Coś z tym filmem jest nie tak. Jakby scenarzyści, a za nimi także reżyser w którymś momencie – i to całkiem blisko finału – nagle stracili koncept, o czym chcą tak naprawdę opowiedzieć. O świetnych programistach czy modelowo poprowadzonej kampanii marketingowej? A może trudnym losie młodych biznesmenów, na których pracę zwracają uwagę tak zwane czynniki oficjalne? Obejrzyjcie „Start-up” Romana Karimowa, a potem sami poszukajcie odpowiedzi.  |  | ‹Start-up›
|
Ciekawostką może być fakt, że prawdziwe nazwisko reżysera filmu nie widnieje ani w czołówce, ani w napisach końcowych. Do pracy nad „Start-upem” przystąpił bowiem, urodzony w Ufie w 1984 roku, Roman Karimow, który zadebiutował przed pięcioma laty młodzieżowym komediodramatem „Nieadekwatni ludzie”. Później wziął na warsztat tekst autorstwa Dmitrija Soboliewa, znanego dotąd przede wszystkim jako autor cenionych dramatów psychologicznych „ Wyspa” (2006) Pawła Łungina oraz „ Zawieszenie broni” (2010) Swietłany Proskurinej. Z biegiem czasu jednak wizja Karimowa coraz bardziej odbiegała od tego, co chcieli skonstruować producenci; w efekcie po zakończeniu zdjęć reżyser porzucił projekt i zażądał, by ostatecznie podpisano dzieło nie jego prawdziwym nazwiskiem, ale pseudonimem Igor Skołkow. Wyrażono na to zgodę, nie chcąc kłócić się z twórcą w nieskończoność i tym samym przedłużać moment premiery obrazu. Prace nad filmem doprowadził do szczęśliwego finału odtwórca głównej roli Jewgienij Tkaczuk („ Ja”, „ Córka”, „ Gagarin. Pierwszy w kosmosie”, „ Podróż zimowa”, „ Biesy”), dlatego jego nazwisko widnieje również – obok… Skołkowa – pod adnotacją: „reżyseria”. Kosztujący dwa miliony dolarów „Start-up” do kin trafił w kwietniu ubiegłego roku – i poległ z kretesem! Nie pomogła nawet szybka premiera na DVD; straty okazały się nieodwracalne. Widocznie Karimow przewidział porażkę dzieła i nie chciał być z nią w przyszłości kojarzony. Miała powstać bowiem rosyjska odpowiedź na „The Social Network” (2010) Davida Finchera i „Jobsa” (2013) Joshuy Michaela Sterna, a nakręcono zaskakująco miałką i nieznośną w finale historyjkę o karierze w stylu Kopciuszka. Akcja „Start-upu” zaczyna się w połowie lat 90. ubiegłego wieku i – jak zaznaczyli twórcy (czyli kto w tym konkretnym przypadku?) – opowiada historię wymyśloną, choć opartą na faktach. W tym akurat nie musi być żadnej sprzeczności, albowiem podobnych interesów w tamtych czasach, zwłaszcza w krajach postkomunistycznych, robiono sporo. Główną postacią filmu jest Boris Łarionow, którego poznajemy jako studenta informatyki Uniwersytetu Moskiewskiego; chłopak interesuje się programowaniem i wraz z kolegami z roku wymyśla przydatne dla wciąż jeszcze raczkującego Internetu oprzyrządowanie. Gdy na uczelni pojawiają się amerykańscy łowcy talentów, Boris i jego towarzysze chcą im przedstawić efekty swojej pracy, licząc na to, że przybysze zza Oceanu poznają się na ich zdolnościach, a może nawet zechcą odkupić prawa autorskie.  | |
Niestety, Łarionow spóźnia się na spotkanie i tym samym cały zespół traci możliwość zaprezentowania swego „wynalazku”. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło – Boris poznaje bowiem młodą i piękną Ingę, studentkę literatury, która dorabia sobie jako tłumacz z języka angielskiego, poza tym zwraca na niego uwagę Wsiewołod Kuszakow, który szybko dostrzega w pomysłach programisty szansę na wybicie się ponad przeciętność. Od tej pory życiem Borisa zaczyna kierować przypadek i szczęście. W czasie randki z Ingą, która ma miejsce w uniwersyteckiej bibliotece, chłopak wpada na pomysł stworzenia internetowej wyszukiwarki na wzór Google’a (którego wtedy jeszcze nie było). Chce w ten sposób pomóc dziewczynie w jej pracy naukowej. Zdradza ów koncept Wsiewołodowi, który z kolei idzie z nim do swego profesora, niezwykle ustosunkowanego Nikołaja Piotrowicza, ten natomiast kieruje studentów do innego zdolnego programisty, Bergamota (a właściwie Pawła Pawłowicza). Tak – krok po kroku – powstaje zespół, którego sztandarowym produktem staje się niebawem wyszukiwarka Holmes. Twórcy filmu całkiem sprawnie pokazują, jak wystartować z nowym interesem i stworzyć – w zasadzie bez kosztów – atrakcyjny model biznesowy, który w przyszłości jest w stanie przynieść duży zysk.  | |
