„Niebiańskie pastwiska” Pawła Majki to napisana z dużym rozmachem space opera, traktująca o świecie, w którym ludzkość rozprzestrzeniła się po wszechświecie, wyhodowała sobie własnych bogów i zagwarantowała życie po śmieci. Nie lada gratka dla miłośników science fiction, wymagająca jednak sporej cierpliwości. Przynajmniej na początku.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Wygasa jedna z największych wojen w historii ludzkości. Rebelia została niemalże stłumiona, żołnierze toczą ostatnie bitwy z nadzieją na powrót do domu. Potężna Stacja, wcześniej swoimi materiałami zachęcająca do zwiększenia wysiłków, szykuje nową politykę tworzenia programów. Nie oznacza to jednak, że zapanował spokój. Walka o władzę trwa. Możni wciąż knują, usiłując powiększyć swoje wpływy, frakcje zwalczają się nawzajem, a jednej, pozornie mało istotnej osoby, zaczynają szukać ludzie wpływowi i bogaci… „Niebiańskie pastwiska” budzą we mnie bardzo mieszane uczucia. Paweł Majka wydaje się jednym z najbardziej utalentowanych debiutantów ostatnich lat na fantastycznym poletku. Potrafi uknuć intrygę (a nawet kilka intryg), stworzyć ciekawych, różnorodnych bohaterów, zbudować wielowymiarowy, bogaty świat, ma też wystarczające umiejętności, aby wykonanie nie zarżnęło dobrych pomysłów. Wizja przyszłości Majki jest skomplikowana, zaplanowana z rozmachem i pod wieloma względami oryginalna – panowanie nad przestrzenią, kosmosem, ale i nad pośmiertelnym życiem, regulowanie wszystkiego boskimi kontraktami, powrót do czegoś, co można nazwać systemem kastowym, odejście od równouprawnienia. Przez karty powieści przewija się cała plejada bohaterów, żołnierzy, najemników, arystokracji i dziennikarzy, a każdy w pewien sposób wybija się na tle innych. Fabuła jest wielowątkowa, intryga goni intrygę, ciężko przewidzieć zakończenie. Pozornie „Niebiańskie pastwiska” powinny powalić mnie na kolana i na długo zapaść w pamięć. Podobały mi się, owszem, ale nie rzuciły na klęczki. Przede wszystkim dlatego, że jest w nich po prostu… za dużo wszystkiego. Przez dobre trzysta stron lektury zadawałam sobie wciąż pytanie: co tu się do cholery dzieje? Bohaterów było tak wielu, że do żadnego nie umiałam się przywiązać, żaden nie sprawił, że zastanowiłabym się nad nim dłużej. Zamiast cieszyć się fenomenalnym obrazem świata przyszłości, w którym właśnie dogasa straszliwa wojna, gubiłam się w polityce, w mnogości frakcji walczących o wpływy w tym nowym, wspaniałym świecie, głowa bolała mnie od plątaniny intryg i spisków. Początkowo zamiast czerpać przyjemność z lektury, raczej się nią męczyłam, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że Majka jakimś cudem nie zdołał zmieścić się w tych ponad ośmiuset stronach. Na szczęście im dalej w las, tym było lepiej. Zaznajomienie się ze światem, lepsze poznanie bohaterów, pozwoliły wreszcie naprawdę skupić się na lekturze. W pewnym momencie przyłapałam się na tym, że żal mi trochę księcia Karola i jego synów, polubiłam Pniaka i jestem ciekawa losów Psa i kibicuję związkowi Majki i Rachuby. Zaczęłam doceniać drobiazgi, które wcześniej po prostu ginęły – jak fragmenty reportażu z wyprawy Maski. Pierwsze dwieście, trzysta stron okazało się swojego rodzaju rozgrzewką przed właściwym biegiem… ale bardzo długą rozgrzewką, przy której momentami miałam ochotę odrzucić książkę w kąt. Można powiedzieć, że właściwie każdy znajdzie tu coś dla siebie. Są sceny wielkich bitew, małe bijatyki, pościgi, zamachy, rozważania na tematy społeczne i filozoficzne, sporo akcji, polityki, statki kosmiczne, daleko idące przemiany społeczeństwa. Pomimo ciężkich początków w ostatecznym rozrachunku lektura okazała się zdecydowanie godna uwagi. Po bardzo dobrym „Pokoju światów” Majka nie zawiódł, zabierając się za science fiction.
Tytuł: Niebiańskie pastwiska Data wydania: 25 sierpnia 2015 ISBN: 978-83-7818-744-8 Format: 736s. 132×202mm Cena: 42,90 Gatunek: fantastyka Ekstrakt: 70% |