Drugi tom trylogii Mary Alice Monroe „Letni wiatr” przenosi nas w sam środek gorącego lata u wybrzeży oceanu. Dalekie od wakacyjnej beztroski życie toczy się dalej, ale bohaterki powieści wzajemnie dodają sobie sił i otuchy.  |  | ‹Letni wiatr›
|
Carson, Dora i Harper przyjęły zaproszenie od ich osiemdziesięcioletniej babci Marietty, by spędziły lato w jej pięknym starym domu na Wyspie Sullivana na amerykańskim Południu. Są przyrodnimi siostrami, więc dotychczas nie łączyło ich zbyt wiele, zaledwie kilka spędzonych wspólnie wakacyjnych sezonów. Ale babcia, zwana w rodzinie Bunią, robi wszystko, żeby się poznały i polubiły, wiedząc, że będzie to solidny kapitał na przyszłość, kiedy jej już nie będzie. W tej części cyklu znajdziemy dalszy ciąg losów trzech bohaterek, opisany w książce „Siostry na lato”. Jest pełnia upalnych wakacji, opisana zresztą bardzo sugestywnie. Carson, o której autorka najwięcej pisała w pierwszym tomie, dalej będzie się trzymać blisko delfinów, choć już bardziej rozważnie i świadomie. Blake, z którym dotąd się spotykała, bardzo ją zaskoczy. I nam da to wiele do myślenia, co znaczy być prawdziwym, odpowiedzialnym mężczyzną i jakich wyborów dokonywać. W „Letnim wietrze” na pierwszy plan wysuwa się postać Dory. Jest w niełatwym życiowym momencie: wszystko wskazuje na to, że dojdzie do jej rozwodu z Calem. Właściwie już od dawna jest pozostawiona sama sobie, jeśli chodzi o wychowywanie syna z zespołem Aspergera. Nate jest bardzo wymagający, każda nawet zwykła życiowa sytuacja jest dla niego trudna i trzeba do niego podchodzić ze szczególną delikatnością. Jest jednak nadzieja na to, że Nate się „otworzy”, bo pomogą mu w tym bliskie kontakty ze światem delfinów. Ten przesympatyczny wątek z poprzedniego tomu znajdzie tu swoją kontynuację. Autorka wspaniale opisuje piękne „przyjaźnie” ludzi z delfinami, będące bezcenną terapią dla tych, których życie przerasta. Zasługuje na uwagę również trudna na początku, a potem bliska więź, jaka łączy Nate’a a jego ciocię Carson. Gdy Nate spędza czas z Carson, Dora ma czas, by dokonać życiowego bilansu. Kilkanaście lat małżeństwa sprawiło, że przestała myśleć o sobie i cieszyć się życiem. Kiedy ostatnio robiła coś tylko dla siebie? Kiedy była na „ciuchowych” zakupach? Harper i babcia mocno jej kibicują i pomagają na nowo odnaleźć radość życia. Ale nie tylko one, bo Dora spotkała też Devlina, swoją dawną wakacyjną miłość. Tyle, że przecież nadal pozostaje mężatką. Mary Alice Monroe rozwija też pięknie wątek Lucille, oddanej służącej babci Marietty. Razem prowadzą dom już od kilkudziesięciu lat, co sprawia, że Lucille jest dla Buni kimś dużo więcej niż tylko pomocą domową. To nie jest takie oczywiste nawet jeszcze dziś na amerykańskim Południu, gdzie nadal tlą się uprzedzenia rasowe. Na terenie posiadłości dochodzi do niezwykłego znaleziska, co jest pretekstem do rozliczenia się autorki z niechlubną przeszłością Stanów Zjednoczonych. Pod koniec powieści Lucille stanie się nawet przez chwilę postacią pierwszoplanową. „Letni wiatr” zakończy się w myśl podręcznikowych wręcz reguł pisania melodramatów, ale to chyba nie powinno przeszkadzać, przecież od tego są powieści, by wzbudzały emocje. Drugi tom trylogii „Letni wiatr” nie rozczarowuje. Tak jak w pierwszej części, mamy tu wiele głębokich refleksji na temat życiowych problemów i znajdowania w sobie sił, by im podołać. A przede wszystkim możemy się przekonać, ile znaczy miłość i wsparcie bliskich. Dorę sporo kosztuje samotne wychowywanie niepełnosprawnego dziecka, ale nie zostaje z tym sama i dzięki temu odzyskuje wiarę, że jej przyszłość pozytywnie się ułoży. Jeszcze bardziej niecierpliwie czekam na trzecią część cyklu, bo nie wszystko znalazło tutaj swoje zakończenie. A tymczasem zapamiętuję lekcję, którą siostry odebrały od swojej babci: „gdy nadchodzą trudne czasy, tańcz”.
Tytuł: Letni wiatr Tytuł oryginalny: The Summer Wind Data wydania: 18 czerwca 2015 ISBN: 978-83-8069-014-1 Format: 400s. 125×195mm Cena: 34,– Ekstrakt: 80% |