powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CLIII)
styczeń-luty 2016

Czasomierze
David Mitchell
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Kiedy w końcu przestaję ryczeć, orientuję się, że siedzę na kamiennym schodku na jakimś placyku, który z każdej strony jest otoczony ceglanymi ścianami starych pięcio- czy sześciopiętrowych budynków z wąskimi ślepymi oknami. Chwasty wwiercają się w szczeliny między płytami chodnika, a nasiona dmuchawca unoszą się w powietrzu jak w szklanej kuli. Kiedy trzasnęłam drzwiami Vinnego, nogi zaniosły mnie tutaj, na tyły szpitala miejskiego w Gravesend, gdzie doktor Marinus uwolnił mnie od Miss Constantin, gdy miałam siedem lat. Czy chociaż przywaliłam Vinny’emu? Poruszałam się jakby w smole. Nie mogłam oddychać. Vinny złapał mnie za nadgarstek, aż zabolało – ciągle boli – a Stella warczała tylko: „Weź dorośnij i daj nam, kurde, święty spokój, Holly. To jest życie, a nie odcinek Dynastii!”. A ja wyleciałam od nich, trzaskając drzwiami i biegłam dzikim pędem, byle przed siebie, dokądkolwiek, donikąd, dokądś… Wiedziałam, że kiedy tylko się zatrzymam, totalnie się rozkleję i zamienię w jedną wielką galaretę z glutów, a wtedy szpiedzy mamy doniosą na mnie, i to będzie dla niej jak wisienka na torcie. Bo mama miała rację. Kochałam Vinny’ego, jakby był częścią mnie samej, a on mnie lubił jak gumę do żucia. A kiedy już straciłam smak, wypluł mnie, odwinął z papierka kolejną i wsadził do buzi – i to nie byle kogo, bo Stellę Yearwood. Moją najlepszą kumpelę. Jak on mógł? Jak ona mogła?
Przestań ryczeć! Pomyśl o czymś innym…
Holly Sykes oraz Cuda i dziwy, część I. W 1976 roku miałam siedem lat. Przez całe wakacje nie spadła ani kropla deszczu i wyschłe ogrody zrobiły się rudo-żółte. Pamiętam, że susza była aż taka, że z Brendanem i mamą stawaliśmy z wiadrami w kolejce do pompy na końcu Queen Street. Właśnie tego lata zaczęłam słyszeć głosy. Słyszałam je w swojej głowie. Nie były to głosy szaleńców ani oblechów i niespecjalnie mnie przerażały, przynajmniej na początku. Nazywałam je „Ludźmi z Radia”, bo najpierw myślałam, że to w pokoju obok gra radio. Tylko że w pokoju obok nie było radia. Najwyraźniej słyszałam je w nocy, ale za dnia, kiedy byłam w szkole, też nie przestawały mówić, jeśli wokół było cicho, na przykład na klasówce. Trzy albo cztery głosy mówiły naraz i nigdy nie mogłam zrozumieć ich słów. Pamiętałam opowieści Brendana o szpitalach dla wariatów i o ludziach w białych kitlach, więc bałam się komukolwiek powiedzieć. Mama była w ciąży z Jacko, ojciec urabiał się po łokcie w pubie, Sharon miała tylko trzy latka, a Brendan nawet wtedy już był palantem. Wiedziałam, że słyszenie głosów nie jest normalne, ale one właściwie nie robiły mi nic złego, więc może to był po prostu jeden z sekretów, jakie każdy gdzieś chowa.
Raz w nocy śnił mi się straszny sen, że do Kapitana Marlowa wleciał rój krwiożerczych pszczół i obudziłam się cała zlana zimnym potem. Nagle od strony nóg łóżka dobiegł mnie kobiecy głos, który uspokajał: „Nic się nie bój, Holly, już dobrze”, a ja wyjąkałam: „Dziękuję, mamo”, bo kto inny mógł tam być? Ale wtedy usłyszałam śmiech mamy w kuchni na końcu korytarza – to było jeszcze zanim dostałam własny pokój na strychu. Po tym zorientowałam się, że ta pani przy moim łóżku tylko mi się przyśniła, i zapaliłam światło, żeby się na własne oczy przekonać.
Oczywiście nikogo tam nie było.
„Nie chcę cię wystraszyć”, powiedział głos tej pani, „ale jestem tak samo prawdziwa, jak ty”.
