– Jak podawałam w poprzednich doniesieniach, po tym jak transport z Warszawy o mało nie zaliczył wpadki, Arek przestraszył się, że przewidziana kryjówka może być spalona i zamelinował powielacz na plebanii u zaprzyjaźnionego proboszcza. Jednak w ostatnim czasie ksiądz zaczął nalegać na zabranie urządzenia. – Konopka i Nowacki wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Agentura ulokowana w kurii wywierała naciski na krnąbrnego duchownego, żeby wymusić pozbycie się kłopotliwego depozytu. – Zaofiarowałam się, że mogę wyszukać odpowiednie miejsce na ukrycie powielacza. Kamil wykręcił zapisaną kartkę i podał Joli. – Podpisz. Jola wykaligrafowała na dole kartki: Wiśnia. – Doskonale. Proszę zasugerować mu tę lokalizację. – Konopka podał dziewczynie karteluszek z zapisanym adresem. – Odpowiednią legendę poda pani później porucznik Nowacki. – Nie wiem, czy to się uda. Z jednej strony on jest strasznie nieufny w sprawie tego powielacza, z drugiej chciałby jak najszybciej zacząć druk, a u księdza nie ma do tego warunków. – Mam nadzieję, że wkrótce zrealizujemy sprawę Wilczyńskiego, a wtedy zgarnie pani swoją główną nagrodę – uśmiechnął się szeroko major, prezentując uzębienie w stanie wskazującym na rozpaczliwą potrzebę wizyty u dentysty. – Napijemy się jeszcze? – Ja już dziękuję – wymówiła się Jola. – Niestety, nie możemy pani odwieźć do domu. – Starszy esbek poszperał w portfelu i wyjął pięćset złotych. – Proszę wrócić taksówką. Jola pożegnała się i zebrała do wyjścia. Kamil odprowadził ją do drzwi. – Dajesz radę? – starał się okazać troskę. – Jakoś się trzymam – w jej głosie wyczuwało się mieszaninę sarkazmu i pogardy. – Naprawdę, już niedługo – rzucił, bo nic lepszego nie przyszło mu do głowy. Przez chwilę słuchał jeszcze stukania jej szpilek po stopniach schodów i wrócił do majora. We dwóch dokończyli flaszkę. Później opróżnili kolejną. Gorzałka rozplątała języki. – Towarzyszu majorze, nasuwa mi się pewne pytanie. – Dajcie spokój poruczniku z tą służbistością. Włodek jestem. Przepili do siebie i ucałowali się w obydwa policzki. – Chciałeś o coś spytać. – Major siedział w rozpiętej koszuli i drapał się po włosach bujnie porastających pierś. – Właściwie dlaczego my angażujemy takie środki na tego Wilczyńskiego? Przecież to jakieś gówniarstwo. Co on tam może wydrukować? Do ilu ludzi dotrze? – Kamil, albo mnie nabierasz, albo niczego nie rozumiesz. – Konopka popatrzył na Kamila jak na Marsjanina. – Jak ty sobie wyobrażasz funkcjonowanie naszego systemu, gdyby każdy mógł publikować co mu się żywnie podoba? Rozejrzyj się po naszej rzeczywistości. Zaraz ktoś wykazałby, że partia wpuściła cały kraj w kanał, którego dna nawet nie widać. To znaczy, że kierownictwo jest do dupy, co podważa kierowniczą rolę partii, a to równa się kontrrewolucji. Od wolności słowa wszystko się zaczyna. Zobacz co się działo w Czechosłowacji w roku sześćdziesiątym ósmym, albo u nas w osiemdziesiątym. Wyjmiesz jedną cegiełkę i już cały system się wali. – Ale przecież my tej opozycji nie próbujemy tak naprawdę wyeliminować. Zatrzymujemy ich, później wypuszczamy i wszystko zaczyna się od nowa. – W tej chwili gramy po prostu na czas. Naszym zadaniem jest trzymanie wszystkiego w garści, zanim ci na górze nie wymyślą jakiegoś rozwiązania. Ale dość tego politykowania. – Major przechylił szklankę i wypił do dna. Z hukiem odstawił szkło na stół. – Lepiej polej i powiedz jak tam twój potomek? – Zdrowy i silny chłopiec. – Na pewno będziemy mieli z niego pożytek jak podrośnie. Tylko dbaj, żeby nie wyrósł na takiego abnegata jak Wilczyński. A wracając do niego, „Absolwent” to będzie sukces. Możesz na tym nieźle wypłynąć – wieszczył Konopka. – Przechwycimy powielacz i będziemy mogli stawiać zarzuty. – Myślę, że to kwestia najbliższych dni. Żeby tylko Jola uprzedziła o tym. – Swoją drogą, ta twoja Wiśnia to niezła sztuka. Przyznaj się. Posuwasz ją? – Daj spokój Włodek. Jestem żonaty, ledwo co urodziło mi się dziecko… – Ty zawsze zasłaniasz się swoją żonką – major machnął ręką, jakby opędzał się od natrętnej muchy. – Od tego gadania o babach zachciało mi się dupy. Jedźmy