powrót; do indeksunastwpna strona

nr 6 (CLVIII)
lipiec-sierpień 2016

Marvel: Recenzja, którą narażę się Deadpoolowi
Jason Pearson, Duane Swierczynski ‹Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #86: Deadpool: Wojna Wade’a Wilsona›
Deadpool to obecnie supergwiazda komiksowego świata. U nas zrobiło się o nim głośno głównie dzięki kinowej wersji jego przygód. Za sprawą osiemdziesiątego szóstego tomu Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, „Deadpool: Wojna Wade′a Wilsona”, możemy lepiej poznać tę postać. Albo nie.
ZawartoB;k ekstraktu: 60%
‹Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #86: Deadpool: Wojna Wade’a Wilsona›
‹Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #86: Deadpool: Wojna Wade’a Wilsona›
Tym, co odróżnia Deadpoola od innych postaci komiksowego panteonu, jest to, że zdaje on sobie sprawę z tego, że jest bohaterem opowieści obrazkowych. A w każdym razie jest o tym święcie przekonany. Wielokrotnie zwraca się więc bezpośrednio do czytelników, jest narratorem własnych przygód i stoi na stanowisku, że skoro świat wokół niego jest wymyślony, może robić co chce, bo nawet jeśli kogoś zabije, zrobi to jedynie w wyimaginowanej rzeczywistości. Do tego jest on potwornym egocentrykiem sypiącym żartami nawet w najbardziej niestosownych ku temu sytuacjach. Nic więc dziwnego, że czytelnicy go pokochali.
Początek lat 90., czyli moment, kiedy narodził się w wyobraźni Roberta Liefelda i Fabiana Niciezy, sprzyjał tego typu antybohaterom. Dla nihilistycznej, zasłuchanej w grunge′u młodzieży krystalicznie czyste postacie nie stanowiły żadnej atrakcji. Łatwiej jej było utożsamiać się z mniej jednowymiarowymi bohaterami (nie bez powodu to mroczne „Batmany” Tima Burtona okazały się większymi sukcesami komercyjnymi niż kolejne odsłony przygód „Supermana”). Po zdeptaniu etosu superbohatera przez Alana Moore′a w „Strażnikach” (1986), kolejnym krokiem w stronę zmiany postrzegania tego medium był wysyp antybohaterów, którzy popularnością przebijali nawet swoich starszych, bardziej przyzwoitych kolegów. To wtedy ukazały się rewelacyjne, prześmiewcze, ale jednocześnie niezwykle brutalne i niejednoznaczne moralnie pozycje, jak „Lobo: Ostatni Czarnian”, „Batman/Sędzia Dredd: Sąd nad Gotham” (oba powstałe przy współudziale Alana Granta i Simona Bisleya) czy „Miasto grzechu” Franka Millera. Deadpool idealnie pasował do tego towarzystwa. Niemniej w przeciwieństwie do wymienionych wyżej, nie mieliśmy okazji w Polsce poznać do tej pory jego przygód. Wydaje mi się, że gdyby nie premiera filmu mu poświęconego, także WKKM pozbawiłaby nas szans zobaczenia go w akcji, o czym świadczy fakt, że w niektórych krajach w zestawie można było znaleźć co najmniej cztery inne pozycje z nim w roli głównej.
Aby nie wrzucać nas na głęboką wodę, „Wojna Wade′a Wilsona” skupia się na początkach działalności odzianego w czerwony strój najemnika. Po tym, jak zostaje on postawiony przed senacką komisją za dokonanie rzezi na niewinnych cywilach w czasie jednej ze swoich misji w Meksyku, musi dokładnie opowiedzieć, jak do tego doszło. Nasz gwiazdor nie zamierza z niczym się kryć i zaczyna snuć opowieść o tym, w jaki sposób został zwerbowany do programu Broń X, jak dzielnie zniósł tortury, jakim był poddawany, a wreszcie o tym, jak wraz z Bullseyem, Domino i Silver Sable założyli śmiertelnie niebezpieczną, tajną drużynę do zadań specjalnych na zamówienie rządu amerykańskiego.
To jednak tylko jedna strona medalu. W międzyczasie bowiem możemy śledzić nieco odmienną wersję tej samej historii, w której Deadpool nie jest już tak pozytywnym bohaterem. A żeby nie było za łatwo, na końcu otrzymujemy jednozeszytową historię, która ukazała się pierwotnie w „X-Men Origins Deadpool #1”, stojącą w sprzeczności z tym, co do tej pory przeczytaliśmy. I to jest największą zaletą niniejszej pozycji. To już do naszej oceny zależy, którą wersję uznamy za prawdziwą. A może żadną? W tym miejscu widziałbym właśnie słynne już „przebijanie czwartej ściany”, o której mówi się w kontekście przygód Deadpoola, a nie tylko w jego zwracaniu się do czytelnika.
