Lata 70. w muzyce rockowej wracają potężną falą, której już chyba nikt nie jest w stanie powstrzymać! „Potop” zaczął się – tradycyjnie – na północy Europy, a potem rozlał się na cały kontynent i szybko przekroczył jego granice. Z czasem dotarł aż do Ameryki Północnej. Najważniejsze jednak, że przynosi więcej niż smakowite owoce, czego dowodem debiutancki album kalifornijskiej formacji Sacri Monti.  |  | ‹Sacri Monti›
|
Mniej więcej przed rokiem zachwycaliśmy się w „Esensji” debiutanckim albumem szwedzkiego kwartetu Agusa, uznając, że ociera się on niemal o muzyczny geniusz. I nie było w tym ani słowa przesady. W rok po premierze zawarta na krążku zatytułowanym „ Högtid” mieszanka psychodelii, hard rocka i rocka progresywnego nie przestaje fascynować, wciąż zaskakując świeżością i soczystością brzmienia. W ciągu minionych kilkunastu miesięcy szlakiem zespołu z Malmö podążyło wiele innych formacji na całym świecie, wśród nich mająca swoją bazę wypadową w kalifornijskim San Diego grupa Sacri Monti. Jej początki sięgają grudnia 2012 roku, kiedy to kilku znających się z rockowych scen, choć grających dotąd w różnych składach, muzyków postanowiło stworzyć kolektyw umilający czas słuchaczom i sobie samym, jamując w wolnym czasie. Do wokalisty i gitarzysty Brendena (sic!) Dellara oraz gitarzysty Dylana Donovana dołączyli basista Anthony Meier (z zespołu Radio Moscow), klawiszowiec Evan Wenskay (w Sigil of Dragon grający na gitarze basowej) oraz perkusista Thomas DiBenedetto (w Monarch udzielający się na gitarze elektrycznej). Co ich połączyło? Miłość do muzyki rockowej z lat 70. ubiegłego wieku. Wśród swoich największych inspiracji członkowie Sacri Monti wymieniają takich wykonawców, jak Amon Düül II, Can, Wishbone Ash, Hawkwind, Atomic Rooster, Uriah Heep, Pentagram i Flower Travellin Band; ze współczesnych grup nabożną czcią darzą swoich krajanów z Earthless, z którymi zresztą łączy ich jeszcze dodatkowo kontrakt z tym samym wydawcą. Obie formacje należą bowiem do „stajni” niezależnej nowojorskiej wytwórni Tee Pee Records. I to właśnie ona sygnuje swoim logiem debiutancki album Kalifornijczyków, który do sprzedaży detalicznej trafi w trzeciej dekadzie lipca. Co można na nim znaleźć? Sześć utworów, które doskonale wpisują się w klimat sprzed czterdziestu lat. Które łączą w sobie wpływy psychodelii z hard rockiem i bluesem, nie unikając przy tym czerpania wzorców z okolic kraut- i space rocka. Wbrew pozorom, wszystkie te style mają ze sobą wiele wspólnego, dlatego też w dokonaniach Sacri Monti nie słychać stylistycznego rozdźwięku; propozycja kwintetu jest nadzwyczaj zwarta i przemyślana. Idealnym wprowadzeniem do tego, co nas czeka, jest już utwór otwierający album (który notabene ukaże się w dwóch wersjach: kompaktowej i winylowej), czyli „Stagerred in Lies”. Sprzężona gitara Dylana Donovana serwuje melodyjne dźwięki, mogące kojarzyć się z southern rockiem. I kiedy wydaje nam się, że zespół podąży w tym, jakże przyjemnym dla ucha, kierunku, mniej więcej po minucie następuje potężne uderzenie – jakby do tych samych wzmacniaczy podpięli się jednocześnie muzycy Deep Purple i Uriah Heep. „Kwasowe” gitary i wypełniające tło spacerockowe syntezatory wciągają z taką intensywnością, jak czarna dziura. Swoje niebawem dokłada jeszcze Brenden Dellar, wokalista obdarzony potężnym, charyzmatycznym głosem. Z biegiem czasu zespół podkręca tempo; można odnieść wrażenie, że rozpędzone gitary (wyobraźcie sobie Andy’ego Powella i Teda Turnera z Wishbone Ash, którzy przed wejściem do studia postanowili wzmocnić się dopalaczami) za chwilę rozwalą głośniki w drobny mak. Ale najważniejsze, że to wszystko dzieje się bez żadnego uszczerbku dla – tak, to możliwe! – melodyjności.  | |
