powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CLIII)
styczeń-luty 2016

Smocze proroctwo
Tui T. Sutherland
ciąg dalszy z poprzedniej strony
CZĘŚĆ PIERWSZA
POD GÓRĄ

Sześć lat później…
Rozdział 1
Łupek nie uważał, że jest smokiem o Wielkim Heroicznym Przeznaczeniu.
Och, chciał takim być. Chciał być wielkim zbawcą smoczego świata, wspaniałym i odważnym. Chciał dokonać tych wszystkich cudownych rzeczy, jakich się po nim spodziewano. Chciał spojrzeć na świat, zorientować się, co jest zepsute, i to naprawić.
Jednakże nie wykluł się jako bohater. Nie miał żadnych legendarnych przymiotów. Bardziej lubił spać niż się uczyć i wiecznie gubił kurczaki w jaskiniach podczas nauki polowania, bo więcej uwagi zwracał na przyjaciół niż na pióra.
Przyzwoicie radził sobie w walce. Niestety, „przyzwoicie” nie wystarczy, żeby zakończyć wojnę i ocalić smocze plemiona. Musiał być nadzwyczajny. Był największy ze smocząt, więc powinien być tym przerażającym i twardym. Opiekunowie chcieli, żeby był przerażająco niebezpieczny.
Łupek czuł, że jest mniej więcej równie niebezpieczny jak kalafior.
– Walcz! – zawyła jego przeciwniczka, rzucając się na niego przez jaskinię.
Łupek wpadł na skalną ścianę i z trudem się podniósł, próbując rozłożyć skrzydła w kolorze błota dla złapania równowagi. Czerwone szpony omal nie przeorały mu pyska, ale zdążył się uchylić.
– Dalejże! – szydziła czerwona smoczyca. – Przestań się powstrzymywać. Musisz być bezwzględny. Znajdź w sobie zabójcę i go uwolnij.
– Staram się! – odpowiedział Łupek. – Może, gdybyśmy przestali walczyć i porozmawiali o tym…
Znowu go zaatakowała.
– Zamarkuj atak w lewo i przeturlaj się na prawo! Wykorzystaj ogień!
Łupek spróbował uskoczyć pod jej skrzydło, żeby zaatakować ją od dołu, ale oczywiście przeturlał się w niewłaściwą stronę. Przyszpiliła go do ziemi łapą i Łupek zaskamlał z bólu.
– W które lewo skoczyłeś, niezguło?! – ryknęła mu do ucha Pustułka. – Wszystkie Błotoskrzydłe są takie głupie? Czy po prostu jesteś głuchy?!
Cóż, jeśli dalej będziesz tak wrzeszczeć, to z pewnością wkrótce ogłuchnę, pomyślał Łupek.
Nieboskrzydła uniosła łapę, żeby mógł się podnieść.
– Niby skąd miałbym wiedzieć, jakie są inne Błotoskrzydłe? – zaprotestował, oblizując obolałe szpony. – Może moglibyśmy powalczyć bez tego całego wrzasku i przekonać się…
Urwał, słysząc znajomy syk, który zawsze rozlegał się przed ogniowym atakiem Pustułki.
Osłonił głowę skrzydłami, schował długą szyję i przeturlał się w gąszcz stalagmitów wyrastających z podłoża jaskini w jednym kącie.
Płomienie rozlały się po skałach wokół niego, przypalając mu czubek ogona.
– Tchórz! – ryknęła stara smoczyca.
Roztrzaskała jedną ze skalanych kolumn, sypiąc gradem ostrych czarnych kamyków. Łupek zakrył oczy i niemal natychmiast poczuł, że przydepnęła mu z całej siły ogon.
– Auć! – wrzasnął. – Mówiłaś, że przydeptywanie ogonów jest nieuczciwe!
Złapał się najbliższego stalagmitu szponami i wdrapał się na niego. Spod sklepienia jaskini spiorunował wzrokiem ogromną Nieboskrzydłą.
– Jestem twoją nauczycielką – warknęła Pustułka. – Każde moje zagranie jest uczciwe. Złaź tu i walcz jak Nieboskrzydły.
Tyle że ja nie jestem Nieboskrzydły, zbuntował się w myślach Łupek. Jestem Błotoskrzydły! Nie lubię niczego podpalać ani latać w kółko i wgryzać się w smocze szyje.
Zęby nadal go bolały po tym, jak próbował wgryźć się w twarde jak klejnoty łuski Pustułki.
– Nie mogę walczyć z którymś z pozostałych? – spytał. – Wtedy o wiele lepiej sobie radzę.
Pozostałe smoczęta były jego rozmiarów (prawie) i nie oszukiwały (przeważnie). Walkę z nimi naprawdę lubił. Chociaż nigdy nie udawało mu się wygrać, gdy obserwowała go Pustułka. W jej obecności za bardzo się denerwował.
– Tak? A na którego przeciwnika miałbyś ochotę? Karłowatą Piaskoskrzydłą czy leniwą Deszczoskrzydłą? – spytała Pustułka. – Bo jestem pewna, że będziesz mógł wybierać na polu bitwy.
