To, co w ostatnich latach w sztuce najciekawsze, powstaje na styku – kultur i stylów. Z takiego założenia wyszli także muzycy amerykańskiego kwartetu Dreadnought, których muzyka jest niezwykłym mariażem progresu, jazzu, folku, metalu oraz art- i post-rocka. Wydaje Wam się, że takie połączenie jest niemożliwe? W takim razie przekonajcie się sami, sięgając po drugi w dyskografii zespołu album „Bridging Realms”.  |  | ‹Bridging Realms›
|
Istnieją zaledwie od trzech lat. Ich bazą wypadową jest Denver w stanie Colorado. Tworząc zespół, choć prawdopodobnie zdecydował o tym przypadek, zachowali parytet płci: dwie kobiety przypadają na dwóch mężczyzn. Na dodatek to panie – obie! – śpiewają (choć słowa układa im facet). Dreadnought tworzą: gitarzystka i flecistka Kelly Schilling, keyboardzistka Lauren Vieira, basista (i autor tekstów) Kevin Handlon oraz perkusista Jordan Clancy, który w studiu chętnie sięga również po… saksofony. Do tego dodajmy jeszcze, że na najnowszym krążku Handlon gra również na mandolinie, a Kelly śpiewając, specjalizuje się w growlingu. Wiele na temat muzyki, jakiej można spodziewać się po kwartecie z Denver, zdradzają też inspiracje, do których przyznają się artyści. Wśród swoich ulubionych twórców wymieniają bowiem takich wykonawców, jak Kate Bush, The Moody Blues, Isis oraz Eisley. Misz-masz i groch z kapustą? Na pierwszy rzut oka – tak, ale – jak się okazuje – Amerykanie potrafią bardzo przekonująco łączyć ze sobą różne, niekiedy dość odległe od siebie style. Powstaje z tego nowa jakość. Intrygująca, choć dla części słuchaczy być może trochę ciężko strawna. Zwłaszcza tych którzy nie gustują w rockowym postmodernizmie.  | |
Debiutancki album Dreadnought – „Lifewoven” – ujrzał światło dzienne w maju 2013 roku; na drugi krążek w dyskografii kwartetu trzeba było poczekać ponad dwa lata. „Bridging Realms” pojawił się w sprzedaży w sierpniu nakładem niezależnej wytwórni Sailor Records. Trafiło nań pięć kompozycji – na tyle rozbudowanych, że razem trwają prawie pięćdziesiąt trzy minuty. Dla wielbicieli długich form to niezaprzeczalnie gratka. Ale przecież – z drugiej strony – wartości utworów nie mierzy się długością ich trwania (wiele formacji neoprogresywnych od lat udowadnia, że może być dokładnie na odwrót: im dłużej, tym nudniej). Czego więc można się spodziewać po najnowszej produkcji Dreadnought? W największym skrócie: tego samego, co znalazło się na „Lifewoven”, ale w dojrzalszych, bogatszych i bardziej dopracowanych wersjach. Co prostą drogą prowadzi do konstatacji, że w ciągu minionych dwóch lat, po zapłaceniu typowego dla debiutantów frycowego, grupa poczyniła spore postępy. Nie oznacza to jednak, że „Bridging Realms” z miejsca można określić mianem arcydzieła. Do tego jeszcze Amerykanom daleko. Najnowsze nagrania, choć bez wątpienia zajmujące, właśnie z uwagi na rozpiętość stylistyczną sprawiają niekiedy wrażenie niedookreślonych.  | |
Z zawartością „Bridging Realms” jest trochę jak z sałatką – poszczególne jej składniki sprawiają, że na ich widok cieknie ślinka, ale całość nie zdążyła się jeszcze „przegryźć”. Przyjrzyjmy się jednak po kolei wszystkim kompozycjom. Album otwiera „Ode to Ether”, w którym od pierwszych sekund rozbrzmiewają nastrojowe tony syntezatorów oraz toczących ze sobą stonowaną dyskusję saksofonu i fletu. Ten folkowy wtręt służy przede wszystkim zbudowaniu kontrastu – staje się to zrozumiałe w momencie, gdy do ataku rusza Kelly Schilling. Heavymetalowa partia gitary oraz growling sprawiają, że szybko