powrót; do indeksunastwpna strona

nr 5 (CXLVII)
lipiec 2015

Non omnis moriar: Co było przed Goblinem
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj włoski zespół Cherry Five.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
O początkach kariery rzymskiej grupy Cherry Five pisaliśmy zaledwie przed paroma dniami, a okazją ku temu była publikacja najnowszej (i dopiero drugiej w dyskografii) płyty zespołu – „Il Pozzo dei Giganti” (2015) – która ukazała się równo czterdzieści lat po debiucie. Wyjaśniliśmy wówczas niemal wszystkie zawiłości związane z pierwszym, bardzo krótkim rozdziałem w życiu formacji, który zwieńczony został wydaniem longplaya zatytułowanego po prostu „Cherry Five”. Co ciekawe, gdy krążek ten trafił do sklepów, grupa praktycznie już nie istniała. Trzech jej podstawowych muzyków – klawiszowiec Claudio Simonetti, gitarzysta Massimo Morante oraz basista Fabio Pignatelli – tworzyło już wtedy bowiem nowy projekt, którego nazwa mile łechce chyba wszystkich wielbicieli italskiego rocka progresywnego – Goblin. Dwa pozostali członkowie Cherry Five, czyli wokalista Tony Tartarini (wcześniej udzielający się, jako Toni Gionta, w L’Uovo di Colombo) oraz perkusista Carlo Bordini (znany z duetu Rustichelli & Bordini), dla których zabrakło miejsca w Goblinie, znaleźli się tym samym na aucie. Co zresztą ponoć mocno przeżyli. Jak widać, sentymentów nie ma także w świecie artystycznym, a przyjaźnie niekoniecznie okazują się wieczne.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Cherry Five formalnie narodziło się w 1975 roku, kiedy to stojący na czele formacji Oliver Claudio Simonetti zdecydował się porzucić plan podboju Wysp Brytyjskich i – po rozstaniu z angielskim wokalistą Clive’em Haynesem – przenieść zespół z powrotem do Włoch. To wtedy w jego składzie pojawił się Tartarini. Muzykom udało się wówczas – dzięki operatywności Bordiniego – podpisać kontrakt płytowy z mającą siedzibę w Wiecznym Mieście wytwórnią Cinevox Records. W efekcie wiosną (sesja trwała od 1 kwietnia do 1 czerwca) kwintet wszedł do rzymskiego studia Titania, aby zarejestrować materiał na debiutancki album. W większości były to kompozycje jeszcze z poprzedniego okresu, powstałe w czasie pobytu Włochów w Londynie – dlatego Tartarini śpiewa w języku angielskim, a w warstwie muzycznej słyszalne są przede wszystkim inspiracje brytyjskim progrockiem i dokonaniami takich formacji, jak Yes, King Crimson, Genesis, Gentle Giant czy Emerson, Lake & Palmer. To jednak wcale nie musiało być złe; wszak w tamtych latach cały progresywny świat na potęgę kopiował dźwięki docierające bądź z Wysp, bądź z Republiki Federalnej Niemiec (vide krautrock).
Nagrane utwory zmiksowano we wrześniu 1975 roku, po czym nic już nie stało na przeszkodzie, aby zaprezentować je światu. Na krążek „Cherry Five” trafiło sześć kompozycji, które może nie zaskakują szczególną oryginalnością, ale na pewno w niczym nie ustępują dokonaniom innych, nie mniej znanych formacji tego okresu. A przecież pamiętać należy, że pierwsza połowa lat 70. XX wieku także dla włoskiego rocka była nadzwyczaj udana. Wywalczyć sobie miejsce na scenie obok takich tuzów, jak Premiata Forneria Marconi, Banco del Mutuo Soccorso, New Trolls, Le Orme, Osanna, Perigeo, Il Paese dei Balocchi, Alphataurus, Biglietto per l’Inferno, Il Balletto di Brozno, Area czy Picchio dal Pozzo wcale nie było łatwe. Że komuś się nie udało – to żaden wstyd. Tym bardziej że już kilka miesięcy później trzech z pięciu muzyków Cherry Five przebojem zdobędzie serca fanów, nagrywając (i wydając na płycie) ścieżkę dźwiękową do kultowego horroru autorstwa Daria Argento „Profondo Rosso” (1975). Tyle że uczynią to już pod nazwą Goblin.