Pomysł wyjściowy był całkiem niezły: najsłynniejszy detektyw świata, czyli Sherlock Holmes, kontra wampiry, które zagrażają rodzinie królewskiej i mogą wstrząsnąć podstawami Zjednoczonego Królestwa. Diabeł – czy też raczej wampir – tkwi jednak w szczegółach. Tom pierwszy dylogii francuskiego scenarzysty Sylvaina Cordurié i serbskiego rysownika Vladimira Ksrticia, wprowadzając w temat, potrafił zaintrygować, drugi natomiast, który rozwiązuje zagadkę – nieco zawodzi.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
To wiemy od dawna: Sherlock Holmes nie zginął w 1891 roku podczas walki z „Napoleonem zbrodni”, czyli profesorem Moriartym, nad wodospadem Reichenbach w Alpach szwajcarskich. Wykaraskawszy się z kłopotów, nie wrócił jednak do Londynu, ale pod obcym nazwiskiem zaszył się w Paryżu. Chciał tam odpocząć, dojść do równowagi psychicznej, w końcu uśpić czujność ludzi Moriarty’ego; był bowiem pewien, że będą oni dzień i noc śledzić najbliższych mu ludzi – panią Hudson i wiernego doktora Watsona. Problem w tym, że nie było mu to dane, ponieważ wkrótce na trop Holmesa wpadł książę londyńskich wampirów, niejaki Selymes, który postanowił za wszelką cenę, nie licząc się ani z kosztami, ani z żadnymi konsekwencjami, sprowadzić detektywa nad Tamizę. Do czego był mu potrzebny? Aby wytropić jednego z nich – Owena Chanesa, nieumarłego opętanego żądzą zemsty, mordującego członków rodziny królewskiej, co w każdej chwili mogło zagrozić kruchemu pokojowi pomiędzy wampirami a ludźmi. Ciekawy koncept, prawda? Wpadł na ten pomysł francuski scenarzysta Sylvain Cordurié, który „ Zewem krwi” – tomem pierwszym dylogii „Sherlock Holmes i Wampiry Londynu” – otworzył nowy komiksowy cykl (notabene złożonych z samych dwuczęściowych opowieści). Dokończenie tej, osadzonej w czasach wiktoriańskich, szalonej historii znalazło się w wydanym nie tak dawno albumie „Umarli i żywi”. I co można na jego temat napisać? Najkrócej, że wstęp i rozwinięcie prezentowały się znacznie lepiej niż zakończenie. Od początku pewne bowiem było, że pojedynek Holmesa z nieumarłymi musi zakończyć się jego zwycięstwem. Gdyby było inaczej, nie powstałyby przecież kolejne odcinki. Cordurié nie miał zatem łatwego zadania. Zdając sobie sprawę z tego, do jakiego punktu powinien doprowadzić tytułowego bohatera, musiał jednocześnie kombinować, jak skomplikować intrygę, aby mimo wszystko okazała się interesująca dla czytelnika. Tu czyhały na niego pułapki i w niektóre z nich, niestety, wpadł. Część pierwszą zwieńczył pojedynek Holmesa ze zbuntowanym przeciwko Selymesowi nieumarłym. I chociaż niewiele brakowało, aby Sherlock zakończył swe życie na dnie Tamizy, to jednak wyszedł cało – przede wszystkim dzięki pomocy służącej „księciu wampirów” pannie Joyce Middles. Od tej sceny zaczyna się tom drugi opowieści Francuza. Mimo że Chanes ucieka, słynny detektyw zdobywa kilka istotnych dla siebie informacji, a dzięki przeprowadzonym w swoim tajnym laboratorium doświadczeniom robi nawet spory postęp w śledztwie. Wie już, jakiego środka odurzającego zażywa Owen; teraz wystarczy tylko odnaleźć tego, kto mu dostarcza towar, iść jego śladem i dopaść potwora. Bardzo zależy na tym także Selymesowi, którego z kolei bezpardonowo naciska… sama królowa Wiktoria, szczególnie zdeterminowana, bo trzęsąca się ze strachu o życie kolejnych członków rodziny. W efekcie, podobnie jak w „Zewie krwi”, na planszach „Umarłych i żywych” wampiryczny horror miesza się z kryminałem, przy czym proporcje są nieznacznie zachwiane na korzyść tego pierwszego. Holmes, przynajmniej ten wykreowany przez Arthura Conana Doyle’a, to geniusz intelektu. Problem w tym, że w komiksie Sylvaina Cordurié prywatny detektyw niewiele ma okazji, by udowodnić to czytelnikom. Jego spostrzeżenia na temat uzależnienia Chanesa nie należą do oryginalnych, choć pewnie w końcu XIX wieku były jakąś wiedzą tajemną, nie wszystkim dostępną. Gdybyśmy jednak – patrząc z innej strony – oczekiwali od komiksu Francuza jedynie dokładnego odzwierciedlenia rzeczywistości, powinniśmy usunąć z niego wszystkie grasujące po Londynie wampiry. A wtedy straciłby on rację istnienia. Zmierzając do finału, Cordurié ukrywa asa w rękawie; rzuca go nawet na stół w odpowiednim momencie, tyle że i ten ruch nie zaskakuje świeżością. Śledząc uważnie wcześniejsze wydarzenia, zwłaszcza te przedstawione w retrospekcjach, można przewidzieć, że prawdopodobnie z czymś podobnym będziemy mieć do czynienia. Parę słów należy poświęcić jeszcze pracy Vladimira Krsticia, który – jak można mniemać – w dużym stopniu wzorował się na „Księciu nocy” Yves’a Swolfsa. Zbliżony jest klimat rysunków, kolorystyka, nawet sposób kadrowania. Ale to wcale nie zarzut, wszak uczyć się od najlepszych to nie wstyd. A fakt, że obie serie dotykają tego samego tematu, dodatkowo usprawiedliwia Serba.
Tytuł: Sherlock Holmes i Wampiry Londynu #2: Umarli i żywi Data wydania: marzec 2015 ISBN: 9788328102989 Cena: 29,99 Gatunek: groza / horror Ekstrakt: 60% |