Nie tak dawno przyglądaliśmy się w „East Side Story” najnowszej produkcji Olega Asadulina – mającemu premierę w marcu mistycznemu horrorowi „Trasa wybrana”. Dzisiaj robimy krok wstecz, aby przeanalizować poprzedni film reżysera z Czelabińska – dramat psychologiczny „Zielona kareta”, który do kin w Rosji trafił w listopadzie roku ubiegłego.  |  | ‹Zielona kareta›
|
Tytuł swego filmu Oleg Rawiljewicz Asadulin (Tatar z pochodzenia, rocznik 1971) zaczerpnął ze znanej ballady autorstwa, mieszkającego w Związku Radzieckim, żydowskiego poety Owsieja Driza, do której muzykę skomponował Aleksandr Suchanow. To piękna, nostalgiczna pieśń o czasach minionych, chętnie śpiewana podczas spotkań towarzyskich i przy ogniskach. Obraz, który w pewnym sensie firmuje, ma jednak nieco inny charakter. Pełne tęsknoty spojrzenie w przeszłość jest w nim jedynie punktem wyjścia do przedstawienia dramatycznych wydarzeń z teraźniejszości, tworzy sielankowy kontrapunkt do tego, co dzieje się na ekranie współcześnie. Po średnio udanych wcześniejszych produkcjach Asadulina – vide horror „Fobos. Klub strachu” (2010), thriller fantasy „ Mroczny świat: Równowaga” (2013), komedia „Korporacja” (2014) – trzeba przyznać, że w ostatnim czasie Oleg Rawiljewicz zrobił znaczący krok naprzód. Mający premierę przed dwoma miesiącami horror „ Trasa wybrana” (2016) w niczym nie ustępuje bowiem podobnym stylistycznie dziełom amerykańskim, a wcześniejsza o rok „Zielona kareta” prezentuje się jeszcze lepiej. Co w dużej mierze jest zasługą pojawiających się na ekranie aktorów. Ale o tym trochę później. Asadulin nakręcił „Zieloną karetę” w 2014 roku, lecz oficjalna premiera kinowa miała miejsce dopiero sześć miesięcy temu, w końcu listopada ubiegłego roku. W efekcie tak się złożyło, że w krótkim odstępie czasu na duże ekrany trafiły dwa dzieła Rosjanina o tatarskich korzeniach. Co jednak najważniejsze – oba godne uwagi. Głównym bohaterem „Zielonej karety” jest… reżyser filmowy. Wadim Rajewski to – tak przynajmniej wydaje się na pierwszy rzut oka – czterdziestokilkuletnie „dziecko szczęścia”. Po studiach we Wszechrosyjskim Państwowym Instytucie Kinematografii (WGIK) dane mu było, co nie jest przecież wcale takie oczywiste, pracować w zawodzie. Filmy Wadima cenione były przez widzów i krytyków, dzięki czemu mógł spokojnie stawiać kolejne kroki na drodze do wielkiej kariery, nie mając przy tym problemów z pozyskaniem funduszy na następne produkcje. Poznajemy go właśnie w trakcie realizacji najnowszego dzieła. To psychologiczny dramat o człowieku, który być może stanowi jego alter ego. Zdjęcia przerywa pojawienie się producenta ogłaszającego radosną wieść – poprzedni obraz Rajewskiego wybrany został rosyjskim kandydatem do Oscara. Jest z czego się cieszyć. Nic więc dziwnego, że podekscytowany Wadim nie ma czasu na rozmowę z synem Artiomem, gdy ten dzwoni do ojca akurat w takim momencie. Umawiają się na wieczór. Artiom – oczko w głowie ojca – poszedł w jego ślady; jest studentem pierwszego roku WGIK-u, gdzie uczy się pod okiem cenionego reżysera, profesora Dobroliubowa. Gdy młodzi przyszli reżyserzy przeglądają wraz z nim swoje pierwsze szkolne krótkometrażówki, Tioma (to zdrobnienie imienia chłopaka) podrzuca mu jedynie na stół płytę i odchodzi. Dobrolubow obejrzy ją później, a w zasadzie… kiedy będzie już za późno. Artiomowi zależy na spotkaniu z ojcem, lecz ten tradycyjnie nie dociera do domu. Po powrocie z planu filmowego najpierw bowiem spotyka się w hotelu z kochanką, aktorką Mariną, później bierze udział w programie telewizyjnym, po którym flirtuje jeszcze z prezenterką