powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CLIII)
styczeń-luty 2016

Wzgórze H 224
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Psy nazywały się Kerberos oraz Hypnos. Groźnie, ale ładnie.
Szeregowiec zauważył, że oddziały oblegające wzgórze zachowują się niezwykle statycznie. W zasadzie nikt dotąd nie widział, aby „cienie” przegrupowywały swoje szyki, nikt też nie słyszał odgłosów dochodzących z ich pozycji. Zawsze sierżant pierwszy spostrzegał przygotowania do ataku i rzeczywiście po chwili baterie wroga rozpoczynały regularny ostrzał. Na początku, gdy obroną dowodzili oficerowie, wydawało się, że wzgórze jest nie do utrzymania. W trakcie kilkunastogodzinnej krwawej bitwy obrońcy ponieśli ciężkie straty i dowodzenie nad garstką ocalałych objął sierżant. Było oczywiste, że to już koniec. Wówczas wróg zmienił taktykę. Szeregowiec nazywał to po cichu „dziwną wojną”. Mimo wielu okazji do opanowania H 224 oblężenie ciągnęło się w nieskończoność. Po co atakować coś, czego nie chce się zdobyć?
Nie ma na świecie armii, która przez wiele tygodni marnuje amunicję i czas, nie starając się nawet wyrwać kawałka ziemi obcej armii. Lepiej stracić paru ludzi niż zrzucać na konającego przeciwnika tony kosztownego żelastwa. Działania nieekonomiczne i bezcelowe są w wojennym kodeksie jednym z grzechów głównych. Działań wroga nie uzasadniało bohaterstwo, a chęć oszczędzenia kilku nic niewartych żołnierzy za tak wysoką realną cenę w ogóle nie wchodziła w grę. Żołnierze są przecież po to, żeby ginąć. A więc dlaczego ta cała gra?
– Oni nie wiedzą, na co nas stać. Boją się, że szykujemy niespodziankę, dlatego próbują zmusić nas do kapitulacji – twierdził sierżant.
Bzdura. Po tylu dniach walki nie mogli się aż tak mylić.
– Gdy nadejdzie pomoc i okaże się, że wzgórze obroniła mała grupka bohaterów, otrzymamy najwyższe odznaczenia – marzył sierżant. – A oni będą smażyć się w piekle dla idiotów – śmiał się.
Bzdura. Ordery-bajery pobrzękują na piersi, w której bije serce, a piekło jest dla martwych. Tobie, sierżancie, mogą włożyć medal do ust, niczym obola. Albo niech ci go wepchną w dupę, z baretką dyndającą na wietrze jak ogonek. Zresztą z pewnością by się pomylili.
Odsiecz nie nadejdzie. Ile dni będzie to jeszcze trwało?
Szeregowiec rozglądał się dookoła, mając nadzieję, że ktoś wreszcie zechce zmienić nieznośny stan rozciągniętej w czasie agonii. Co oni tam robią? Może wojna się skończyła i zwycięzcy zabawiają się kosztem pokonanych? Jakiś napuszony generał oprowadza wycieczki, turyści słono płacą, aby ujrzeć przez lunetę osobliwy spektakl śmierci… Dzieciom i kobietom przysługują zniżki, za to w oficjalne święta państwowe każdy może sycić się widokiem rozlewanej krwi za darmo.
Chłopak odłożył lornetkę – nie była mu potrzebna. Najchętniej zamknąłby oczy i uciekł w sen. We śnie zdarzało się, że wróg atakował wzgórze. On trafiał do niewoli, czasem ginął, a wtedy unosił się wysoko ponad ziemią. Lot kończył się w okopach.
„Tutaj jest twoje miejsce” – mówił sierżant ze snu i chłopak otwierał oczy.
Ilustracja: <a href='mailto:zyto@poczta.onet.pl'>Maciej Żytowiecki</a>
Ilustracja: Maciej Żytowiecki
– Tutaj jest twoje miejsce – mówił sierżant.
To było koszmarne: H 224 we śnie – H 224 na jawie.
Na wzgórzu nie było żadnych kwiatów. Nie chciały rosnąć, mimo że wojna dostarczała ziemi wystarczającej ilości nawozu. Widać Najważniejszemu Generałowi zabrakło fantazji. Szeregowiec wyobraził sobie różę, z której codziennie opada jeden płatek. Kocha, lubi, szanuje… Dezercja, kapitulacja, śmierć…
– Nie poddamy się sukinsynom, chłopcy – zapewniał sierżant.
Szlag by go trafił.
Chłopak wydostał się nagle z wiru różanych płatków. Słyszał podniesiony głos sierżanta, jakieś ożywienie zapanowało wśród obrońców H 224. Opuścił swój posterunek i rzucił się biegiem w kierunku wrzawy. Nie wierzył własnym oczom. Z nocnego zwiadu wrócili zaginieni zwiadowcy. Ich twarze były szalone. Mówili i gestykulowali, cieszyli się, a pozostali żołnierze nie potrafili pojąć sensu tej radości.
– To niemożliwe. – Sierżant kręcił głową. – Oni zwariowali. To zwyczajny szok.
