powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CLIII)
styczeń-luty 2016

Non omnis moriar: Stać ich było na więcej!
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj amerykańska freejazzowa grupa Iltar.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W zasadzie to niewiele o nich wiadomo. Oczywiście poza nazwiskami muzyków i tym, że pochodzili z Nowego Jorku. Kiedy jednak zespół powstał i kiedy się rozpadł – pozostaje tajemnicą. Głównie dlatego, że prawdopodobnie działał krótko, pozostawił po sobie tylko jedną, wydaną niezależnie, płytę, po czym drogi artystów go tworzących rozeszły się na dobre. Niektórzy z nich kontynuowali wprawdzie karierę, ale żadnego sukcesu – ani większego, ani mniejszego – nie odnieśli. Grupa nazywała się Iltar i była – przynajmniej w trakcie jedynej sesji nagraniowej, która po niej pozostała – sekstetem. Na jej czele stał gitarzysta o swojsko brzmiącym nazwisku Urbanek. Michael Urbanek! (Proszę jednak nie mylić go z Michałem Urbaniakiem). Poza nim w grupie grali: saksofoniści Steve Buchanan i Elliott Levin (ten drugi sięgał również po flet), drugi gitarzysta John Henderson, basista Paul Garrin oraz bębniarz Dave Kossoff. Oprócz nich w studiu pojawili się również goście: grająca na sitarze Sis Mamolen oraz Dot Glorn, który zarejestrował ścieżkę tambury.
Gdzie i kiedy odbyła się sesja – trudno dociec. Na okładce płyty nie ma na ten temat najmniejszej nawet wzmianki. Ba! choć w nagraniach słychać wyraźnie melorecytujące tekst głosy, a nawet śpiew – nie raczono zaznaczyć, czyj to jest wkład. Wiadomo tyle, że album zatytułowany po prostu „Iltar” ujrzał światło dzienne w 1977 roku nakładem firmy Tiwa. Ta działająca w drugiej połowie lat 70. ubiegłego wieku niezależna wytwórnia pozostawiła po sobie zaledwie kilka wydawnictw. Zespołów tak samo mało znanych, jak Iltar. Chyba że akurat mówi Wam coś nazwa Olduvai Music (to trio, w którym grał zresztą Elliott Levin) bądź nazwisko awangardowo-jazzowej skrzypaczki Hawley Adams Currens… Mimo tej wielkiej tajemnicy – a może właśnie dzięki niej – która unosi się nad nowojorskim sekstetem, warto przyjrzeć się bliżej pozostawionemu przez niego albumowi. Trafiły nań cztery kompozycje, których czas trwania przekroczył magiczne dla każdego Polaka czterdzieści cztery minuty. Najważniejsza jednak jest oczywiście muzyka. A ta, choć trudno uznać ją za arcydzieło, całkowicie zaskakuje. Zwłaszcza gdy zdamy sobie sprawę, że powstała już prawie cztery dekady temu.
Co w niej takiego zaskakującego? Punktem wyjścia dla Amerykanów były poszukiwania stricte freejazzowe. Z tą różnicą, że w przeciwieństwie do setek, jeśli nie tysięcy tego typu formacji, w instrumentarium Iltara znalazło się miejsce na gitarę elektryczną. Ba! na dwie gitary. Co z kolei świadczy o mocnym skręcie w kierunku jazz-rocka. Nie można jednak zapominać również o tym, że w niektórych utworach sekcja rytmiczna zespołu poczyna sobie z takim rozmachem, że można uznać go niemal za skład proto-punkowy. Gdzie Michael Urbanek i jego koledzy szukali zatem inspiracji? Bez najmniejszych wątpliwości – w dokonaniach kultowego amerykańskiego jazzmana Hermana Poole’a Blounta, dużo bardziej znanego pod artystycznym pseudonimem Sun Ra. Ale chyba także w twórczości MC5, New York Dolls oraz The Stooges. Właśnie ze skrzyżowania zamiłowania do freejazzowych „odjazdów” i proto-punkowej ekspresji zrodziło się to, co możemy usłyszeć na albumie „Iltar”. Choć gwoli ścisłości należałoby wspomnieć jeszcze o dorzuconej do tej – i tak już wybuchowej – mieszanki szczypcie psychodelii i raga-rocka. Prawda, że brzmi intrygująco?
