– Jesteś prawdziwym pierdolcem i nie wiesz co tracisz – rzuciła mu na pożegnanie i szybko odeszła. Został sam na sam z głodem, zmęczeniem oraz setką pytań, na które odpowiedzi przepadły wraz z jego przeszłością. Na dodatek teraźniejszość chwiała się w posadach, a przyszłość nie obiecywała żadnych rozwiązań. Cała ta namiastka człowieka, za którą się uważał, nadawała się wyłącznie do rozbiórki. Szeregowiec był znużony i zniechęcony, w tej chwili potrzebował przede wszystkim odpoczynku. Uznał, że kryjówka dziewczyny zapewni mu dostateczne odosobnienie. Przecisnął się pod gałęziami i znalazł się w świetnie zamaskowanym, całkiem wygodnym naturalnym schronie. Ze wszystkich stron otaczała go zwarta ściana krzewów, jedyne przejście stanowiła niewidoczna z zewnątrz luka pod splątanymi gałęziami. W środku panował zaduch – smród ludzkich ekskrementów przemieszał się z wonią gnijących liści. Pod nogami plątały się puste butelki, foliowe opakowania, puszki i kilka strzykawek jednorazowego użytku. Jedna z nich pokryta była grubą warstwą żółtego nalotu, który po bliższych oględzinach okazał się zaschniętymi wymiocinami. Chłopak lustrował uważnie każdy metr terenu, w końcu miał tutaj spędzić swoją pierwszą noc w „cywilu”. Zamienił okop na prostokątny bunkier z gałęzi. Nie potrafił uwolnić się od myśli, że w każdej sekundzie do środka może wpaść granat. A wtedy bum! Zauważył leżące pod żywopłotem odchody i rozrzucone wokół nich strzępy gazety. Papier był zabrudzony. Brudny, ale nie pożółkły! Przełamał obrzydzenie. Wyłuskał kawałki gazety, rozprostował i zaczął czytać. Wiadomości sportowe. Ogłoszenia. Porady kulinarne i wreszcie informacje o zagrożeniu środowiska naturalnego. Oczyścił największy kawałek gazety – pisano o wojnach. Wiadomości z odległych frontów, nazwiska prezydentów, ministrów i generałów, które nie wywoływały u szeregowca żadnych skojarzeń. Najważniejsze były jednak daty. Nie mógł w to uwierzyć, ale Dziewczynka Z Zapałem nie okłamała go. Sprawdził jeszcze daty produkcji na pogiętych puszkach, wszystko się zgadzało. Jego wojna skończyła się wiele lat temu. Wówczas miał dwadzieścia lat i po upływie czterdziestu nadal ma dwadzieścia. Gdzie był w tym czasie? Mundur wciąż śmierdział ziemią okopów. A może to tylko złudzenie? Mundur faktycznie śmierdział. Czterdzieści lat walczył na wojnie, a w tym czasie sportowcy wrogich krajów ściskali sobie dłonie, gratulowali uczciwej rywalizacji, zaś prezydenci składali kurtuazyjne wizyty, witani przez wrogów z pełnymi honorami. Dlaczego się nie zestarzał, dlaczego dopiero teraz odczuwał przejmujący głód, tak jakby nigdy przedtem go nie zaznał? W okopach nie brakowało żywności, żołnierze przez tyle lat nie umierali z głodu, ani ze starości. Ginęli w walce, od ołowianych kul, pomimo sportowców, prezydentów i innych aktów wzajemnej przyjaźni. Ten świat nie był światem jego młodości, tamten zabrała mu wojna. Czyja wojna? Bardzo chciał to wiedzieć. Szeregowiec spróbował jeszcze raz powiązać ze sobą ciąg wykluczających się faktów. Przy okazji zasnął. Wyobrażał sobie, że sny w wolnym od wojny świecie są cudowną podróżą przez krainy piękna, rzeki mądrości oraz góry dobra. Sądził, że znajdzie w snach azyl, poczucie bezpieczeństwa i odpoczynek. Myślał, że tylko na wojnie ludzie śnią koszmary. I jakże się mylił. Najpierw spotkał matkę. Wiedział, że to ona, chociaż twarz kobiety przysłaniał biały bandaż. Pod opatrunkiem pulsowało coś żywego. Przyjrzał się uważniej i dostrzegł, że twarz matki uwięziona jest pod napiętą powłoką skóry, która do złudzenia przypominała bandaż. Usta kobiety rysowały na gładkiej powierzchni zdeformowane okręgi – kształty krzyku. Oczy połyskiwały w głębi skórzanego pokrowca mdłym światłem. Matka chciała mu coś powiedzieć, jej wargi szamotały się konwulsyjnie niczym owady w pajęczynie, jednak sieć wytrzymywała napór, skóra uwypuklała się na moment i błyskawicznie wracała do poprzedniej gładkości. Matka była posłanniczką, miała mu do przekazania coś bardzo ważnego, lecz jakaś obca siła skutecznie uniemożliwiała kontakt. Chłopak znalazł się na dworcu. Patrzył na lokomotywy, które zamiast wagonów ciągnęły kolumny olbrzymich trumien. Podróżni wsiadali do nich, trumny odjeżdżały, ale ciągle przybywały nowe transporty. On czekał na swoją kolej. Nikt nie rozmawiał, nikt się nie żegnał z bliskimi. Ludzie wsiadali, pociągi jechały. Upadł na coś twardego. Zrobiło