krewną, ciotkę Wandę Gruz (kolejna świetna rola Agaty Kuleszy). Od niej Anna dowiaduje się, że wcale nie jest Anną – naprawdę nazywa się Ida Lebenstein, jest Żydówką, która jako malutka dziewczynka w czasie wojny trafiła do sierocińca prowadzonego przez zakonnice. Jej rodzice zginęli. Ale jak? I gdzie znajdują się ich groby? – na te pytania dopiero przyjdzie obu kobietom znaleźć odpowiedzi. Podróż w przeszłość dla młodej zakonnicy, a nade wszystko starszej od niej o pokolenie dawnej pani prokurator z czasów stalinowskich, skazującej na śmierć „wrogów ludu” – jest niezwykle traumatycznym przeżyciem. Ból z rozdrapywanych ran okaże się bowiem nie do wytrzymania. Ciekawa jest zwłaszcza postać Wandy Gruz, zdystansowanej wobec rzeczywistości, lecz także targanej wyrzutami sumienia, z jednej strony ofiary wojny, z drugiej – kata bohaterów wojennych (można w niej dostrzec wiele cech wspólnych z granym przez Olega Mieńszykowa Dmitrijem ze „Spalonych słońcem” Nikity Michałkowa). Pawlikowski nie próbuje jej przed widzem usprawiedliwiać, wskazuje jednak, jakie mogły być źródła zatruwającej ją nienawiści. Na drugim biegunie znajduje się Anna / Ida – oddana Bogu i spolegliwa, która ze stoickim spokojem odkrywa, że dotąd żyła w wielkim kłamstwie; okłamywała ją zarówno siostra przełożona (nic nie mówiąc o jej żydowskim pochodzeniu), prawdy nie wyjawił również ksiądz Andrzej, proboszcz wiejskiej parafii, wypierający się jakichkolwiek kontaktów z Żydami podczas wojny (choć jego postępowanie można jeszcze zrozumieć). W efekcie dziewczyną zaczynają targać wątpliwości – czy to, co planowała zrobić, jest najwłaściwszym wyborem? czy ma prawo wyrzec się swych najbliższych i swojej wiary? Karolina Ćwiek-Rogalska [90%] Dzieło, które zgarnęło bodaj wszystko, co było do zgarnięcia. A rzeczywiście jest za co obsypywać film Pawła Pawlikowskiego nagrodami. Sama fabuła nie jest bardzo skomplikowana, wręcz przeciwnie historię nowicjuszki Anny, która wyrusza by poznać swoją jedyną krewną, prokurator Wandę, opowiedziana jest w bardzo prosty sposób. Brakuje tu wielkich narracji, z którymi polskie kino zazwyczaj jakoś nie umie się rozstać, a Historia przez duże „H” stanowi jedynie zaplecze dla dość kameralnej opowieści. Znakomite role aktorek i aktorów (fenomenalna Agata Kulesza, bardzo dobra Agata Trzebuchowska, ciekawe postaci epizodyczne w wykonaniu takich aktorów jak Jerzy Trela, Adam Szyszkowski, Dawid Ogrodnik) doskonale się sprawdza w tak oszczędnym sposobie opowiadania, jaki wybrał reżyser. Dochodzą do tego zdjęcia, którym nie sposób oszczędzić rzędu przymiotników zaczynających się od „naj”. Choć zarzucano autorom zdjęć, że poszli w ujęcia zbyt artystyczne, wydaje się, że każdy, kto oglądał czarno-białe zdjęcia swoich dziadków, rozpozna tam pewne obrazy tak mocno obecne w każdym rodzinnym albumie. Ilustrowany świetnie dobraną muzyką film z pewnością wart zobaczenia. Krystian Fred [80%] Swego czasu za największą bolączkę polskiego kina uważano jego hermetyczność. Uwięzione w polskim bagnie fabuły miały być niezrozumiałe dla zagranicznego widza. A to miało skutkować brakiem sukcesów poza granicami kraju. W takim wypadku „Idę” Pawła Pawlikowskiego należy uznać za skowronka nadziei dla narodowej kinematografii – w końcu udało się podbić serca zarówno rodzimej (Gdynia, Warszawa) jak i zachodniej (Londyn, Toronto) publiczności. I to mimo zatopienia filmu w sosie historycznym. Fabuła odnosi się do modnego ostatnimi czasy tematu polsko-żydowskich rozliczeń. Wszyscy, którzy obawiali się lub wietrzyli spisek, że sięgnięcie po tematykę żydowską jest wykalkulowaną próbą zebrania złotych żniw będą (kolejno) usatysfakcjonowani lub zawiedzeni. Choć prywatne śledztwo jest głównym motorem akcji, to reżyser daleki jest od ferowania wyroków i kreowania się na autorytet czy też sumienie narodu – co jest niezwykle łatwe, kiedy żyje się w czasach, kiedy największym zmartwieniem jest brak Wi-Fi. Bohaterowie „Idy” – zabójca żydowskiej rodziny i stalinowska sędzia – zostali wciągnięci w wir wydarzeń, które w gruncie rzeczy przyzwoliły na zbrodnię. Co jednak ani nie usprawiedliwia, ani nie umniejsza ciężaru moralnego ich decyzji. Zwłaszcza, że popełnione czyny ciągną się za nimi i nie pozwalają zapomnieć. Sumienie nie ma opcji politycznej czy też narodowości. Zbrukane krwią domaga się skruchy i odkupienia. Pawlikowski, mimo urzekających czarno-białych zdjęć, stworzył niezwykle barwny obraz. Zasługa nie tylko w skrajnie kontrastowym zarysie głównych bohaterek (debiutantka Agata Trzebuchowska i brawurowa Agata Kulesza), ale też w ukazaniu życia klubowego