Album otwiera niemal dwunastominutowa kompozycja „Mirrorhetorical Degeneracy”. I jest to początek bardziej rockowy niż jazzowy (choć jednak w wydaniu awangardowym). W każdym razie do zabawy zapraszają słuchaczy obaj gitarzyści. Dopiero po kilkudziesięciu sekundach daje o sobie znać sekcja dęta, która powtarza w kółko ten sam zapętlony motyw – swoją drogą bardzo energetyczny, skoczny, można chyba nawet stwierdzić, że… optymistyczny. Z czasem saksofoniści ponownie ustępują pola gitarzystom, ale kiedy powracają, to już po to, by do końca trzymać pieczę nad całością. Utwór nabiera tym samym dużo bardziej freejazzowego charakteru; pojawiają się nawet przetworzone elektronicznie ludzkie głosy. Finał natomiast przenosi nas w inny wymiar, oferując prawdziwie szamańsko-afrykański rytm. Aż żal, że od tego momentu grupa tak szybko zmierza ku końcowi. Nieco krótsze „Ewe Dough Know What Fo’ Kiss” otwierają dźwięki saksofonów. Tak przenikliwe, że mogłyby poderwać na nogi nawet umarłego. Wszystko po to, by chwilę później oddać „głos” Urbankowi i Hendersonowi, który z kolei serwują porcję klasycznego fusion, wzbogaconego – po raz kolejny – o zabawy elektroniką. Na zakończenie zaś swoje „pięć minut” ma flecista.
Stronę B winylowej płyty – notabene album Iltar do dzisiaj nie doczekał się żadnej reedycji (a więc i kompaktowej) – otwiera najdłuższy w całym zestawie (osiemnastominutowy) numer „Parapalegiance”. Biorąc pod uwagę długość trwania, nie powinniśmy też dziwić się temu, że najwięcej się w nim dzieje. Muzycy zaczynają bardzo freejazzowo – i to zarówno w warstwie rytmicznej, jak i solowej (vide saksofon tenorowy Elliotta Levina), choć z biegiem czasu skręcają w stronę jazz-rocka (gitara Michaela Urbanka oraz podgrywający mu na drugim planie saksofon altowy Steve’a Buchanana), by ostatecznie zahaczyć o klimaty orientalne (wreszcie przychodzi moment, w którym mogą wykazać się artyści grający na sitarze i tamburze). Na koniec natomiast zespół zatacza wielkie koło i wraca do punktu wyjścia, co oznacza, że mamy do czynienia z potężną dawką dęciaków, które brzmią jednocześnie majestatycznie i szalenie. Jakby komuś było jeszcze za mało atrakcji, na deser otrzymuje wystrzałowy „You Don’t Know Me / Dying in the Subway”, które jest wypadkową free jazzu (w warstwie konstrukcyjnej i instrumentalnej) oraz punk rocka (przede wszystkim w rytmicznej). Momentami utwór ten brzmi jak późne wcielenie naszej rodzimej Śmierci Klinicznej, choć oczywiście powstał kilka lat wcześniej.
Dlaczego Iltarowi nie było dane zrobić kariery? Być może muzyka Amerykanów okazała się nazbyt hermetyczna. A może po prostu padli ofiarą wybuchającej właśnie wtedy mody na punk rock, ale w jego czystej postaci, nie skażonej innymi gatunkami (a już na pewno nie jazzem!). Domyślać możemy się, że płyta nie miała żadnej promocji, w efekcie czego grupa wkrótce się rozpadła. Z muzyków tworzących Iltar największą karierę zrobił Elliott Levin, którego w następnych latach można było usłyszeć w takich formacjach, jak Olduvai Music, Don Preston’s Akashic Ensemble, Matahari, Cecil Taylor Ensemble (gdzie grał razem z Charlesem Gayle’em), The Sound Visions Orchestra oraz w kwartecie, któremu liderował do spółki z Tyrone’em Hillem. Steve Buchanan na początku lat 90. XX wieku trafił do freejazzowego big bandu Insub Meta Orchestra, natomiast Michael Urbanek zainteresował się muzyką ambientową i od drugiej połowy lat 80. – po „przepoczwarzeniu” się w Michaela Mantrę – opublikował około dwudziestu płyt utrzymanych w tej właśnie stylistyce. Zmarł na raka w kwietniu 2014 roku.
Skład:
Steve Buchanan – saksofon altowy
Elliott Levin – saksofon tenorowy, flet
Michael Urbanek – gitara elektryczna
John Henderson – gitara elektryczna
Paul Garrin – gitara basowa
Dave Kossoff – perkusja, instrumenty perkusyjne
gościnnie:
Sis Mamolen – sitar (3)
Dot Glorn – tambura (3)



Tytuł: Iltar
Wykonawca / Kompozytor: Iltar
Data wydania: 1977
Nośnik: Winyl
Czas trwania: 44:17
Gatunek: jazz, rock
Wyszukaj w: Matras.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Utwory
Winyl1
1) Mirrorhetorical Degeneracy: 11:51
2) Ewe Dough Know What Fo’ Kiss: 09:01
3) Parapalegiance: 17:55
4) You Don’t Know Me / Dying in the Subway: 05:35
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

198
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.