Zaledwie parę dni temu chwaliliśmy pracowitość amerykańskiego saksofonisty i pianisty Charlesa Gayle’a. By dorzucić kolejną cegiełkę do budowanego przez niego z mozołem muzycznego pałacu, dzisiaj przyglądamy się kolejnemu materiałowi w jego przebogatej dyskografii. To także album koncertowy („26.05.15”) i także nagrany w składzie trzyosobowym, choć tym razem z dwoma Brytyjczykami u boku: kontrabasistą Johnem Edwardsem i perkusistą Rogerem Turnerem.  |  | ‹26.05.15›
|
Charles Gayle (rocznik 1939) z jednej strony lubi otaczać się muzykami, których doskonale zna i z którymi współpracuje od lat; z drugiej natomiast – nie stroni od wyzwań, chętnie podejmując się grania nawet z takimi artystami, których wcześniej nie widział na oczy. Owszem, przychodzi mu to stosunkowo łatwo, co wynika z obranej przez Amerykanina stylistyki – jazzu improwizowanego, opartego w dużej mierze na intuicji i emocjach. Nie powinien nas więc dziwić fakt, że na trzech najnowszych albumach Gayle’a, choć mają one przynajmniej dwa wspólne mianowniki (nagrane zostały podczas koncertów w składach trzyosobowych), za każdym razem towarzyszyła mu inna sekcja rytmiczna. Na zarejestrowanym w naszym kraju „ Christ Everlasting” (2015) byli to Polak Ksawery Wójciński (kontrabas) oraz Niemiec Klaus Kugel (perkusja); na nagranym w małej brandenburskiej miejscowości Peitz „ Live at Jazzwerkstatt Peitz” – dwaj czarnoskórzy rodacy Charlesa: kontrabasista William Parker i perkusista Hamid Drake, a na opublikowanym zaledwie przed kilkunastoma dniami „26.05.15” – Brytyjczycy John Edwards i Roger Turner.  | |
Tytuł materiału to oczywiście data występu – 26 maja 2015 roku. Miał on miejsce na scenie prestiżowego londyńskiego klubu Café OTO, który od ośmiu lat regularnie gości wykonawców ze świata awangardowego jazzu i rocka. Wiele tych koncertów jest następnie publikowanych przez powiązaną z klubem wytwórnię Otoroku – niekiedy w formie klasycznych albumów (kompaktowych bądź winylowych), innym znów razem jako płyty do pobrania (oczywiście za opłatą) ze strony internetowej. W przypadku „26.05.15” firma, jak na razie, zdecydowała się na wariant drugi. Wybierając się do Londynu, Gayle podjął decyzję o występie w towarzystwie dwóch miejscowych muzyków. Choć są oni dużo młodsi od niego, to jednak doświadczenia na pewno im nie brakowało. Kontrabasista John Edwards ma na koncie między innymi współpracę z legendarnym niemieckim saksofonistą Peterem Brötzmannem („ Mental Shake”), z kolei perkusistę Rogera Turnera dobrze zna polski pianista Witold Oleszak, niegdyś związany z awangardowym zespołem rockowym Reportaż. Koncert, który trafił na „26.05.15” to prawie dziewięćdziesiąt minut freejazzowych improwizacji, pośród których znalazło się jednak także miejsce na spore fragmenty inspirowane klasyczną awangardą. Gayle zresztą już wcześniej niejednokrotnie udowadniał, że fascynują go nie tylko artyści pokroju Johna Coltrane’a czy Cecila Taylora, ale również Theloniousa Monka, a nawet Karlheinza Stockhausena czy Johna Cage’a. Na najnowszym koncercie jest to słyszalne szczególnie, z jakiegoś bowiem powodu tym razem Amerykanin zdecydował się przede wszystkim na grę na fortepianie (słychać go we wszystkich kompozycjach); po swój sztandarowy instrument, czyli saksofon tenorowy, sięgnął zaledwie dwukrotnie. Ale może to i lepiej, ponieważ dzięki temu zabiegowi materiał różni się znacząco od innych udostępnionych fanom w ostatnim czasie. Odnoszące się do nazw miesięcy tytuły poszczególnych utworów są, jak to często bywa w przypadku free jazzu, umowne; na dodatek część kompozycji jest ze sobą powiązana, co sprawia, że jakiekolwiek podziały wyglądają sztucznie. Koncert miał jednak miejsce w maju, więc pewnie dlatego Gayle, Edwards i Turner zdecydowali się już po fakcie podzielić całość na pięć fragmentów.  | |