Wcale nie zaczęłam krzyczeć ani nie wpadłam w histerię. Owszem, cała dygotałam, ale mimo strachu czułam, że to musi być jakaś specjalna zagadka dla mnie albo sprawdzian. W moim pokoju nikogo nie było, a jednak ktoś do mnie mówił. Więc głosem najbardziej opanowanym, na jaki tylko mogłam się zdobyć, zapytałam tę panią, czy jest duchem. „Nie jestem duchem”, odparła, „tylko odwiedzam twoje myśli. Dlatego mnie nie widzisz”. Zapytałam, jak się nazywa. Odpowiedziała: „Miss Constantin”. Dodała też, że odesłała Ludzi z Radia, bo mnie rozpraszali, ale ma nadzieję, że się nie gniewam. Odparłam, że nie. Miss Constantin powiedziała, że musi już iść, ale że z przyjemnością niedługo znowu do mnie wpadnie, bo jestem „osobliwym dzieckiem”.
I już jej nie było. Minęła cała wieczność, zanim znowu mogłam zasnąć, ale kiedy w końcu przyszedł sen, czułam, że chyba mam nową przyjaciółkę.
I co teraz? Wracać do domu? Prędzej pokłułabym sobie dziąsła szpilkami. Mama wepchnie mi moją porażkę do gardła aż po zwieracz żołądka, a potem będzie siedzieć i napawać się zwycięstwem. I odtąd aż po wsze czasy, jeśli choć raz nie stanę na baczność z meldunkiem „tak jest!”, będzie wyciągać sprawę z Vinnym Costello. Dobrze, nie wprowadziłam się na Peacock Street, ale to nie znaczy, że muszę mieszkać w domu, przynajmniej dopóki nie udowodnię matce, że jestem wystarczająco dorosła, żeby żyć samodzielnie, i że może przestać mnie traktować jak siedmiolatkę. Przez jakiś czas starczy mi pieniędzy na jedzenie, a wygląda na to, że upały jeszcze potrwają, więc po prostu w tym roku wakacje zaczną się dla mnie trochę wcześniej. Pieprzyć egzaminy, pieprzyć szkołę. Stella opowie wszystkim, jak to się uwiesiłam na Vinnym, jaka jestem żałosna i histeryczna, i jak nie mogę pogodzić się z tym, że chłopak się mną znudził. O dziewiątej rano w poniedziałek Holly Sykes będzie już oficjalnym pośmiewiskiem liceum Windmill Hill. Na bank.
Sygnał karetki pogotowia zbliża się i jest coraz bardziej natarczywy, odbijając się echem na całym placyku, aż w końcu milknie, jakby urwał w pół zdania… Poprawiam na ramieniu torbę i wstaję. Czyli teraz dokąd? Każda angielska nastolatka, która zwiewa z domu, jedzie prosto do Londynu i wyobraża sobie, że odkrywa ją łowca talentów albo znajduje ją dobra wróżka, ale ja ruszam w przeciwnym kierunku, wzdłuż rzeki, w stronę bagien Kentu. Jeśli ktoś dorasta w pubie, ma okazję posłuchać, kim są ci łowcy talentów i dobre wróżki z Londynu, w których ręce trafiają nastolatki na gigancie. Może znalazłabym jakąś stodołę albo pusty domek, żeby się zadekować na jakiś czas? Taki plan miałby nawet ręce i nogi. Wyruszam więc w drogę i obchodzę szpital od frontu. Parking jest pełen przednich szyb, które oślepiają mnie w jasnym słońcu. W półmroku chłodnej szpitalnej rejestracji widzę tłum ludzi palących papierosy w oczekiwaniu na wiadomości.
Śmieszne miejsca, szpitale…
Holly Sykes oraz Cuda i dziwy, część II. Minęło kilka tygodni i zaczęłam myśleć, że Miss Constantin po prostu mi się przyśniła. Tyle tylko że nie znałam słowa, którym mnie określiła: „osobliwa”. Sprawdziłam je w słowniku i zastanawiałam się, skąd się wzięło w mojej głowie, skoro nie umieściła go tam Miss Constantin. Do dzisiaj nie wiem, jak to się stało. Ale potem jednej nocy we wrześniu, kiedy już rozpoczął się rok szkolny i skończyłam osiem lat, obudziłam się i wiedziałam, że ona jest w moim pokoju. I bardziej się ucieszyłam, niż bałam. Podobało mi się, że byłam osobliwa. Zapytałam Miss Constantin, czy jest aniołem, ale ona tylko zaśmiała się i powiedziała, że jest człowiekiem, jak ja, ale nauczyła się, jak się wymykać z własnego ciała i odwiedzać przyjaciół. Zapytałam, czy ja też jestem jej przyjaciółką. Odparła: „A chciałabyś?”. Ja na to, że bardzo, bardzo, a ona: „Zatem będziesz”. Zapytałam też Miss Constantin, skąd pochodzi, a ona powiedziała, że ze Szwajcarii. Żeby się popisać, zapytałam, czy Szwajcaria to ten kraj, gdzie wynaleziono czekoladę, a ona odparła, że jestem jednym z największych bystrzaków, jakich zna. Od tamtej pory odwiedzała mnie co noc. Zjawiała się na kilka minut, ja opowiadałam, jak mi minął dzień, a ona mnie słuchała, rozumiała i starała się mnie pocieszyć. Zawsze trzymała moją stronę, nie tak jak mama i Brendan. Pytałam Miss Constantin o różne rzeczy. Czasem odpowiadała mi wprost. Na przykład, kiedy zapytałam, jaki ma kolor włosów, odpowiedziała: „chromowy blond”. Ale często unikała odpowiedzi, mówiąc: „Nie zdradzajmy jeszcze tajemnicy, Holly, dobrze?”.