Olą. Umawiając się z nią na schadzkę, odbiera telefon – tym razem to nie syn, lecz jego przyjaciel Maksim, który informuje Rajewskiego, że Tioma nie żyje. Popełnił samobójstwo. Podczas imprezy wyskoczył z balkonu. Policja jest przekonana, że zrobił to, będąc pod wpływem środków odurzających. Skąd jednak je miał? I dlaczego zdecydował się na ich zażycie? Zszokowany Wadim nie jest w stanie pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Po pogrzebie syna rozpoczyna prywatne śledztwo, którego wyniki okazują się dla niego ogromnym zaskoczeniem. Oleg Asadulin bardzo umiejętnie kreśli portret Rajewskiego. Ale też zna to środowisko doskonale – wie przecież, z jakimi problemami osobistymi najczęściej borykają się ludzie ze świata filmu, jak – zagonieni pracą – mało czasu są w stanie poświęcać najbliższym, jak niewiele o nich wiedzą. Z każdą kolejną minutą obserwujemy, jak świat Wadima rozsypuje się w proch i pył. Jak wielkim pozorem okazuje się szczęście rodzinne i zawodowe odmalowane na samym początku. Jest to tym bardziej przejmujące, że Oleg Rawiljewicz posłużył się niezwykle sprytnym, choć prostym, zabiegiem realizacyjnym – bardzo umiejętnie przemieszał plany: rzeczywistość płynnie przechodzi w fikcję i na odwrót. Dzięki temu można odnieść wrażenie, że Rajewski reżyseruje także własne życie, co wychodzi mu znacznie gorzej niż opowiadanie zmyślonych historii. Przy okazji dowiaduje się, że nie stanowi ono dla nikogo tajemnicy; kolejne romanse Wadima są tajemnicą poliszynela, co dodatkowo wpływa destrukcyjnie na jego życie rodzinne. Rajewski, jak w tytułowej balladzie Driza i Suchanowa, stara się nadgonić stracony czas, ale na wszystko jest już za późno; to, co najpiękniejsze – chmurna i durna młodość – przeminęło bezpowrotnie. Próby zaklinania rzeczywistości kończą się jeśli nie prawdziwą tragedią, to co najmniej groteską. W roli Wadima reżyser obsadził – i trzeba przyznać, że była to nadzwyczaj trafiona decyzja – Andrieja Mierzlikina, jedną z największych gwiazd współczesnego kina rosyjskiego (vide „ Dom na uboczu”, „ Szpieg”, „ Jedynka”). W jego żonę, aktorkę Wierę, wcieliła się Wiktoria Isakowa („ Bukiet bzu”, „ Zwierciadła”), natomiast w syna Artioma – Aleksandr Miczkow („ Udar słoneczny”). Postaci drugoplanowe też zyskały godnych odtwórców: przyjaciel Wadima, Pasza, ma twarz Siergieja Juszkiewicza („ Kromow”, „ Kryj się!”), kochanka Marina – Anny Czipowskiej („ Dyrygent”, „ Kalkulator”), policjant prowadzący śledztwo w sprawie śmierci Tiomy – Jana Capnika („ Cztery oczy”, „ Rodzaj nijaki, liczba pojedyncza”), natomiast profesor Dobroliubow – Władimira Mieńszowa („ Moskwa nie wierzy łzom”, „ Legenda z numerem 17”). Scenariusz „Zielonej karety” wyszedł spod ręki dopiero na dobrą sprawę zaczynającego karierę Artioma Witkina („ Tak tu cicho o zmierzchu…”), zaś za ścieżkę dźwiękową, która powinna przypaść do gustu wielbicielom electro, odpowiadał DJ Groove, czyli Jewgienij Rudin – stały współpracownik Asadulina. Autorem zdjęć jest natomiast Andriej Iwanow, dla którego był to – po dramacie kryminalnym „Kim jestem?” (2010) Klima Szypienki oraz melodramacie „Wszystko proste” (2012) Sofii Karpuniny – trzeci film w karierze. Można więc uznać, że jeszcze wszystko przed nim.
Tytuł: Zielona kareta Tytuł oryginalny: Зеленая карета Obsada: Andriej Mierzlikin, Wiktoria Isakowa, Władimir Mieńszow, Siergiej Juszkiewicz, Aleksandr Miczkow, Anna Czipowska, Jan Capnik, Jewgienija Małachowa, Ksenia Entelis, Dmitrij Smirnow, Wiktoria Klinkowa, Dmitrij Astrachan, Andriej LeonowRok produkcji: 2015 Kraj produkcji: Rosja Czas trwania: 91 min Ekstrakt: 70% |