powrót; do indeksunastwpna strona

nr 5 (CXLVII)
lipiec 2015

Niebezpieczne grzyba łapanie
Paddy Breathnach ‹Lęk›
Zły trip jest jak zły film – nie widać końca tortury, a przez kilka kolejnych dni amatora wątpliwych cymesów dręczą rozmaitej natury wyrzuty sumienia, głównie te związane ze źle ulokowanymi funduszami. Na szczęście irlandzki „Lęk” nie jest aż tak złym filmem. Mimo to kaca potrafi wywołać.
ZawartoB;k ekstraktu: 40%
‹Lęk›
‹Lęk›
Kręcone w Europie horrory na ogół odznaczają się większą dozą oryginalności i mniejszą dawką politycznej poprawności w stosunku do zaoceanicznych braci. W przypadku irlandzkiego „Lęku” sprawa jednak nie jest tak oczywista, bo im bliżej finału, tym mocniej zaczyna dręczyć widza podejrzenie, że ekipę kręcącą film wspierali jacyś religijni naprawiacze świata, którzy wymyślili sobie, że w kostiumie modnego wśród młodzieży slashera, tylko dla niepoznaki ubranego w ciuszki historii z duchami, nakręcą antynarkotykowy moralitet. A działania tego typu są charakterystyczne raczej dla twórców z szeroko pojętego Hollywood.
Początek filmu zresztą też mocno zalatuje klasycznymi amerykańskimi schematami. Grupa półmózgiej, marzącej o szalonej, zaprawionej halucynogennymi grzybkami imprezie młodzieży z USA (trzy dziewczęta plus dwóch nastolatków) przylatuje do Irlandii, dzikiego kraju, w którym samochody pamiętają jeszcze czasy Żelaznej Kurtyny, a lokalni obdarci, bez mała neandertalscy mieszkańcy włóczą się głodni po lasach, ściskając w rękach wielkie siekiery. A że jeszcze przed czołówką widz zostaje uraczony widokiem biegnącej przez las dziewczyny oraz kręconymi tanią, cyfrową kamerką migawkami z duchem, mordercą (chwilami zamaskowanym) i starym domem, wytyczona historii ścieżka zdaje się nie wróżyć niczego dobrego. Bo ileż można się katować tuzinkowymi opowiastkami o plączącej się po cudzej posiadłości młodzieży, co to musi uciekać przed ciosami paskudnego typa z siekierą/maczetą/piłą mechaniczną w szpotawej dłoni?
Do tego trochę dają się we znaki kłopoty z nie najgorszymi na ogół zdjęciami. Kamerzysta ma bowiem tendencje do drażnienia widza chorobliwym tikiem poprawiania co pół sekundy zbliżenia – jeśli tylko trwa ono więcej niż pół sekundy, a w świetle obiektywu znajduje się twarz którejś z postaci. Bo same plenery – piękne lasy czy jezioro – kręcone są grzecznie ze statywu wbitego w ziemię albo zamocowanego na stojącym na szynach wózku. Jak by tego było mało, w oczy rzuca się niechlujna realizacja niektórych scen. Samochód, który dopiero co uderzył w jakieś zwierzę, raz ma krew na masce, raz jej nie ma (ach, te dokrętki). Facet, którzy najpierw się zarzygał, potem błądził w wilgotnym lesie, a następnie ocierał się o zarośnięty brudem samochód, ma na koniec absolutnie śnieżnobiałe slipy i podkoszulek. Tu już nie chodzi o jakiegoś abstrakcyjnego, niezauważalnego ptaszka, który ponoć w Irlandii nie występuje, a słychać go w filmie. Tu chodzi o rzeczy, które nawet niewyrobiony widz jest w stanie wychwycić od pierwszego kopa.
Na szczęście wbrew pierwotnym obawom film niezupełnie podąża ścieżką młodzieżowego slashera, dzięki czemu nie wpada w parę zbyt oczywistych schematów. Nadal jednak mamy do czynienia z różnymi romansikami i straszeniem się opowiastkami z dreszczykiem, co o tyle ma dla bohaterów poważne konsekwencje, że zaraz potem raczą się oni zebranymi po lesie grzybkami. A ponieważ jedna z dziewczyn po złości zjadła wcześniej jakiegoś innego grzybka, znacznie mocniejszego w działaniu, bardzo szybko granica między rzeczywistością a wytworami umysłu zaczyna się zacierać, zaś grupa coraz mocniej wierzy w to, że po lesie ścigają ich świry, które przed laty wymordowały kilkudziesięciu penitencjariuszy pobliskiego poprawczaka. Innymi słowy – schemat młodzieżowego slashera i tak w końcu dopada fabułę (i widza), ale następuje to mocno okrężną drogą i znacznie później, niż można by się tego spodziewać.
Reszta to już klasyka – olewanie poleceń przewodnika grupy, rozdzielanie się w rozległym lesie, ufne szukanie pomocy u świrów. A do tego scenarzysta nieco zbyt konsekwentnie wykorzystuje porozwieszane tu i ówdzie fabularne strzelby, dzięki czemu można mieć pewność, że niektóre rzeczy – jak choćby wtykanie penisa w uchylone okno cudzego auta – na bank będą miały miejsce. No i jeszcze to kuriozalne założenie, że najwięcej zdrowego rozsądku może przejawiać ta, która jest najmocniej ućpana…
Wbrew pozorom film ogląda się jednak w miarę przyjemnie (jeśli można się tak wyrazić w przypadku horroru). Pozytywnie zaskakuje scena rozmowy z krową, miło się patrzy na Alice Greczyn, a i przyroda jest bardzo elegancko sfilmowana. Na plus należy też policzyć zgrabnie skomponowaną okładkę płyty.
Z minusów – ze względu na panujący chwilami w fabule chaos są problemy z wytworzeniem napięcia, a im bliżej końca, tym mocniej daje się w całości wyczuć smrodek dydaktyczny. Czy też wręcz swąd. „Nie bierz narkotyków. Nie niszcz sobie życia. Weź sobie nasze rady do serca i zamiast szukać wszetecznej rozrywki, poszukaj raczej Boga.” To ostatnie hasełko nie jest może aż tak wyraźne, ale trzeba mieć w pamięci, że jedna z dziewczyn – co w sumie jest dość istotne – pochodzi z mocno religijnej rodziny. W efekcie seans „Lęku” – któremu notabene dano fatalny polski tytuł (dwa lata wcześniej był u nas inny „Lęk” – „Creep”) – może się odbić widzowi moralnym kacem. A przecież nie po to sięga się po horror.



Tytuł: Lęk
Tytuł oryginalny: Shrooms
Data premiery: sierpień 2007
Reżyseria: Paddy Breathnach
Zdjęcia: Nanu Segal
Scenariusz: Pearse Elliott
Rok produkcji: 2007
Kraj produkcji: Dania, Irlandia, Wielka Brytania
Czas trwania: 84 min
Gatunek: groza / horror, komedia, kryminał
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 40%
powrót; do indeksunastwpna strona

120
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.