zapominamy o jaśniejszym obliczu Dreadnought. Niepotrzebnie, ponieważ wkrótce Kelly ustępuje pola swojej koleżance z zespołu, Lauren Vieirze – ta z kolei raczy nas czystym, eterycznym śpiewem, podczas którego akompaniuje sobie na fortepianie. Nie zmienia się to nawet wtedy, gdy Kevin i Jordan zaczynają kombinować z rytmem. Końcówka znaczona jest powrotem do punktu wyjścia, czyli progresywno-folkowymi wstawkami w stylu Renaissance, choć akurat tej brytyjskiej formacji z lat 70. ubiegłego wieku – działającej zresztą po dziś dzień – Amerykanie nie wymieniają wśród swoich ulubionych. Czternastominutowy utwór „Odyssey” jest najdłuższym fragmentem „Bridging Realms” i chyba najbardziej zróżnicowanym stylistycznie. Początek ponownie urzeka delikatnością (ten manewr zespół stosuje za każdym razem), wokalem w stylu Kate Bush na tle fortepianu, który to instrument przez dłuższy czas – nawet w momencie, kiedy muzycy podkręcają tempo – odgrywa pierwszoplanową rolę. Vieira nie stroni bowiem od mocnych uderzeń w klawisze, czym idealnie wpisuje się w motoryczny rytm narzucany przez Kevina i Jordana; Kelly dodaje jeszcze od siebie growl – i w efekcie numer poetycki niepostrzeżenie zamienia się w prawdziwie heavymetalową eskapadę. A to nie wszystko. Im bliżej finału, tym robi się ciekawiej. Najpierw mamy do czynienia z jazzrockowymi połamańcami rytmicznymi, na koniec natomiast rozbijamy głowy o wybudowaną w ciągu zaledwie kilku sekund przez Schilling potężną postrockową ścianę dźwięku. W takim kontekście wstęp do „Minuet de Lune” jawi się jako wybawienie. Progresywno-folkowe brzmienia (po raz kolejny słyszymy saksofon, flet i zwiewny głos Lauren) pozwalają nabrać oddechu, który przydaje się chociażby po to, by przygotować się do następującej w drugiej części utworu porcji gitarowego stoner rocka.  | |
W „Transpiration” zabaw ze słuchaczem także nie brakuje. Rockowa sekcja rytmiczna, wspomagana gitarami Schilling, najczęściej równoważona jest dźwiękami fortepianu i syntezatorów oraz głosem Vieiry, która wciąż nawiązuje do Kate Bush i Annie Haslam (ze wspomnianego już Renaissance). Ten art-rockowy sznyt musi jednak w pewnym momencie ustąpić pola inspiracjom z zupełnie innego muzycznego świata, w którym stoner miesza się z post-rockiem (jak na albumie „ Ótta” Sólstafir czy postmetalowych produkcjach Isis). Wydawnictwo zamyka kompozycja tytułowa – dynamiczna i pełna energii, ze skocznym fortepianem i rozpędzoną perkusją, krzykiem Kelly i jej postrockowymi tremolami na gitarze. W „Bridging Realms” dzieje się tak wiele, że praktycznie nie ma czasu na wytchnienie. Dopiero w końcówce amerykański kwartet postanawia nieco przystopować i wprowadzić słuchacza w stan błogości nastrojową partią fletu. Warto przypomnieć, że gra na nim Kelly Schilling, odpowiedzialna przede wszystkim za rockowe oblicze Dreadnought. Jak widać, drzemią w niej też jednak niemałe pokłady romantyzmu. Trudno przewidzieć, jaką ścieżką kwartet z Denver podąży w przyszłości. W każdym razie jest na najlepszej drodze do wypracowania własnego stylu. Skład: Kelly Schilling – śpiew (czysty i growl), gitara elektryczna, flet Lauren Vieira – śpiew (czysty), fortepian, syntezatory Kevin Handlon – gitara basowa, mandolina Jordan Clancy – perkusja, saksofon altowy, saksofon tenorowy
Tytuł: Bridging Realms Data wydania: 11 sierpnia 2015 Nośnik: CD Czas trwania: 52:38 Gatunek: rock Utwory CD1 1) Ode to Ether: 10:22 2) Odyssey: 14:01 3) Minuet de Lune: 06:12 4) Transpiration: 10:33 5) Bridging Realms: 11:31 Ekstrakt: 70% |