PRL-u. Okazuje się, że szarość może mieć wiele odcieni. Jarosław Robak [70%] Wysmakowane czarno-białe zdjęcia, podkreślający kameralny nastrój format obrazu, trochę Coltrane’a, trochę Bacha – trudno czynić zarzut z tego, że „Ida” Pawła Pawlikowskiego bardzo chce się podobać, tym bardziej, że wyrafinowana forma nadaje kolejnej opowieści o bolesnej polsko-żydowskiej pamięci subtelność wiersza (co jest przyjemną odmianą po plakatowej łopatologii „Pokłosia”). Film konsekwentnie unika oskarżycielskich tonów, a oprawców (zarówno stalinowskich, jak i tych z czasów wojny) pokazuje jako postaci tragiczne, którym można współczuć. Sędzia Wanda Gruz, ciotka tytułowej bohaterki, nie jest tu potworem z prawicowej bajki o żydokomunie, ale kimś, komu wojna odbiera rodzinę, a nowy ustrój wiarę w komunistyczne ideały. Wspaniała Agata Kulesza oddaje sprzeczności tkwiące w tej postaci – humor i cynizm, umiejętność korzystania z życia i bezwzględność, ale przede wszystkim rozpacz i poczucie przegranej. Ciotka Wanda jest dla Idy, nowicjuszki z zakonu, przewodniczką po „prawdziwym” życiu – takim z okrutną Historią i trudnymi dylematami codzienności, ale również z papierosami, jazzem i seksem. Film Pawlikowskiego jest poniekąd coming of age movie, w którym Ida, po serii doświadczeń i światopoglądowych konfrontacji, osiąga samowiedzę i dokonuje pierwszego dorosłego wyboru w życiu. Tu moim zdaniem „Ida” trochę zawodzi – reżyser nie zadał sobie wiele trudu, by przekonująco umotywować finałową decyzję bohaterki o powrocie do klasztoru, odmalowanego tu jako miejsce nudnej rutyny, a nie duchowych uniesień. Nie mówiąc już o tym, że wybór bohaterki jest ucieczką przed życiem i historią – a nie próbą zmierzenia się z nimi (co, jak sądzę, miało być głównym przesłaniem filmu). Krzysztof Spór [90%] Najlepszy polski film w historii? Dla mnie absolutna czołówka i choć zapewne ta opinia wielu się nie spodoba, bo kinematografia bogata, sukcesów mnóstwo, dzieł wybitnych wiele, to będę uparcie przy swoim uwielbieniu dla „Idy” obstawał. Co takiego mnie w filmie Pawła Pawlikowskiego zachwyciło? Przede wszystkim spojrzenie na historię i jej ujęcie, to odważne podjęcie trudnego tematu i spojrzenie na niego poprzez koncentrację na samych bohaterach i przez ich świat opowiedziane. Cały film zadaje mnóstwo pytań – także tych niewygodnych, prowadzi opowieść wieloma tropami, trzyma za gardło przez cały seans, zmusza do zastanowienia, nie pozostawia obojętnym i zachęca do zgłębiania tematu. Mój zachwyt nad „Idą” jest tak wielki, także dlatego, że w polskim kinie w ostatnich latach nic mnie tak mocno nie poruszyło, nie dotknęło, nie potrząsnęło w jednym momencie i od pierwszego seansu. I niewiele do tego „Ida” potrzebowała. Widziałem wiele wybitnych filmów i każdy na pewno dla naszej kinematografii ważny z miejscem w historii, ale to „Ida” w tym zestawieniu się wybija. Jest skromna, czarno-biała, bez gwiazd, powstała bez medialnych fleszy, na sukces zapracowała wielką klasą i autentycznością. Kiedy ostatni raz o polskim filmie mówił CAŁY świat? To tylko nagroda za szczerość i odwagę, za talent bez wielkich słów, masowych scen, rozbudowanego scenariusza. Ten minimalizm w „Idzie” jest dla mnie dowodem, jak niewiele trzeba, by ciągle kręcić wielkie filmy. KINO ŻYJE! Konrad Wągrowski [70%] „Ida”, oprócz nominacji w kategorii filmu nieanglojęzycznego dostąpiła też nominacji w kategorii najlepszych zdjęć – i tam właśnie będę jej szczerze i bez wątpliwości kibicował (choć pewnie i tak wygra Lubezki za „Birdmana”). Bo to właśnie zdjęcia są największym atutem estetycznie pięknego filmu Pawła Pawlikowskiego i z pewnością więcej niż jeden seans jest wskazany, by w pełni docenić kunszt operatorów i artyzm wizualnej warstwy filmu. Drugim niewątpliwym atutem jest rola Agaty Kuleszy i aż chce się wierzyć, że ta kreacja pozwoli jej na rozwój kariery nie tylko w ramach polskiego kina. Od strony fabularnej „Ida” to jednak film dobry, lecz nie wybitny. Ładnie potrafi wygrać jeden z największych dramatów, który miał miejsce na naszych ziemiach, wpisuje się w dyskusje o relacjach polsko-żydowskich, ale nie opuszcza mnie przekonanie, że idzie w tym wszystkim nieco na skróty, według prostych, zrozumiałych dla zachodniego widza schematów. Drugim problemem filmu jest to, że mimo opowiadania tragicznej historii, zostawia widza raczej obojętnym, a finałowa decyzja Idy nie budzi w nas większych emocji. W sumie więc dzieło ładne, ciekawe, ale nie wyjątkowe.
Tytuł: Ida Data premiery: 25 października 2013 Rok produkcji: 2013 Kraj produkcji: Polska Czas trwania: 80 min Gatunek: dramat |