powrót; do indeksunastwpna strona

nr 5 (CXLVII)
lipiec 2015

Z mgły zrodzony
Brandon Sanderson
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Twój ostatni list sugerował, że potrzebujesz trzech tysięcy skrzyńców jako zaliczki, by odnowić sprzęt i podjąć działalność – mówił Arriev. – Przejdź do skryby w głównym holu, żeby dokończyć papierkową robotę i byś mógł się zgłosić po niezbędne fundusze.
Obligator wyjął ze stosu arkusz grubego, biurokratycznego papieru i przyłożył pieczęć na samym dole. Podał arkusz Camonowi.
– Oto twój kontrakt.
Camon uśmiechnął się szeroko.
– Wiedziałem, że Zakon będzie właściwym wyborem – rzekł, przyjmując kontrakt. Wstał, skłonił się obligatorowi z szacunkiem, po czym skinął na Vin, by otwarła mu drzwi.
Uczyniła to.
Coś jest nie w porządku, pomyślała. Coś jest bardzo nie w porządku. Zatrzymała się, kiedy Camon wychodził, i obejrzała na obligatora. Wciąż się uśmiechał.
Szczęśliwy obligator to zawsze zły znak.
Jednak, kiedy szli przez poczekalnię z jej szlachetnymi gośćmi, nikt ich nie zatrzymał. Camon opieczętował i dostarczył kontrakt odpowiedniemu skrybie, a żołnierze wciąż się nie zjawiali, by ich aresztować. Skryba wyjął małą skrzynkę pełną monet i podał Camonowi.
A potem po prostu opuścili budynek Kantonu. Camon zebrał pozostałą służbę z widoczną ulgą. Żadnego alarmu, żadnych krzyków. Żadnego tupotu żołnierskich butów. Byli wolni. Camon zdołał oszukać zarówno Zakon, jak i drugiego przywódcę.
A przynajmniej tak się wydawało.
• • •
Kelsier wepchnął do ust jeszcze jedno czerwono lukrowane ciasteczko i żuł je z satysfakcją. Gruby złodziej i jego przerażona służąca przeszli przez poczekalnię do wyjścia. Obligator, który z nimi rozmawiał, pozostał w gabinecie, widocznie czekając na kolejnego petenta.
– No i co? – zapytał Dockson. – Co o tym myślisz?
Kelsier spojrzał na ciasteczka.
– Całkiem niezłe – rzekł, częstując się kolejnym. – Zakon zawsze miał doskonały gust. To oczywiste, że i przekąski mają znakomite.
Dockson przewrócił oczami.
– Mówię o dziewczynie, Kell.
Kelsier uśmiechnął się i ułożył cztery ciastka w stertę na dłoni, po czym skinął głową w stronę drzwi. Poczekalnia Kantonu była zbyt tłoczna, by w niej dyskutować o delikatnych sprawach. Po drodze zatrzymał się i powiedział sekretarzowi obligatora, że musi przełożyć spotkanie.
Minęli hol wejściowy, po drodze przechodząc obok tłustego herszta, który cicho rozmawiał ze skrybą. Kelsier wyszedł na ulicę, ­ naciągnął kaptur na głowę dla ochrony przed wciąż padającym popiołem, po czym poszedł w dół ulicy. Zatrzymał się w bocznej alejce, zajmując taką pozycję, by wraz z Docksonem obserwować drzwi budynku Kantonu. Z zadowoleniem przeżuwał ciastka.
– Skąd się o niej dowiedziałeś? – zapytał pomiędzy jednym a drugim kęsem.
– To twój brat – odparł Dockson. – Camon próbował wykręcić numer Marshowi kilka miesięcy temu i ona też z nim wtedy była. Właściwie to ta mała maskotka Camona stała się już dość sławna w pewnych kręgach. Wciąż nie jestem pewien, czy on ogóle wie, kim ona jest. Wiesz, jak przesądni bywają złodzieje.