„Stagerred in Lies” kończy się mocnym akcentem, a następujący po nim „Glowing Grey” zaczyna… jeszcze mocniejszym – od niemal dosłownie wiercącej dziurę w mózgu gitary Dellara. Lecz już chwilę później nastrój się zmienia; Brenden i Dylan po raz kolejny serwują niezwykle klimatyczny duet gitarowy, z pięknymi powłóczystymi dźwiękami. Mimo że dokonaniom Sacri Monti cały czas towarzyszą zgiełki i sprzężenia, to o dziwo nie przeszkadzają one w delektowaniu się muzyką, wręcz przeciwnie – uwypuklają jej podskórną melodyjność. Tak właśnie jest w „Glowing Grey”, gdzie przez generowane przez różnego rodzaju przetworniki dźwięku tony przedzierają się nastrojowe hard-bluesowe frazy, z czasem ustępujące miejsca psychodelicznej partii gitary. W „Slipping from the Day” za smaczki w tle odpowiada przede wszystkim Evan Wenskay, raz korzystający z organów, to znów z syntezatorów. Każdy z klawiszy ma inną rolę do spełnienia: pierwszy przydaje utworowi potęgi, drugi – wprowadza kosmiczny klimat. Niezwykłe w tym, jak i we wszystkich pozostałych utworach Amerykanów, jest to, że również w tle dzieją się rzeczy nieoczywiste; instrumentalista (bądź wokalista), wybijający się na plan pierwszy, ma zawsze wsparcie kolegi, który odpowiedzialny jest za przykuwającą uwagę partię na drugim (lub nawet trzecim) planie.  | |
Na tle trzech pierwszych kompozycji dwie kolejne – „Sittin’ Around in a Restless Dream” oraz „Ancient Seas and Majesties” – mogą wydawać się mało atrakcyjne; głównie dlatego, że pozbawione są zapadających w pamięć motywów. Ale to tylko pozór. Wystarczy wsłuchać się w nie uważniej, by docenić bijącą z nich ogromną energię i smakowite partie instrumentalne – czy to gitar, czy organów. Zwieńczeniem – i zarazem prawdziwym opus magnum – płyty jest dwunastominutowy utwór tytułowy. „Sacri Monti” to monumentalny numer, dzielący się na dwie wyraźnie różniące się części. W pierwszej, delikatniejszej, zespół stawia na budowanie odpowiedniego nastroju, za co odpowiedzialność spada przede wszystkim na Dylana Donovana i Evana Wenskaya; w drugiej natomiast – dużo bardziej energetycznej, bliskiej stylistyce stoner i blues-rocka – dużo więcej do powiedzenia ma sekcja rytmiczna (choć i gitarzyści niczego sobie nie odmawiają). Ale jest też, najistotniejszy w tym wszystkim, wspólny mianownik – w obu fragmentach rozbrzmiewa piękna, pełna nostalgii melodia. Czy kalifornijski kwintet przebije się ze swoją muzyką także w Europie – trudno w tej chwili ocenić. Gdyby wybrał się w trasę koncertową po Starym Kontynencie, towarzysząc którejś z uznanych już marek, na pewno miałby na to niemałe szanse. W każdym razie warto być czujnym! Skład: Brenden Dellar – śpiew, gitara elektryczna Dylan Donovan – gitara elektryczna Anthony Meier – gitara basowa Evan Wenskay – organy, syntezatory Thomas DiBenedetto – perkusja
Tytuł: Sacri Monti Data wydania: 24 lipca 2015 Nośnik: CD Czas trwania: 43:42 Gatunek: rock Utwory CD1 1) Stagerred in Lies: 07:30 2) Glowing Grey: 07:00 3) Slipping from the Day: 06:25 4) Sittin’ Around in a Restless Dream: 05:05 5) Ancient Seas and Majesties: 05:37 6) Sacri Monti: 12:01 Ekstrakt: 80% |