się jasno i jakiś człowiek zerwał mu z szyi łańcuszek. Teraz siedział w wielkiej pustej sali. Naprzeciwko stał katafalk albo mównica. Raczej mównica podobna do katafalku. W sali była matka. Zamiatała podłogę, która i tak wydawała się sterylnie czysta. Matka stała przez cały czas zwrócona do niego plecami. Zawołał ją. Odwrócił się sierżant, który w dłoni ściskał pęk kluczy. Chłopak krzyknął i ruszył w kierunku najbliższych drzwi. W sali znajdowało się mnóstwo drzwi, ale wszystkie okazywały się zamknięte. Biegał od jednych do drugich, a sierżant spacerował dookoła mównicy, pobrzękując kluczami. Szeregowiec przeniósł się do zielonego schronu. W oczy świeciła mu latarka, krzyczano na niego i szarpano go za ramię. – Obudził się skurwysyn – powiedziano. Wykręcono mu ręce, skuto i wywleczono z kryjówki. Mówiono o nim, ale potrwało jeszcze chwilę, zanim zrozumiał, gdzie się znajduje. Policjanci wpakowali go do samochodu. – Włóczęgostwo, ćpanie i stawianie oporu – wyrecytował pierwszy. – No, no – poparł go drugi. – Dokumenty! Przeszukali jego kieszenie. Nie znaleźli dokumentów, ani czegokolwiek innego. Robili wrażenie rozczarowanych. – Nazwisko! – wrzasnął ostro pierwszy. – Jestem szeregowcem – odpowiedział chłopak. – Nic więcej nie wiem! – dodał odrobinę za głośno. – Cisza! Myślisz pewnie, gnoju, że jesteś cholernie cwany. Nazwisko! – Policjant chwycił go mocno za kark. – Szeregowiec. Policjanci popatrzyli na siebie. Uścisk na karku chłopaka nieco zelżał, cisza przeciągała się i szeregowiec poczuł dziwny strach. Doskonale pamiętał, że taka cisza bywa często zwiastunem nieszczęścia. – Dobrze, cwaniaczku. Zdążymy jeszcze pogadać – powiedział ten, który usiadł za kierownicą. Samochód ruszył. Jechali ulicami miasta i chłopak mógł wreszcie zobaczyć, jak wygląda świat, który wyprzedził jego młodość. Zdziwił się, że w nocy miasto żyje z taką intensywnością. Po chodnikach poruszali się ludzie, gdzie nie spojrzeć jarzyły się kolorowe światła, a z niektórych pomieszczeń dolatywał głośny gwar ludzkich rozmów zmieszany z odgłosami muzyki. Jechali w potoku innych pojazdów, na skrzyżowaniu obok wozu policyjnego zatrzymał się odkryty samochód, w którym siedziały dwie piękne dziewczyny z nagimi ramionami. – Nie rozglądać się! – skarcił go któryś z policjantów. Po kilkunastu minutach zaparkowali przed jasno oświetlonym budynkiem. Policjanci weszli z szeregowcem do środka. Czekał dość długo, aż starszy mężczyzna w cywilu zaprowadził go do małego pokoju, w którym stały dwa krzesła i składany stolik. Po godzinnej rozmowie trafił do celi. Dostał coś do jedzenia, ale do rana nikt się już nim nie zajmował. Rano zaprowadzono go znów do skąpo umeblowanego pokoju, lecz teraz oprócz znajomego starszego cywila pytania zadawał szczupły mężczyzna, który w trakcie rozmowy przeglądał jakieś notatki. Po dwóch godzinach nużącego przesłuchania mężczyzna zamknął notatnik i wstał z krzesła. – Musimy go zawieźć do szpitala – powiedział do kolegi. – To najprawdopodobniej jakiś rzadko spotykany przypadek amnezji. – Nie udaje? – Starszy miał wątpliwości. – Jeśli tak, to jest najlepszym bezrobotnym aktorem na świecie – zapewnił mężczyzna z notatnikiem. Szpital okazał się pokaźnych rozmiarów budowlą, na której widać było wyraźne ślady kolejnych etapów rozbudowy. Szeregowca skierowano do skrzydła będącego najstarszą częścią kompleksu. Podczas pierwszej wojny światowej mieścił się tam lazaret. Na początek poddano go ogólnym badaniom i lekarz stwierdził krańcowe osłabienie organizmu. Chłopak otrzymał zastrzyk, połknął tabletkę i pielęgniarka poprowadziła go szerokim korytarzem do pokoju, w którym znajdowało się tylko jedno łóżko. – Proszę odpocząć, niedługo zjawi się lekarz – powiedziała z bladym uśmiechem i zamknęła drzwi. Szeregowiec nie mógł się przyzwyczaić do szpitalnych ubrań. Jego mundur został w szpitalnym depozycie z adnotacją: „Nazwisko pacjenta nieznane” oraz oznaczeniem ewidencyjnym nadanym w przechowalni. Całe życie, które ogarniała pamięć szeregowca, związane było z tą bezużyteczną żołnierską szmatą. Ile to lat? A może kilka miesięcy, jak przekonywał sierżant? Chłopak patrzył na kratę w oknie, zastanawiając się, czy lekarze pomogą mu zrozumieć to, co stało się z jego życiem. Czy przywrócą mu pamięć? Obecnie był jedynie szeregowcem, numerem na drzwiach szpitalnej izolatki oraz anonimowym właścicielem worka z brudnym łachem. Życiowy kapitał. |