powrót; do indeksunastwpna strona

nr 8 (CL)
październik 2015

Biblioteka
Maria Dunkel
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Po czym poznałaś? – spytał Ośmionóg.
Milczała chwilę.
– Po oddechu. Nie jest rytmiczny, jak u ludzi, ale od czasu do czasu łapiesz powietrze i dość charakterystycznie śwista ci w lewym płucu. Po co to robisz, umarły? Nie potrzebujesz oddechu.
– Nazywam się Ośmionóg – powiedział.
Ilustracja: <a href='mailto:rafal.wokacz@gmail.com'>Rafał Wokacz</a>
Ilustracja: Rafał Wokacz
Podała mu swoje imię i spytała:
– Dlaczego?
– Dlaczego co?
– Dlaczego nie pozbawiłeś mnie duszy? I dlaczego wróciłeś?
Milczał. Bardzo długo. Zmienił pozycję, klękając na podłodze przy jej głowie.
– Nie wiem – przyznał.
– Zgłodniałeś? Spodobał ci się smak mojej duszy?
– Polowałem wczoraj. Nie jestem głodny. Ale… – Zastanowił się. – Chodzi mi raczej o smak twoich ust.
– Nie rozumiem, co znaczy to wszystko, Ośmionogu – przyznała Strażniczka.
Przez chwilę tylko milczeli. Strażniczka leżała, nerwowo skubiąc palcami brzeg koca. Ośmionóg klęczał obok. Wreszcie pochylił się powoli.
– Nie bój się, proszę.
– Boję się – odrzekła natychmiast.
Nakrył wargami jej wargi, delikatnie, pieszczotliwie. Sapnęła i wyciągnęła rękę, wplatając ją w jego włosy. Przesunął dłońmi po jej bokach, pod wygiętymi w łuk plecami. Przytulił ją mocno.
Nie skrzywdził jej.
Później przychodził często, kiedy tylko mógł.
A jeszcze później Koszmar zażądała drugiej księgi, Ośmionóg wpadł w szpony Bibliotekarza i jego historia dobiegła końca.
• • •
Ośmionóg wisiał nieruchomo. Nie wiedział, czy Bibliotekarz wciąż tu jest, dopóki po chwili ciszy nie usłyszał stukotu pazurów na kamieniu.
– Nie podałeś mi imienia Strażniczki, umarły.
– Mirva – odrzekł natychmiast Ośmionóg.
– Nie ma takiej!
Umarły uśmiechnął się.
– Chciałeś opowieści, nie prawdy – zauważył.
Sapnął, gdy szpony przeorały mu skroń, policzek i brodę, przynajmniej w jednym miejscu zostawiając dziurę sięgającą zębów.
– Ona po ciebie przyjdzie, umarły – powiedział powoli, z namysłem Bibliotekarz. – A ja zaczekam i poznam prawdę. Tylko przysparzasz bólu jej i sobie.
Miękkie skrzydło omiotło Ośmionogowi twarz i zapadła cisza. Bibliotekarz odszedł. Chyba.
Umarły wisiał, drżenie szarpało jego napiętymi mięśniami.
Raeve, pomyślał. Raeve, gdziekolwiek jesteś, cokolwiek do mnie czujesz… nie przychodź. Bogowie, o ile istnieją jacykolwiek bogowie, sprawcie, by wszystkim, co nią dotąd kierowało, był strach przede mną. Bestie, jeżeli macie taką władzę, zatrzymajcie ją. Błagam… ktokolwiek, cokolwiek czuwa nad tym przeklętym światem, niech teraz mnie wysłucha. Błagam. Błagam. Błagam.
Ale ktokolwiek, cokolwiek czuwało nad tym światem, nie słuchało modlitw istot, które same ściągnęły na siebie przekleństwo plugawej nieśmiertelności.
• • •
Wyczuwała, że jest bardzo nisko, w miejscu, w które nigdy wcześniej nie dotarła. Wciąż jednak sunęła wytrwale w dół, coraz głębiej w paszczę bestii. Łańcuch od czasu do czasu szczękał, a z każdym pokonanym metrem ten dźwięk wydawał się Raeve głośniejszy i bardziej zdradliwy. Wreszcie znieruchomiała, zaryzykowała i wychyliła się ku ścianie.
Namacała pręt. Puściła łańcuch i zawisła na nim. Ostrożnie wczepiła się palcami w półkę nieco niżej. Inną namacała stopą. Z tą niepewną podporą zaczęła posuwać się dalej. Trąciła ręką księgę, ale…
To nie była księga. Tylko zimne szkło.
Zatrzymała się, pełna wahania. Musiała ratować Ośmionoga, jednak to ją zaintrygowało. Sięgnęła głębiej i zbadała dłonią kształt szklanego przedmiotu.
Słoik.
Ustawiła się w miarę stabilnie i spróbowała go odkręcić, pomagając sobie drugą ręką. Gdy oporna nakrętka puściła, Raeve zachwiała się, ale utrzymała równowagę. Bardzo, bardzo powoli, wsunęła dwa palce do słoika. Wypełniał go cuchnący płyn.
