Najnowsza płyta formacji New Keepers of the Water Towers „Infernal Machine” to prawdziwy muzyczny tygiel, w którym aż kipi od emocji. Szwedzi sięgają po elementy stoner rocka, doom metalu, post-rocka i progresu, a wszystko to przyprawiają nutami nostalgii i mroku. W efekcie mamy do czynienia z albumem, który po czterdziestu kilku minutach pozostawia słuchacza z rozedrganym sercem i niepewnego o przyszłość.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W tym roku mija dokładnie dziesięć lat od chwili, kiedy narodziło się pierwsze wcielenie zespołu, choć przyglądając się bliżej biografiom tworzących go muzyków, datę jego powstania można by przesunąć jeszcze o kilka lat wstecz. Wszystko zaczęło się w 2002 roku, kiedy to w stolicy Szwecji powstała grająca rock progresywny połączony z (thrash) metalem grupa Vexation. To w jej szeregach spotkali się obecni gitarzyści Victor Berg oraz Rasmus Booberg (wtedy jednak grający jeszcze na bębnach) i klawiszowiec Adam Forsberg (wówczas pełniący obowiązki gitarzysty). Pod tym szyldem i w tej stylistyce muzycy niewiele osiągnęli, z czasem zaczęli więc poszukiwać nowych form wyrazu. Po czterech latach nieudanych prób wybicia się Rasmus oraz Victor postanowili pożegnać się z dotychczasowymi kolegami, zmienić nazwę zespołu na New Keeper, a muzycznie podążyć w stronę zdobywającego w tym czasie coraz większą popularność stoner-doomu. Do składu dobrali sobie basistę Albina Rönnblada Ericssona oraz perkusistę Tora Sjödéna i jako kwartet nagrali dwie EP-ki: „Chronicles of the Massive Boar” (2007) i „The Chronicles of Iceman” (2008).  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
I co? I, jak się szybko okazało, znowu nic. A przynajmniej nie w takim stopniu, na jaki młodzi sztokholmczycy liczyli. Trzeba więc było kombinować dalej. A to kombinowanie polegało przede wszystkim na eksperymentach stylistycznych. Poszukując najwłaściwszej ścieżki rozwoju, uznali, że trzeba ponownie sięgnąć po elementy rocka progresywnego, dorzucając do tego jeszcze zagrywki charakterystyczne dla post- (w większym) i space rocka (w mniejszym stopniu). Tym sposobem formacja po raz kolejny zmieniła swoje oblicze i przy okazji także… nazwę. W 2009 roku New Keeper wyewoluowało w New Keepers of the Water Towers. Na początek nowej drogi życiowej muzycy, już pod nowym szyldem (i bez Ericssona), wydali zbiór starych EP-ek – jako „Chronicles” (2009). A potem przystąpili do tworzenia nowego repertuaru. Nagrane w trio (obowiązki basisty dodatkowo wziął na swoje barki Booberg) albumy „The Calydonian Hunt” (2011) oraz „Cosmic Child” (2013) sprawiły, że o zespole wreszcie zrobiło się głośniej. Pomógł w tym także fakt, że drugie z wydawnictw opublikowała francuska firma Listenable Records, dzięki czemu płyta mogła dotrzeć do znacznie szerszego grona słuchaczy. Ale przecież nie tylko dzięki temu grupa zaczęła zyskiwać na popularności, sprawiła to przede wszystkim ciekawsza, bardziej różnorodna, bogatsza brzmieniowo muzyka. Można więc było oczekiwać, że kolejne dzieło Szwedów będzie jeszcze dojrzalsze i bardziej interesujące. Czekać musieliśmy na nie prawie trzy lata – do początku marca tego roku. W tym czasie New Keepers of the Water Towers rozrosło się do rozmiarów kwintetu: w 2013 do składu dołączył basista Björn Andersson (z heavymetalowej grupy M.O.B.), a rok później – klawiszowiec Adam Forsgren („stary” znajomy Victora i Rasmusa z szeregów Vexation). I to ta piątka odpowiada za najnowsze dzieło formacji – album o przerażającym tytule „Infernal Machine”. Zawarta na nim muzyka nie jest jednak aż tak apokaliptyczna, jak mogłoby się wydawać, choć na pewno nie brakuje w niej ani mroku, ani niepokoju.