Powrót serialu „The X-Files” to okazja do odkurzenia teorii spiskowych i dawnych fascynacji. Czy po 14 latach bez Muldera i Scully fani nadal potrafią wskazać, gdzie leży prawda? O 10. sezonie tej zasłużonej dla telewizji serii, wadach i zaletach sięgania po to, co juz było, oraz o najsłynniejszej parze agentów FBI rozmawiają twardo stąpający po ziemi Borys Jagielski i tropiący globalne konspiracje Marcin Segit. Będą spojlery!  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Borys: Wierzysz jeszcze w UFO? W zielone ludziki z Marsa? Marcin: Zawsze uważałem, że to nie jest kwestia wiary, tylko uznania dowodów. Coś tam pewnie lata, choć ostatnio jakby mniej. A i zainteresowanie ludzi tematem – w tym moje – jest mniejsze. Choć nadal śledzę różne doniesienia tu i ówdzie, czytam o spiskach i podobnych. Jakbyś chciał nadrobić zaległości, służę pomocą. Poza tym dobrze wiesz, że oni nie są z Marsa, a ich skóra jest szara, nie zielona. Borys: Właśnie nie wiem, czy chcę nadrabiać te zaległości. Obejrzawszy dziesiąty sezon „Z Archiwum X” (TXF) stwierdzam z nutką melancholii, że nawet gdyby był to najgenialniejszy reboot wszech czasów – a daleko mu do takiego miana – jestem już za stary na fascynację zjawiskami paranormalnymi, życiem pozaziemskim i teoriami spisku. „Za stary”, co bardzo ważne, nie w sensie „to mnie już nie rusza”, tylko dlatego, że swoje obejrzałem, przeczytałem, zagrałem w latach dziewięćdziesiątych, i to materiały z tamtego okresu będą zajmowały naczelne miejsce w mojej popkulturowej wyobraźni. Marcin: Teorie spiskowe są zawsze na czasie. Kiedy paranoicy rozpisywali się o programach Echelon i Carnivore, wszyscy dookoła pukali się palcem w czoło. Powszechny nadzór elektroniczny różnych służb i tajnych organizacji był także wielokrotnie pokazywany w TXF. I dopiero musiał się pojawić Edward Snowden, żeby ludzie uwierzyli, że NSA wie, o czym zwykli obywatele mówią przez telefon i jakie pliki trzymają na dysku. Owszem, skoro życie dogoniło pomysły ludzi w kapelutkach z aluminiowej folii, teorie spiskowe przestały być tak fascynujące, jak kiedyś. Paranormalne zaś przegrało z aparatem fotograficznym wbudowanym w telefon, co zresztą pięknie Mulder pokazał w trzecim odcinku 10. sezonu. Za dużo dziś wiemy o świecie, szkiełko wygrywa z okiem, choć jak sam zauważasz, popkultura fascynację zjawiskami paranormalnymi wykorzystała doskonale. Borys: Tak, bez wątpienia świat przez te piętnaście lat poszedł do przodu. My razem z nim. Patrzę więc na nowe TXF z dystansem i zastanawiam się, po co w ogóle powstał ciąg dalszy. Najoczywistsza odpowiedź – dla pieniędzy – mnie smuci. Druga w kolejności – dla fanów – niczego nie wyjaśnia. Carterowi i spółce mogło po prostu zależeć na wznowieniu jednego z najpopularniejszych seriali w historii telewizji, na zwyczajnej kontynuacji fabularnej. Jednak mogli też mieć ambicję przetworzenia formuły i dostosowania jej do zupełnie innej dekady, dla nowego pokolenia widzów. Jestem tu w kropce, bo nie wiem, jak mam dziesiąty sezon odbierać i jak oceniać.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Marcin: Jak to, „po co” powstał 10. sezon TXF? Chociażby po to, żebyśmy jeszcze raz mogli zobaczyć, jak agentka Scully dzwoni do agenta Muldera! Dla scen sekcji zwłok, dla wyjaśnień, że coś nie jest możliwe, a jednak sie stało, dla zapału i wiary Foxa, dla tych wszystkich tajemnic, których jeszcze nie poznaliśmy. Pewnie, że za tym stoją pieniądze, ale akurat za TXF jestem gotów zapłacić z zamkniętymi oczami. I o ile zgodzę się, że nie do końca wyszło twórcom dopasowanie przewodniego motywu serialu do nowych czasów – ile można bowiem zdziałać w 90 minut, kiedy ma się przed sobą rozwijaną przez 9 lat konspirację (a musieli przecież jakoś wyjaśnić, dlaczego nie było inwazji obcych 22 grudnia 2012 roku). Cała reszta pobiła w zasadzie wszystkie seriale, które ostatnio oglądam. A co ci się tak właściwie nie spodobało? Borys: Wiele rzeczy. Otóż pod wieloma względami TXF jest nieźle uwspółcześniony. Tyczy się to zarówno pojedynczych elementów dialogowych i scenograficznych (Mulder wspomina mimochodem o Snowdenie; smartfony jako pretekst do żartu), jak i fabuł środkowych, niemitologicznych odcinków. Niestety, wątek mitologiczny, na który składają się pierwszy i ostatni epizod, tkwi głęboko w latach dziewięćdziesiątych – i nie jest to bynajmniej komplement. Twórcy częstują nas wyświechtanymi, wielokrotnie przerabianymi tropami. Znowu szczepionki, znowu spiskujący rząd, znowu eksperymenty genetyczne. Próbowałeś policzyć, ile razy w finale sezonu pada określenie „alien DNA”? To się nadaje na drinking game… Należało dokonać częściowego resetu, zacząć