– Tam nikogo nie ma! – upierali się. – Przeszliśmy przez ich pozycje, ale nikt do nas nie strzelał.
– Kiedy się obejrzeliśmy – opowiadał starszy z żołnierzy – nie było bunkrów, ani dział. Pustka. Za nami pustka, a z przodu coś cholernie dziwnego.
– Jak tam było? – wyrwało się szeregowemu.
– Stul pysk! – Pan i władca spojrzał na niego z wściekłością. – Dałem ci rozkaz – ciągnął. – Powinieneś meldować o najmniejszym ruchu na stoku. Przez ciebie mógł nas wystrzelać pojedynczy snajper! Mam już ciebie dość, parszywy, nieprzydatny gnoju!
– Panie sierżancie! – przerwał zwiadowca. – Tam nikogo nie ma! To wszystko jest zbiorową halucynacją.
– A trupy? – Sierżant nie dawał za wygraną. – Trupy, bomby, flaki też są halucynacją?
– Ale…
– Zamknąć się! – wrzasnął. – Być może ogłuszył was wybuch i doznaliście szoku. Jeżeli tak, to wasze zasrane szczęście. Jeśli jednak wpadliście w ich łapy, a teraz knujecie jakieś świństwo, to radzę wam, zapomnijcie o tym.
– Na litość boską, o czym pan mówi?! – wykrzyknął jeden z żołnierzy.
– W nocy był kolejny atak. Nic o tym nie wiedzieliście? – Sierżant patrzył na nich z jawną pogardą. – Zginęło trzech naszych. Nie zapytaliście, co się z nimi stało, ale pewnie macie powody do omijania tego tematu. Może przyczyniliście się do tej całej masakry, na przykład namierzyliście artylerię na nasze bunkry?
– Ty gadzie! – Młodszy zwiadowca nie wytrzymał. – Odpowiesz za to! – Usiłował dosięgnąć sierżanta pięścią, ale drugi z oskarżonych zdołał go w porę powstrzymać.
– Nie warto – powiedział. – On chce mieć powód do użycia broni. Doskonale wie, że to podłe kłamstwo.
– Spieprzajcie stąd. – W oczach sierżanta zabłysła nienawiść. – No już!
Dwaj żołnierze spoglądali na sierżanta z niepewnością.
– No już! – powtórzył.
Gdy ruszyli powoli po nagim zboczu H 224, szeregowcowi wydawało się, że już kiedyś uczestniczył w identycznym wydarzeniu. Dawno, dawno temu…
Musiał poznać jeszcze odpowiedź na najważniejsze pytanie. Musiał to wiedzieć, choćby pozostało mu zaledwie pięć minut życia. Pokonał strach przed gniewem sierżanta.
– Co jest za linią frontu?! – zawołał.
Starszy zwiadowca odwrócił się, zaskoczony pytaniem.
– Ściana. Najzwyklejsza w świecie biała ściana.
Żołnierze poszli dalej. Chłopak chciał życzyć im powodzenia, lecz przeszkodził mu tęgi kapral.
– Powariowali – stwierdził. – Zupełnie zbzikowali.
Lufa karabinu maszynowego sierżanta uniosła się na wysokość pleców odchodzących zwiadowców.
– Idźcie do swoich, zdrajcy – syknął, naciskając spust.
Dwa martwe ciała staczały się po zboczu, strącając kamienie i maleńkie lawiny żwiru. Zwłoki zatrzymały się dopiero na strzępach zasieków, za którymi kończyła się stroma część stoku. Czterech żołnierzy gapiło się bez słowa na plamy krwi – jutro ich nie będzie. Znów zanosiło się na burzę.
– Uważaj, bo możesz być następny – zagroził sierżant, ale chłopak przestał się go bać. Myślał o białej ścianie oraz o plamach ludzkiej krwi. Czy warto? Próba wydostania się stąd równała się samobójstwu. Teren między ich szańcem, a pierwszą linią nieprzyjacielskich umocnień był całkowicie odkryty. Sierżant użyje broni bez wahania – dla niego dezerter jest czarnym karaluchem na świątecznym obrusie.
Mógł poczekać do nocy. Uśpi jakoś czujność sierżanta, wyczołga się z okopów i ucieknie. Ile czasu minie, zanim dotrze do ściany?
Szeregowiec wychylił się sponad nasypu obłożonego po obu stronach workami z piaskiem. Tam w dole nic się nie zmieniło. Zasieki, szańce, podziurawione bunkry, a bliżej dwa trupy, których skrwawione mięso ściągnie wkrótce chmary much. Usłyszał strzał, kula wgryzła się w piach tuż obok jego głowy. Snajper chybił. Zsuwając się z powrotem do okopu, chłopak wybuchnął śmiechem. Ile czasu minie zanim dotrze do ściany?!
Śmiał się, robiąc krótkie przerwy na zaczerpnięcie powietrza. Leżał na plecach z rozłożonymi rękami i śmiał się, dopóki wyczerpany spazmem organizm nie odmówił mu posłuszeństwa. Potem zaczął coś bełkotać. Ciekawe, czy sierżant miał przed wojną żonę i dzieci?
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

5
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.