– Drodzy podróżni – rozległ się głos z interkomu – uprzejmie informujemy, że nasz wspólny lot dobiega końca. Wkrótce po wylądowaniu zostaniecie państwo zaszczepieni biochipem, który będzie stale monitorował stan zdrowia każdego z was. Procedura trwa sekundę i jest całkowicie bezbolesna. Proszę zapiąć pasy. Dziękuję za podróż naszymi liniami. Samolot wszedł na krąg do lądowania. Naszym celem było Paradyzium, dawniej jedna z wysp Dodekanezu, której historyczna nazwa wyleciała mi z pamięci, w całości wykupiona przez Dream Journey Inc. Pas startowy znajdował się na sztucznie dobudowanej części wyspy, swego rodzaju gigantycznej grobli usypanej z setek tysięcy ton kamieni i odpadów. Lotnisko składało się tylko z wieży kontroli lotów i infrastruktury niezbędnej do zatankowania samolotu na lot powrotny. Nie istniał klasyczny terminal, ponieważ nie było konieczności odprawy, odbywające się stąd loty przeprowadzano jedynie na potrzeby kurortu. Pasażerowie po prostu przesiedli się do podstawionych autokarów. Podróż tonącą w zieleni, dobrze utrzymaną, prostą jak strzelił szosą zajęła zaledwie kilkanaście minut. Słońce chyliło się już ku zachodowi, kiedy przed pojazdem wyrosła widoczna z daleka, rozjarzona tysiącami świateł bryła hotelu. Był to prawdziwy moloch. Główny gmach, skąpany w białym blasku, przetykanym żółcią, seledynem i różem – w tych miejscach zapewne znajdowały się kluby i restauracje – wznosił się na dobre pięćdziesiąt pięter w górę, zwieńczony koroną platform widokowych. Konstrukcja, smukła i atletyczna zarazem, złożona z dwóch identycznych, niesymetrycznie ustawionych iglic zbiegających się w dwóch trzecich wysokości budynku, przypominała olbrzyma stojącego w lekkim rozkroku. Stanowiło to współczesne, ultranowoczesne nawiązanie do Kolosa Rodyjskiego. Podziwiając elewację z wysokogatunkowej stali i nieprawdopodobnie wielkich tafli hartowanego szkła, wkroczyliśmy do westybulu kapiącego od złota, którego nawa przewyższała rozmiarem największe katedry. Uśmiechnięte hostessy wręczały każdemu elektroniczny klucz, delikatnie muskając przy tym dłoń aplikatorem biochipów. Kiedy przyszła moja kolej, nie poczułem nawet szczypnięcia, tylko lekkie mrowienie przez ułamek sekundy. Następnie obsługa sprawnie pokierowała tłumek do ekspresowych wind, które rozwiozły przybyłych na właściwe piętra. Mój pokój w standardzie deluxe znajdował się na dwudziestej czwartej kondygnacji. Skromny bagaż był już na miejscu. Czujniki wykryły moją obecność, zapaliło się światło, a całościenne okno zmieniło się w ekran ustawiony w tryb wyświetlania nagrania powitalnego: animowane logo Dream Journey Inc., panorama Paradyzium w dynamicznym montażu. Na chwilę obrazy zniknęły i zastąpiła je postać mężczyzny w nieokreślonym wieku: lekko szpakowaty, skorygowany nos, nieco zbyt wąskie usta pociągnięte delikatnie szminką, szkła zerówki dla dodania autorytetu. Z głośników popłynął niski, modulowany głos o przyjemnym brzmieniu: – Dobry wieczór. Nazywam się Jens von Eupen i jestem managerem twojego turnusu. Niezmiernie miło mi powitać cię, drogi gościu, na Paradyzium. W ciągu najbliższych dni będziesz mógł w pełni korzystać z uroków i wyszukanej rozrywki, jakie ma do zaoferowania ta piękna wyspa. Nasz kompleks obejmuje dwie wieże mieszkalne, w których znajduje się tysiąc trzysta siedem pokoi klasy deluxe, czterysta dziewięćdziesiąt trzy pokoje super deluxe i sto trzydzieści sześć światowej klasy pokoi klubowych oraz pięć apartamentów w standardzie prezydenckim, a także osiem restauracji, kilka barów i nightclubów, centrum konferencyjne i największy w Europie basen hotelowy – zamiast mówiącego wyświetliły się obrazki roześmianych, szczęśliwych ludzi korzystających z oferowanych atrakcji. – Na terenie kompleksu znajdują się także kasyna, siłownie, sauny, kina tradycyjne i interaktywne, pola golfowe, tereny do jazdy konnej, park rozrywki, odrestaurowane ruiny z epoki greko-bizantyjskiej, marina z własną flotą jachtów i motorówek, a także sztuczna rafa do nurkowania. Gościnnie występują u nas największe gwiazdy estrady, zespoły taneczne i rewiowe. To tylko ułamek wszystkich atrakcji, które dla ciebie przygotowaliśmy. Możesz skorzystać także z naszej oferty specjalnej. Określ swoje preferencje, a przydzielimy ci osobistą partnerkę lub osobistego partnera, który będzie twoim przewodnikiem po świecie erotycznych przygód i twardych używek – na ekranie pojawiły się skąpo