Aż jednego dnia, po szkole, kiedy wracałam do domu, dorwała mnie Susan Hillage, która lubiła zastraszać innych i się nad nimi znęcać. Świetnie jej to wychodziło. Jej tata był najemnym żołnierzem w Belfaście, a ponieważ moja mama była Irlandką, Susan uklękła mi na głowie i nie chciała mnie puścić, aż przyznam, że trzymamy węgiel w wannie i że kochamy IRA. Nie chciałam przyznać, więc zarzuciła moją torbę na drzewo i zapowiedziała, że jeszcze zapłacę za kolegów jej taty, którzy zginęli w Belfaście, i że jeśli poskarżę się komukolwiek, pluton jej taty podpali nasz pub i cała rodzina zginie w płomieniach, i to wszystko będzie przeze mnie. Nie byłam tchórzem ani popychadłem, ale Susan Hillage doskonale wiedziała, jak mną manipulować. Nie powiedziałam nic rodzicom, tylko miałam mokro w majtkach ze strachu przed pójściem następnego dnia do szkoły, bo nie wiedziałam, co się może stać. Tamtej nocy obudziłam się pod ciepłą kołdrą i usłyszałam głos Miss Constantin – ale to już nie był tylko jej głos, zjawiła się we własnej osobie – siedziała w fotelu w nogach łóżka i szeptała: „Obudź się, śpiochu”. Była młoda, miała białozłote włosy, a jej usta, które za dnia musiały mieć kolor róż, w świetle księżyca były fioletowoczarne. Była ubrana w długą suknię. Piękna jak obrazek. W końcu, jąkając się, zdołałam ją zapytać, czy mi się tylko śni, ale ona odparła: „Jestem tutaj, bo moje mądre, osobliwe dziecko było dziś bardzo smutne i chcę wiedzieć dlaczego”. Więc opowiedziałam jej o Susan Hillage. Miss Constantin słuchała w milczeniu, aż skończyłam, a potem powiedziała, że absolutnie nie toleruje dręczycielek ani tyranek, i zapytała, czy chciałabym, żeby coś poradziła na tę sytuację? Odparłam, że tak, że bardzo bym chciała, ale zanim mogłam zapytać ją o cokolwiek, usłyszałam kroki taty w korytarzu, drzwi się otworzyły i oślepiło mnie światło z półpiętra. Jak miałam wytłumaczyć tacie, dlaczego w moim pokoju o pierwszej w nocy siedzi Miss Constantin? Ale tata zachowywał się, jakby jej tam nie było. Zapytał mnie tylko, czy wszystko w porządku, bo słyszał jakiś głos – i już byłam pewna, że Miss Constantin tam nie ma. Powiedziałam tacie, że musiało mi się coś śnić i pewnie mówiłam przez sen.
I w końcu właśnie w to zaczęłam wierzyć. Głosy to jedno, ale panie w długich sukniach w fotelu w moim pokoju? Następnego dnia rano poszłam do szkoły jak zwykle, ale nie widziałam nigdzie Susan Hillage. Nikt jej nie widział. Nasza dyrektorka przybiegła spóźniona na apel i poinformowała, że Susan Hillage miała wypadek, że jechała rowerem do szkoły, kiedy potrąciła ją ciężarówka, że jest w bardzo ciężkim stanie i musimy się modlić o jej powrót do zdrowia. Kiedy to usłyszałam, poczułam, że ciało mi drętwieje i robi mi się zimno, i tyle krwi odpłynęło mi z głowy, że szkolny korytarz jakoś tak owinął się wokół mnie, a potem nie pamiętam już nawet, jak upadłam na podłogę.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

40
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.