Blisko. Coraz bliżej. Wielkimi krokami nadciąga bitwa w Lesie Teutoburskim. I chociaż zakończenie poprzedniego tomu „Orłów Rzymu” sugerowało, że zostanie ona rozegrana już w następnym albumie, Enrico Marini postanowił mimo wszystko odwlec jeszcze ten moment w czasie. Co wcale nie oznacza, że z tego powodu „Księga IV” cyklu jest mniej ciekawsza.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Trzeba przyznać, że Enrico Marini (znany w Polsce również z kostiumowego horroru „ Drapieżcy” oraz „ Skorpiona”, klasycznej opowieści spod znaku płaszcza i szpady) potrafi trzymać w niepewności. Że świetnie wychodzi mu podgrzewanie napięcia. Że nawet gdy odwleka moment, na który czytelnicy od dawna czekają z niecierpliwością, robi to w taki sposób, że trudno się na niego gniewać. Wszyscy, którzy uważnie wsłuchiwali się w lekcje historii poświęcone starożytności (lub oglądali kultowy serial BBC „Ja, Klaudiusz” sprzed prawie czterdziestu lat), wiedzą, czym zakończą się „Orły Rzymu”, a mimo to kolejne albumy serii wciągają na tyle, że pochłania się je z ogromnym zainteresowaniem. I bez dwóch zdań – jest to zasługa świetnego scenariusza, który choć przedstawia wydarzenia sprzed dwóch tysięcy lat, skrojony jest idealnie na miarę współczesnego wielbiciela opowieści rysunkowych (nawet takiego, który za historią specjalnie nie przepada). Marini zdecydował się bowiem na uwypuklenie wątków, które świetnie sprawdzają się w każdej epoce, pod każdą długością i szerokością geograficzną. Stąd mowa o wystawionej na najtrudniejszy egzamin męskiej przyjaźni i o miłości (a raczej: miłościach), która – aby się spełniła – musi przezwyciężyć mnóstwo przeciwności losu. Germanin Arminiusz (a w zasadzie Ermanamer), syn księcia Cherusków Sigimera, jest nie tylko odważnym wojownikiem, ale nade wszystko rzymskim ekwitą, zasłużonym dla Wiecznego Miasta i z tego też powodu cieszącym się uznaniem i zaufaniem przełożonych. Za najbliższego przyjaciela ma Marka Waleriusza Falko, w którego żyłach również płynie germańska krew (jego matka, Albinia, pochodziła znad Renu), choć dla niego jest to raczej powód do wstydu, nie chwały. Znają się od dziecka, Arminiusz dorastał przecież w domu Marka (vide „ Księga I”). Przez długie lata nie mieli przed sobą tajemnic. Kiedy więc los rzucił obu do Germanii, mogło się wydawać, że będą zgodnie współpracować dla dobra Rzymu, niosąc cywilizację wiecznie skłóconym barbarzyńskim plemionom. Problem w tym, że Ermanamer ma własne plany polityczne i sprzęgnięte z nimi ambicje – marzy o zjednoczeniu w jednym państwie wszystkich Germanów i zdaje sobie sprawę, że droga do tego może prowadzić jedynie po trupach rzymskich legionistów. Z dużym prawdopodobieństwem także po trupie Marka Waleriusza Falko. Enrico Marini przeniósł akcję „Orłów Rzymu” w nadreńskie puszcze już w „ Księdze II”. I od tamtej pory regularnie podsyca zainteresowanie czytelników – wciąż jednak jeszcze niespełnioną – obietnicą komiksowej wizji ostatecznej rozgrywki, do jakiej doszło pomiędzy Arminiuszem a namiestnikiem Germanii, Publiuszem Kwinktyliuszem Warusem, w Lesie Teutoburskim (niedaleko współczesnej Kolonii). W najnowszej odsłonie cyklu również jej nie ma. Ale to wcale nie znaczy, że nie dzieje się nic ciekawego. Wręcz przeciwnie! Włoch świetnie przedstawił przygotowania do wielkiej rebelii, w tym głównie działania Arminiusza zmierzające do zjednoczenia wszystkich plemion germańskich przeciwko wspólnemu wrogowi. Wojna, choć jeszcze nie wypowiedziana, toczy się tak naprawdę przez cały czas. Ofiary padają po obu stronach. Marek z czasem nabiera pewności, a potem zyskuje jeszcze dowody na zdradę najbliższego przyjaciela. Chce ostrzec przed nim Warusa, lecz nie docenia przebiegłości Germanina, który przyjmując na swoje barki ciężar wojny z Rzymem, doskonale zdaje sobie sprawę, że chcąc odnieść zwycięstwo, trzeba do ostatniej możliwej chwili udawać sojusznika Miasta Wilczycy. W tomie czwartym nie brakuje scen batalistycznych, które – jak można sądzić – są wciąż jeszcze tylko wprawką przed końcową wielką bitwą. A i tak robią doskonałe wrażenie. Te kilkanaście plansz poświęconych oblężeniu przez oddziały Germanina Loknara twierdzy bronionej przez Marka zachwycają posępnością i naturalizmem. To ostatnie stwierdzenie proszę przy okazji potraktować jako ostrzeżenie: osoby wrażliwe na widok przelewanej hektolitrami krwi powinny przed lekturą „Księgi IV” uraczyć się najpierw czymś na uspokojenie. Ale też nie samą wojną żyją bohaterowie Mariniego. Włoch rozwija również wątki miłosne, szczególnie mocno uwypuklając uczucie, jakim Arminiusz darzy Thusneldę, córkę wrogiego mu Segestesa. Stanowi ono także pretekst do choćby chwilowego oderwania się od spraw polityczno-militarnych i skupienia na nieco przyjemniejszym aspekcie ludzkiej egzystencji (choć trudno pozbyć się wrażenia, że Milo Manara wycisnąłby z tego motywu znacznie więcej). Portret młodego Germanina zyskuje w tym tomie jeszcze jeden wyrazisty rys. Enrico Marini stawia bowiem – ustami Marka Waleriusza Falko – bardzo istotne pytania (i tym sposobem zasiewa ziarno wątpliwości). Sformułujmy je i my: Jakie są prawdziwe intencje Arminiusza? Co w rzeczywistości nim kieruje? Czy tylko umiłowanie wolności i nienawiść do Rzymu, który pragnie z jego współplemieńców uczynić co najwyżej usłużnych niewolników i „mięso armatnie” w wojnach toczonych na kresach Imperium? Co do jednego wątpliwości mieć nie można. Wódz Germanów jest wyjątkowo zdeterminowany i gotowy zaryzykować życiem, byle tylko wprowadzić swoje zamierzenia w czyn. Kiedy to się stanie? Może już w „Księdze V”, która – jeśli Mariniemu uda się zachować dotychczasowy dwuletni cykl publikacji kolejnych albumów – powinna pojawić się w sprzedaży we Francji jeszcze w tym roku.
Tytuł: Orły Rzymu #4 Data wydania: luty 2015 ISBN: 978-83-64360-42-8 Cena: 38,00 Gatunek: historyczny Ekstrakt: 80% |