odziane ciała pięknych dziewczyn i przystojnych młodzieńców. – W oparciu o dane z biochipa nasi lekarze codziennie przygotują dla ciebie koktajl odpowiednich środków energetyzujących, pobudzających i wspomagających potencję, tak żebyś mógł w pełni i bez ograniczeń rozkoszować się bogactwem doznań, które możesz przeżyć tylko na naszej wyspie. W razie potrzeby więcej dowiesz się korzystając z opcji info, która przeniesie cię do multimedialnego przewodnika z funkcją inteligentnego suflera. Wszelką pomocą służy również nasz wysoko wykwalifikowany personel. Ciesz się życiem i korzystaj z każdej chwili! Ekran zgasł i ponownie stał się panoramicznym oknem z widokiem na dwa błękitne bezmiary stykające się niedostrzegalnie na odległej linii horyzontu. Otworzyłem oczy i spojrzałem na łagodny łuk krągłego biodra śpiącej obok dziewczyny. Różowe sutki na jej stromych, śniadych piersiach dumnie sterczały w górę. W tym wypadku naturę tylko nieznacznie poprawił skalpel chirurga, który uczynił dokładnie to samo, co jubiler szlifujący diament, żeby uzyskać idealnie piękny brylant. Wciągnąłem w nozdrza zapach jej ciemnych włosów opadających na opalone ramiona. Pachniały drzewem sandałowym i morską wodą. Czarnooka piękność była niemal doskonałym ucieleśnieniem moich onanistycznych marzeń. Miała na imię Vera i była moją partnerką wybraną z katalogu Dream Journey Inc. Starając się jej nie obudzić, ostrożnie uwolniłem jedno ramię, odwróciłem się i wciągnąłem ścieżkę przygotowaną na nocnym stoliku. Działka czystej kokainy w najlepszym gatunku świetnie spełniała rolę śniadania do łóżka. Widok wypiętych pośladków Very wywołał przypływ pożądania. Wsunąłem dłoń między jej uda. Moje pieszczoty wybudziły ją ze snu. Westchnęła zmysłowo i poprowadziła moją rękę do celu. Kiedy wziąłem ją od tyłu, pomyślałem, że dzięki koce, środkom stymulującym oraz profesjonalizmowi i talentowi aktorskiemu Very mogę poczuć się jak prawdziwy wilk z Wall Street, a nie ubogi emeryt z budżetówki. – Co będziemy dzisiaj robić? – spytała, kiedy niedługo potem braliśmy szybki prysznic. – To chyba jasne – odpowiedziałem, przyciągając ją i całując. Splecione języki na chwilę uniemożliwiły nam dalszą rozmowę. – Świntuch z ciebie – roześmiała się, kiedy już oderwałem się od jej ust. – A coś poza tym? – Co powiesz na jacht? – Świetnie! Weźmiemy koszyk z jedzeniem i zrobimy sobie piknik po drugiej stronie wyspy. – W tej zatoczce przy starych ruinach? – Uhm. – To przygotuj co trzeba, a ja jeszcze skoczę na basen – powiedziałem wycierając się ręcznikiem. Wciągnąłem na siebie szorty i polo. – W marinie za czterdzieści minut? – zawołała, kiedy byłem już przy drzwiach. – Ok! Przy windzie spotkałem gościa zajmującego sąsiedni pokój. Mężczyzna miał jajowatą głowę ogoloną na zero i nosił okulary w drucianych oprawkach, nadające mu wygląd kierownika prowincjonalnego urzędu pocztowego. Towarzyszyła mu atrakcyjna blondynka, która miała wszystkie niezbędne walory, jednak jej uroda była zbyt plastikowa jak na mój gust. – Słyszał pan? – spytał zniżając konfidencjonalnie głos po wymianie wstępnych grzeczności. – O czym? – Mieliśmy pierwsze zejście… – łypnął okiem na blondynkę, ale ta taktownie udawała, że interesuje ją widok na zewnątrz przeszklonej windy. – Ma pan na myśli….? – zdziwiłem się, bo przecież nie minęły jeszcze gwarantowane dwa tygodnie. – Och, nie tak – zrozumiał moją aluzję. – Facet przedawkował. Nawet go reanimowali, ale bez powodzenia. – Wypadek? – Albo wypadek, albo tak wybrał. Wie pan, żeby samemu zdecydować… No, wysiadam tutaj. Miłego dnia – pożegnał się, a jego towarzyszka błysnęła w uśmiechu śnieżną bielą zębów. Wiadomość lekko mnie wzburzyła, bo przecież każdy stara się nie pamiętać o tym, co dla wszystkich prędzej czy później jest nieuniknione. W ogóle umieranie i śmierć stały się czymś wstydliwym w czasach powszechnego kultu młodości, urody i sprawności. Na basen prawie wbiegłem, jakby nagle zaczęło mi się bardzo spieszyć. Prędko zostawiłem ubranie w szafce, zostając w samych slipach. Wspiąłem się na trampolinę, odbiłem się, wykręciłem salto ze śrubą i gładko wszedłem w wodę. Przepłynąłem cztery długości basenu, stopniowo odzyskując spokój i dobry humor. Po co zaprzątać sobie głowę samobójstwem jakiegoś bubka? O ile to było samobójstwo, a nie zwykły wypadek. Starszy człowiek i ostra jazda bez trzymanki, to jednak ryzykowna kombinacja mimo całodobowego monitoringu medycznego. |