Jutro na nasze ekrany wchodzi „Difret” Zeresenaya Berhane Mehariego, który to film recenzowaliśmy przy okazji festiwalu Transatlantyk. Przypominamy tę recenzję.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Współproducentką filmu jest Angelina Jolie i to samo w sobie wiele mówi już o tym, czego można się spodziewać. Pominąwszy bowiem fakt, że akcja „Difretu” rozgrywa się w Etiopii, mamy do czynienia z klasycznym dramatem sądowym w amerykańskim wydaniu. Scenariusz, który napisał reżyser obrazu, Etiopczyk Zeresenay Berhane Mehari (to zresztą jego pełnometrażowy debiut), oparty został na autentycznych wydarzeniach i – w największym skrócie – opowiada o walce o prawa kobiet. Gdyby Jolie miała ciemny kolor skóry, zapewne nie odmówiłaby sobie przyjemności zagrania prawniczki Meazy Ashenafi, która to postać została skrojona idealnie pod jej aktorskie emploi. Obraz Mehariego jest koprodukcją etiopską-amerykańską, chociaż – co warto podkreślić – swój wkład w jego powstanie wnieśli także Polacy, a mówiąc precyzyjniej: Polki. Autorką zdjęć jest bowiem absolwentka Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach i jednocześnie Wydziału Operatorskiego American Film Institute w Los Angeles Monika Lenczewska, montażystką natomiast – Agnieszka Glińska. „Difret” spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem na festiwalach Sundance i w Berlinie, w obu przypadkach zdobywając nagrody przyznawane przez publiczność. W Addis Abebie działa pozarządowa organizacja non-profit, która zajmuje się udzielaniem pomocy prawnej kobietom; kieruje nią niezwykle ambitna i całkowicie poświęcona swemu zajęciu Meaza Ashenafi (w tej roli Meron Getnet). Wciąż jeszcze piękna, chociaż już nie najmłodsza, prawniczka ma pełną świadomość własnych atutów, wynikających z jednej strony ze znakomitego przygotowania do wykonywania zawodu, z drugiej – z poparcia, jakiego udziela jej wpływowy emerytowany sędzia, dla którego niegdyś pracowała. Gdy pewnego dnia dowiaduje się o tragicznym losie czternastoletniej dziewczynki, Hirut Assefy (gra ją młodziutka Tizita Hagere), bez wahania postanawia jej pomóc. A sprawa jest niezwykle poważna. Mieszkająca na wsi, trzy godziny drogi od stolicy, Hirut w czasie powrotu ze szkoły do domu zostaje – zgodnie z panującym tu od wieków prawem zwyczajowym – porwana przez mężczyznę, który pragnie ją poślubić. Nie zważa on na niechęć dziewczyny wobec siebie; na dodatek chcąc złamać jej opór, gwałci ją, przekonany, że to ostatecznie zmusi nastolatkę do zawarcia małżeństwa. Upokorzonej i pobitej, udaje się jednak, korzystając z chwili nieuwagi porywaczy, uciec z miejsca uwięzienia; zabiera nawet ze sobą karabin należący do swego oprawcy. Kiedy wściekli mężczyźni rzucają się w pogoń, Hirut strzela i zabija tego, który odebrał jej dziewictwo. Trafia za to natychmiast na komendę policji; rozwścieczony tłum żąda głowy dziewczynki. Przed linczem chroni ją przytomny funkcjonariusz. Nie oznacza to jednak wcale, że Hirut nie poniesie najwyższej kary. Przed tym właśnie chce ją uchronić Meaza, która usłyszawszy o całym zdarzeniu w radiu, natychmiast jedzie na komendę, aby zaopiekować się dziewczynką. Jest to jednocześnie początek jej walki z nieludzkim, dyskryminującym kobiety prawem zwyczajowym, któremu nierzadko ulegają również przedstawiciele władzy cywilnej. Jak w typowej produkcji hollywoodzkiej, mamy tu wszystkie obowiązkowe składniki, a więc: zbrukaną niewinność i panią prawnik, która jest gotowa poświęcić karierę i poruszyć niebo i ziemię, aby ratować zbłąkane dziecko; bezdusznego prokuratora symbolizującego niesprawiedliwy system prawny i przystojnego dziennikarza, który, zauroczony urodą i determinacją Ashenafi, staje po jej stronie. Mamy też odpowiednią dozę patetyzmu i wzruszeń. I obligatoryjny happy end. Choć o to akurat należałoby mieć raczej żal nie do scenarzysty, ale do życia, które tak, a nie inaczej pokierowało wydarzeniami. Gdyby akcja „Difretu” rozgrywała się w Stanach Zjednoczonych, a nie na Czarnym Lądzie, obraz Mehariego prawdopodobnie pokazany zostałby jedynie w którejś ze stacji telewizyjnych, a potem trafił na DVD; etiopska egzotyka sprawiła jednak, że triumfalnie przemaszerował przez kina festiwalowe. I słusznie, bo w końcu takie pozytywne, dodające otuchy historie również się widzom należą.
Tytuł: Difret Data premiery: 27 marca 2015 Rok produkcji: 2014 Kraj produkcji: Etiopia, USA Czas trwania: 99 min Gatunek: dramat Ekstrakt: 70% |