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Album „Cherry Five” otwiera ponad ośmiominutowy numer „Country Grave Yard”. I jest to bardzo energetyczny początek, w którym klasyczny brytyjski progrock miesza się z odrobiną fusion; z kolei partia organów Hammonda przypomina, że popularność hard rocka również jeszcze nie przeminęła. Liderem zespołu był Claudio Simonetii, trudno się więc dziwić, że to właśnie klawisze wybijają się tutaj na plan pierwszy (nie tylko zresztą Hammondy, muzyk raczy nas także nieco lżejszymi brzmieniami syntezatorów i fortepianu akustycznego), chociaż w porównaniu z późniejszym Goblinem i tak sprawiają wrażenie „wycofanych”. Tartarini śpiewa jak najbardziej „rasowo”, ale słychać, niestety, wyraźnie, że angielski nie jest jego językiem ojczystym. Na szczęście nie przeszkadza to jakoś szczególnie w odbiorze muzyki. Utwór numer dwa – „The Picture of Dorian Gray” (tytuł stanowi oczywiście nawiązanie do książki Oscara Wilde’a, ale również do pierwszego, jeszcze przed Oliverem, zespołu Simonettiego, który nazywał się Il Ritratto di Dorian Gray) – zaczyna podniosła sekwencja na organach, którym towarzyszy gitara akustyczna Massimo Morantego. W dalszym ciągu królują brzmienia w stylu Yes i Emerson, Lake & Palmer z wszędobylskimi klawiszami i od czasu do czasu upominającą się o swoje prawa gitarą akustyczną.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Kompozycja „The Swan is a Murderer” nie tylko podzielona została na dwie części, ale na dodatek umieszczono ją na dwóch stronach winylowego krążka – „Part 1” zamyka stronę A, a „Part 2” – otwiera B. Czym one się różnią? Pierwsza jest w zasadzie przebojową i melodyjną piosenką, druga – to klasyczny rock progresywny z ambicjami, zahaczający trochę o muzykę klasyczną (w klimacie Gentle Giant). Najdłuższy w całym zestawie „Oliver” (będący „spadkiem” po poprzedniku Cherry Five) to zarazem najmocniejszy punkt całego krążka. Napięcie – budowane przez Hammondy i gitarę – stopniowo rośnie, by w finale eksplodować zagranymi unisono partiami obu instrumentów. Wrażenie jest piorunujące – nie tylko otrzymujemy najbardziej czadowy fragment „Cherry Five”, ale też najbardziej klimatyczny, niemal monumentalny. Na koniec zespół umieścił utwór „My Little Cloud Land”, który po dość niepozornym początku (wokal Tartariniego może nawet nieco irytować brakiem zdecydowania), z biegiem czasu zamienia się w porcję klasycznego progrocka. I, co najciekawsze, w sekwencjach instrumentów klawiszowych słychać już wyraźnie zapowiedź stylu Goblina – z tym charakterystycznym, przestrzennym brzmieniem syntezatorów na czele.
Po rozpadzie zespołu przez długie lata wydawało się, że Cherry Five to zamknięty rozdział w historii włoskiej muzyki. A jednak, jak wiemy, po czterech dekadach formacja – za sprawą Tony’ego Tartariniego i Carla Bordiniego – odrodziła się; ponownie weszła do studia i nagrała płytę, której na pewno nie musi się wstydzić. Dodajmy jeszcze, bo to istotne: „Il Pozzo dei Giganti” to zupełnie inny rock progresywny niż ten zawarty na debiucie. I nie tylko dlatego, że wokalista zaśpiewał tym razem w języku ojczystym.
Skład:
Tony Tartarini – śpiew
Massimo Morante – gitara elektryczna, gitara akustyczna
Claudio Simonetti – syntezatory, organy Hammonda, fortepian, fortepian elektryczny
Fabio Pignatelli – gitara basowa
Carlo Bordini – perkusja



Tytuł: Cherry Five
Wykonawca / Kompozytor: Cherry Five
Data wydania: 1975
Nośnik: Winyl
Czas trwania: 43:22
Gatunek: rock
Wyszukaj w: Matras.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Utwory
Winyl1
1) Country Grave Yard: 08:19
2) The Picture of Dorian Gray: 08:28
3) The Swan is a Murderer, Part 1: 03:53
4) The Swan is a Murderer, Part 2: 05:05
5) Oliver: 09:30
6) My Little Cloud Land: 07:43
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

200
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.