W „Temacie na pierwszą stronę” Umberto Eco zwraca uwagę na media zniekształcające obraz współczesnego świata – i same przez tenże świat wypaczane.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Tym razem autor nie każe się nam przedzierać przez zawiłe, wielowymiarowe historyczne labirynty kreowanych przez siebie światów, z czego jest najbardziej znany. Umberto Eco akcję tej powieści umieścił w czasach współczesnych, w latach 90. XX wieku. Ale tak jak inne jego książki, „Temat na pierwszą stronę” to niezły thriller, z elementami political fiction, zabarwiony (jakżeby inaczej) odniesieniami do teorii spiskowych. Romans też jest tu obecny. Pan Colonna, nie pierwszej młodości tłumacz, ghostwriter i dziennikarz otrzymuje po latach ofertę niezłej pracy, z którą wiąże nadzieję uzyskania (wreszcie!) stabilizacji finansowej. Nie zgodziłabym się absolutnie ze stwierdzeniem z okładki, że bohater to „nieudacznik”. On fajtłapą nie jest, to realia współczesnych czasów są smutne, bo myślący i umiejący posługiwać się piórem człowiek nie jest w stanie z tego wyżyć. Wiedzą to wszyscy, którzy próbują zarabiać na życie jak pan Colonna. Ale wreszcie przyszedł dość niespodziewany przełom. Bohater powieści zostaje członkiem redakcji dziennika „Jutro”. Projekt na razie pozostaje w ukryciu, przygotowywane są jego „numery zerowe”, co zresztą w świecie mediów jest przyjętą praktyką. W tym czasie wypracowuje się linię programową redakcji i sposób pisania o poszczególnych wydarzeniach, „hartuje się” styl pracy dziennikarzy, dokonuje się podział obowiązków, integrują się też członkowie zespołu redakcyjnego. Wszystkie te procesy zostały w powieści czytelnie pokazane, łącznie z „integracją” pana Colony z jedyną kobietą (bardzo zresztą sympatyczną) w redakcji „Jutra”. W „Temacie na pierwszą stronę” wyraźnie słychać głos Umberto Eco – wytrawnego znawcy popkultury oraz mechanizmów rządzących procesem komunikacji medialnej (autor specjalizuje się w tych zagadnieniach jako naukowiec). Widać tu świetnie, jakie ograniczenia stoją przed tymi, którzy chcą „robić gazetę”. Nie wszystko można napisać, a jeśli już się pisze – nie można tego napisać jakkolwiek, bo trzeba treść i formę przefiltrować przez „profil potencjalnego czytelnika”. Nie przesadzę, jeśli powiem, że tę zgoła „krzywozwierciadlaną” powieść powinni przeczytać młodzi ludzie, którym marzy się dziennikarska przyszłość. Umberto Eco demaskuje tutaj jedno z większych złudzeń konsumentów informacji, któremu ulegają niemal wszyscy: że media o czymś informują. I że robią to bezinteresownie, obiektywnie i z poczuciem (pamiętacie jeszcze takie słowo?) misji. Cóż, nie jest to być może szczególnie odkrywcze, ale ciekawa forma „Tematu na pierwszą stronę” oraz połączenie wielu z pozoru niepasujących do siebie motywów, może się podobać, bo dostrzegamy ze zdziwieniem, że właściwie tym wszystkim żywi się nasza popkultura, a zamiast mediów mamy w naszych czasach właściwie już tylko infotainment, czyli informowanie w formie bardzo lekkiej i rozrywkowej, żeby odbiorca broń Boże się zbytnio nie zmęczył. Czy media, uwikłane w rynkowe zależności i komercję, są jeszcze wolne? Jak zawsze, Umberto Eco jest ironiczny i złośliwy, diagnozując współczesność. Nie sposób się nie roześmiać, gdy w powieści jako nowinka pojawia się telefon komórkowy(a przypomnijmy, że akcja toczy się prawie ćwierć wieku temu). „To moda, która z pewnością przeminie za rok, najwyżej za dwa lata, (…) ludzie odkryją wkrótce, że nie muszą koniecznie telefonować do wszystkich w każdej chwili (…)” – i autor, i my, doskonale wiemy, co obecnie „ludzie odkryli” w tej kwestii. „Temat na pierwszą stronę” rozwija się jak klasyczny thriller, narasta dziwna atmosfera, z czasem przeradzająca się w grozę. Już nie ma żartów. Pracy redakcji „Jutra” przygląda się ktoś jeszcze. Tajemniczy Mocodawca, bez którego całe przedsięwzięcie by nie zaistniało. Ale i on tkwi w sieci trudnych do przejrzenia powiązań. Czy można mieć jeszcze resztki złudzeń, że media to czwarta – zupełnie niezależna – władza? Kolorytu tej książce dodają jeszcze specyficzne włoskie, nazwijmy to, uwarunkowania społeczno-kulturowe. W swoim motto „New York Times” deklaruje, że drukuje wszystkie informacje „fit to print”, czyli te które nadają się do druku. Zapewne tak jak inne tytuły. Ale kryteria tego, co się nadaje, jak widać w tej powieści – są nieraz bardzo szerokie i rozmyte, co daje wiele do myślenia. No i na zakończenie napiszę jeszcze: proszę się nie obawiać, że ten thriller ma jakieś zawrotne tempo akcji. Autor znalazł też miejsce, żeby wzbogacić książkę wieloma odniesieniami do włoskiej kultury i oddać też (sielankową wręcz) atmosferę Mediolanu. Ale głównym bohaterem „Tematu na pierwszą stronę” i tak jest… Mussolini.
Tytuł: Temat na pierwszą stronę Tytuł oryginalny: Numero zero Data wydania: 6 maja 2015 ISBN: 978-83-7392-532-8 Format: 184s. 150×240mm; oprawa twarda, obwoluta Cena: 29,– Gatunek: kryminał / sensacja, obyczajowa Ekstrakt: 80% |