Przed jutrzejszą ceremonią redakcja Esensji rozmawia o nominacjach oscarowych, typuje faworytów, wymienia pominiętych i szacuje szanse. Dla kogo Oscary?  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Konrad Wągrowski: W tym roku zaledwie osiem filmów doczekało się nominacji – „Snajper”, „Birdman”, „Boyhood”, „Grand Budapest Hotel”, „Gra tajemnic”, „Selma”, „Teoria wszystkiego” i „Whiplash” – i powiem chyba, że szału nie ma. To nie są złe filmy, ale też w większości nie wybitne. Moim zdaniem zwycięstwo „Boyhood”, jedynego dzieła wychodzącego ponad przeciętność, jest tyleż oczywiste, co zasłużone. A wy jak uważacie? Jarosław Robak: Też trzymam kciuki za „Boyhood”, ale po zgarnięciu nagród Gildii Producentów i Gildii Aktorów faworytem do zwycięstwa jest chyba jednak „Birdman”. Ale masz rację, poziom tegorocznych kandydatów jest bardzo taki sobie: nie wiem, co w stawce robią dwie odbite na ksero, szkolne biografie angielskich geniuszy („Gra tajemnic” i „Teoria wszystkiego”). Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie za to „Selma”, bo nie okazała się „poprawną politycznie” (cokolwiek to znaczy) laurką, ale naprawdę ciekawym obrazem i samego Martina Luthera Kinga, i ruchu praw obywatelskich. Gdyby jakimś cudem wygrała, może obudziliby się polscy dystrybutorzy i wprowadzili ją w końcu do kin. Konrad Wągrowski: Już chyba się obudzili, bo premiera jest zapowiadana na 10 kwietnia. Kamil Witek: Jarku, mnie nie dziwią nominacje dla klasycznych biografii bo przecież to one w dużej mierze tworzą quasi-gatunek o nazwie „filmy oscarowe”. „Selma” jest przyzwoita, ale po 476 płomiennej przemowie Kinga czułem się jak na kazaniu, które jest o kilka razy za długie. Plus za bezkompromisowe ukazanie amerykańskiego południa, gdzie podziały rasowe były i są obecne nawet 100 lat po wojnie secesyjnej. Żałuję tylko, ze zza pleców dwójki oczywistych faworytów nie ma szans, że wyskoczy „ten trzeci” bo „Whiplash” to jednak za mały film a „Grand Budapest Hotel”, mimo współliderowania w liczbie nominacji, w większości typowań nie jest do końca brany na serio.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Jarosław Robak: Wiem, że Akademia lubi biografie – ale jednak potrafiła zignorować „Get On Up” o Jamesie Brownie, które nie jest ani lepsze, ani gorsze od „Gry tajemnic” (a w dodatku ma świetną muzykę i jest lepsze aktorsko), więc chyba nawet w Hollywood znają jakieś granice. Rozumiem, co może przeszkadzać w „Selmie”, ale ja jestem fanem amerykańskiej kultury oratorskiej i słuchanie pastora Kinga w świetnej interpretacji Davida Oyelowo to była dla mnie sama przyjemność. Piotr Dobry: Wypada zauważyć, że z polskiej perspektywy to najbardziej ekscytujące rozdanie w historii. Pięć nominacji dla Polaków jeszcze nigdy się nie zdarzyło i zapewne nieprędko się powtórzy. Z kolei w kategorii ogólnej rzeczywiście, chyba coby zachować równowagę w przyrodzie, mamy najgorsze rozdanie od lat. Wybitnych filmów sztuk raz („Boyhood”), kilka poprawnych biopików, najsłabsze filmy w karierze Wesa Andersona i Clinta Eastwooda. Cóż, przynajmniej ta zaleta, że wiadomo komu kibicować. Kamil Witek: 5 nominacji – świetnie, szkoda tylko, że dwie z nich są chyba w najnudniejszej oscarowej kategorii – krótkometrażowy film dokumentalny. Zresztą krótkie metraże to powoli polska specjalność, bo w tych kategoriach w ostatnich latach nominowani byli Fabicki, Konopka i Bagiński. W przyznaniu tytułu najgorszych Oscarów od lat przeszkadza mi rok 2012, gdzie wybitnych filmów było zero, tym bardziej, że totalnych pomyłek na poziomie „Czasu wojny” czy „Strasznie głośno…” teraz nie ma. „Snajper” jest aż tak zły?  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Piotr Dobry: Ale czemu krótki metraż ma być najnudniejszy? „Joannę” będę widział dopiero kilka godzin przed galą, ale „Nasza klątwa” trafiła mnie emocjonalnie mocniej niż siedem filmów z głównej kategorii, wyjąwszy jedynie „Boyhood”. A „Snajper” może nie tyle zły, bo sprawnie skręcony i świetnie zagrany (nawet Sienna Miller daje radę), ile dość ograniczony w swej prowojennej wizji i skrajnym odhumanizowaniu muzułmanów. Zdecydowanie wolę Eastwooda, kiedy robi filmy niebanalne i niejednoznaczne, jak „Bez przebaczenia”, „Za wszelką cenę” czy „Gran Torino”. Konrad Wągrowski: Jeśli mowa o „Snajperze”, to naprawdę ciężko nakręcić ciekawy, wielowymiarowy