powrót; do indeksunastwpna strona

nr 7 (CXLIX)
wrzesień 2015

Dotyk zła
Denis Villeneuve ‹Sicario›
„Sicario” Denisa Villeneuve’a to film, który od pierwszej sceny do samego końca trzyma na krawędzi fotela; mistrzowsko wyreżyserowany obraz bezprawia i moralnego spustoszenia, jakie towarzyszą amerykańskiej wojnie z narkotykami.
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
‹Sicario›
‹Sicario›
Jeszcze zanim na dobre rozsiądziemy się w kinowym fotelu, a z ekranu znikną logo producentów, złowrogie pomruki muzyki Jóhanna Jóhannssona zapowiadają, że „Sicario” nie będzie zwyczajnym akcyjniakiem (co mógłby sugerować tytuł oznaczający płatnego zabójcę). To raczej wędrówka po jednym z piekielnych kręgów – kolejna, w którą zabiera nas twórca „Labiryntu” i „Pogorzeliska”. Tym razem otchłań mieści się na amerykańsko-meksykańskim pograniczu. W odróżnieniu od Stevena Soderbergha, który przed laty w „Traffic” w podobnych dekoracjach splatał ze sobą wątki polityków, gangsterów, narkomanów i policjantów, tworząc wieloaspektową panoramę amerykańskiej wojny z narkotykami, Villeneuve woli węższą perspektywę i skupia się na losach pewnej agentki FBI, która trochę przez przypadek dostaje się na pierwszą linię frontu. Kate (Emily Blunt) specjalizuje się w porwaniach, ale po tym, jak w czasie jednej z akcji, zamiast zakładników, znajduje dziesiątki zapakowanych w worki ciał – ofiar gangsterskich porachunków, a kilku towarzyszących jej policjantów traci życie, dołącza do specjalnego zespołu rozpracowującego wierchuszkę meksykańskiego kartelu. Już podczas pierwszej misji, polegającej na przerzuceniu z Juárez do USA jednego z przestępców, bohaterka zaczyna przeczuwać, że poza prawem działają nie tylko dilerzy i ich mocodawcy, ale również ci, którzy z nimi walczą.
„Sicario” jest jednym z tych perfidnych filmów, w których informacje dawkowane są bardzo oszczędnie, a niewiedza widza jest niewiedzą bohaterów: wraz ze zdezorientowaną Kate, powoli odkrywamy skalę bezprawia i moralnego spustoszenia. Niepewność i strach bohaterki udzielają się tym łatwiej, że niewiele jest tu scen, które nie są obliczone na wzbudzanie dreszczy – a jeśli już się taka znajdzie i wydaje się, że Villeneuve chce nieco rozładować duszną atmosferę, jak wtedy, gdy Kate idzie z kumplem z FBI na piwo, rychło okazuje się, że to tylko przygrywka do kolejnego aktu przemocy. Znakomite wyczucie dramaturgii przez twórców widać najlepiej w scenie konwojowania zakładnika – bez operatorskiej trzęsiączki, w serii mistrzowsko zrytmizowanych ujęć, udaje się tu stworzyć małe arcydzieło kina akcji filmując… korek samochodowy. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że „Sicario” to drugi wspólny film Villeneuve’a i operatora Rogera Deakinsa (wcześniej zrobili razem „Labirynt”): obrazy nocnego Juárez czy zdawałoby się bezkresnej pustyni przydają produkcji mroku, ale i osobliwego piękna – a zarazem zaostrzają apetyt na kontynuację „Blade Runnera”, na planie której panowie spotkają się ponownie.
Słowa uznania należą się także wspaniałej Emily Blunt w roli głównej: jej Kate to profesjonalistka, której niestraszne kilka siniaków (zdecydowanie bliżej tu do roli Angielki z „Na skraju jutra” niż z „Tajemnic lasu”), a jednocześnie jedyny „ludzki element” w brutalnym świecie, w którym wszyscy wokół zdają się obojętni na zło i przemoc. Villeneuve – podobnie jak Jean-Marc Vallée w „Młodej Wiktorii” – dostrzega niezwykłą plastyczność twarzy Blunt i chętnie filmuje ją w zbliżeniach, wyłapując każdą drobną zmianę emocji. Dzięki temu bohaterka – choć ze scenariusza dowiadujemy się o niej bardzo niewiele – okazuje się pełnokrwistą postacią, której historią łatwo się przejąć. Świetnie wypadają też partnerujący jej mężczyźni: Josh Brolin w roli dowódcy przychodzącego na międzyagencyjną naradę w japonkach jest bardzo przekonujący jako ktoś, kto przepisy prawa traktuje z równym poważaniem, co dress code; z kolei Benicio Del Toro grający Alejandro, „konsultanta-freelancera”, wnosi do filmu tajemnicę i pewien mroczny seksapil mężczyzny z przeszłością.
Film Villeneuve’a nieodparcie kojarzy się z „Wrogiem numer jeden”: obie produkcje to zimne dreszczowce o zakrojonej na szeroką skalę obławie, podczas której amerykańskie służby naginają prawo w myśl zasady „cel uświęca środki”. W obu bohaterką jest kobieta funkcjonująca w świecie, w którym to mężczyźni rozdają karty. Nawet kamery noktowizyjne użyte zostają w „Sicario” w podobnym momencie, co w filmie Kathryn Bigelow. Wydaje się jednak, że kanadyjski reżyser o wiele mocniej pyta o moralność czy dopuszczalność metod stosowanych przez amerykańskie agencje – bardziej interesuje go też sama natura zła: w „Sicario” jest ono bytem wszechogarniającym, niemożliwym do pokonania, wobec którego prawo i logika, których próbuje się chwytać Kate, zdają się bezradne. W świecie pokazanym przez Villeneuve’a albo zarazisz się złem, albo zginiesz.
Siła „Sicario” nie tkwi w scenariuszu (który chwilami może wydawać się dość pretekstowy), ale w obrazie i stylu: w kumulującym się mroku, w gwałcie i przemocy, które wiszą w powietrzu niczym pył uchwycony na zdjęciach Deakinsa i dla których próżno szukać kontrapunktu. Jak w najlepszych dziełach Michaela Manna, to forma jest nośnikiem emocji. Film Villeneuve’a nie jest zapewne najbardziej wnikliwym kinowym przedstawieniem amerykańskiej polityki antynarkotykowej (pod względem socjologicznym wspomniany „Traffic” bije go na głowę), ale trudno o bardziej sugestywny obraz jej klęski.



Tytuł: Sicario
Dystrybutor: Monolith
Data premiery: 25 września 2015
Reżyseria: Denis Villeneuve
Zdjęcia: Roger Deakins
Scenariusz: Taylor Sheridan
Rok produkcji: 2015
Kraj produkcji: USA
Czas trwania: 121 min
Gatunek: akcja, dramat
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 90%
powrót; do indeksunastwpna strona

50
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.