– To na co czekasz? Gaz do dechy! Jeszcze zdążymy przeciąć mu drogę! Silnik zaryczał na wysokich obrotach, kiedy Kamil wcisnął pedał do oporu. Samochód tańczył od pasa do pasa, wypite procenty dawały o sobie znać. Na szczęście o tej porze ruch na wymarłych ulicach był prawie zerowy. – Co się dzieje? – spytała wyrwana ze snu szaleńczą jazdą Lidka. Nie doczekawszy się odpowiedzi skuliła się na siedzeniu i wpatrywała się rozszerzonymi oczami w zmagającego się z kierownicą Kamila. Z piskiem opon wypadli na ulicę Zwycięstwa. – Tam jest! – krzyknął Konopka. Kamil na moment oderwał wzrok od drogi i w tej samej chwili stracił panowanie nad pojazdem. Desperacko zajęczały hamulce. Obróciło ich i cisnęło na chodnik. Jakiś cień znalazł się tuż przed maską. Coś huknęło. Odbili się od krawężnika i wrócili na jezdnię. Kamil wreszcie opanował poślizg i zatrzymał samochód. – Kurwa! Przejechałeś go! Lidka zaczęła krzyczeć. – Ucisz ją! – Kamil wyskoczył z poloneza. Podbiegł do człowieka leżącego na skraju jezdni. To był Arek. Kilka ulotek z niedomkniętej torby przylepiło się do jego włosów i zabarwiło się na czerwono. Porucznik przyklęknął i sprawdził puls. – Nie żyje – powiedział do nadchodzącego majora. – Musimy stąd spierdalać. – On nie żyje, a my jesteśmy w czarnej dupie. – Kamilowi słowa Konopki wydawały się pijacką brednią, ale major sprawiał wrażenie zupełnie trzeźwego. – Jemu już nie pomożemy, a dla nas to jedyna szansa. Jeśli tu zostaniemy, w najlepszym razie będą musieli oskarżyć nas o jazdę po pijaku i spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Osiem do dwunastu lat. Musimy stąd zniknąć, póki nie ma świadków. Jeszcze wszystko można wyprostować. – Pociągnął porucznika za połę marynarki. – Dalej, kurwa! Chcesz, żeby twój dzieciak chował się bez ojca? Do wozu! Kamil nie opierał się. Poruszał się sztywno jak manekin, ale dał się zaprowadzić do auta. Karoseria na przedzie była trochę powgniatana i zderzak odczepił się z jednej strony, jednak uszkodzenia były tylko powierzchowne. Kamil zaczął wierzyć, że być może uda się ukryć ich udział w wypadku. Nie wiedział jak, auto było przecież służbowe, ale miał nadzieję, że Konopka znajdzie sposób. Myśl, że zabił Arka nie docierała jeszcze do niego w pełni, jakby błąkała się gdzieś na obrzeżach świadomości. Major upchnął Nowackiego na miejscu pasażera i chwycił butelkę wódki. Podbiegł do trupa i wlał mu w usta sporą ilość trunku. Nie tracąc więcej czasu wrócił do samochodu i usiadł za kierownicą. Odjechali już spory kawałek, kiedy minęła ich karetka pędząca na sygnale w przeciwnym kierunku. Niemal równocześnie radio rozszalało się komunikatami. Konopka zatrzymał się przy przystanku nocnego autobusu. Odwrócił się do Lidki, tak żeby musiała patrzeć mu prosto w oczy. – Wypierdalaj! Piśniesz słowo, a znajdę i zajebię. Nie trzeba było jej tego dwa razy powtarzać. – Co teraz? – odważył spytać Kamil. – Samochód zostawię u siebie w garażu. Potem pojedziemy opowiedzieć wszystko szefowi. Ciężkie story w oknach gabinetu pierwszego sekretarza komitetu wojewódzkiego partii były zaciągnięte, telefony, za wyjątkiem gorącej linii do Biura Politycznego, wyłączone, sekretarka otrzymała ścisłe polecenie nie przerywania narady pod żadnym pozorem. – Wasi ludzie wpakowali nas w niezłe gówno – odezwał się gospodarz spotkania, łysiejący mężczyzna po pięćdziesiątce. Modne oprawki okularów, złoty zegarek i skrojony na miarę garnitur nadawały mu wygląd bardziej bankiera lub przemysłowca niż działacza partyjnego. Lubił pozować na pragmatycznego technokratę. Jego niewysoka postać niemal tonęła w objęciach obszernego fotela. – Sytuacja społeczna jest niezwykle delikatna, najwyższe czynniki przygotowują nowy manewr polityczny, była amnestia, sondujemy możliwość podjęcia dialogu z opozycją. Takie rzeczy nie mogą się teraz przydarzać. – To był nieszczęśliwy wypadek, towarzyszu Wach. – Kanciasta sylwetka generała Krefta nie pasowała do wygodnego, skórzanego fotela. Srebrne gwiazdki błyszczały na naramiennikach stalowoszarego munduru. Właśnie skończył referować przebieg wypadków ubiegłej nocy dwóm pozostałym mężczyznom obecnym w pomieszczeniu. Pominął tylko fakt, że Konopka i Nowacki byli nietrzeźwi. – Wiecie jak to wygląda? Że wasi nieudolni funkcjonariusze pozbyli się niewygodnego opozycjonisty, któremu nie potrafili dobrać się do dupy w inny sposób. Co wy mi tu kurwa chcecie powtórkę z Popiełuszki zafundować! Absolutnie nikt nie uwierzy w żaden wypadek! – Z tego