film, jeśli ojciec Chrisa Kyle’a grzmi, że „rozpęta piekło”, jeśli film w jakiś sposób uderzy w pamięć jego syna, a koledzy-weterani grożą scenarzyście, że go zabiją, jeśli spieprzy – z ich punktu widzenia – tę opowieść. A szkoda, bo możliwych arcyciekawych tropów tu było dużo. Powstał tymczasem film o dzielnym chłopaku, który zabił 160 parszywych drani, ale jakoś doszedł po tym do siebie. Lepsze wrażenie robi „Selma”, bo przynajmniej widać w niej pasję i energię, i wstydliwe przypomnienie Ameryki, gdy naprawdę trudno było o nie mówić jako o państwie równości i praworządności. Ale też nie przepadam za skrajnie czarno-białymi filmami (w kwestii konfliktu poglądów). Nie oczekuję oczywiście jakiegoś wybielania rasistów, ale spojrzenie, skąd brał się ów rasizm byłoby ciekawe i nadanie jakichś ludzkich cech Martinowi Lutherowi Kingowi też by nie zawadziło. O problemach „Gry tajemnic” już mówiliśmy, „Birdman” jest tyleż ładny, co nie budzący większych emocji, cieszy mnie nominacja dla Wesa Andersona, nawet jeśli nie tyczy jego najlepszego filmu (ale jest dobry, kurcze – nie powtarzajmy dyskusji podsumowującej roku), „Teoria wszystkiego” ładnie rozgrywa opowieść miłosną, w której happy endem będzie rozstanie bohaterów, ale jest do bólu zachowawcza w formie, ponad przeciętność wychodzi „Whiplash”, bo choć przesłanie może być uważane za kontrowersyjne, to jednak ma on pomysł, energię, a emocjami może obdzielić wszystkich pozostałych nominowanych. Ale na nagrodę główną zasłużyć może tylko „Boyhood”.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Kamil Witek: Mówiąc „najnudniejsza” miałem na myśli bardziej prestiż i zainteresowanie wszystkich – widzów, uczestników gali i branżę. Nie neguję jakości filmów, to z pewnością filmy dobre czy bardzo dobre a jeśli „Nasza klątwa” ma taki ładunek emocjonalny jak mówi Piotr, to już nie mogę doczekać się kiedy pojawi się w jakiejkolwiek dystrybucji w kraju, choć pewnie doczepiony do jakiegoś polskiego filmu na zasadzie bonusa przejdzie raczej niezauważenie. Konrad wspomniał o „Whiplash”, wiem, że Jarkowi się nie podobał, Piotrkowi odwrotnie, więc dziwię się dlaczego jeszcze się o niego nie pokłóciliście. Ja na samo wspomnienie początkowej partii trąbek z tytułowego „Whiplasha” aż podskakuję, a też podobnie jak Jarek wolę rocka od jazzu… Piotr Dobry: Och, bo ten temat jest już przez środowisko tak przewałkowany… A „Naszą klątwę” znajdziesz tutaj. Jarosław Robak: Z naszych krótkometrażowych dokumentów o wiele większe wrażenie zrobiła na mnie „Joanna” Anety Kopacz: film o umieraniu, ale też o doświadczaniu zmysłowości świata, bardzo wysmakowany formalnie: z muzyką Jana A.P. Kaczmarka i zdjęciami Łukasza Żala, chwilami przywodzącymi na myśl najlepsze momenty Terrence’a Malicka. Piękny list miłosny do życia (i, moim zdaniem, nasza największa oscarowa szansa) – świetnie, że właśnie trafiła do kin studyjnych. Konrad Wągrowski: A może jeszcze kilka słów o tym, kogo nam w tym rozdaniu zabrakło? Z pewnością „Zaginiona dziewczyna” jest filmem lepszym od co najmniej połowy z nominowanych, ktoś jeszcze?  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Jarosław Robak: Skoro Akademia i tak zaszalała, nominując dość eksperymentalne filmy jak „Boyhood” czy „Birdman”, z powodzeniem mogła docisnąć arthouse’owego pedału i docenić wybitne „Pod skórą” Jonathana Glazera (a już na pewno tego tytułu brakuje w kategoriach „aktorka pierwszoplanowa” i „muzyka”). Do listy życzeń dopisałbym też rzeczy bardziej mainstreamowe: „Dziką drogę”, „Interstellar” (!), a także może niezupełnie udany, ale bardzo przewrotny musical „Tajemnice lasu” z wspaniałymi rolami Emily Blunt i Anny Kendrick. Nie mówiąc już o tym, że skandalicznie zignorowaną „Lego przygodę” uważam za film lepszy od całej nominowanej ósemki. Konrad Wągrowski: Na razie pewni wydają się być zwycięzcy w dwóch kategoriach – nie powinno być mocnych na Julianne Moore w kategorii pierwszoplanowej, a i J.K. Simmons powinien zgarnąć golasa za drugoplanową (choć ja kibicuję Edowi Nortonowi, który zagrał najlepszą rolę od lat i jest, obok zdjęć, najjaśniejszym elementem „Birdmana”). Ciekawa walka między Michaelem Keatonem i Eddiem Redmaynem – ten drugi ma przewagę, bo przecież Akademia uwielbia role postaci autentycznych i kalekich (a tu mamy dubla). Tylko w drugoplanowych kobiecych nie wiem na kogo stawiać… |