I te sekwencje „Start-upu” ogląda się z naprawdę dużym zainteresowaniem. Tym bardziej że całość skręcona jest ze swadą, a jakości dodają jeszcze ciekawie skrojone i odpowiednio skontrastowane główne postaci, czyli Boris i Wsiewołod. Scenarzysta nie zapomniał bowiem o ich zróżnicowaniu charakterologicznym i podkreśleniu tego, w jaki sposób sukces biznesowy wpływa na ich psychikę i codzienne życie. Łarionow z biegiem czasu coraz bardziej oddala się od rodziny, a Kuszakow zachłystuje powodzeniem – to musi zaowocować konfliktem między nimi. I rzeczywiście, spór wybucha, ale jest jakiś miałki, mało przekonujący, jak zresztą całe ostatnie dwadzieścia minut filmu. Ratunkiem dla obrazu Karimowa byłoby dorzucenie wątku sensacyjnego. I nawet przez moment wydaje się, że tak właśnie będzie. Bo przecież aż nie chce się wierzyć, by podobną firmą – z takim potencjałem – nie zainteresowały się środowiska oligarchów czy chociażby mafiosi. Tymczasem propozycję z gatunku tych nie do odrzucenia składa im… No właśnie, problem tkwi w tym, że nikt z powyższych, co prowadzi do tego, że fabuła traci na wiarygodności, zamieniając się w umiarkowanie patriotyczną opowiastkę dla… nie wiadomo kogo. Możliwości, jakie niosła ze sobą ta historia, zostały na koniec kompletnie zmarnowane. W imię swoiście, bo po rosyjsku, pojętej poprawności politycznej.  | |
Główną, obok Jewgienija Tkaczuka, rolę w „Start-upie”, czyli Kuszakowa, zagrał trzydziestoletni dzisiaj, urodzony w Kazaniu Szamil Chamatow, Tatar z pochodzenia, młodszy o dekadę brat cenionej aktorki Czułpan Chamatowej. Nieczęsto pojawiał się do tej pory w pełnym metrażu (warto jednak wymienić komedię romantyczną „Sprzedawca zabawek” Jurija Wasiljewa sprzed dwóch lat); podobnie zresztą jak wcielająca się w Ingę Litwinka Ieva Andrejevaité (rocznik 1988), absolwentka wileńskiej Akademii Muzyki i Teatru. W rolach drugoplanowych pojawili się natomiast aktorzy o znacznie bogatszym dorobku: ojca Borisa zagrał Siemion Morozow („Jak car Piotr Ibrahima swatał” Aleksandra Mitty), Nikołaja Piotrowicza – Emmanuil Witorgan („ Król Lear” Grigorija Kozincewa i miniserial „Kordzik” Nikołaja Kalinina), a specjalistkę od bankowości – Jekatierina Dudina („ Kierowca dla Wiery” Pawła Czuchraja). W ścieżce dźwiękowej obrazu wykorzystano kompozycje Siergieja Czekryżowa (specjalizującego się przede wszystkim w komediach) oraz wokalisty zespołu Netslov, Daniiły Kałasznika (dotąd pracującego głównie przy serialach i filmach telewizyjnych). Za zdjęcia odpowiada natomiast doświadczony Maksim Osadczy, etatowy w ostatnich latach współpracownik Fiodora Bondarczuka („ 9 kompania”, „ Przenicowany świat”, „ Stalingrad”), ale też próbujący sił w „pojedynkach” z innymi reżyserami (vide komediodramat „ Kokoko” Awdotji Smirnowej).
Tytuł: Start-up Tytuł oryginalny: Стартап Obsada: Jewgienij Tkaczuk, Szamil Chamatow, Ieva Andrejevaité, Siemion Morozow, Emmanuil Witorgan, Andriej Sokołow, Dmitrij Bogdan, Jekatierina Judina, Wiera Panfiłowa, Antow Szurcow, Andriej Nazimow, Aleksandr Tuarminski, Wiktor KomarowRok produkcji: 2014 Kraj produkcji: Rosja Czas trwania: 86 min Gatunek: dramat, obyczajowy Ekstrakt: 60% |