Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj (zachodnio)niemiecka formacja Wolfgang Dauner Quintet.  |  | ‹The Oimels›
|
Kto jeszcze pamięta dziś Wolfganga Daunera, jedną z najważniejszych postaci niemieckiego jazzu lat 60. i 70. ubiegłego wieku? Mimo że artysta ten wciąż pozostaje aktywny, koncertuje, a nawet od czasu do czasu wydaje nową płytę… Urodził się w 1935 roku w Stuttgarcie; tam też studiował w konserwatorium – w klasach trąbki i kompozycji. Dyplom zdobył jako dwudziestotrzylatek. I niemal z miejsca rozpoczął profesjonalną karierę muzyczną, od samego początku poświęcając się graniu jazzu (choć z czasem jego zainteresowania zaczęły lokować się również w okolicach funku czy rocka). Na przekór swemu wykształceniu postanowił jednak zostać nie trębaczem, ale pianistą. Pierwszą płytą, w nagraniu której brał udział, był „Yogi Jazz” (1962) kwintetu Jokiego Freunda. Podczas pracy nad nią poznał, młodszego od siebie o pięć lat, (kontra)basistę i wiolonczelistę Eberharda Webera, z którym artystycznie związał się na długi czas. Weber – wraz z amerykańskim perkusistą Fredem Bracefulem – wspomagał go w studiu w trakcie nagrywania solowego debiutu Daunera – longplaya „Dream Talk” (1964). Nie zabrakło go także w składzie zespołu tworzącego głośne „Free Action” (1967). Na marginesie warto dodać, że jego skład uzupełniali jeszcze – obok Bracefula i saksofonisty Gerda Dudeka – muzycy tego formatu, co perkusista Mani Neumeier i francuski skrzypek Jean Luc Ponty.  | |
Dauner, produkujący w tamtym czasie płyty niemal taśmowo, próbował sił w bardzo różnych stylistykach. Na albumie „Klavier-Feuer” (1967) swingował (i sięgał po easy listening), na „Wolfgang Dauner / Eberhard Weber / Jürgen Karg / Fred Braceful” (1969) wyprawił się do świata free jazzu, a na „Psalmus Spei” (1969) stworzył – wypełniającą całą stronę B czarnego krążka – suitę na chór i zespół jazzowy. A i to nie był jeszcze koniec poszukiwań. W tym samym 1969 roku światło dzienne ujrzał bowiem także album „The Oimels”, w którym artysta rodem ze Stuttgartu postanowił spenetrować okolice rocka (ale nie tylko). Była to pierwsza taka próba i, jak się niebawem okazało, wcale nie ostatnia. Do pracy nad płytą – sygnowaną nazwą Wolfgang Dauner Quintet – oprócz Webera, lider zaprosił również dwóch swoich rodaków: gitarzystę (i sitarzystę) Siegfrieda Schwaba oraz perkusistę Rolanda Witticha; skład uzupełnił natomiast szwajcarskim gitarzystą solowym Pierre’em Cavallim (zmarłym w 1985 roku). Schwab, będący rówieśnikiem Eberharda, specjalizował się w muzyce klasycznej, ale chętnie udzielał się też w projektach jazzowych. Ba! gdy zaszła taka potrzeba, nie odmówił nawet przyłączenia się do krautrockowej formacji Embryo, co chyba najwyraziściej świadczy o jego szerokich horyzontach. Płyta ukazała się nakładem, zarejestrowanej w Villingen w Badenii-Wirtembergii, firmy MPS (to skrót od Musik Produktion Schwarzwald) Records, która powstała właśnie w tym celu. Później opublikowała ona jeszcze tylko jedno wydawnictwo, po czym słuch po niej zaginął. W tamtym czasie nie było w tym jednak nic dziwnego ani zaskakującego. Artyści nierzadko sami sobie wydawali płyty. „The Oimels” jest tego najlepszym przykładem. Na krążek trafiło osiem kompozycji, w tym trzy przeróbki. Płytę otwiera bardzo energetyczny utwór „Oh Baby Don’t Love You Anymore”. Pulsujący funk miesza się tutaj z psychodelią, a rytmicznie grający fortepian z kąsającą go gitarą elektryczną; zachwyca zwłaszcza, podkreślone przez odpowiednią aranżację, bogactwo brzmień, wśród których nie brakuje miejsca na czysto rockową solówkę Cavalliego. W nieco innym nastroju utrzymany jest „Take Off Your Clothes to Feel the Setting Sun”. Ale i tu na brak przepychu narzekać nie możemy. Z jednej strony rozbrzmiewa sitar, z drugiej – klasyczny fortepian. Raz numer zmierza w stronę psychodelicznego popu, to znów zaczyna w nim dominować rozkołysany afrykański rytm. Na dodatek Dauner daje jeszcze próbkę swych możliwości wokalnych.  | |
