Nieczęsto sięgamy w „East Side Story” po filmy krótkometrażowe. Tym razem jednak robimy wyjątek. Z kilku powodów. Choć „Był jego przyjacielem” to obraz niespełna półgodzinny, jest dziełem w pełni profesjonalnym, a jego reżyser – Jewgienij Puzyriewski – naprawdę dobrze rokuje i całkiem możliwe, że już niebawem będziemy się rozpływać w zachwytach nad jego debiutem kinowym. I jeszcze jeden, najważniejszy powód – bo to zwyczajnie dobry obraz jest!  |  | ‹Był jego przyjacielem›
|
Parokrotnie robiliśmy w „East Side Story” wyjątki i przyglądaliśmy się bliżej filmom krótko- bądź średniometrażowym. W paru przypadkach były to obrazy pół- bądź całkowicie amatorskie (jak chociażby „ Marzyciele” Swiatosława Daniłowa, „ Resztka nadziei” i „ Zapomnienie” Władisława Sokurienki, „ Niebo widziało wszystko” Konstantina Szeliepowa, „ Listy do jesiennego nieba” i „ Droga do czatu” Rusłana Gawriłowa czy „ Zdążyć powiedzieć” Olega Zacharowa), w innych zrealizowane przez twórców zawodowych, którzy nierzadko od nich rozpoczynali swą profesjonalną karierę (tu można wymienić między innymi „ Dziką różę” Niginy Sajfułłajewej, „ Chłopców” Ilji Kazankowa, „ Doll” Wiktora Sidorowa bądź „ Gadźo” Siergieja Parchomienki). Obraz Jewgienija Puzyriewskiego „Był jego przyjacielem” zalicza się do tej drugiej grupy; jego twórca ma już całkiem spore doświadczenie realizatorskie, choć wciąż jeszcze jest przed pełnometrażowym debiutem. Kto wie jednak, może dobre oceny tego dziełka sprawią, że stanie się to trochę szybciej. Puzyriewski urodził się w 1987 roku w Weimarze, a więc jeszcze w czasach gdy miasto to znajdowało się w granicach Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Rodzina przyszłego reżysera wkrótce jednak przeniosła się do Związku Radzieckiego i tym sposobem trafił on do położonego na Uralu (niedaleko ówczesnego Swierdłowska, a obecnego Jekaterynburga) Kamyszłowa. Jako dwudziestojednolatek został absolwentem jekaterynburskiego College’u Sztuki i Kultury (na wydziale reżyserii teatralnej). Wtedy też zdecydował się na przeprowadzkę do Moskwy. Początkowo kręcił przede wszystkim reklamówki i wideoklipy; szło mu to tak dobrze, że z przyjaciółmi założył nawet własną firmę producencką – Bad Diplodoc. To pod jej egidą zrealizował swój pierwszy filmik – dwudziestopięciominutowy dramat psychologiczny „Siostra” (2011), dla niej też cztery lata później powstał „Był jego przyjacielem”. W tym czasie Puzyriewski jednak nie próżnował; oprócz działalności filmowej spróbował swych sił także jako… pisarz. W 2012 roku ukazała się jego pierwsza powieść – „Siódme lato”, która jest historią osieroconego siedmioletniego chłopca. Zbierał także pieniądze na debiut kinowy. Ba! przed dwoma laty rozpoczął nawet zdjęcia do obrazu „Troje na ławeczce”, ale jak na razie brak jest dokładniejszych informacji na temat tego, co się z tym projektem dzieje. Za to, niejako w zamian, Puzyriewski ofiarował nam krótkometrażowy film będący połączeniem thrillera i dramatu psychologicznego. Film może niedoskonały (jak wiele obrazów początkujących reżyserów), ale na pewno trzymający w napięciu i z zaskakującą puentą. Zaczyna się z „górnego C”. Młoda dziewczyna opuszcza dworzec kolejowy; spieszy się, więc wybiera drogę na skróty, idzie przez tory kolejowe, w uszach ma słuchawki, nie słyszy więc, że nie jest sama, że za nią ktoś idzie. To młody chłopak, może w jej wieku, na głowie ma kaptur, ręce schowane w