powrót; do indeksunastwpna strona

nr 4 (CLVI)
maj 2016

Marvel: W imię zasad…
Jason Aaron, Frank Cho, Kieron Gillen, Carlos Pacheco ‹Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #76: X-Men: Rozłam›
Mutanci w świecie superbohaterów nie mają łatwo. Nie dość, że muszą zmagać się z ostracyzmem otoczenia, to jeszcze w kółko ktoś ich atakuje, a do tego wewnętrzne konflikty rozsadzają tę społeczność. O jednym z największych opowiada siedemdziesiąty szósty tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela – „X-Men: Rozłam”.
ZawartoB;k ekstraktu: 90%
‹Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #76: X-Men: Rozłam›
‹Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #76: X-Men: Rozłam›
W XXI wieku szefostwo Marvela postawiło na Wielkie Epokowe Wydarzenia Zmieniający Świat Superbohaterów. O tym, że były to przedsięwzięcia zakrojone na ogromną skalę, mogliśmy przekonać się w poprzednich odcinkach WKKM. Niejednokrotnie brały w nich udział całe oddziały najpopularniejszych postaci uniwersum, a akcja, poza serią główną, obejmowała także liczne spin-offy. Niestety za wagą wydarzeń często nie szła jakość. Choć pomysły wejściowe były całkiem intrygujące, sprowadzenie ich do zwykłej walki wszystkich ze wszystkimi zabijało całe przedsięwzięcie.
Pod tym względem jednym z wyróżniających się albumów był „Ród M”, poświęcony obłędowi, w jaki popadła Scarlet Witch. Choć niewątpliwie jest to pozycja efektowna, to jednak jej finał daleki jest od sztampy. Otóż za sprawą mocy córki Magneto i wypowiedzianych słów „nigdy więcej mutantów”, populacja homo superior została zredukowana do niewielu ponad dwustu. Przyznam, że akurat takie rozwiązanie bardzo mi się spodobało, ponieważ świat X-Men w ostatnich latach rozrósł się tak bardzo, że ogarnięcie go stawało się rzeczą męczącą. Powrót do pierwotnej idei niewielkiej grupy pozwala na złapanie oddechu i skupienie się na poszczególnych osobach. O tym, że to droga do sukcesu, dowiódł już w latach 70. Chris Claremont, wskrzeszając mutantów, którzy nie byli bezbarwną zbieraniną idealnych postaci, a osobami skonfliktowanymi i obdarzonymi indywidualnymi cechami.
Jak się okazało, niektóre rany nigdy się do końca nie zabliźniają, czego dowód mamy w „X-Men: Rozłam”. Cyclops i Wolverine, czyli osoby, które de facto rządzą na zrujnowanej wyspie mutantów Utopii (o jej upadku opowiada „The New X-Men: Z jak zagłada” – WKKM 16), zaczynają znacznie różnić się poglądami w kwestii przyszłości swoich podopiecznych. O dziwo, to wybuchowy Rosomak ma zamiar wrócić do pierwotnej idei szkoły Xaviera, w której uczyłby młodych ludzi z nadprzyrodzonymi mocami, jak radzić sobie w społeczeństwie, a dotychczas zrównoważony Cyklop ma zamiar szkolić armię, która stanęłaby w obronie homo superior. Jak łatwo się domyślić, przy okazji na wierzch wychodzą skrywane od dawna animozje między liderami, szczególnie związane z pewną rudą damą, której śmierć zdarzało im się parokrotnie opłakiwać.
Trzeba przyznać, że tytułowy rozłam w szeregach mutantów został przedstawiony bardzo przekonująco. Rozpisano go na kilka aktów i pokazano z różnych punktów widzenia. Nie tylko głównych zainteresowanych i starych członków drużyny, ale także tych najmłodszych, zmuszonych do radzenia sobie z traumą związaną z pojawieniem się ich nadludzkich mocy, którzy widzą, że równie niepewna przyszłość czeka ich wśród swoich.
Dobrze, że za scenariusz tego komiksu nie odpowiadał Brian Michael Bendis (ten od „Wojny domowej”, „Tajnej inwazji”, „Oblężenia” i „Pierwszych Avengers”), bo skończyłoby się na tym, że mutanci rozpętaliby piekło na ziemi. Tymczasem Kieron Gillen przy lekkiej pomocy Jasona Aarona podszedł do sprawy o wiele bardziej subtelnie. Mam nawet wrażenie, że bardziej niż efektowne bójki interesował go psychologiczny rozwój postaci i uzasadnienie decyzji przez nich podejmowanych. Widać to choćby w długim oczekiwaniu na szturm wyjątkowo potężnego Sentinela na Utopię. W czasie, kiedy widać go na horyzoncie, jak maszeruje przez morze, główna akcja rozgrywa się w dialogach mutantów czekających w napięciu na jego atak (inną sprawą jest, że Wolverine podobną drogę, tyle że wpław, przebył znacznie szybciej, ale to szczegół).
Na tym tle nieco blado wypada kolejne wcielenie Hellfire Club, któremu zaczyna przewodzić czwórka dzieci o psychopatycznych skłonnościach. Trochę nieprawdopodobne jest, by nawet najbardziej genialne bachory były w stanie poradzić sobie z taką lekkością z o wiele starszymi i bardziej doświadczonymi przeciwnikami. Niemniej rozumiem potrzebę odświeżenia formuły. Przez lata dzieci nie były przedstawiane w negatywnym świecie, a tu proszę, nastąpił powrót do popularnego na przełomie lat 80. i 90. formatu młodocianego, inteligentnego przestępcy, któremu wydaje się, że jest bezkarny. W kinie widzieliśmy to choćby w „Robocopie 2”, a w komiksie w „Batmanie” (TM-Semic nr 4/1995 i 5/1995).
Od strony graficznej rzecz wygląda równie ciekawie co od fabularnej, albowiem nie mamy do czynienia z pracą jednego autora. Każdy zeszyt rysowany jest przez kogoś innego. Dlatego dla każdego znajdzie się coś miłego. Mi najbardziej odpowiadają: ciepły styl Salvadora Espina (fragmenty wyjęte z „Generation Hope”), realistyczne prace Adama Kuberta („X-Men: Schism #5”) i plastyczne, niemal malarskie obrazy Daniela Acuñy (X-Men: Schism #3”).
Już dawno żaden współczesny crossover nie zrobił na mnie tak dobrego wrażenia jak „Rozłam”. Przede wszystkim dlatego, że za pomysłem na namieszanie w świecie mutantów szła również koncepcja, jak go sprawnie przeprowadzić. Już mi się wydawało, że do końca WKKM będę zachwycał się tylko pozycjami archiwalnymi, a tu taka niespodzianka!



Tytuł: Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #76: X-Men: Rozłam
Tytuł oryginalny: X-Men: Schism
Data wydania: 21 października 2015
Wydawca: Hachette
ISBN: 978-83-2820-317-4
Format: 216s. 170×260mm; oprawa twarda
Cena: 39,99
Gatunek: superhero
Wyszukaj w: MadBooks.pl
Wyszukaj w: Selkar.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 90%
powrót; do indeksunastwpna strona

94
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.