Norwegowie ze Spidergawd bardzo regularnie – w przybliżeniu co dwanaście miesięcy – publikują kolejny album. Nie są to długie płyty, o czym świadczy fakt, że nagrany materiał mieści się zarówno na krążku kompaktowym, jak i winylu. Ale przecież liczy się nie długość, a jakość. A na tę absolutnie narzekać nie można. Zresztą czy byłoby to możliwe, biorąc pod uwagę fakt, że połowę grupy stanowią muzycy Motorpsycho? Pytanie, zaiste, retoryczne.  |  | ‹Spidergawd III›
|
Pierwotnie miał to być projekt jednorazowy, swoisty „skok w bok” od codziennych, rutynowych zajęć w ramach macierzystych formacji. I pewnie tak by się stało, gdyby nie znakomite przyjęcie – zarówno ze strony fanów, jak i krytyków – debiutanckiego albumu grupy, który światło dzienne ujrzał w końcu stycznia 2014 roku. Potem była, równie dobrze oceniana, trasa koncertowa, zakończona przyrzeczeniem, że nie poprzestajemy na jednym razie. I rzeczywiście: dwanaście miesięcy po pierwszym do sklepów trafił drugi krążek zespołu. A potem znów minął rok i pojawiła się trzecia odsłona tej fascynującej historii. Historii, której imię brzmi – Spidergawd. To kwartet, któremu ton nadają dwaj artyści związani na co dzień z uznawanym za kultowy (także w naszym kraju) norweskim bandem Motorpsycho: basista Bent Sæther (udzielający się również w Ryanbanden i Sugarfoot) oraz perkusista Kenneth Kapstad (znany między innymi ze współpracy z Grand General i Møster!). Skład uzupełniają natomiast – i to się nie zmieniło – wokalista i gitarzysta Per Borten (Cadillac, The New Violators i The Moving Oos) oraz saksofonista Rolf Martin Snustad (Hopalong Knut). Muzycy Spidergawd mają swoje przyzwyczajenia. Choć raczej jest to po prostu ich w pełni świadomy wybór, który ma udowodnić słuchaczom, że mamy do czynienia z całkowicie przemyślanym konceptem. Co by na to wskazywało? Po pierwsze: termin publikacji kolejnych płyt (styczeń). Po drugie: miejsce, w którym są nagrywane – studio SoerGarden w mieście Melhus. Po trzecie: za każdym razem ten sam wydawca – wytwórnia Crispin Glover Records. Po czwarte: umieszczanie na okładkach, utrzymanych zresztą w identycznej „poetyce”, obrazów autorstwa współczesnego francuskiego malarza surrealistycznego Emile’a Morela. Wreszcie – po piąte – tytuły płyt, opatrzone (oprócz nazwy grupy) kolejnymi rzymskimi cyframi: „ Spidergawd” (2014), „ Spidergawd II” (2015) oraz – ta najnowsza, tegoroczna – „Spidergawd III”. Podsumowując, można by jeszcze zadać pytanie: Czy i muzyka jest wciąż niezmienna? I tak, i nie. Tak, bo kolejne wydawnictwa Norwegów ciągle prezentują bardzo wysoki poziom. Nie, ponieważ o ile na dwóch pierwszych albumach dominowały brzmienia rodem z lat 70. XX wieku, o tyle na trzecim za inspiracje posłużyły Skandynawom grupy z przełomu dwóch następnych dekad.  | |
Co to oznacza w praktyce? Że na „Spidergawd III” znacznie więcej jest klasycznego heavy metalu z połowy lat 80. i stoner rocka z początku lat 90., znanego z ówczesnych produkcji Amerykanów z Kyuss czy Monster Magnet. Ale to wcale nie oznacza, że Norwegowie ślepo zapatrzeni są w swoich kolegów zza Atlantyku; płyta skrzy się bowiem także dźwiękami charakterystycznymi dla psychodeliczno-progresywnych poszukiwań macierzystej formacji Benta i Kennetha, która pierwsze kroki na rockowych scenach stawiała już w 1989 roku, a więc w tej samej epoce, którą teraz obaj postanowili dogłębnie spenetrować wraz z Perem i Snustadem. Odpowiedni klimat pojawia się już w otwierającym „Trójkę” utworze „No Man’s Land”. Z jednej strony zespół szybko się rozpędza, ale nie rezygnuje przy tym z zapadającej w pamięć melodii; gra ciężko, jak na band o heavymetalowej proweniencji przystało, lecz jednocześnie zwiewnie i nadzwyczaj selektywnie. Borten nie zapomina również o tym, co jest solą tego gatunku rocka, a więc o gitarowej solówce, która zostaje idealnie wpisana w fakturę kompozycji; tym samym unika udowadniania wszem i wobec, że potrafi zagrać szybciej, niż biegnie światło. Z czym, jak wiemy, nie wszyscy jego koledzy po fachu sobie radzą.  | |