„My Man’s Gone Now” to pierwszy na „The Oimels” cover – instrumentalny fragment zaczerpnięty z opery George’a Gershwina „Porgy and Bess” (1935). W wersji kwintetu Daunera mniej tu naleciałości klasycznych (w zasadzie pojawiają się jedynie na otwarcie), znaczenie więcej natomiast jazz-rocka – z wyśmienitymi partiami fortepianu i zagrywkami gitary. Zamykające stronę A „Come On in On in” to w pierwszej części muzyczna eskapada na kontynent azjatycki (wsparta sekwencją Webera na wiolonczeli), później jednak wracamy do Europy, aby przede wszystkim rozkoszować się kapitalnymi wielogłosami. Jeszcze więcej orientalizmów zespół serwuje słuchaczom w najdłuższej w całym zestawie kompozycji „Dig My Girl”. W warstwie instrumentalnej dominują w niej sitar i wiolonczela; głos Daunera natomiast przywodzi na myśl ówczesne amerykańskie grupy psychodeliczne ze Wschodniego Wybrzeża. Nowymi smaczkami są też rozbrzmiewające w pewnym momencie organy Hammonda oraz sprzężona na rockowy sposób gitara. „Greensleeves” to drugi (z trzech) utworów pożyczonych. Chodzi oczywiście o ludowy klasyk angielski, którego autorstwo tradycyjnie przypisuje się królowi Henrykowi VIII Tudorowi. Niemcy (i jeden Szwajcar) odnieśli się do niego z dużą inwencją, przerabiając na… roztańczoną, przebojową bossa novę. I trzeba przyznać, że dobrze mu to zrobiło.  | |
Nie mniej tanecznych rytmów znaleźć można w pulsującym funkowym „Uwiii”, w którym – obok mających pełne ręce roboty muzyków sekcji rytmicznej, a więc Eberharda Webera i Rolanda Witticha – udzielają się wszyscy trzej wokaliści zespołu (a więc oprócz dwóch wspomnianych jeszcze Dauner). Całość wieńczy ostatni z utworów podebranych innym artystom – „A Day in a Life” z repertuaru The Beatles. W oryginale numer ten ukazał się zaledwie dwa lata wcześniej na krążku „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band”. Kwintet Daunera przede wszystkim skrócił go o dwie minuty, stawiając z jednej strony na partię wokalną, z drugiej – eksponując gitary. Mniej tu psychodelii, nieco więcej klasycznego rocka. Podobnie jak w przypadku „My Man’s Gone Now” i „Greensleeves”, przeróbka dość znacząco różni się od materiału wyjściowego, co akurat należy zapisać zespołowi na plus. Podsumowując: „The Oimels” to bardzo krótkie, nawet jak na ówczesne standardy, wydawnictwo – płyta trwa niespełna trzydzieści trzy minuty – ale też niezwykle różnorodne i dynamiczne. Eksplorujące niemal wszystkie cieszące się popularnością w końcu lat 60. XX wieku gatunki muzyki rozrywkowej. Choć, będąc negatywnie nastawionym do podobnych eksperymentów, można by stwierdzić, że jednocześnie zdradzające artystyczną schizofrenię. Czy tak było w rzeczywistości? Spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie niebawem, przyglądając się kolejnym produkcjom Wolfganga Daunera. Skład: Wolfgang Dauner – fortepian, organy Hammonda, śpiew Pierre Cavalli – gitara elektryczna Siegfried Schwab – gitara elektryczna, sitar Eberhard Weber – gitara basowa, wiolonczela, śpiew Roland Wittich – perkusja, instrumenty perkusyjne, śpiew
Tytuł: The Oimels Data wydania: 1969 Nośnik: Winyl Czas trwania: 32:43 Gatunek: jazz, rock Utwory Winyl1 1) Oh Baby Don’t Love You Anymore: 04:20 2) Take Off Your Clothes to Feel the Setting Sun: 05:35 3) My Man’s Gone Now: 03:30 4) Come On in On in: 03:32 5) Dig My Girl: 07:29 6) Greensleeves: 03:54 7) Uwiii: 02:56 8) A Day in a Life: 02:57 Ekstrakt: 70% |