powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CLIII)
styczeń-luty 2016

Wzgórze H 224
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Chłopak miał ochotę rzucić się na mur całym ciałem, lecz zamiast tego ostrożnie wyciągnął przed siebie rękę. W porządku, ściana również nie była tym, na co wyglądała. Żołnierz przybliżył do niej twarz. Nie zdziwił się wcale, że mur nie stawia najmniejszego oporu. Są przecież na świecie rzeczy, o których nie śniło się prostym szeregowcom. Na przykład artyleria wroga. Widział setki razy, co potrafi uczynić z człowiekiem wybuchający w pobliżu pocisk. Nie ma potem czego zbierać. Tymczasem wystarczy podejść do takiego zabójczego działa, a ono momentalnie znika…
Chłopak miał pewność co do jednego – aby wydostać się z krainy, która nie istniała, powinien sforsować ścianę, której nie było. Przywołał w pamięci zwiadowców. Oni zmarnowali szansę, podziurawione ciała pewnie już zaczęły gnić, a w oczodołach wkrótce zalęgnie się robactwo. Wchodząc w ścianę mgły, myślał o swoich oczach; były raczej ładne, musiał uratować je dla tysiąca nieznanych kobiet oraz tysiąca nowych krajobrazów. Gdyby zginął dzisiaj na polu walki, to w ostatnim impulsie swojego życia nie znalazłby nawet okruchów ludzkich wspomnień. Tego bał się najbardziej. Wszystko, co zdarzyło się przed wojną, przepadło gdzieś w tajemniczej otchłani bez dna. Wojna przeżarła świadomość, zamieniając sny w przedłużenie, a czasem dopełnienie koszmaru jawy. Na H 224 żołnierze, którzy umierali we śnie, nigdy nie odchodzili w błogiej nieświadomości. Dlatego szeregowiec musiał za wszelką cenę ocalić oczy.
• • •
Kiedy szedł przez ścianę, nie odczuwał niczego nadzwyczajnego. Na wszelki wypadek wziął wcześniej głęboki wdech i zamknął oczy, postanowił nie oddychać, dopóki nie opuści niebezpiecznej strefy. Przypuszczał, że jeszcze nie wydostał się na zewnątrz, orientując się po natężeniu światła i niczym niezmąconej ciszy. Jaskrawy blask przesączał się przez powieki i wnikał w głąb mózgu, lecz nie było to przykrym doznaniem. Właściwie ostre światło przynosiło uczucie przyjemnego ciepła. Chłopakowi zaczęło brakować tchu, chciał zerwać się do biegu, gdy natrafił rękami na jakąś przeszkodę. Znalazł się więc w ślepym zaułku. Krztusząc się, zaczerpnął powietrza i czekał z trwogą na oznaki działania trującego gazu. Nic złego się nie wydarzyło. Zauważył, że światło przestało wreszcie sondować wnętrze jego czaszki. Poczuł na plecach podmuch wiatru, wychwycił pierwsze dźwięki, których na razie nie potrafił rozpoznać.
– Co ci jest człowieku? – Ktoś dotknął ostrożnie jego ramienia. – Może potrzebujesz pomocy lekarza?
– Najlepiej psychiatry – wtrącił się drugi głos. – To czubek, zobaczcie jak wygląda.
– Chyba jest naćpany – dodała jakaś kobieta.
– Tak, to na pewno pieprzony, naćpany czubek – odezwał się znów ten drugi.
Chłopak powoli odzyskiwał wzrok. Przed oczami wirowały mu wprawdzie ciemne plamy, ale potrafił już kojarzyć głosy ze stojącymi wokół niego osobami. Wszystko wskazywało, że stanowił dla grupki gapiów przedmiot zainteresowania.
– Co w tym mieście robi policja? – dopytywał się drugi głos, który należał do tęgiego mężczyzny w drucianych okularach. – Nigdy ich nie ma tam, gdzie jest coś do zrobienia.
Chłopak chciał odejść, lecz mężczyzna zastąpił mu drogę. Musiał go odepchnąć, aby wyrwać się z coraz bardziej agresywnej grupy.
– No i gdzie jest policja?! – ryczał okularnik. – Taki śmieć może napadać na człowieka w biały dzień, a policja nawet nie kiwnie palcem.
Szeregowiec oddalał się od zbiegowiska, ścigany nienawistnym pomrukiem, któremu ton nadawał okularnik.
– Płacę grube pieniądze, żeby czuć się bezpiecznie na ulicy!
Żołnierz słyszał obelgi, nikt jednak na szczęście nie rzucił się za nim w pogoń. Ci, którzy krzyczeli najgłośniej, woleli ukryć twarze pod bezosobową maską gromady.
– Powinno się postępować z nimi jak z wściekłymi psami. – Wiatr przyniósł histeryczną skargę matki czworga dzieci.
Być może jej najstarszy syn zdążył już popełnić samobójstwo, a nieletnia córka przed paroma dniami wybrała trudną wolność na łasce ulicy. Szeregowiec uciekł wreszcie przed zanikającymi odgłosami ludzkiej wściekłości. Wrzawa ucichła albo dobił ją wiatr, wielkodusznie zmieniając kierunek.
