„Ród M” okazał się pozycją przełomową dla świata mutantów. W pięćdziesiątym dziewiątym tomie Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela otrzymujemy jego kontynuację – miniserię „Syn M”. Dodajmy, że równie udaną.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Różne są zdania, ale według mnie „ Ród M” był najlepszą rzeczą, jaka mogła się przydarzyć mutantom Marvela. Chodzi oczywiście o wydawnictwo, bo sama opowieść do wesołych nie należy, albowiem dotyczy ich zagłady. Opętana szaleństwem Scarlet Witch, córka Magneto, najpierw ukazała próbującym ją powstrzymać superbohaterom idealny świat, który mogłaby dla nich stworzyć, a następnie, kiedy ci wybrali dotychczasową rzeczywistość, sprawiła, że większość mutantów straciła swe moce. Tych, którzy się ostali, zostało dokładnie 198. I bardzo dobrze, ponieważ świat homo superior rozrósł się tak bardzo, że zaczynało się to stawać męczące. Okazało się bowiem, że nasi starzy, dobrze znani i lubiani X-Meni nie są znów tak niezwykli. Ponadto ich szeregi tak bardzo się rozmnożyły, że zaczynało brakować miejsca na umieszczenie w tym wszystkim historii poszczególnych bohaterów. Ciężko bowiem identyfikować się z prześladowanymi, których zaczyna się robić więcej niż prześladowców (a przynajmniej tak to wygląda). Mam wrażenie, że samo wydawnictwo też zaczęło sobie zdawać z tego sprawę i powoli dziesiątkowało armię nadludzi. Najpierw w formie zagłady Genoshy, wyspy-państwa mutantów, a następnie przy pomocy Scarlet Witch. Jak trafnym pomysłem to było, pokazuje „Syn M”, który opisuje nową rzeczywistość, w której nie interesują nas globalne knowania najpotężniejszych mocarzy świata, a dramat jednostki. W tym przypadku Quicksilvera. Srebrnowłosy potomek Magneto nigdy nie był moim ulubionym bohaterem. To arogancki buc, który nawet jeśli występował po stronie tych dobrych, pozostał nieodrodnym synem swojego ojca. Taki też jest tutaj i nie zmienił go fakt, że stracił moc poruszania się z nadludzką szybkością. A jednak rozgoryczenie z tego powodu sprawia, że zaczynamy mu współczuć. Rewelacyjny jest pierwszy rozdział, kiedy tuła się on po ulicach Nowego Jorku, a świat pędzi w takim tempie, że ten nie jest w stanie za nim nadążyć, a przecież jeszcze przed chwilą potrafił wyprzedzić go o kilka długości. Nie pomaga mu spotkanie ze Spider-Manem, który wypomina mu, iż wraz z siostrą tak bardzo namieszali mu w głowie, że wciąż nie może się pogodzić z tym, co widział w iluzji Scarlet Witch (razem z Gwen Stacy tworzyli udane małżeństwo i doczekali się potomka). Nie myślcie jednak, że cała miniseria poświęcona jest użalaniu się nad sobą Quicksilvera. Postanawia on bowiem za wszelką cenę odzyskać swe umiejętności. W tym celu nie zamierza cofać się przed niczym, nawet przed zdradą najbliższych, w tym byłej żony Crystal z rasy Inhumans. Scenarzysta David Hine bardzo sprawnie uzupełnił koncept Briana Michaela Bendiga, odpowiedzialnego za skrypt do „Rodu M”, znacznie go pogłębiając. Bardzo dobrze się stało, że tym razem mamy tylko jednego bohatera, albowiem w natłoku postaci, mógł zagubić się emocjonalny przekaz całości, co niestety dotknęło chociażby „Tajną inwazję” i „Wojnę Hulka”. Równie ciekawie komiks wypada od strony wizualnej. Choć nie jestem zwolennikiem takiej archaicznej kreski, jaką prezentuje Peter Pantazis, to jednak w tym wypadku doskonale pasuje do opowiadanej historii. Zwłaszcza na początku, kiedy świat widziany oczami Quicksilvera jest szary, brudny i bez nadziei na lepsze jutro. Po podrasowanych komputerowo rysunkowych fajerwerkach z poprzedniego tomu WKKM („ Ghost Rider: Droga ku potępieniu”) to miła odmiana. „Syn M” jest na pewno pozycją, którą warto znać, by lepiej zrozumieć świat mutantów. Nie sprowadza się on bowiem jedynie do walki tych z jasnej strony mocy z tymi z ciemnej. Okazuje się, że jest w nim miejsce także na szarość, która może nie wypada tak efektownie od strony wizualnej, ale daje okazję do popisu osobom oczekującym od komiksu poruszających opowieści.
Tytuł: Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #59: Syn M Tytuł oryginalny: Son of M Data wydania: 25 lutego 2015 ISBN: 978-83-7849-308-2 Format: 160s. 170×260mm; oprawa twarda Cena: 39,99 Gatunek: przygodowy, superhero Ekstrakt: 80% |