Jej ogon jarzył się jak czerwone węgielki, kiedy machała nim w tę i z powrotem.
– Gloria nie jest leniwa – lojalnie bronił przyjaciółki Łupek. – Po prostu nie jest zbudowana do walki. Płetwonóg mówi, że w lesie deszczowym nie ma specjalnie o co walczyć, bo Deszczoskrzyd­łe mają tyle jedzenia, ile zechcą. Mówi, że to dlatego do tej pory trzymały się z dala od wojny. Zresztą żadna z rywalizujących królowych nie chce Deszczoskrzydłych w swojej armii. Mówi…
– Przestań pytlować i złaź tutaj! – ryknęła Pustułka.
Uniosła się na tylnych łapach i rozłożyła skrzydła, przez co wyglądała na trzy razy większą.
Przerażony Łupek próbował z krzykiem przeskoczyć na sąsiedni stalagmit, ale za wolno rozwinął skrzydła i tylko uderzył w skalny naciek. Posypały się iskry, kiedy, zjeżdżając w dół, ­przeszorował szponami po poszarpanej skale. Znowu zawył z bólu, gdy Pustułka wsunęła głowę między skalne kolumny, złapała go zębami za ogon i wyciągnęła z powrotem na otwarty teren.
Zacisnęła szpony na jego szyi i syknęła mu do ucha:
– Gdzie ten mały agresywny potwór, którego widziałam, kiedy się wyklułeś? Takiego smoka potrzebujemy do przepowiedni.
– Jejku – pisnął Łupek, szarpiąc się w jej chwycie.
Wyczuwał dziwne blizny po oparzeniach na jej przednich łapach.
Tak zawsze kończyła się nauka walki z Pustułką – Łupek tracił przytomność, a potem chodził obolały albo kulał przez kilka następnych dni. Odpowiedz atakiem, zagrzewał siebie w myślach. Oszalej! Zrób coś! Chociaż był największym ze smocząt, wszystkim im brakowało roku do osiągnięcia pełnych rozmiarów i Pustułka zdecydowanie nad nim górowała.
Próbował przywołać trochę pomocnej agresji, wściekłości, ale jedyne, o czym myślał, to że wkrótce to się skończy i będzie mógł iść na kolację. Nie był to najbardziej heroiczny tok myślenia.
Nagle czerwona smoczyca ryknęła i go wypuściła. Ogień buchnął nad głową Łupka, który uderzył z hukiem o podłogę.
Pustułka obróciła się błyskawicznie. Za nią, dysząc wyzywająco, stała młodziutka Morskoskrzydła smoczyca, Tsunami. Czerwonozłota łuska utkwiła między jej ostrymi białymi zębami. Wypluła ją i zgromiła wzrokiem nauczycielkę.
– Przestań znęcać się na Łupkiem – warknęła – bo znowu cię ugryzę.
W świetle pochodni jej ciemnoniebieskie łuski lśniły jak szkło kobaltowe. Skrzela na długiej szyi pulsowały jak zawsze, gdy była rozgniewana.
Pustułka przysiadła i podwinęła ogon, żeby sprawdzić ślad po ugryzieniu. Wyszczerzyła zęby na Tsunami.
– Ależ ty jesteś słodka. Bronisz smoka, który próbował cię zabić, kiedy jeszcze siedziałaś w jajku.
– Na całe szczęście, wy, wielkie smoki, byłyście na miejscu, żeby ocalić nam życie – odparła z przekąsem Tsunami – i bez wątpienia doceniamy to teraz, bo bez przerwy o tym słyszymy.
Obeszła Pustułkę dumnym krokiem i stanęła między nią a Łupkiem.
Łupek się skrzywił. Nie cierpiał słuchać tej historii. Nie rozumiał jej. Nigdy nie chciał skrzywdzić pozostałych smocząt. Dlaczego więc zaatakował ich jaja w czasie wylęgu? Naprawdę gdzieś w jego wnętrzu krył się zabójczy potwór?
Pozostali opiekunowie, Płetwonóg i Barchan, powiedzieli, że był naprawdę zajadły w czasie wylęgu; musieli wrzucić go do rzeki, żeby chronić przed nim pozostałe jaja. Pustułka chciała, żeby odnalazł w sobie tego potwora i posłużył się nim w czasie walki. Bał się jednak, że gdyby to zrobił, znienawidziłby siebie i znienawidziliby go pozostali. Myśl, że o mały włos nie zamordował swoich przyjaciół, sprawiała, że czuł się, jakby uszedł z niego cały ogień.
Nieszczególnie chciał się stać maszyną do zabijania, nawet jeśli Pustułka uznałaby to za zdecydowaną poprawę.
A może to był jedyny sposób, żeby wypełnić przepowiednię?
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

29
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.