konstruować nową Tajemnicę. Marcin: „Alien DNA” liczyłem i zarzuciłem chyba koło 20. razu. Nie wiem, zabrakło kasy na scenarzystę, Carter się śpieszył, albo uznali, że nowa widownia inaczej nie zrozumie. Westchnąłem tylko i zacisnąłem zęby. Natomiast co do odgrzewania wątków: szczepionki są od paru lat na topie, choć to i tak, jak zauważasz, kontynuacja motywu rozpoczętego już dawno temu. Scully mówiąca o manipulowaniu genami za pomocą metody CRISPR/Cas9 także była na bieżąco. Nie mam z tym wszystkim problemu, ponieważ i tak okaże się to kolejnym kłamstwem – a kłamstwa, jak wiemy, prowadzą do prawdy. Natomiast bardzo się cieszę, że twórcy nie wymyślali koła od nowa. Zresztą dostałeś nowy element: tym razem za spiskiem nie stoi ponadnarodowy syndykat kilku potężnych ludzi, ale jeden człowiek najwyraźniej zawiadujący całym amerykańskim kompleksem militarno-przemysłowym, kontynuujący pracę swoją i dawno zmarłych kolegów.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Borys: Wcześniej mieliśmy Syndykat, teraz mamy jednego Badguya, który na domiar złego bezczelnie powraca zza grobu. Jak dla mnie, to krok w tył. Wolałbym, żeby nowym elementem były na przykład wątpliwości wokół efektu cieplarnianego. Albo nawiązanie do krachu ekonomicznego sprzed kilku lat i rosnących nierówności społecznych. Albo transhumanizm i kurzweilowska osobliwość. Czy NASA manipuluje pogodą? Ile pieniędzy wędruje na czarne konta Pentagonu? Czy Chińczycy lada miesiąc stworzą Sztuczną Inteligencję? Te pytania wydają mi się o wiele ciekawsze niż przewałkowane „Ile obcego DNA ma Scully?”. Marcin: Muszą przecież zamknąć stare wątki, żeby otworzyc nowe. Tym bardziej że wszystko jest powiązane. W 10. sezonie masz pokazane lęki współczesnej Ameryki. Program Tada O’Malleya i narracja Muldera w pierwszym odcinku dobrze to oddają: USA po 11 września, militaryzacja policji, rosnąca niejawna kontrola nad środkami przekazu, FEMA budująca obozy koncentracyjne. Tylko reptilian zabrakło – jeden był, ale on hibernuje na tysiące lat, więc się nie liczy. Borys: Proszę tu nie mieszać mitologii z „potworami tygodnia”! Marcin: No dobrze, ale jaszczur tam był! O efekt cieplarniany zahaczyli, reszta też się pojawi – daj im się rozpędzić. Jestem pewien, że dostaniemy o wiele więcej, niż jednego zgryźliwego starca z dziurą w krtani, który chce spalić cały świat, by zbudować go na nowo – wolnym od nierówności, bo byłaby w nim tylko rasa panów. Borys: „Daj im się rozpędzić”, piszesz, a ja w tym momencie nabieram podejrzeń, że podchodzimy do tych sześciu odcinków zgoła inaczej. Dla ciebie to najwyraźniej dopiero przygrywka przed zakrojoną na szerszą skalę kontynuacją, krótki przed-sezon nowego TXF. Jesteś optymistą i patrzysz daleko w przyszłość, jak, he he, Krycek. Ja natomiast traktuję wznowienie jako miniserial, nie zakładając wcale, że doczekamy się jedenastego i dalszych sezonów. Dlatego wolałbym, żeby „dziesiątka” była zapakowana zręczniej. Nowe wątki, cliffhanger? Proszę bardzo, ale bez otwierania wszystkiego na oścież!  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Marcin: Jakbym miał czarny olej, to bym pokonał przyszłość i załatwił jeszcze kilka sezonów. Tak, czekam na więcej. Zresztą Fox chyba też. Najpierw reklamowali TXF jako miniserię, potem już jako 10. sezon. Carter jest chętny, aktorzy są chętni, byle się producent zgodził. A że mogło być lepiej, piękniej, mądrzej – no pewnie, że mogło. Mogło też tych odcinków w ogóle nie być i dalej skazani byśmy byli na zalew coraz głupszych seriali dla nastolatków o nastolatkach udających szpiegów albo wojowników, z cliffhangerami co pięć minut i muzyką pop w głośnikach. A tak przynajmniej można było obejrzeć coś dobrego. Borys: Jednakże liczba widzów spadała im z odcinka na odcinek… Ja oczywiście nie mówię, że te odcinki nie powinny były nigdy powstawać, ale argument z „oglądaniem czegoś dobrego” uważam za chybiony, gdyż stare epizody sprawiają ogromną frajdę także dzisiaj. Można bez obaw do nich wracać. Ale do „Mein Kampfów”, odcinków mitologicznych dziesiątego sezonu, nie wrócę nigdy. Marcin: Żebyśmy sie dobrze zrozumieli: te dwa spiskowe odcinki nie były najlepsze. Były poprawne, wiele rzeczy można tam było zrobić inaczej, choćby wywalić infodumpy. To jednak dobra podstawa do rozwijania wątku w przyszłości, jeśli będzie kolejny sezon. Co mnie natomiast mocno zmartwiło, to wyraźne przesunięcie tonu serii z niedomówień i działania w cieniu do w zasadzie pełnej jawności. Jedno UFO, drugie UFO… Za chwilę obcy wylądują przed Białym Domem i poproszą o azyl. A na początku trzeciego sezonu Mulderowi ledwo było dane zobaczyć światła odlatującego pojazdu. |