To się chyba wydarzyło po raz pierwszy na łamach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. W osiemdziesiątym siódmym tomie znajdziemy inną wersję historii, którą mieliśmy już okazję zobaczyć wcześniej. Tyle tylko, że to właśnie "The Amazing Spider-Man: Nigdy więcej Spider-Mana!" tak naprawdę był pierwszy.  |  | ‹Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #87: The Amazing Spider-Man: Nigdy więcej Spider-Mana!›
|
Poprzednia publikacja ukrywa się pod numerem 33 Kolekcji pod tytułem "Spider-Man: Niebieski" i okazała się jedną z najlepszych w jej historii. Przypomnijmy, że poświęcona była początkowi romansu Petera Parkera z Gwen Stacy, choć kiełkującego w cieniu Mary Jane. W sumie chodziło o klasyczny trójkąt miłosny, choć podany w mało klasyczny sposób. Ta krótka retrospekcja dotyczyła wydarzeń, które zostały pierwotnie opisane w regularnej serii opowiadającej o Człowieku Pająku, jeszcze w latach 60. (konkretnie w 1967 roku). Uspokajam jednak tych, którzy spodziewają się powtórki z rozrywki. Po pierwsze, wątki zdublowane w "Niebieskim" to tylko wyrywek tego, co znajdziemy w "Nigdy więcej Spider-Mana!", a po drugie, nawet w nich ciężar akcji jest skierowany w nieco inną stronę. W momencie, kiedy wznowienie skupia się głównie na wątku miłosnym, traktując pojedynki z superłotrami nieco po macoszemu, oryginalny scenariusz autorstwa samego Stana Lee bardziej jest nastawiony na akcję i młodzieżową przygodę. A jednak, czytając ten zestaw archiwalnych zeszytów łatwo jest zauważyć, czemu to właśnie Spider-Man stał się ikoną Marvela i jego najpopularniejszą postacią. Tym, co go zawsze wyróżniało, jest świetnie wykreowana zwyczajność Parkera w cywilu. W momencie, kiedy Daredevil to ślepy chłopak studiujący prawo, Hulk to genialny naukowiec, a Iron Man obrzydliwie bogaty ekscentryk, Peter wydaje się być najnormalniejszy z nich wszystkich. Pomijając to, że wieczorami śmiga na pajęczynie rozpiętej między dachami wieżowców Nowego Jorku, jest tradycyjnym kujonem i popychadłem silniejszych kolegów z klasy w typie Flasha Thompsona. Czyż to nie idealna postać z którą identyfikowaliby się standardowi zjadacze komiksów (przynajmniej w powszechnym wyobrażeniu), którzy marzą o tym, że któregoś dnia ich również ugryzie radioaktywny pająk i zyskają supermoce, by dokonać bardziej wiekopomnej rzeczy, niż zaliczenie klasówki z matmy na tróję (na szynach…)? Stan Lee choć uważany jest na guru komiksu, tak naprawdę tworzył potwornie grafomańskie scenariusze i z dzisiejszego punktu widzenia niektórych nie da się wręcz czytać. A jednak kilka z nich wytrzymało próbę czasu. Te, które powstały do serii o Spider-Manie należą właśnie do nich. W umiejętny sposób połączył w nich rozterki typowego nastolatka, wybuchową akcję urozmaicaną malowniczymi superłotrami (w tym wypadku Lizardem, Shockerem, Kravenem i Sępem) i zwizualizował mokre marzenia chłopców w wieku dorastania (kiedy ci w realnym świecie jąkają się w czasie jakiegokolwiek kontaktu z płcią piękną, o naszego bohatera starają się aż dwie szałowe dziewczyny, a jedna śliczniejsza od drugiej). O dziwo, nawet jeśli wyrosło się już z wieku docelowego, całość czyta się bardzo dobrze, a nawet z pewnym sentymentem. Bo, kurcze, szałowa dziewczyna jest, matma zaliczona (na szynach), tylko ten napromieniowany pająk jakoś nie ma zamiaru się pojawiać… Oczywiście komiks ten nie jest pozbawiony pewnych wad, które jednoznacznie wskazują nam, że od czasu jego premiery minęło prawie pięćdziesiąt lat. Mamy tu bowiem sporo naiwności i zdarzeń przypadkowych, które w normalnym świecie nie miałyby prawda się wydarzyć (jakoś ten Parker zawsze jest na miejscu, gdy zaczyna szaleć kolejny superłotr). Otrzymujemy także pokaźną porcję tekstu w dymkach. Czasem jest go tyle, że ma się wrażenie, już słowo pisane przeważa nad rysunkami. Dlatego też, choć mamy do czynienia z lekturą lekką, jej przebrnięcie może zabrać dłuższą chwilę. Wreszcie Stan nie byłby sobą, gdyby nie dorzucił kilku sucharów, o których już mówiliśmy przy okazji innych pozycji z lat 60., jakie ukazywały się w ramach WKKM. Nie byłbym sprawiedliwy, gdybym rozwodził się tylko o scenarzyście. Równie ważnym elementem całości są świetne, nieco archaiczne, tak jak i narracja, rysunki autorstwa Johna Romity Seniora. Przejął on obowiązki głównego grafika serii po abdykacji Steve′a Ditko, który przecież był współautorem postaci Spider-Mana. Choć z początku robił to nieśmiało, to jednak sukcesywnie wprowadzał do serii swój własny styl. Zrezygnował z natłoku kadrów, jaki preferował poprzednik i zmienił również fizjonomię Petera Parkera, który zdecydowanie wyprzystojniał (a w każdym razie nabrał męskości). Rysunki Romity Starszego to dziś klasyka, a wiele osób myśląc o Człowieku Pająku, ma przed oczami właśnie jego prace. "Nigdy więcej Spider-Mana!" nie jest może dziełem wybitnym , ale ma w sobie sporo magii, która sprawiła, że komiksy o Pajęczaku nie tylko wciąż się ukazują, ale do tego powstało kilka serii animacji i filmów fabularnych mu poświęconych. Nie wiem czy w pełni zasługuje na te 80%, ale uznajmy, że to "na szynach". Po starej znajomości.
Tytuł: Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #87: The Amazing Spider-Man: Nigdy więcej Spider-Mana! Tytuł oryginalny: The Amazing Spider-Man: Spider-Man No More Data wydania: 23 marca 2016 ISBN: 978-83-2820-328-0 Format: 160s. 170×260mm; oprawa twarda Cena: 39,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 80% |