powrót; do indeksunastwpna strona

nr 3 (CLV)
kwiecień 2016

Dwa procent
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Kapsuła wyhamowała z głośnym sykiem. Zamontowane nad głową pasażera drzwi odblokowały się, uniosły nieco, a następnie odsunęły w bok. Marcin zgrabnie wydostał się z plastykowego czopka.
Cisza panująca w sterylnie białym korytarzu ogłuszyła go w pierwszej chwili. Nigdy wcześniej nie miał okazji oglądać wnętrz działu HR – wolontariuszy o awansie informowano standardową wiadomością sieciową, w której podawano od razu numer przydzielonej im kwatery w wieżowcu sypialnym. Wszystkie późniejsze zmiany zaszeregowania przeprowadzano w ten sam sposób. Dopiero po Urlopie pracownik mógł spotkać się twarzą w twarz z selekcjonerami z HR.
Po chwili, gdy przyzwyczaił się już do pustki szerokiego korytarza, zauważył na ścianie oznaczenie panelu sterującego. Podszedł do niego i przyłożył dłoń, by skaner mógł wstępnie potwierdzić jego tożsamość. Firma, jak zawsze, działała sprawnie i precyzyjnie. Drzwi do śluzy dezynfekcyjnej otworzyły się programiście przed nosem, choć przysiągłby, że wcześniej w tym miejscu znajdowała się ściana taka sama, jak w każdym innym fragmencie korytarza.
Wszedł do pomieszczenia i spokojnie poddał się procedurze odkażania. Słyszał plotki, jakoby pracowano już nad sposobem prowadzenia tych spotkań w pokojach VRC, na razie jednak dział HR obstawał przy rozmowach osobistych, szczególnie z pracownikami przechodzącymi z grupy szeregowej do kierowniczej. To zaś wymagało zachowania pewnych środków ostrożności, bo z Urlopu ludzie wracali w różnym stanie.
Gdy odkażanie dobiegło końca, drugie drzwi śluzy otworzyły się i Marcin przeszedł do niewielkiego prostokątnego pomieszczenia, w którym poza gołymi, pokrytymi farbą fotoemisyjną ścianami stał tylko wąski stolik. Srebrząca się delikatnie powierzchnia infoblatu sugerowała, że w czasie rozmowy może dojść do ostatecznego testu wymagającego od kandydata udzielenia dodatkowych odpowiedzi, lecz Marcin nie przejął się tym faktem. Był przekonany, że zdoła właściwie rozwiązać każdy problem, jaki mógł przygotować pracownik HR.
Usiadł przy stole i czekał.
Po ciągnących się długo niczym obliczenia w źle sformułowanej pętli for minutach samotności mlecznobiała powierzchnia ściany, przed którą siedział Marcin, zafalowała lekko i rozpłynęła się na boki. Oczom programisty ukazało się pomieszczenie będące lustrzanym odbiciem tego, w którym sam się znajdował, przy czym na krześle naprzeciw niego siedział nie samodzielny programista Liszewski, a elegancka kobieta w garsonce korporacji. Ciemne włosy spięła w ciasny kok, a surowy wyraz jej twarzy nie pozostawiał nadziei na jakiekolwiek ulgowe traktowanie.
– Dzień dobry. Proszę o jeszcze chwilę cierpliwości, potem zaczniemy – poinformowała go, nie unosząc nawet wzroku znad infoblatu.
Dopiero słysząc jej dziwnie przytłumiony głos, Marcin zorientował się, że oddziela ich od siebie akumem – gładka, przezroczysta powierzchnia organicznej pleksy, która bez trudu przenosiła dźwięk i przepuszczała światło, a jednocześnie zapewniała najlepszą z możliwych ochronę przed bakteriami i wirusami. Mimo wszystkich osiągnięć medycyny, izolowanie potencjalnych nosicieli nadal stanowiło najbardziej skuteczną metodą chronienia ludzi przed infekcją.
HR dbał o swoich pracowników.
Kobieta dalej przeglądała niewidoczne dla Marcina dokumenty, więc programista z nudów zaczął się jej uważnie przypatrywać.
Szczupła i zadbana, musiała jednak mieć przeszło czterdzieści lat, skoro zajmowała stanowisko pozwalające jej oceniać przydatność Urlopowiczów do dalszej pracy. To znaczyło, że była albo w wieku matki Marcina, albo zaledwie o kilka lat od niej młodsza, lecz to wyczerpywało listę podobieństw. Przedwcześnie posiwiała matka Marcina wyglądała bardziej jak jego babcia, natomiast siedząca przed nim szatynka z powodzeniem mogłaby uchodzić za jego siostrę. Korporacja nie szczędziła wiernym sobie ludziom niczego.
„Ja też tak chcę” – przemknęło Marcinowi przez myśl.
Kobieta skończyła wreszcie przewijać kolejne ekrany danych na infoblacie i podniosła wzrok na Marcina.