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Na płytę muzycy wybrali siedem kompozycji – na tyle długich (przynajmniej w czterech przypadkach), że w sumie wyniosły one czterdzieści pięć minut muzyki. Całość otwiera zaś jedenastominutowe „The Forever War”, które uznać można za połączenie doom metalu (wolny, majestatyczny rytm) z psychodelicznym space rockiem (hipnotyczne brzmienia gitary elektrycznej Victora Berga i zniekształcony przez efekty głos Rasmusa Booberga). Słychać też podskórnie narastający gniew, który z czasem eksploduje w klasycznie metalowej postaci, by w finale wybrzmieć delikatnymi akordami gitary akustycznej. Instrumentalne „Tracks over Carcosa” otwiera kilkudziesięciosekundowa sekwencja stricte psychodeliczna, która z czasem – głównie dzięki gitarze – przybiera postać southern- i stonerrockową. Na plan pierwszy wybija się pełna niepokoju melodia grana na gitarze, której w tle towarzyszy nieco przełamująca ten kasandryczny nastrój gitara hawajska (vide Victor Berg), jednak wieńczące całość syntezatorowe smyczki ponownie każą odczuwać przebiegające po plecach ciarki.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nieco spokojniejszy klimat zespół roztacza wokół siebie balladowym „Tachyon Deep”, choć i tutaj senny śpiew Rasmusa podkreślany jeszcze przez programową monotonię sekcji rytmicznej wprowadza pewne zaniepokojenie. Niejako naturalnym rozwinięciem tej kompozycji jest najkrótszy w całym zestawie utwór „Misantropin Kallar” (gdyby nie pojawiające się przez chwilę na samym początku w tle głosy, można by go uznać za instrumentalny), który z czasem stopniowo nabiera energii, by… urwać się nagle. Nie do końca można zrozumieć ten zabieg, tym bardziej że chwilę później z głośników płyną pierwsze takty najbardziej czadowego na płycie „Escape Aleph Minor”. Alarmistyczne dźwięki (prawdopodobnie generowane przez syntezatory) pojawiają się na tle niezwykle energetycznej perkusji, która nie spuszcza z tonu nawet wtedy, gdy Victor sięga po gitarę hawajską. Ale najważniejszy fragment utworu zaczyna się wraz z powłóczystą, refleksyjno-nostalgiczną gitarową solówką Booberga, domkniętą elegijnym pasażem Adama Forsgrena zagranym na fortepianie elektrycznym. Równie smutny i niepokojący, jak zakończenie „Escape Aleph Minor”, jest klasycznie doomowy „Jorden”, który swą majestatycznością bije na głowę wszystkie inne kompozycje sztokholmczyków. Nie taki jednak – a przynajmniej nie tylko – był oczywiście jego cel; chodziło raczej o uatrakcyjnienie przekazu, w tym przypadku przez jego do bólu nastrojową monotonię. Na zakończenie Booberg, Berg i ich koledzy umieścili idealnie spinający całość klamrą „This Infernal War” (nie tylko tytułem nawiązujący do otwierającego płytę „The Forever War”). Tu czad przybiera postać potężnej postrockowej ściany dźwięku, za budowanie której odpowiedzialni są głównie gitarzyści i klawiszowiec. Napięcie z każdą minutą rośnie, aby po erupcji stopniowo wygasnąć, w czym ponownie udział ma Forsberg, wyczarowujący na swych syntezatorach tony kwartetu smyczkowego. „Infernal Machine” chyba nikogo nie pozostawi obojętnym – warto zatem w tę płytę się wsłuchać, dać ponieść zmieniającym się nastrojom i w miarę możliwości często do niej wracać. Lepiej jednak nie robić tego, gdy jest się w nastroju depresyjnym. Skład: Rasmus Booberg – śpiew, gitara elektryczna, gitara akustyczna, syntezatory, bongosy Victor Berg – gitara elektryczna, gitara hawajska Björn Andersson – gitara basowa, chórki Adam Forsgren – syntezatory, mellotron, fortepian elektryczny Tor Sjödén – perkusja
Tytuł: Infernal Machine Data wydania: 4 marca 2016 Nośnik: CD Czas trwania: 45:30 Gatunek: metal, rock Utwory CD1 1) The Forever War: 10:59 2) Tracks over Carcosa: 07:19 3) Tachyon Deep: 06:07 4) Misantropin Kallar: 02:30 5) Escape Aleph Minor: 05:18 6) Jorden: 04:27 7) This Infernal War: 08:46 Ekstrakt: 80% |