Beigbeider, francuski intelektualista, któremu daleko do bycia dostojnym – pisze całym sobą, przedstawiając nam osobisty ranking stu kochanych przez niego książek. W „Pierwszym bilansie po apokalipsie” nie ma świętości z wyjątkiem jednej rzeczy: nietykalna jest jedynie papierowa książka.  |  | ‹Pierwszy bilans po apokalipsie›
|
Frédéricowi Beigbederowi absolutnie nie podoba się radykalna zmiana kondycji gatunku powieściowego, odkąd książki zaczęły się ukazywać w formie elektronicznej. Z nostalgią zauważa, że zanika wszechogarniająca, solidna opowieść, w którą można było się zanurzyć bez reszty. Teraz mamy tylko storytelling. „W jaki sposób książka papierowa może konkurować ze światem audiowizualnym, skoro człowiek Zachodu spędza średnio trzy godziny dziennie przed telewizorem?”, pyta z goryczą autor. Zanik papierowych książek to dla Beigbedera istna apokalipsa: „czytnik elektroniczny czyni z nas nie czytelników, którzy (…) zagłębiają się w obcy świat, żeby uciec od rzeczywistości, ale zblazowanych konsumentów, rozproszone automaty, niecierpliwych przyciskaczy, nieuważnych klikaczy”. „Pierwszy bilans po apokalipsie” jest błyskotliwym i niebanalnym eseistycznym omówieniem stu ulubionych książek Beigbedera, „które trzeba przeczytać na papierze zanim będzie za późno”, uzupełnionych kilkoma subiektywnymi zdaniami o ich autorach. Stanowi swoistą kontynuację nieznanego u nas „Ostatniego bilansu przed likwidacją” sprzed kilkunastu lat, w którym autor skomentował pięćdziesiąt książek stulecia wybranych przez Francuzów w ramach sondażu przeprowadzonego przez „Le Monde”. Wybór stu pozycji jest, rzecz jasna, subiektywny i nieoczywisty, nie znajdziemy tu wszystkich klasycznych dzieł, które zwykle zajmują wysokie miejsca w tego rodzaju rankingach, choć jest na przykład „Mistrz i Małgorzata”, „Pożegnanie z Afryką”, „Buszujący w zbożu” i opowiadania Hemingwaya. Ale co robi w tym zestawieniu pierwsza płyta grupy Téléfone? Albo książka pewnego pisarza zamieszczona tu „po znajomości” (do czego zresztą Beigbeder się przyznaje)? To dowodzi, że autor dokonuje swojego wyboru z dystansem i swoistą niefrasobliwością. Większość tytułów, które znalazły się w zestawieniu mówi wiele o guście autora – to ksiązki „niegrzeczne”, pełne seksu, dragów (i innych używek), rozgrywające się w mocno pokręconych labiryntach ludzkiej egzystencji. Wszystkie zostały opublikowane w latach 1895 – 2010, czyli reprezentują, można rzec, dwudziesty wiek niejako „z VATem”. Obawiałam się bardzo, że podczas lektury tekstów omawiających poszczególne książki będzie wyzierało, nazwijmy to, przerośnięte ego autora z rodzaju tych, którzy piszą wyłącznie po to, żeby pokazać innym, jacy to są błyskotliwi i inteligentni. Tymczasem krótkie podrozdziały poświęcone poszczególnym książkom skrzą się od inteligentnego humoru, są pełne sympatycznych zdań budowanych na podobieństwo reklamowych sloganów zawsze trafiających w sedno (autor przez jakiś czas rzeczywiście pracował jako copywriter). I to nie autor wysuwa się tutaj na pierwszy plan, ale książki i jej autorzy. Trzeba dostrzec i docenić pasję, z jaką Beigbeder – cały czas znajdujący się po stronie czytelnika – przekonuje: „przeczytaj, bo warto”, nadając każdej notce o książce osobisty ton. Jest tu także mnóstwo „perełek” w postaci złotych myśli na temat pisania i istoty zawodu pisarza, zabawnych i głębokich. Autor jest Francuzem, wiec siłą rzeczy znajdziemy w tym zestawieniu najwięcej tytułów z literatury francuskiej, często mało lub wcale nieznanych u nas. Trzeba przy okazji powiedzieć, że polski wydawca robi bardzo miły ukłon w stronę czytelników, skrupulatnie odnotowując w przypisach polskie wydania książek, które wymienia autor. To, że czytamy o nieznanych sobie książkach – właściwie zupełnie nie przeszkadza, a nawet można powiedzieć, że te nowe literackie światy odkrywa się z radością. Ciekawa jest opinia Beigbedera o nobliście Patriku Modiano (jeszcze zanim został on wyróżniony nagrodą Nobla), inspirujące jest omówienie nieznanej w Polsce powieści Françoise Sagan i uświadomienie nam jej wysokiej pozycji we francuskiej literaturze. „Saganka” była u nas modna dziesięciolecia temu, tyle że postrzegana raczej jako autorka sentymentalnych opowiastek (z których najbardziej znana jest „Witaj, smutku”), aniżeli licząca się dobra pisarka. Takich tropów można tu znaleźć więcej – i za każdym razem będą to wartościowe, ciekawe, poszerzające horyzonty informacje, refleksje, skojarzenia. Eseje Frédérica Beigbedera odzwierciedlają jego niebanalną, bogatą osobowość. Autor jest postacią we Francji rozpoznawalną – jest felietonistą i pisarzem, laureatem prestiżowej nagrody Renaudot, był gospodarzem talk-show, redaktorem w wydawnictwie Flammarion, a nawet doradcą jednego z kandydatów na prezydenta Francji w 2002 roku. Oprócz tego – jak wspomnieliśmy wcześniej – jest żarliwym obrońcą papierowych książek. „O czytelniku w wersji vintage (…), o cudowny literacki autysto, o ty, który ocalasz inteligencję od zapomnienia – obyś nigdy się z tego nie wyleczył”, pisze we wstępie. Nie leczmy się więc z „papieroksiążkowego autyzmu” i czytajmy, czytajmy.
Tytuł: Pierwszy bilans po apokalipsie Tytuł oryginalny: Premier bilan après l’apocalypse Data wydania: 16 października 2014 ISBN: 978-83-7392-500-7 Format: 398s. 145×235mm Cena: 35,– Ekstrakt: 90% |