Wejście do wymarzonego świata pięknych kobiet, krajobrazów i spokojnych, bajecznych snów okazało się fatalne. Coś było tutaj nie w porządku. Chłopak nie miał pojęcia, co mogło wywołać taką wrogość ludzi, którzy mówili tym samym co on językiem. Jego mundur? Może przegrali wojnę i mundur przypomina im o doznanym upokorzeniu? To było zupełnie niedorzeczne.
Szedł nadal szeroką aleją, przy której stały brzydkie domy różniące się od siebie jedynie numerami na ogrodzeniach. Skręcił w boczną uliczkę, trzymając się z daleka od większych skupisk ludzi. To paradoksalne, ale dopiero teraz poczuł się prawdziwym żołnierzem. Kluczył, schodził z drogi, widział czających się wokół przeciwników. Nie miał dotąd czasu na zastanowienie się nad swoją nową sytuacją. Nic nie dawało się logicznie wytłumaczyć. Odetchnął z ulgą, gdy doszedł do sporego skweru ocienionego kępami krzewów i pojedynczymi wysokimi drzewami. Miał nadzieję, że tutaj znajdzie odrobinę spokoju. Zanim zdołał rozsiąść się porządnie na trawie, dopadł go czyjś ironiczny śmiech. Natychmiast poderwał się z miejsca.
– Hej, żołnierzu, nie zrobię ci krzywdy. – Dziewczyna siedziała kilka metrów od niego, ale splątane gałęzie zapewniały jej dobrą osłonę przed ciekawskim wzrokiem. – Fajne wdzianko – powiedziała. – Może jesteś pacyfistą?
Chłopak milczał. Zaskoczyło go nagłe pojawienie się dziewczyny i jej bezsensowne pytanie. Wyczuł ironię, lecz było to stanowczo zbyt mało, aby uznać kogoś za wroga bądź przyjaciela.
– No i co, jesteś pacyfistą? – Dziewczyna wyszła z ukrycia.
– Wróciłem z wojny – wyjąkał.
– Ach tak! – udawała zachwyt. – Tak myślałam. Od razu widać, że jesteś dzielnym wojakiem. A gdzie walczyłeś?
– Tutaj – odparł.
– Z kim? – Była nieustępliwa.
– Zzz… z wrogiem.
– To się czasem zdarza. – Pokiwała poważnie głową. – Może przynajmniej powiesz jak ci na imię?
– Szeregowiec – odpowiedział po dłuższym namyśle.
Dziewczyna zaczęła się śmiać. Tym razem jej śmiech był bardziej przyjazny, szczery, niemal serdeczny.
– Rozumiem, rozumiem. Jesteś niezły wariat. Kompletnie zakręcony gość – zakończyła z uznaniem.
– A ty jak masz na imię? – zapytał niepewnie.
– Ja? Poczekaj sekundę…
Zastanawiała się nad czymś. Na jej ładnej twarzy pojawił się figlarny grymas, wreszcie oznajmiła z tryumfem:
– Dziewczynka Z Zapałem. Prawda, że ładnie?
– Chyba tak. – Szeregowiec odniósł wrażenie, że skłamała.
Nie pamiętał, czy przed wojną nosił jakieś imię. Możliwe, że urodził się jako Szeregowiec, a ona była rzeczywiście Dziewczynką Z Zapałem. Możliwe też, że było zupełnie inaczej.
– Masz pieniądze? – Dziewczyna przysunęła się bliżej niego.
– Nie mam nic. Dzisiaj wróciłem z wojny…
– A ty ciągle z tą wojną! – Dziewczynka Z Zapałem wyglądała na zniecierpliwioną. – Rób co chcesz, żołnierzu, ale myślę, że moglibyśmy się dogadać. Wiem, na co masz ochotę i mogłabym ci pomóc. Coś za coś. – Mrugnęła porozumiewawczo. – Do diabła z wojną, na dzisiaj zawieramy rozejm, zawieszamy działania militarne i przechodzimy do namiętnych negocjacji. Zresztą prawdziwa wojna tutaj już dawno się skończyła!
– Jak dawno? – podchwycił temat.
– Noo… jakieś kilkadziesiąt lat temu, kto by tam pamiętał dokładnie. Na świecie jest codziennie mnóstwo wojen, ale nasz skwerek na razie to omija.
Dziewczynka Z Zapałem przerwała raptownie swój wykład z historii. Dała się złapać na haczyk i omal nie zaczęła robić z siebie idiotki.
– Dobra, mam dla ciebie propozycję – podjęła poprzedni wątek. – Jeżeli jesteś bez grosza możemy załatwić sprawę w inny sposób. Skombinuj mi działkę, na pewno masz w okolicy kumpli, którzy są ci coś winni. Załatwisz sprawę, odpalisz mi działkę, a potem zrobisz ze mną, co zechcesz. Tylko dwa warunki: będziesz sam i towar dostanę do ręki. W porządku?
– Nie wiem, o czym mówisz.
– No, że najpierw zapłata, a później przyjemność.
– Nic z tego nie rozumiem. – Chłopak rozłożył bezradnie ręce.
Pragnął powiedzieć jej, że naprawdę wrócił z wojny i chce jedynie, żeby wytłumaczyła mu, o co w tym wszystkim chodzi. Nie zdążył powiedzieć słowa.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

7
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.