– Tak, imponujące wyniki pracy, muszę przyznać – oznajmiła sucho. – Wybijasz się bardzo na tle zespołu, szczególnie po ocenie Urlopu. Masz odwagę, by podjąć się roli przywódcy, umiesz współpracować z nieznanymi sobie ludźmi i radzisz sobie w ekstremalnych sytuacjach. Idealny kierownik. Niewielu potrafi tak trafnie wybrać formę wypoczynku – podsumowała. Marcin aż rósł w środku, słysząc, jak pracownica HR powtarza niemal słowo w słowo jego tok rozumowania. Odprężył się, przekonany, że ma już awans w kieszeni, dlatego też jej następne słowa podziałały na niego niczym wiadro zimnej wody:
– Oczywiście, w twoim przypadku ocena Urlopu nie ma absolutnie żadnej wartości. Zostałeś zdyskwalifikowany za grę niezgodną z korporacyjnym fair play.
– Słu-słucham? – zająknął się spanikowany.
– Analiza, którą przeprowadziłeś… Nie myślałeś chyba, że się o tym nie dowiemy? – Marcin patrzył na nią zszokowany. – Pliki pracowników podlegają automatycznej kontroli. Masz to w kontrakcie.
– A hasło? – zapytał głucho.
Infoblat, przy którym siedział zabłysnął nagle zielonym łańcuchem znaków: Dv7hJbz#%40.
Jego hasło.
Wpatrywał się w nie z szeroko otwartymi ustami, bo faktycznie tak szyfrował obecnie prywatne dane.
– Algorytmy zabezpieczają twoje pliki przed ingerencją z zewnątrz. Przed firmą nie powinieneś przecież niczego ukrywać – oznajmiła pracownica HR bez cienia ironii czy złośliwości. Marcin pokiwał głową z rezygnacją. Doskonały plan spalił na panewce, bo on nie wziął pod uwagę najbardziej oczywistego. Tymczasem kobieta wyjaśniała spokojnie dalej: – Urlop ma obnażać słabości naszych pracowników i pokazywać ich mocne strony. Ma pomagać nam w podejmowaniu najlepszych dla firmy decyzji. Przejrzałeś nas, przyznaję. Przygotowałeś się bezbłędnie i z premedytacją zrealizowałeś plan mający doprowadzić cię do awansu. Ale my naprawdę jesteśmy przygotowani na wszystko. To interesujący przypadek, ale… nie odosobniony.
Przerwała i znów spojrzała Marcinowi w oczy. Bez agresji, bez kpiny. Programista uznał, że na tym etapie nic mu już nie zaszkodzi. Jeśli miał przegrać, stało się to znacznie wcześniej.
– Byli inni?
– Owszem.
– I jak im poszło?
– Odpadli – powiedziała wprost.
– Za złamanie zasad?
– Za błędne wnioski. W twoim przypadku to, czego nie obnażył Urlop, ujawniły wcześniejsze działania. Trafnie analizujesz. Jesteś staranny i… potrafisz kalkulować. To cenne. W manago uznali, że się przydasz. Nam. – Umilkła i spojrzała wyczekująco na Marcina.
– Nam? – zapytał, nic nie rozumiejąc.
– W HR. Potrzebujemy ludzi, którzy potrafią spojrzeć poza system i znaleźć właściwy schemat. Więc jak będzie? Przechodzisz do nas czy do grupy dobrowolnego wsparcia programistów?
Marcin nie zastanawiał się długo. Z grupy wsparcia nie było ucieczki. Już do końca życia musiałby sklejać cudze fragmenty kodu według dostarczonych przez korporację reguł, a w najlepszym razie szukać błędów w niedziałających procedurach. Oczywiście za półdarmo i bez prawa do mieszkania powyżej dwudziestego piętra.
Nie miał ochoty oglądać trawy od spodu.
– Kiedy zaczynam?
– Słuszna decyzja. Przejdziesz dwumiesięczne szkolenie w tajwańskim oddziale firmy. Dalsze instrukcje otrzymasz później. Masz jakieś pytania?
– Jedno – odparł po chwili wahania. – Kto z nasz… z zespołu przeszedł klasyfikację?
Kobieta z HR zdumiała się lekko, ale wyświetliła na infoblacie odpowiednie dane.
– Nowak, Szczepańska i al-Mehdi.
– J-jak to? – wypalił zupełnie bez namysłu. – A Tang Wan Hui?
Nie odpowiedziała od razu. Zaczęła studiować dokumentację, a na jej obojętnej dotąd twarzy pojawił się grymas lekkiego niezadowolenia.
– Ach, on – odezwała się w końcu zniesmaczona. – Wiązaliśmy z nim spore nadzieje, ale to klasyczny błąd systemu.
– Błąd? Przecież wziął projekt własny.
– To prawda. Ale pan Tang nie zrozumiał naszych wymagań. Uznał, że może w tym czasie zająć się własnymi sprawami. Nieprzydatnymi z punktu widzenia firmy. To zdarza się czasami, gdy pracownik nie przechodzi klasycznej ścieżki rozwoju. Mniej więcej w dwóch procentach przypadków. Czy to wszystko?
Marcin skinął tylko głową. Podniósł się i bez słowa wyszedł z pokoju klasyfikacji.
powrót; do indeksunastwpna strona

7
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.