Coś musnęło jej palce. Raeve złapała to ostrożnie. Jakby… kijanka… trzepotała się w jej dłoni. Wyjęła kształt, macała go ostrożnie, próbując rozpoznać.
Nagle zrozumiała. Uniosła wijącą się kijankę do twarzy, powoli, z wahaniem. Ta wbiła się prosto w jej oczodół.
Pod czaszką Raeve błysnęło białe światło, gdy ostry ból przeszył głowę. Zamrugała, prawie spadła ze ściany.
Widziała…
Własne dłonie. Odkręcony słoik. W wypełniającym go brunatnym płynie pływało oko, wijąc się leniwie. Miało zieloną tęczówkę. Wyjęła je, uniosła do drugiego oczodołu. Kolejny cios bólu. Rozejrzała się.
Tu nie było już ksiąg. Tylko słoiki, a w każdym wiły się oczy.
Spojrzała w dół. Dno Biblioteki było trzy metry niżej – kamienna posadzka, pokryta warstwą białych, zaschniętych odchodów. Nad nią, na wbitych w ścianę łańcuchach, wisiał Ośmionóg. Poznała go po tym absurdalnym oddechu.
Wyglądał strasznie. Bladł już z głodu i wyczerpania. Na policzkach miał rzeki zaschniętej krwi z pustych oczodołów. Połowę twarzy rozszarpaną. W wygodnym, luźnym odzieniu dziury, wokół których rozlały się ciemne plamy czerwieni.
Jego włosy. Jak pustkowie nocą. Łzy napłynęły Raeve do jej nowych oczu.
Znalazła słoik z ciemnobrązowymi oczami, stwierdziwszy, że będą pasować i pospiesznie zsunęła się na dół. Postawiła naczynie na podłodze. Później wspięła po półkach i zawisła na jednym z łańcuchów.
Ośmionóg poruszył się.
– Raeve – jęknął.
– Ciii… – mruknęła miękko.
Mechanizm kajdan był prosty. Otworzyła zatrzask. Ośmionóg sapnął, poleciał w bok na drugim łańcuchu, walnął o kamienne półki. Raeve także, ale z drugiej strony. Straciła dech. Puściła się i miękko wylądowała na podłodze.
Ośmionóg odpiął się i również opadł w dół.
– Raeve, to pułapka! – wydusił. – Bibliotekarz tu się czai.
– Nie – zaprzeczyła, jednocześnie rozglądając się na wszystkie strony. – Nie ma go tu.
– On jest bezszelestny.
– Ośmionogu, ja widzę.
Milczał.
– Jak?
– Znalazłam oczy. Dla ciebie też mam. Zaczekaj.
Podniosła słoik i zbliżyła się do umarłego. Uklękła, odkręcając zakrętkę. Wyjęła jedno oko, zbliżyła do rozkrwawionego oczodołu Ośmionoga. Oko się wiło, kołysząc długim nerwem jak ogonem, ale nie chciało wrosnąć w oczodół.
– Nie rozumiem – sapnęła Raeve. – U mnie poszło bez trudu.
– Nieważne – powiedział Ośmonóg. – Chodźmy stąd, zanim wróci.
Raeve jęknęła.
– Jesteśmy na dnie Biblioteki. Wyjście jest dziesiątki metrów nad nami. A po drodze Strażnicy. Nie mamy szans.
Ośmionóg gwałtownie złapał jej twarz w dłonie. Wciąż miał rękawice z pazurami, ale zrobił to w taki sposób, że stal nawet nie musnęła dziewczyny.
– Kocham cię, chociaż powinienem być pustą skorupą gnaną głodem – wyszeptał. – Spotykałaś się ze mną i przyszłaś tutaj, łamiąc wszystkie prawa i zakazy Strażników. Nie powinniśmy istnieć, ale jesteśmy tu, Raeve, jesteśmy tu razem i razem stąd wyjdziemy, rozumiesz? Pokonaliśmy już tyle barier, że jedna więcej nie stanowi różnicy.
– To oko…
– Zapomnij o cholernym oku. Jak chcesz być moją kobietą, skoro w ogóle mnie nie słuchasz?
– Jestem twoją kobietą – odrzekła twardo. – I zawsze cię słucham. Co nie zmienia faktu, że jesteś ślepy jak ziemnomysz znacznie krócej niż Strażnicy, z którymi musimy walczyć.
– Czy zawsze musisz mnie przegadywać? Nie ma się co mazać. Chodźmy, zanim ten potwór wróci.
Raeve zadrżała, słysząc jak mówi o Bibliotekarzu. Bibliotekarz jest dobry, pomyślała. Zaraz potem zadygotała. Nie. Wcale nie jest.
– Poprowadzę. Postaraj się iść za mną – rzuciła i pierwsza ruszyła po łańcuchu w górę.
Ośmionóg zadarł głowę, a po chwili zaczął się wspinać. Raeve umyślnie starała się hałasować jak najbardziej. Umarły radził sobie dobrze, znajdując drogę po dźwiękach.
Wkrótce Raeve ujrzała śmigające po łańcuchach białe sylwetki. Zaczerpnęła głęboko tchu. Szła dalej, nie zdradzając zdenerwowania.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

19
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.