Fizycznie „Weźmiemy ze sobą dzieci. Ostatnie lata życia rodziny Goebbelsów” Petry Fohrmann jest oczywiście książką. Niewielką, bo liczącą mniej niż sto pięćdziesiąt stron, i całkiem ładnie wydaną (jak pozostałe tytuły z serii historycznej Prószyńskiego). Technicznie jednak treści jest w niej tyle, że nie mam pewności, czy wyszedłby z tego jeden rzetelny i pozbawiony wodolejstwa rozdział.  |  | ‹Weźmiemy ze sobą dzieci›
|
Zacznijmy może od tego, co już zauważyłem przy okazji recenzji „ Magdy Goebbels. Pierwszej damy Trzeciej Rzeszy”: tytuł polskiego wydania książki odmienny jest od oryginalnego („Die Kinder des Reichsministers. Erinnerungen einer Erzieherin an de Familie Goebbels – 1943 bis 1945”), który moim zdaniem o wiele pełniej oddaje ideę książki (czyli „wspomnienia opiekunki”), podczas gdy wersja polska obiecuje coś, do czego książka nie aspiruje (czyli opis ostatnich lat życia rodziny) 1). Chciałoby się powiedzieć, że Fohrmann miała szczęście trafiając w trakcie prac nad swoją poprzednią książką na kobietę, która okazała się przez dwa ostatnie lata istnienia III Rzeszy opiekunką młodszych dzieci Goebbelsów. Gdyby temat potraktować z większym profesjonalizmem, mogłaby to być naprawdę ciekawa opowieść. Niestety, jak w wielu podobnych przypadkach, kiedy komuś wpadnie w ręce interesujące źródło historyczne (w tym przypadku opowieść urodzonej w 1920 Käthe Hübner), puszczają mu wszelkie hamulce i porzuca krytyczne podejście, bez którego przecież pisanie o historii traci na wartości. Tak jest w przypadku książki Fohrmann. Jednak brak jakiegokolwiek filtra nałożonego na opowieści niani dzieci Goebbelsów nie jest jedynym problemem. Uważny czytelnik dość prędko zauważy liczne puste strony oddzielające od siebie przerażająco krótkie rozdziały. Rekordem jest rozdział 17 („Sylwester 1944/1945”), jednostronicowy i składający się z raptem dwóch akapitów. A skoro już przy nim jesteśmy, warto zwrócić uwagę na pewien fragment: „Ostatni sylwester w domu nad Bogensee w ogóle nie był fetowany. Käthe Hübner nie przypomina sobie żadnych uroczystości”. Czy zostało to zestawione z jakimikolwiek innymi źródłami w celu weryfikacji? Otóż nie. I nie piszę tego dlatego, że wymagam od każdej książki, by była opracowaniem na miarę biografii Himmlera czy Goebbelsa autorstwa Longericha. Wymagam jednak, by książka wydawana w serii pretendującej do bycia historyczną była napisana z poszanowaniem chociaż podstawowych zasad rządzących badaniami nad przeszłością. Tymczasem Fohrmann, mimo swojego doktoratu, wygląda na kogoś, kto nie ma pojęcia, jak do tematu podejść, traktując wszystko, czego dowiedziała się od pani Hübner, jak prawdę objawioną. Oczywiście nie byłoby w tym nic złego, gdyby akcent został położony właśnie na losy tej kobiety, ale także tutaj dostajemy jedynie krótki, dwuletni wycinek z jej życiorysu, uniemożliwiający nam wyrobienie sobie jakiegokolwiek zdania na temat tego, jaką była osobą. Nie oznacza to, że informacje zdobyte przez Fohrmann nie są interesujące. Jest ich jednak zbyt mało, by uzasadniały publikację książki, i, jak sądzę, przedstawienie ich w taki sposób w formie artykułu (czego zresztą autorka dokonała w dołączonym do książki felietonie zamieszczonym w 2009 roku w „Der Spiegel”) sprawdziłoby się o wiele lepiej. Oczywiście dla autorki i właścicielki własnego wydawnictwa publikacja książki nie stanowiła problemu. Pozostaje jednak zagadką, dlaczego polski wydawca, spośród licznych zagranicznych książek, decyduje się na wydawanie tych, których jakość pozostawia tak wiele do życzenia. 1) Warto nadmienić, że wydawca chyba sam nie mógł się zdecydować, pod jakim tytułem wydać tę książkę, bo jeszcze w przedmowie jej tytuł został, zgodnie z oryginałem, przetłumaczony na „Dzieci ministra Rzeszy”.
Tytuł: Weźmiemy ze sobą dzieci Tytuł oryginalny: Die Kinder des Reichsministers Data wydania: 2 czerwca 2015 ISBN: 978-83-8069-025-7 Format: 144s. 150×211mm; oprawa twarda Cena: 29,90 Gatunek: biograficzna / wywiad / wspomnienia, historyczna, non-fiction Ekstrakt: 30% |