na dziwki, pociupciamy sobie. – Nie mogę… – To polecenie służbowe. Zabrali ostatnie pół litra, zamknęli mieszkanie i lekko chwiejąc się na nogach zeszli do poloneza. Kamil usiadł za kierownicą, a major wpakował się na kanapę z tyłu. Podjechali pod hotel Metropol, koło którego zawsze kręciły się prostytutki. Konopka uchylił okno i wypatrzył znajomą dziewczynę. – Lidka! Chodź no tutaj! Zawołana podeszła do samochodu. – To pan, majorze? Czego pan chce? – Właśnie złapałaś klienta. – A zapłata będzie? – uniosła brew. – Milicja nigdy nie płaci – roześmiał się major. – To spadaj, frajerze. – Wsiadaj! – warknął Konopka. – Albo zwiniemy cię na dołek. Dziewczyna westchnęła, pomachała do kręcącego się w pobliżu alfonsa, że wszystko w porządku i usiadła obok majora. Pachniała nikotyną i tanimi perfumami. Kamil widział ją we wstecznym lusterku. Była młoda, na pewno kilka lat młodsza niż Jola czy Róża, raczej przeciętnej urody. Miała natapirowane włosy posypane brokatem, ostry makijaż i czerwone paznokcie. Nosiła krótką mini ze skóropodobnego materiału, która eksponowała jej zgrabne nogi w czarnych pończochach. Major od razu zabrał się do rzeczy, nie czekając aż Kamil odjedzie w bardziej ustronne miejsce. Przez chwilę obśliniał dekolt dziewczyny, a później głowa prostytutki znalazła się przy jego rozporku. Kamil oderwał wzrok od lusterka i dodał gazu. Przez dziurę w ogrodzeniu wjechał na teren jakiejś budowy. Reflektory wydobywały z mroku elementy księżycowego krajobrazu, niedokończone fundamenty, porzucone rusztowania, rurociągi prowadzące donikąd. Zatrzymał auto w cieniu szkieletu żelbetonowej konstrukcji. – Zaczerpnę świeżego powietrza – oświadczył. Major dobierał się akurat do Lidki od tyłu i nie zwracał na niego uwagi. Kamil widział w lusterku tylko jego wypięte pośladki. Zabrał niedopitą butelkę wódki i wysiadł. Przeniknął go wieczorny chłód, zapiął guziki marynarki i upił kilka łyków. Jeszcze raz analizował sprawę „Absolwenta”. Ideowe zaangażowanie Arka i jego niezachwiana pewność własnych racji budziły w nim na przemian podziw i irytację. On sam nie wyznawał żadnej ideologii. Po prostu uznał, że świat dzieli się na tych co strzygą i tych, co są strzyżeni i wolał zaliczać się do tych pierwszych. Ta sprawa ze względu na udział Joli i Arka angażowała go emocjonalnie bardziej niżby pragnął. Zatęsknił za czasem, gdy nadzorował Kombinat. Tam wszystko było proste, jasne i przebiegało według utartych schematów. Nie wiedzieć czemu zaczął myśleć o Agacie. Pewnie opalała się teraz na plażach Grecji. Wyobraził ją sobie w skąpym kostiumie kąpielowym i poczuł przypływ pożądania. Po alkoholu myśli człowieka błądzą dziwnymi ścieżkami. Drzwiczki poloneza uchyliły się i ze środka wytoczył się Konopka. Zwymiotował prawie na buty Kamila. – Chcesz mnie zmienić? – zaproponował. Próbował wytrzeć się za pomocą chusteczki. – Nie przeszkadzaj sobie. – Jak chcesz. – Major wzruszył ramionami i ponownie wgramolił się na tył poloneza. Kamil musiał spędzić kolejnych kilkanaście minut na zimnym powietrzu, słuchając skrzypienia karoserii oraz jęków i sapania spółkującej pary. W końcu odgłosy ustały. – Kamil! Jedziemy! Porucznik ponownie usiadł za kółkiem i uruchomił motor. W powietrzu unosił się zapach rui. Wyczerpana dziewczyna zapadła w drzemkę. – Włącz nasłuch. Sprawdzimy co dzieje się na mieście. Kamil przekręcił gałkę odbiornika krótkofalówki. Przez chwilę w eterze panowała cisza. Później przechwycili rozmowę na milicyjnej częstotliwości: – Ścigamy podejrzanego, kieruje się w stronę zbiegu ulic Mickiewicza i Zwycięstwa. Zaczął uciekać przy próbie wylegitymowania. Z torby wysypały mu się ulotki. – Przyjąłem – odpowiedział dyspozytor. – Podajcie rysopis. Kiedy patrol opisywał zbiega, Nowacki i Konopka jednocześnie zrozumieli, że chodzi o Wilczyńskiego. – To gnój! – zaklął Kamil. – Dorwał się do powielacza za plecami Wiśni. Może zaczął coś podejrzewać? – Przypomniał sobie wysportowaną sylwetkę Arka. – Cholera, może im zwiać, to pieszy patrol. Jak przeskoczy Zwycięstwa, znajdzie się pomiędzy starą zabudową. Pełno tam ciemnych zaułków i podwórek z szopami. |