Kelsier skinął głową, otrzepując dłonie.
– Skąd wiedziałeś, że ona dzisiaj tu będzie?
Dockson wzruszył ramionami.
– Kilka napiwków we właściwe ręce. Miałem tę dziewczynę na oku od dnia, kiedy Marsh mi ją pokazał. Chciałem, żebyś sam zobaczył ją w akcji.
Po drugiej stronie ulicy drzwi budynku Kantonu otwarły się wreszcie i u szczytu schodów stanął Camon, otoczony grupką „służących”. Drobna, krótkowłosa dziewczyna była wśród nich. Na jej widok Kelsier zmarszczył brwi. Jej kroki były nerwowe i płochliwe, podrywała się za każdym razem, kiedy ktoś wykonał zbyt gwałtowny gest. Na jej prawym policzku wciąż było widać ślady gojącego się sińca.
Kelsier spojrzał na nadętego Camona. Muszę wymyślić dla tego gościa coś szczególnie odpowiedniego.
– Biedactwo – mruknął Dockson.
– Wkrótce się od niego uwolni – rzekł Kelsier. – Dziwne, że nikt wcześniej jej nie odkrył.
– Więc twój brat miał rację?
– Jest co najmniej Mglistym, a jeśli Marsh twierdzi, że czymś więcej, jestem gotów mu uwierzyć. Jestem nieco zaskoczony, że użyła Allomancji na członku Zakonu, zwłaszcza w budynku Kantonu, ale podejrzewam, że nie jest nawet świadoma tego, że wykorzystuje swoje zdolności.
– Czy to możliwe? – zapytał Dockson.
Kelsier skinął głową.
– Można palić minerały śladowe w wodzie, jeśli nie potrzeba dużo mocy. Dlatego właśnie Ostatni Imperator zbudował tu swój zamek, w ziemi jest mnóstwo metali. Powiedziałbym…
Zmarszczył brwi. Coś było nie w porządku. Spojrzał w kierunku Camona i jego grupy. Wciąż byli widoczni w niewielkiej odległości w głębi ulicy. Kierowali się na południe.
W portalu budynku Kantonu pojawiła się kolejna postać. Szczupły, o pewnej siebie postawie, wokół oczu nosił tatuaże wielkiego prelana Kantonu Finansów. Prawdopodobnie był to ten sam prelan, które przed chwilą rozmawiał z Camonem. Obligator wyszedł na zewnątrz, a za nim pojawił się drugi mężczyzna.
Dockson za plecami Kelsiera zesztywniał.
Drugi mężczyzna był wysoki i silnie zbudowany. Kiedy się obrócił, Kelsier ujrzał, że w każdy z jego oczodołów ktoś wbił gruby metalowy kolec. Trzon kolców miał średnicę oczodołu, a podobne do gwoździa końcówki były tak długie, że wystawały na około cala z tyłu jego nagiej czaszki. Płasko zakończone trzony, wystające z oczodołów w miejscu gałek ocznych, lśniły jak dwa srebrzyste dyski.
Stalowy Inkwizytor.
– A „to” co tu robi? – szepnął Dockson.
– Spokój – polecił Kelsier, usiłując zmusić się do wypełnienia własnego polecenia.
Inkwizytor spojrzał w ich stronę, zwracając ku Kelsierowi kolce, po czym zwrócił się w kierunku, w którym odszedł Camon wraz z dziewczyną. Podobnie jak wszyscy Inkwizytorzy, miał skomplikowane tatuaże wokół oczu – większość czarnych, z jedną wyraźną czerwoną kreską – które dobitnie świadczyły o jego wysokiej randze w Kantonie Inkwizycji.
– On nie jest tutaj z naszego powodu – odparł Kelsier. – Nic nie palę. Pomyśli, że jesteśmy zwyczajną szlachtą.
– Dziewczyna – mruknął Dockson.
Kelsier skinął głową.