To tyle jeśli chodzi o pochwały. Wystawiam się być może na odstrzał, ale „Wojna Wade′a Wilsona” niespecjalnie mnie powaliła i gdybym tylko na podstawie tej historii miał wyrabiać sobie zdanie o psychotycznym najemniku, nie wypadłby on najlepiej w rankingach. A już na pewno nie zasługiwałby na ogólne szaleństwo, jakie panuje na jego punkcie (to chyba jedyny numer WKKM, który błyskawicznie zniknął z kiosków i trzeba było go zamawiać przez wydawnictwo). Owszem, na pewno wyróżnia się on na tle pozostałych bohaterów Kolekcji, ale też dlatego, że ostatnio zasypywani jesteśmy klasykami z lat 60. i 70., które cechuje całkiem inna wrażliwość.
Nie bez powodu wspomniałem wyżej o postaci Lobo, która dla mnie pozostaje wzorowym przykładem czarnego humoru w komiksie. „Ostatni Czarnian” jest dziełem ze wszech miar brutalnym, ale na tyle lekkim i pomysłowym, że całkowicie się tego nie czuje. Mimo że liczbę ofiar w pewnym momencie możemy liczyć w setkach tysięcy, czytelnik nie przestaje się śmiać. W „Wojnie Wade′a Wilsona” tej lekkości jednak brakuje. Grepsy Deadpoola nie zawsze są zabawne, a sama fabuła należy do tych mniej wciągających. Niby kipi akcją, wciąż coś wybucha, a trup ściele się gęsto, ale nie robi to większego wrażenia. Scenarzysta Duane Swierczynski nie do końca poradził sobie z ogarnięciem rozbudowanej fabuły i umieszczeniem w niej postaci. Owszem, Deadpoola mamy tu sporo, ale jego towarzyszy prawie w ogóle nie poznajemy. Nie najgorzej jest co prawda z Domino, ale Bullseye i Silver Sable giną w tłumie. Ja wiem, że to wina głównego bohatera, który w całej opowieści przed komisją senacką przede wszystkim wyolbrzymia swój wkład w historię, ale rolą Swierczynskiego było utrzymanie go w ryzach.
Niezbyt przypadła mi go gustu również strona wizualna komiksu. Groteskowa, utrzymana w cartoonnetworkowym stylu kreska Jasona Pearsona to nie jest coś, co lubię najbardziej. Nie można mu co prawda odmówić umiejętności przedstawienia mimiki Deadpoola, mimo że wciąż chodzi w masce szczelnie zakrywającej twarz. Brawa należą mu się również za oddanie obłąkanego spojrzenia Bullseye′a. Z drugiej strony mamy przesadzoną Silver Sable z gigantycznym dekoltem i biustem o rozmiarach tego, którym pochwalić mogła się Lolo Ferrari (dla niezorientowanych – jedna z teorii dotyczących jej śmierci mówi o tym, że silikon udusił ją, kiedy spała na plecach). Rozumiem, że to taka konwencja, ale ja jej nie kupuję.
To jak to jest wreszcie z tym „Deadpoolem"? Chyba jednak średnio. Jako wprowadzenie do jego przygód „Wojna Wade′a Wilsona” sprawdza się nieźle. Nie jest to jednak pozycja wybitna i dyskusyjne wydaje się wybranie akurat jej, by w ramach WKKM reprezentowała tego bohatera. Nie jest to pierwszy taki przypadek, że wymienię tylko Ghost Ridera, któremu przypadło pokazanie się w efektownej wizualnie, ale dość sztampowej „Drodze ku potępieniu”. W końcu nawet Lobo miał gorsze dni (całkowitym niewypałem jest na przykład jego ostatnie pojawienie się w Polsce w miniserii „Lobo Wyzwolony”). Przydałoby się więc coś jeszcze, bo osobiście mam uczucie sporego niedosytu.



Tytuł: Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #86: Deadpool: Wojna Wade’a Wilsona
Tytuł oryginalny: Deadpool: Wade Wilson’s War
Scenariusz: Duane Swierczynski
Data wydania: 9 marca 2016
Rysunki: Jason Pearson
Wydawca: Hachette
ISBN: 978-83-2820-327-3
Format: 133s. 170×260mm; oprawa twarda
Cena: 39,99
Gatunek: superhero
Wyszukaj w: MadBooks.pl
Wyszukaj w: Selkar.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 60%
powrót; do indeksunastwpna strona

75
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.