W hiszpańskim „El corazon del sol” zespół wita słuchaczy motoryczną partią perkusji i sprzężonymi gitarami, które okazują się wstępem do bardzo przebojowego kawałka, na dodatek niezwykle energetycznego, z mocnym akcentem saksofonu na finał. To pierwsze tak wyraziste zaakcentowanie obecności Rolfa Martina, dzięki któremu zresztą Spidergawd płynnie przechodzi do utworu numer trzy – „The Best Kept Secrets”. Snustad ma tu sporo do powiedzenia – najpierw towarzysząc unisono Bortenowi grającemu na gitarze, później wypełniając tło, gdy Per swym charakterystycznym głosem (podobnym trochę do Ozzy’ego Osbourne’a) wyśpiewuje tekst. Monumentalnie brzmi też zakończenie, w którym gitara i saksofon ponownie budują potężną ścianę dźwięku. Przestaje fakt ten dziwić, gdy chwilę później rozbrzmiewa będące w pewnym sensie naturalną kontynuacją poprzednika „The Funeral”. Czegóż tu nie ma! I zniekształcony wokal Pera (znów w stylu pierwszego frontmana Black Sabbath), i nałożone na siebie nostalgiczne partie gitar (mogące kojarzyć się ze stylistyką Wishbone Ash), z których powoli wyłania się solówka serwująca jeszcze jeden nadzwyczaj melodyjny motyw. Niemal te same pochwały należą się kompozycji „Picture Perfect Package”, w której – co może być zaskoczeniem – saksofon w swym brzmieniu tak bardzo zbliża się do gitary, że można pomylić oba instrumenty. „Spidergawd III” zamyka trzyczęściowy, trwający w sumie około czternastu minut, numer zatytułowany „Lighthouse”. Jako gość pojawia się w nim grający na elektrycznej gitarze stalowej Roar Øien, którego usłyszeć można było również na poprzednich produkcjach norweskiego kwartetu. Część pierwsza i ostatnia „Latarni morskiej” pobrzmiewa klasycznym stoner metalem (właśnie tu inspiracje Kyuss i w nieco mniejszym stopniu Monster Magnet są najmocniej słyszalne), natomiast środkowa – z mocno wyeksponowanym saksofonem Rolfa Martina – jest mieszanką klimatycznego bluesa z hard rockiem i psychodelią spod znaku Motopsycho. Mimo że zdecydowanie różni się od „sąsiadów”, nie sprawia wrażenia „ciała obcego” w organizmie – ta chwila wyciszenia i refleksji sprawdza się znakomicie, tym bardziej że na „Trójce” nie ma ani jednego utworu, który można by określić – choćby od biedy – mianem ballady. Przejdźmy jednak do podsumowań: „Spidergawd III” to kolejna kapitalna pozycja w dyskografii Norwegów, potwierdzająca, że formacja ta zasługuje na samoistny byt, że nie powinna być traktowana jedynie jako projekt poboczny. Udowadnia to również, dostarczając z podziwu godną regularnością nową muzykę. Następna porcja – obstawiać można w ciemno – czeka nas w styczniu 2017 roku. Skład: Per Borten – śpiew, gitara elektryczna Bent Sæther – gitara basowa Kenneth Kapstad – perkusja Rolf Martin Snustad – saksofon gościnnie: Roar Øien – elektryczna gitara stalowa (6-8)
Tytuł: Spidergawd III Data wydania: 22 stycznia 2016 Nośnik: CD Czas trwania: 36:41 Gatunek: rock Utwory CD1 1) No Man’s Land: 03:56 2) El corazon del sol: 04:54 3) The Best Kept Secrets: 04:17 4) The Funeral: 05:41 5) Picture Perfect Package: 03:48 6) Lighthouse, Part 1: 04:49 7) Lighthouse, Part 2: 02:31 8) Lighthouse, Part 3: 06:45 Ekstrakt: 80% |