– Powiedziałeś, że Camon kombinuje z oszukiwaniem Zakonu już od jakiegoś czasu. Dziewczyna prawdopodobnie została namierzona przez któregoś z obligatorów. Są wyszkoleni, by rozpoznawać, kiedy Allomanta dotyka ich uczuć.
Dockson zmarszczył brwi. Po przeciwnej stronie ulicy Inkwizytor rozmawiał z drugim obligatorem, po czym obaj ruszyli wolno do miejsca, gdzie zniknął Camon.
– Chyba wysłali za nimi ogon – mruknął Dockson.
– To Zakon – odparł Kelsier. – Założę się, że co najmniej dwa.
Dockson przytaknął.
– Camon doprowadzi ich prosto do swojej kryjówki. Dziesiątki ludzi zginą. Nie wszyscy są wspaniałymi jednostkami, ale…
– Walczą z Ostatnim Imperium na swój własny sposób – dokończył Kelsier. – Poza tym, nie mam zamiaru pozwolić, by potencjalni Mgliści wymknęli się z naszych rąk… Chcę pogadać z tą dziewczyną. Dasz sobie radę z ogonami?
– Kell, mówiłem, że stałem się nudny, nie leniwy – odparł Dockson. – Potrafię sobie poradzić z paroma lokajami Zakonu.
– Dobrze – odparł Kelsier, sięgając do kieszeni płaszcza.
Wyjął małą fiolkę, w której w roztworze alkoholowym pływały płatki kilku metali. Żelazo, stal, cyna czysta i stopiona z ołowiem, miedź, brąz, cynk i mosiądz – osiem podstawowych metali allomantycznych. Kelsier wyjął zatyczkę i jednym szybkim łykiem wypił zawartość.
Schował pustą fiolkę i otarł dłonią usta.
– Ja się zajmę Inkwizytorem.
Dockson spojrzał na niego z lękiem.
– Chcesz pójść i tak sobie go załatwić?
Kelsier pokręcił głową.
– To zbyt niebezpieczne. Po prostu odwrócę jego uwagę. A teraz ruszaj. Lepiej, żeby ogony nie wiedziały, gdzie jest kryjówka.
Dockson skinął głową.
– Spotkamy się na piętnastym skrzyżowaniu – rzekł, po czym ruszył alejką i zaraz zniknął za rogiem.
Kelsier doliczył do dziesięciu, po czym sięgnął w głąb siebie i zaczął spalać metale. Jego ciało wypełniło się siłą, jasnością i mocą.
Kelsier uśmiechnął się, po czym – spalając cynk – sięgnął i mocno szarpnął emocje Inkwizytora. Istota zamarła i okręciła się w miejscu, spoglądając w kierunku budynku Kantonu.
No to teraz się poganiamy, pomyślał Kelsier.



Tytuł: Z mgły zrodzony
Tytuł oryginalny: Mistborn
Data wydania: 17 czerwca 2015
Wydawca: MAG
ISBN: 978-83-7480-553-7
Format: 672s. 130×200mm; oprawa twarda
Cena: 49,–
Gatunek: fantastyka
Wyszukaj w: Selkar.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Zobacz w:
Przez tysiąc lat popiół zasypywał kraj, nie kwitły kwiaty. Przez tysiąc lat skaa wiedli niewolnicze życie w nędzy i strachu. Przez tysiąc lat Ostatni Imperator, Skrawek Nieskończoności rządził władzą absolutną i ostatecznym terrorem, niezwyciężony jak bóg. A kiedy nadzieja została porzucona już tak dawno, że nie pozostały z niej nawet wspomnienia, pokryty bliznami pół-skaa ze złamanym sercem odkrywa ją na nowo w piekielnym więzieniu Ostatniego Imperatora. Tam poznaje moce Zrodzonego z Mgły. Znakomity złodziejaszek i urodzony przywódca, wykorzystuje swoje talenty w intrydze, która ma pozbawić tronu i władzy samego Ostatniego Imperatora.
powrót; do indeksunastwpna strona

30
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.