co wiemy od towarzysza Krefta, Wilczyński nie był szerzej znany – zabrał głos trzeci z uczestników narady, prokurator wojewódzki w N. Siwowłosy mężczyzna skromnie przycupnął na samym brzeżku fotela. – Dlatego zebraliśmy się tutaj, żeby ustalić kierunek śledztwa i działania osłonowe – generał nie tracił zimnej krwi. – Dobrze – skapitulował Wach. – Co proponujecie? – Pierwsze i najważniejsze. To, co przed chwilą usłyszeliście, nie może wyjść poza ten pokój. Nigdy nie będziemy do tego wracać, tak jakby to się nie wydarzyło. Po drugie udział moich ludzi nie może wyjść na jaw. Oficjalny przekaz musi brzmieć, że to był zwykły wypadek. – Sekcja wykazała obecność alkoholu w żołądku denata – wtrącił prokurator. – Przygotujemy wytyczne dla prasy – kontynuował Kreft. – Pijany student wpadł pod samochód, sprawca zbiegł, trwają intensywne czynności śledcze. Ani słowa o tym, że Wilczyński był zamieszany w jakąkolwiek nielegalną działalność. Podkreślam, że oficjalnie w ogóle nie wiemy, co to za jeden. – Śledztwo oczywiście nie zdoła ustalić sprawcy? – spytał ironicznie sekretarz. – Tak jest. Liczymy na to, że sprawa sama przycichnie. Gdyby jednak jakimś zbiegiem okoliczności ktoś drążył temat, to podstawimy świadka, który zezna, że widział uciekający samochód, zupełnie inny niż nasz polonez. Człowiek ten zapamięta również, że rejestracja była z innego województwa, ale nie będzie w stanie podać dokładnego numeru. I na tym trop się ostatecznie urwie… Kamil stał przed lustrem w łazience swojego mieszkania. Zegarek wskazywał szóstą rano. Róża i dziecko jeszcze spali. Wcześniej mały płakał prawie godzinę i na zmianę nosili go na rękach. Pewnie męczyła go kolka. Kamil bezmyślnie wpatrywał się w swoje odbicie. Wstał do pracy jak co dzień i przyszedł się umyć, ale nawet nie wycisnął pasty na szczoteczkę. Dopiero teraz dotarło do niego, co właściwie się stało. Zatrzęsły mu się ramiona i bezgłośnie zaszlochał z twarzą ukrytą w dłoniach. Wybrał ścieżkę, która doprowadziła go do punktu, z którego nie ma odwrotu. Do końca życia będzie musiał uczestniczyć w zmowie milczenia. Już zawsze będzie zależny od takich ludzi jak Konopka czy Kreft. Oni nie dadzą mu zginąć, a on będzie musiał oddawać im przysługi. Zrozumiał, że przestał być wolnym człowiekiem. Jeszcze raz zerknął na swoją podobiznę wykrzywiającą się w tafli zwierciadła. Zacisnął dłoń w pięść i z całej siły uderzył w lustro. Kilka miesięcy później w lesie niedaleko N. grzybiarze odnaleźli zmasakrowane zwłoki prostytutki. Śledztwo ustaliło, że brutalne zabójstwo miało podłoże seksualne i było czynem maniaka. Sprawcy nigdy nie ujęto. Jolanta Brzozowska otrzymała paszport i wraz z synem opuściła Polskę. Po kilku latach rozwiodła się z mężem. Prawdopodobnie wyjechała z Niemiec, ponownie wyszła za mąż i zmieniła nazwisko. Jej dalsze losy pozostają nieznane. Kamil Nowacki ze względu na służbę w „politycznym” Wydziale III nie przeszedł weryfikacji funkcjonariuszy SB w 1990 roku. Znalazł zatrudnienie w jednej z agencji ochrony mienia, gdzie z czasem objął stanowisko dyrektorskie. Obecnie prowadzi własny biznes. Sprawą śmierci Arkadiusza Wilczyńskiego zainteresowała się nadzwyczajna komisja Rokity powołana przez Sejm w sierpniu 1989 roku, której celem było wyjaśnienie okoliczności zgonów działaczy opozycyjnych, co do których istniało uzasadnione podejrzenie, że mogły nastąpić na skutek działań organów bezpieczeństwa PRL. Ponieważ akta sprawy operacyjnego rozpracowania kryptonim „Absolwent” zostały zniszczone jesienią 1989 roku, komisja nie zdołała poczynić żadnych konkretnych ustaleń. Dopiero w roku 2000, po powstaniu Instytutu Pamięci Narodowej, zdołano odnaleźć i upublicznić dokumenty wskazujące, że Arkadiuszem Wilczyńskim interesowała się służba bezpieczeństwa. W tym czasie nadzorujący inwigilację Wilczyńskiego major Konopka już nie żył (zmarł na marskość wątroby), zaś generał Kreft był w bardzo podeszłym wieku i biegli wykluczyli możliwość jego udziału w czynnościach procesowych ze względu na zły stan zdrowia. Porucznik Nowacki został przesłuchany w charakterze świadka, jednak zeznał, że nie pamięta żadnych szczegółów sprawy „Absolwent”. Wkrótce śledztwo umorzono. Nigdy nie wysuwano żadnych oskarżeń, ani nie objęto dochodzeniem żadnego z członków kierownictwa prokuratury lub komitetu wojewódzkiego PZPR w N. Powyższe opowiadanie jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do zdarzeń i osób istniejących w rzeczywistości jest przypadkowe. |