powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CLIII)
styczeń-luty 2016

50 najlepszych płyt 2015 roku
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Piotr Mizera
Facet, który pojawił się tak naprawdę znikąd, potrafi każdym swoim utworem, każdym tekstem czy melodią przyciągnąć i zatrzymać przy sobie słuchacza. Przeważają lekko balladowe piosenki, w których niepowtarzalnemu głosowi wokalisty towarzyszą akustyczne brzmienia gitary czy fortepianu, czasami tylko wymieszane z fragmentami elektroniki czy lekkim gitarowym drivem. Nie ma w tym jakiejś specjalnej wirtuozerii ale jest cudowny, ulotny klimat.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Sebastian Chosiński
Sześć utworów, które doskonale wpisują się w klimat sprzed czterdziestu lat. Które łączą w sobie wpływy psychodelii z hard rockiem i bluesem, nie unikając przy tym czerpania wzorców z okolic kraut- i space rocka. Wbrew pozorom, wszystkie te style mają ze sobą wiele wspólnego, dlatego też w dokonaniach Sacri Monti nie słychać stylistycznego rozdźwięku; propozycja kwintetu jest nadzwyczaj zwarta i przemyślana.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Jamie XX to nikt inny, jak Jamie Smith, członek formacji The xx. „In Color” to jego solowy debiut, ale nie ucieka daleko od stylu prezentowanego przez macierzystą formację. Owszem, sama muzyka jest inna – nastawiona na sample i elektroniczne podkłady, z tym, że cechuje ją podobna emocjonalność. Jamie XX lubuje się w epatowaniu ciszą i daje wybrzmieć dźwiękom. Aranżacje nie są przeładowane barokowymi ozdobnikami, a nad całością unosi się duch nostalgicznej zadumy (nawet w dancehallowym „I Know Ther′s Gonna Be (Good Times)”). Znakomite uzupełnienie xx-owej dyskografii.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Ta płyta brzmi, jakby nagrano ją w roku 1968 w studiu, w którym nawet sprzątaczka była pod wpływem LSD. Oczywiście, gdyby wtedy korzystano ze współczesnym nam programów komputerowych, które generowały by te wszystkie niesamowite dźwięki. Psychodeliczny odlot gwarantowany, ale w żadnym razie nie kakofoniczny, a jak najbardziej przemyślany z dbałością o melodie, co nie zawsze musi iść w parze.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Wydając swój debiut „The Back Room” w 2005 roku Editors zostali okrzyknięci objawieniem na rockowej scenie. Ich melodyjne, ale przeraźliwie smutne utwory porównywano do wrażliwości, jaka była domeną Joy Division. Na „In Dream” mamy do czynienia już z innym zespołem, o wiele bardziej świadomym własnego stylu, który więcej czerpie z twórczości Depeche Mode, niż ekipy Iana Curtisa. Jedno pozostało jednak niezmienne – to wciąż są utwory od razu wpadające w ucho i chwytające za serce nostalgią.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Sebastian Chosiński
„Fly Camel Fly” to bardzo krótka, jak na współczesne standardy, płyta – trwa zaledwie trzydzieści cztery minuty. Najważniejsze jednak, że tym razem – czego nie dałoby się powiedzieć o debiucie Włochów – ilość w (niemal) stu procentach przeszła w jakość. Kto pamięta lata 70., zapewne z dużą przyjemnością posłucha rzymian, aby przekonać się, jak młodzi artyści hołubią dawnych mistrzów; kto natomiast – jak wyżej podpisany – urodził się mimo wszystko zbyt późno, aby „na żywo” chłonąć dokonania Cream, Led Zeppelin czy Hendriksa, z rozkoszą odbędzie kolejną „lekcję historii”.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Pierwszy od 9 lat studyjny album Toto udowodnił, że zespół wciąż jest w formie. I to równie wysokiej, co w latach 80. Panowie sami nazywają „XIV” bezpośrednią kontynuacją multiplatynowego krążka „IV” z 1982 roku i nie ma w tym ani grama przesady. Może te utwory nie podbiją list przebojów jak kiedyś, ale czuje się w nich tę sama energię. Steve Lukather już dawno nie wykrzesał spod swoich palców równie mocnego riffu, jak ten z „Orphan”, a to tylko przykład jednej z jedenastu wyśmienitych kompozycji, na które warto było czekać.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Od czasu feralnego romansu z popem na „Scream” każde solowe wcielenie Chrisa Cornella wywołuje u mnie niepokój. W przypadku „Higher Truth” wszelkie obawy są nieuzasadnione, albowiem zrezygnował on z elektronicznych ozdobników na rzecz jak najprostszego instrumentarium. I tak jak w reaktywowanym Soundgarden może wyszaleć się przy pomocy mocnych, rockowych dźwięków, tak solo proponuje rzecz z goła odmienną – wyciszoną, przeważnie akustyczną i, co najważniejsze, szczerą.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Sebastian Chosiński
„Il Pozzo dei Giganti” nie wywoła żadnej rewolucji ani nie podbije list przebojów (również tych rockowych). Prawdopodobnie nie zdobędzie nawet tej popularności, jaka stała się udziałem wydanego czterdzieści lat temu debiutu. Ale czy to naprawdę ważne? Najistotniejsze, że Tony Tartarini i Carlo Bordini (wraz z przyjaciółmi) nagrali płytę, która sprawia, że na twarzach liczących sobie już pewnie blisko sześćdziesiątkę starych wiarusów zagości choć na kilkadziesiąt minut pełen akceptacji uśmiech. A jeżeli do tego skapnie jeszcze trochę grosza do kieszeni – wszyscy poczują się szczęśliwi.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Steve Rothery najbardziej znany jest jako gitarzysta Marillion (ewentualnie dla wtajemniczonych The Wishing Tree) nagrał wreszcie solowy debiut studyjny (wcześniej miał na koncie dwie koncertówki). Od razu zaznaczmy, że nie mamy do czynienia z jakimiś niespełnionymi ambicjami, czy też powielaniem patentów. „The Ghosts of Pripyat” to dzieło autonomiczne, nagrane z potrzeby serca. I to czuć, ponieważ te instrumentalne pięćdziesiąt pięć minut robi większe wrażenie, niż ostatnie dokonania macierzystej formacji Rothery′ego (przynajmniej od czasu „Marbles”).
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

202
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.