powrót; do indeksunastwpna strona

nr 5 (CXLVII)
lipiec 2015

Dar tworzenia światów
Anna Kańtoch
China Miéville ‹Toromorze›
China Miéville jest genialnym światotwórcą – gdyby przyszło mu do głowy wymyślić świat zbudowany ze szwajcarskiego sera, prawdopodobnie zdołałby przekonać czytelników, że coś takiego może istnieć. Taka refleksja przyszła mi do głowy podczas lektury „Toromorza”.
ZawartoB;k ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Toromorze” to druga książka Miéville’a przeznaczona dla młodszego odbiorcy, z tą różnicą, że „LonNiedyn” skierowany był raczej do dzieci, podczas gdy docelowymi czytelnikami „Toromorza” jest już młodzież. Oznacza to, że najnowsza powieść angielskiego autora automatycznie wskakuje w przegródkę z napisem „young adult”, a to gatunek, który z przyjemnością czytają także dorośli. Teoretycznie więc „Toromorze” jest książką niemal dla wszystkich. Teoretycznie, bo w praktyce pojawiają się pewne problemy.
Wyobraźcie sobie świat, w którym zamiast morza są ogromne połacie zatrutej ziemi, po której torami poruszają się pociągi, pełniące tę samą rolę, co w naszej rzeczywistości statki. Brzmi dziwacznie? Owszem, lecz Miéville bardzo przekonująco ten pomysł czytelnikowi sprzedaje. Wyjaśnienie, dlaczego właściwie po ziemi nie można tak po prostu przejść, rodzaje zwierząt żyjacych „w morzu”, to, jak wyglądają poszczególne warstwy tego świata – widać, że autor wszystko porządnie przemyślał. Kolejny na pozór karkołomny koncept nieoczekiwanie nabiera wiarygodności tym większej, że Miéville podpiera się jeszcze bardzo ładnie zbudowanym klimatem, trochę steampunkowym, a trochę postapokoliptycznym – bo toromorze to taki śmietnik galaktyki, w którym ludzie niczym stalkerzy z popularnej powieści braci Strugackich zbierają artefakty dawno minionych cywilizacji, nie rozumiejąc nawet za bardzo, do czego poszczególne przedmioty służą.
Jest w tej książce nastrój, są odwołania do klasyki literatury (oprócz „Pikniku na skraju drogi” mamy tu przede wszystkim „Moby Dicka”, a także kilka innych powieści), jest precyzyjnie zbudowany, malowniczy i bardzo oryginalny świat. Jest sprawnie poprowadzona akcja przygodowo-awanturnicza, są wreszcie tajemnice związane z pytaniami, skąd toromorze się wzięło i co znajduje się poza znanym bohaterom światem. Znajdziemy tu również dyskretny humor (Miéville genialnie potrafi bawić się słowami), a niektóre sceny, jak ta, w której młody bohater po raz pierwszy widzi na zdjęciu pojedynczy tor, naprawdę potrafią wzbudzić dreszcz, jaki zazwyczaj towarzyszy spotkaniu z czymś niesamowitym i niepojętym.
A jednak czegoś zabrakło. W moim przekonaniu – sympatycznych i ciekawych postaci. „Toromorze” mimo wszystkich swoich pytań i nawiązań to przede wszystkim powieść przygodowa, i to, jak już pisałam, dla młodszego odbiorcy – ważne jest więc, czy czytelnik zdoła polubić głównego bohatera, czy będzie mu kibicował i trzymał za niego kciuki. A z tym jest krucho. Sham, pomocnik lekarza na pociągu kretowniczym, celowo jest prowadzony jako niemal „tabula rasa”: to chłopak, który nie wie jeszcze, kim chce być (wie tylko, że nie odpowiada mu obecna praca), jakie są jego zdolności i pasje. Pomysł może i niecodzienny, ale w moim przekonaniu chybiony, gdyż tak skonstruowany bohater wydaje się zwyczajnie nijaki. W chwili gdy Sham zaczyna powoli nabierać wyrazistości i odkrywa samego siebie, było już za późno, żeby nawiązać z nim emocjonalną więź, i w rezultacie chłopak pozostał dla mnie doskonale obojętny. Podobnie pozostałe postaci – owszem, nie można im odmówić powierzchownej malowniczości, ale nikt z nich nie wzbudził we mnie głębszych uczuć.
Wydawałoby się, że jedna wada w obliczu tylu zalet nie będzie miała znaczenia, a jednak niemożność polubienia głównego bohatera (czy któregokolwiek z bohaterów) zepsuła mi płynącą z lektury przyjemność. Za dowód niech poświadczy fakt, że „Toromorze” czytałam ponad dwa miesiące, z przerwami na inne książki. Owszem, kiedy już się do czytania Miéville’a zabierałam, znużenia nie czułam, ale wystarczyło, że na jakiś czas powieść odłożyłam, a już trudno mi było do niej wrócić. Pod tym względem „Toromorze” przypomina nieco wcześniejszą powieść tego autora, czyli „Krakena”, którego również doceniało się bardziej intelektualnie (jakie ten pisarz na wspaniałe pomysły!) niż emocjonalnie (jaka wciągająca opowieść, muszę wiedzieć, co dalej!). W przypadku książki dla dorosłych, jaką był „Kraken”, można coś takiego wybaczyć, jednak w przypadku powieści przeznaczonej dla młodzieży podejście „intelektualne” wydaje się kiepskim pomysłem.



Tytuł: Toromorze
Tytuł oryginalny: Railsea
Data wydania: 24 listopada 2014
Wydawca: Zysk i S-ka
ISBN: 978-83-7785-301-6
Format: 421s. 135×205mm
Cena: 39,90
Gatunek: dla dzieci i młodzieży, fantastyka
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Zobacz w:
Ekstrakt: 60%
powrót; do indeksunastwpna strona

32
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.