„Avengers: Na zawsze” nie zmieścili się w pierwszej serii Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. Szczęśliwie jest ona kontynuowana, dzięki czemu możemy poznać tę historię. Jej początek trafił do sześćdziesiątego pierwszego tomu.  |  | ‹Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #61: Avengers: Na zawsze. Część 1›
|
Dziełem życia Kurta Busieka bez wątpienia pozostanie genialny „Marvels” (WKKM-13). Nie tylko przedstawił on w nim inne spojrzenie na świat superbohaterów, ale wykazał się szeroką wiedzą na temat wydawnictw Domu Pomysłów, co stało się jego znakiem rozpoznawczym. W „Avengers: Na zawsze” również znajdziemy elementy wskazujące na to, że mamy do czynienia ze znawcą. Dla przeciętnego polskiego czytelnika, który bazuje tylko na rodzimych edycjach komiksów, są one wręcz nie do wyłapania. Na szczęście Busiek, tworząc tę miniserię, starał się jak najbardziej oddać w niej klimat retro, w związku z czym o najważniejszych wydarzeniach rozkręcających fabułę dość obszernie informuje nas w licznych przypisach lub rozbudowanych dialogach. Z początku jest dość łatwo: Rick Jones, najlepiej znany jako kumpel Hulka, zapadł na nieuleczalną chorobę. Zrozpaczeni przyjaciele z Avengers, po wyczerpaniu wszystkich możliwości pomocy, udają się na Księżyc, gdzie więziona jest Najwyższa Inteligencja – superkomputer będący żywym mózgiem – podstawa życia rasy Kree, by prosić go o radę. I w tym miejscu sprawa zaczyna się plątać, albowiem Jonesem interesuje się władca czasu – Immortus, który nie chce dopuścić do tego, by ten wyzdrowiał. W opozycji do niego staje zatwardziały wróg Mścicieli Kang, który jest… wcześniejszym wcieleniem Immortusa. Aby wyrównać szanse, Jones sprowadza do pomocy Avengers. Aby jednak nie było za prosto, niemal każdy z siedmiu superbohaterów pochodzi z całkiem innego czasu. Mamy więc Kapitana Amerykę z etapu w swoim życiu, kiedy zwątpił w amerykański sen, Hawkeye′a, który dopiero uczy się strzelać, współczesną nam Wasp, Songbird z przyszłości, która w poprzednim odcinku WKKM stała po stronie Normana Osborna i Thunderbolts, najmniej ciekawego w tym towarzystwie Kapitana Marvela, również z przyszłości i wreszcie dwóch Hanków Pymów – Giant Mana (ten w miarę normalny) i Yellowjacketa (ten pomylony z wyraźną manią wyższości). Jeśli myślicie, że to koniec plątania, to jesteście w błędzie. Teraz dopiero zaczyna się całkowita jazda bez trzymanki. Akcja rozgrywa się w innych wymiarach, poza czasem (bohaterowie dryfują w Sfinksie, który okazał się pojazdem Kanga), kilku wariantach rzeczywistości, a także w różnych epokach (na Dzikim Zachodzie, gdzie można ujeżdżać dinozaury; za czasów Nixona, będącego tak na prawdę zmiennokształtnym Scrullem, i w zrujnowanej wojną przyszłości). Wszystko to zostało podlane sporą dawką metafizycznej gadki, której osobiście nie cierpię w komiksach i doprawione dawką patosu (czyli coś tam o ostatniej nadziei ludzkości – standard). Przyznaję, można się w tym wszystkim zgubić. Lektura pierwszej połowy komiksu nie należy do lekkich, mimo że akcja rwie na łeb na szyję. W kółko ktoś się z kimś bije, a bohaterowie skaczą między wymiarami. Przyznam, że to akurat jest najmniej zajmująca część opowieści. O wiele lepiej wypadają starcia osobowości wśród tak egzotycznych Avengers. Na pierwszy plan wysuwa się Wasp, która stara się ogarnąć tę zbieraninę i przejmuje dowodzenie, a także Yellowjacket, rzucający co chwilę suchary i pokazujący, jaki z niego jest wielki macho. Może nie ma w tym porażającej głębi, ale dzięki takim chwilom oddechu całość daje się czytać. W odbiorze nie pomagają rysunki Calosa Pacheco. Choć doskonale radzi sobie z postaciami i dynamiką akcji, to jednak pomysł, by starał się naśladować oldschoolowy sposób kadrowania, kiedy to strony były przepełnione rysunkami, sprawia, że robi się z tego rzecz mało czytelna. Zwłaszcza w połączeniu z intensywnością kolorów i ogromną ilością dymków z dialogami i uwagami narratora. Potrzeba czasu, by się do tego przyzwyczaić. Nie jest łatwo jednoznacznie ocenić ten komiks. Docenić na pewno należy sprawność, z jaką Busiek porusza się po świecie Marvela i umiejętnie oddany klimat lat 70. i 80. Kilka pomysłów również zasługuje na uwagę, jak choćby umieszczenie w jednej drużynie dwóch Pymów. Niemniej mam wrażenie, że ta fajność została przesadzona. Po zakończeniu tego tomu, który niczego nie rozwiązuje i każe czekać na kontynuację, wcale nie miałem zamiaru się z nią zapoznawać.
Tytuł: Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #61: Avengers: Na zawsze. Część 1 Tytuł oryginalny: Avengers: Forever, Part 1 Data wydania: 25 marca 2015 ISBN: 978-83-2820-302-0 Format: 160s. 170×260mm; oprawa twarda Cena: 39,99 Gatunek: przygodowy, superhero Ekstrakt: 60% |