kieszeniach, w pewnej chwili wyciąga z nich kawałek kabla, przygotowuje się do ataku. I wtedy… rozlega się głos – do dziewczyny podchodzi mężczyzna, który wyszedł jej na spotkanie. Oboje nie mają oczywiście pojęcia, jak niewiele dzieliło ich (a zwłaszcza ją) od tragedii. Chwilę później poznajemy niedoszłego zabójcę – to Andriej, ma zapewne niewiele więcej niż dwadzieścia lat, mieszka w typowej moskiewskiej kamienicy z początków XX wieku. Szuka czegoś w Internecie, ale jego uwagę na dobre przykuwa program, który akurat leci w telewizji. Prowadzący rozmawia w nim z pisarzem, autorem świeżo wydanej książki o seryjnym zabójcy. Książki, która – jeśli odpowiednio się w nią wczytać – może posłużyć jako instrukcja. Andriej – co do tego nie ma wątpliwości – jest zdeterminowany. Czuje silny wewnętrzny impuls, aby zabić. Pytanie tylko, dlaczego? Nie jest przecież Rodionem Raskolnikowem ze „Zbrodni i kary” Fiodora Dostojewskiego, który chce wyeliminować społecznego szkodnika; chłopakowi jest wszystko jedno, kto padnie jego ofiarą – czy będzie to nieznajoma dziewczyna, przypadkiem spotkana na ulicy, czy też… sąsiad z naprzeciwka. Jak na przykład, młodszy od Andrieja o kilka lat, Igor. Chłopiec jest otwarty i przyjacielski; często jednak zostaje w domu sam, ojciec bowiem wyjeżdża w delegacje służbowe. Brakuje mu więc towarzystwa, z tego też powodu z sympatią odnosi się do okazujące mu zainteresowanie starszego kolegi, nie przeczuwając nawet, czym to się może dla niego skończyć. Puzyriewski (nie tylko reżyser filmu, ale również autor scenariusza) umiejętnie dawkuje napięcie, co wcale nie jest takie łatwe, biorąc pod uwagę, że wcześniej bardzo jasno sugeruje, jaki będzie rozwój fabuły. A mimo to, jak się okazuje, potrafi zaskoczyć, wprowadzić w konsternację i w pewnym momencie nawet przewrócić (niemal) wszystko do góry nogami. W finale widz może poczuć się nawet odrobinę skołowany, zadając sobie pytanie: kto tu jest tak naprawdę szalony? Prostych odpowiedzi – na szczęście – nie ma. Ten (niespełna) półgodzinny film przedstawia Jewgienija Puzyriewskiego jako bardzo zdolnego scenarzystę i nie mniej sprawnego reżysera. A to prostą drogą prowadzi do konstatacji, że kino rosyjskie może mieć z niego w przyszłości jeszcze wiele pożytku. W rolach głównych obsadzeni zostali aktorzy mający już pewne doświadczenie. Grający Andrieja Iwan Mulin (debiut w „ Elenie” Andrieja Zwiagincewa) trzy lata temu został absolwentem moskiewskiej Wyższej Szkoły Teatralnej imienia Michaiła Szczepkina; z kolei filmografia wcielającego się w Igora Siergieja Pochodajewa, mimo młodego wieku (obecnie ma osiemnaście lat), liczy już prawie trzydzieści pozycji (w tym „ Choinki”, „ Lewiatan”, „ Nauczyciel”), w czym niemal dorównuje aktorowi, który podarował swą twarz jego ojcu, czyli Kiryłowi Połuchinowi („ Dom”, „ Major”, „ Dureń”, „ Batalion”). Autorem zdjęć jest Ilja Liubimow, debiutant w fabule, ale wcale nie żółtodziób; to bowiem główny operator kompanii Bad Diplodoc. Ścieżka dźwiękowa, a przynajmniej muzyka ilustracyjna (bez piosenek), wyszła natomiast spod ręki pianisty Michaiła Miszczenki, specjalizującego się z jednej strony w brzmieniach ambientowych, z drugiej – w klasyce. W filmie, gwoli ścisłości, dają o sobie znać raczej inklinacje elektroniczne.
Tytuł: Był jego przyjacielem Tytuł oryginalny: Он был его другом Rok produkcji: 2015 Kraj produkcji: Rosja Czas trwania: 27 min Ekstrakt: 70% |