Koncert otwiera „January” – najdłuższy, bo ponad półgodzinny, i tym samym najbardziej zróżnicowany stylistycznie utwór, jeden z dwóch, w którym możemy usłyszeć Charlesa grającego na saksofonie. Instrument ten rozbrzmiewa zresztą od pierwszych sekund. I trzeba przyznać, że w początkowych sekwencjach Amerykanin zdecydowanie się nie oszczędza. Jakby za punkt honoru postawił sobie, że na „dzień dobry” przywita publikę mocnym akcentem i dzięki temu z miejsca podporządkuje ją sobie. Poziom emocji i dynamiki sięga zenitu, w czym – przyznajmy uczciwie – jest również ogromna zasługa dwóch pozostałych muzyków. Edwards i Turner grają bardzo zadziornie i energetycznie, nawet wtedy gdy pozostają na „polu bitwy” sami, starają się nie zwalniać tempa. Nie inaczej postępuje Gayle – odkładając saksofon i siadając do klawiatury fortepianu, daje upust całej swojej improwizatorskiej wenie. Ale i on musi w końcu odpocząć. Złapaniu oddechu służy początek „February”, w którym lider tria wyraźnie zwalnia tempo, jednocześnie przenosząc słuchaczy w lata 60. ubiegłego wieku. Nie rezygnując z twórczych poszukiwań, stawia teraz na odpowiedni nastrój. Dopiero na zakończenie, kiedy do Charlesa dołączają John i Roger, zespół pozwala sobie na bardziej swobodne eksploracje.  | |
W kompozycji trzeciej, zatytułowanej „March”, ponownie słyszymy saksofon, tym razem – przynajmniej na otwarcie – mocno Coltrane’owski w stylu i brzmieniu. Z biegiem czasu jednak Gayle rozkręca się i „odpływa” coraz bardziej; do tego stopnia, że w pewnym momencie zaczyna pokrzykiwać do mikrofonu, imitując dźwięki dęciaka. Swoją drogą szkoda, że nie zdecydował się na bardziej rozbudowaną wokalizę, ale biorąc pod uwagę jego zaawansowany wiek, można to zrozumieć i usprawiedliwić. W ostatnich minutach „sekwencji marcowej” lider ponownie siada do fortepianu; tym razem jednak proponuje wycieczkę w zupełnie innym kierunku – do minimalistycznego świata Stockhausena i Cage’a. W podobnym tonie utrzymany jest też początek kolejnej kompozycji, czyli „April”, z tą różnicą że z biegiem czasu gra Gayle’a nabiera mocy i freejazzowego szaleństwa, choć trafiają się także fragmenty, w których fortepian brzmi niemal… dixielandowo. Zamykający koncert „May” podtrzymuje ten radosny nastrój. Trio pełnymi garściami czerpie tu inspiracje z dokonań klasyków hard i post bopu sprzed półwiecza. Edwards wzbogaca swoją partię, grając na kontrabasie smyczkiem (co zresztą okazjonalnie robił już wcześniej), natomiast Turner uderza głównie w talerze i obręcze bębnów. Tym sposobem panowie stopniowo wyciszają emocje, dając jednocześnie sygnał liderowi, aby powoli zbliżał się do końca prawie półtoragodzinnej podróży. Przyglądając się artystycznej aktywności Charlesa Gayle’a, można podejrzewać, że niebawem światło dzienne ujrzy kolejna płyta Amerykanina. Zastanawiać można się tylko nad tym, kto tym razem stanie obok niego na scenie i w jakim to będzie zakątku świata. Skład: Charles Gayle – saksofon tenorowy (1,3), fortepian (1-5), głos (3) John Edwards – kontrabas Roger Turner – perkusja
Tytuł: 26.05.15 Data wydania: 9 marca 2016 Nośnik: CD Czas trwania: 87:26 Gatunek: jazz Utwory CD1 1) January: 34:14 2) February: 07:04 3) March: 23:34 4) April: 11:46 5) May: 10:48 Ekstrakt: 70% |