– Pewnie i tak nie ma wolnych miejsc. Umówmy się na inną okazję. – Jola próbowała się jeszcze wykręcić. Nie była pewna, czy ma ochotę odnawiać znajomość. Pamiętała Kamila ze szkoły, ale nie był jej w żaden sposób bliski. Ot, zwykły kolega, jeden z wielu chłopaków jacy kręcili się koło niej w tamtym czasie. Chyba nawet sympatyczny, lecz zniknął z jej życiorysu wraz z ostatnim szkolnym dzwonkiem. – Chyba jednak mamy szczęście. – Kamil poprowadził ją do pustego stolika w rogu sali. Po drodze mrugnął porozumiewawczo do dziewczyny z obsługi, która na widok wchodzącej pary zabrała stamtąd kartkę z napisem „rezerwacja”. Kamil pomógł swojej towarzyszce zdjąć płaszcz i usiedli. Podeszła kelnerka, przetarła blat ścierką, której czystość budziła poważne wątpliwości, a następnie przyjęła zamówienie, zapisując je obgryzionym ołówkiem w notesie. – Co za spotkanie! Ile to już lat? – Kamil nie tracił inicjatywy. – Naprawdę nic się nie zmieniłaś. Wyglądasz nawet lepiej niż kiedyś. – Faktycznie, siedziała przed nim piękna, dojrzała kobieta. Rozpuszczone włosy łagodną falą okalały drobną twarz, w której uwagę przyciągały duże, sarnie oczy. Delikatne zmarszczki życiowych trosk tylko przydawały jej rysom szlachetności. W technikum była szkolną pięknością, w której kochała się połowa chłopaków. – No, opowiadaj. Co tam u ciebie słychać? – Wyszłam za mąż, mam dziecko… – To jak się teraz nazywasz? – Brzozowska. – Wyszłaś za Józka Brzozowskiego? – Kamil udawał zdziwienie. Dobrze wiedział, że Jola zaciążyła zaraz po maturze i wzięła szybki ślub. – Ktoś z dawnych znajomych wspominał, że on wyjechał do RFN, ale nie skojarzyłem tego z tobą. To było chyba ze dwa lata temu. – To prawda. Józek wyjechał do Düsseldorfu i tam pracuje. Próbuje nas, to znaczy mnie i Krzysia, naszego synka, do siebie ściągnąć, ale wiesz, jak trudno otrzymać paszport. – Jola mówiła wyraźnie zafrasowana, zniżając głos prawie do szeptu, kiedy kelnerka przyniosła dwie kawy i wuzetki. – A wiesz, że ja pracuję w milicji? Mogę dowiedzieć się jak wygląda sprawa twojego paszportu – zadeklarował Kamil. Dziobał łyżeczką w ciastku, które nie wyglądało zbyt świeżo. Pewnie wczorajsze, pomyślał. – Naprawdę? Nie chciałabym, żebyś robił sobie kłopot. – Jola uroczym gestem odgarnęła z czoła niesforny kosmyk włosów. – Drobnostka – machnął lekceważąco ręką. – Mam kumpla w wydziale paszportowym. Dowiem się co jest grane i dam ci znać. Masz telefon? – Nie, ale podam ci numer do pracy, to sklep Mody Polskiej na Mickiewicza. – Świetnie, to jesteśmy umówieni. – Naprawdę jestem ci bardzo wdzięczna. – Podziękujesz, jeśli rzeczywiście coś zdziałam. Odłożysz jakąś ładną kieckę dla mojej żony – puścił do niej oko. – Jesteś żonaty? – Jola zatrzepotała rzęsami. – Jasne, nosisz przecież obrączkę. Nawet nie zapytałam, tylko obarczam cię swoimi problemami. – Róża jest nauczycielką. Wkrótce spodziewamy się dziecka. – Gratuluję, to wspaniale. – Dzięki. Ta wiadomość chyba naprawdę ją ucieszyła, a Kamil mógłby przysiąc, że zdołał wyczytać w jej twarzy także uczucie ulgi. To go zastanowiło. Czy spodziewała się, że on będzie żądał dowodów wdzięczności w naturze? Musiała kalkulować, iż ryzyko, że do takich propozycji posunie się szczęśliwy mąż i ojciec jest zdecydowanie mniejsze. Pomyślał, że musi być jej naprawdę ciężko. Młoda, atrakcyjna kobieta, praktycznie samotnie wychowująca syna, z pewnością przyciąga uwagę rozmaitych „starających się”, którzy chętnie zaopiekowaliby się słomianą wdową. Oczyma wyobraźni widział, jak w bezsenne noce Jola szarpie się między wyrzutami sumienia a pokusą, której powab zwiększa każdy kolejny miesiąc samotności. Przez następne kilka minut wspominali dawne czasy i wymieniali wieści o wspólnych znajomych. Jola poczuła się swobodniej i chichotała, kiedy Kamil przywoływał z przeszłości opowieści o różnych szkolnych drakach i młodzieńczych wybrykach. Umiejętność podtrzymania konwersacji i dobra pamięć bardzo się przydawały w jego zawodzie. Dopił wystygłą kawę i zerknął na zegarek. – O cholera! Zasiedziałem się. Muszę już lecieć. – Gestem przywołał kelnerkę i uregulował rachunek. – Fajnie było pogadać – powiedziała Jola, kiedy podawał jej płaszcz. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę z naszego spotkania. Zdzwonimy się w przyszłym tygodniu. Telefon odebrała kierowniczka sklepu Mody Polskiej: – Halo? Dzień dobry… Jest tutaj… Chwileczkę – zasłoniła dłonią sitko mikrofonu. – Jolu, do ciebie – przekazała słuchawkę podwładnej. – Brzozowska, słucham. – Cześć! – Jola usłyszała głos Kamila. – Mam dobre wiadomości. – Naprawdę? Co zdołałeś ustalić? – To nie jest rozmowa na telefon. Wpadnij do mnie na komendę i pogadamy. – Jestem w pracy… Śmiech w słuchawce: – Na pewno możesz się urwać. W biurze przepustek powiedz, że przyszłaś do mnie. Uprzedzę ich. Godzinę później Jola z ciekawością rozglądała się po pokoju służbowym Kamila. Przy wejściu nie robiono jej żadnych trudności. Przepustka była już wypisana, a wezwany telefonicznie Nowacki zszedł po nią na wartownię. Pomieszczenie, do którego ją przyprowadził, przypominało zwyczajne biuro, którego wyposażenie musiało pamiętać jeszcze Gomułkę. Jedynie ciężka, ogniotrwała szafa zamykana na zamek szyfrowy przydawała temu miejscu nieco tajemniczości. Usiedli przy biurku z płyty paździerzowej zawalonym aktami, z lampką osłoniętą metalowym kloszem. – Zrobić ci kawy? – spytał Kamil. – Dzięki, ale piłam niedawno. – Jola odczuwała narastającą ekscytację i chciała jak najszybciej przejść do sedna sprawy. – Może chociaż zapalisz? – wyciągnął paczkę Klubowych. – Chętnie. Kamil podał Jolce ogień i sam również zapalił, zgaszoną zapałkę wrzucił do popielniczki pełnej kiepów. – Sprawa twojego paszportu jest na dobrej drodze. Pogadałem z kim trzeba, z kimś kto będzie miał temat na uwadze. W niedługim czasie powinnaś spodziewać się pozytywnej decyzji. – To super! – Jola prawie podskoczyła na krześle. – Wielkie dzięki. Ratujesz mi życie. – To były wspaniałe wieści. Nie spodziewała się, że Kamil zadziała tak szybko. Rozłąka z mężem, kolejne odmowy paszportu, kombinacje, żeby próbować wyjechać przez Jugosławię, a do tego bolączki dnia codziennego, to wszystko wyczerpywało ją nerwowo. – Jasne, rozumiem twoją sytuację. – Trzeba będzie coś zapłacić? – spytała ostrożnie, kiedy trochę ochłonęła. – Coś ty – żachnął się. – Robię to po starej znajomości. – Jesteś prawdziwym przyjacielem. – Nigdy nie byli przyjaciółmi, ale w tej chwili Jola była gotowa przyznać, że zawsze był jej najbliższym druhem i bratnią duszą. – Na niewielu ludzi można dziś liczyć. To dla mnie naprawdę bardzo ważne. – A propos przyjaciół. Wiesz, że Arek Wilczyński wrócił? Skończył studia w Lublinie i chyba znowu mieszka u rodziców. – Nie wiedziałam – zdawało się, że Jola lekko pobladła. Na jej twarzy można było wyczytać całą gamę sprzecznych uczuć: ciekawość, nostalgię, żal. – Zdaje się, że chodziliście ze sobą – podsunął Kamil. Mocno zaciągnęła się dymem. – Taka szkolna miłość – próbowała uśmiechnąć się pobłażliwie, ale niezbyt jej się to udało, zamiast tego wyszedł jakiś skwaszony grymas. – Wyjechał, nie pisał i się rozpadło. – Olać taką dziewczynę… – Kamil pokręcił głową z niedowierzaniem. – To frajer. – Stare dzieje – mruknęła. – W sumie chętnie dowiedziałbym się, co tam u niego słychać. – A ja niekoniecznie. – Z pewnych względów bardzo mi na tym zależy. – Mówiłam ci. Nie mam z nim kontaktu. Od ciebie dowiedziałam się, że jest w N. – Mogłabyś się z nim spotkać. – Raczej nie mam ochoty. Zresztą sam możesz się z nim zobaczyć. – Nerwowym ruchem rozgniotła niedopałek w popielniczce. Nie podobało jej się, że rozmowa schodzi na osobiste tematy. Zapadła niezręczna cisza. – Kamil, co ty właściwie robisz w tej milicji? – Nieważne. Istotne jest to, że martwię się o naszego kolegę. – W tonie głosu Kamila zabrzmiały twardsze nuty, a uśmiech, dotąd nie schodzący z jego twarzy, nagle gdzieś się ulotnił. – Wdał się w nieodpowiednie towarzystwo i może wpakować się w poważne kłopoty. Chcę mu pomóc, ale muszę wiedzieć co zamierza. Dlatego musisz odnowić znajomość. |