powrót; do indeksunastwpna strona

nr 7 (CLIX)
wrzesień 2016

Marvel: Thanos rządzi!
Dan Abnett, Andy Lanning, Miguel Sepulveda ‹Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #91: Imperatyw Thanosa›
Biedny polski czytelniku, jeśli nie jesteś maniakiem ściągającym na bieżąco pozycje zachodnie, bardzo ciężko będzie ci się odnaleźć podczas lektury dziewięćdziesiątego pierwszego tomu Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela „Imperatyw Thanosa”. Nie oznacza to jednak, że nie warto po tę pozycję sięgnąć.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
‹Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #91: Imperatyw Thanosa›
‹Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #91: Imperatyw Thanosa›
Przez trzy lata scenarzyści Dan Abnett i Andy Lanning przygotowywali się, by zaprezentować światu miniserię „Imperatyw Thanosa”. Trzeba przyznać, że ich działania cechował iście kosmiczny rozmach. Dostali bowiem do dyspozycji całe pozaziemskie uniwersum Marvela z Silver Surferem, Strażnikami Galaktyki i Inhumans na czele. W pełni skorzystali z tej władzy, mieszając wątki, dokonując spustoszeń na skalę pozagalaktyczną i zmieniając utarty dotąd porządek świata (nie zdziwcie się więc, że Medusa jest królową Kree). Problem polega jednak na tym, że ten fragment świata Domu Pomysłów był dotychczas niemal całkowicie ignorowany przez wydawców w naszym kraju i nie mieliśmy okazji zapoznać się z nim nawet pobieżnie (trochę zmieniło się to po sukcesie filmu „Strażnicy Galaktyki” i serii „Marvel Now!” firmowanej przez Egmont).
Jeśli więc nie śledzicie tego, co się dzieje na zachodzie (a przypuszczam, że większość odbiorców WKKM tego nie robi), przebrnięcie przez początkowe rozdziały „Imperatywu Thanosa” może być prawdziwą drogą przez mękę. Pojawia się tam bowiem niezliczona liczba postaci (dobrze, że chociaż są podpisane), które opowiadają o wydarzeniach stanowiących dla nas czarną magię. Udaje się jedynie ogarnąć ogólny zarys akcji, czyli że po jakichś strasznych wydarzeniach i wojnie, obejmującej swym zasięgiem wszystkie żyjące istoty w kosmosie, pozostała międzywymiarowa szczelina. Nagle zaczynają z niej wyłazić stwory rodem z mitologii Lovecrafta, a za nimi zmutowane i złe wersje znanych nam superbohaterów. W międzyczasie w zupełnie innej części galaktyki, opętani wyznawcy kościoła Magusa (paskudnego wcielenia Adama Warlocka) doprowadzają do wskrzeszenia Thanosa, którego jakiś czas temu dosięgnęła ręka sprawiedliwości Draxa Niszczyciela. I to jest punkt wyjścia, na którym powinni skupić się czytelnicy, którym nie chce się dochodzić skomplikowanych powiązań, kto z kim i kiedy.
Trzeba bowiem zauważyć, że nawet jeśli nie ogarnie się meandrów relacji panujących w kosmosie, trzon fabuły jest jak najbardziej wciągający i sprytnie przemyślany. Okazuje się, że rodacy Wielkiego Cthulhu pochodzą z wymiaru, w którym Kapitan Marvel zamiast umrzeć na raka (widzieliśmy to w WKKM – 81), doprowadza do zabicia samej śmierci, co w konsekwencji powoduje, że żadne życie się nie kończy. A ponieważ powstaje wciąż nowe, tamten świat zaczyna pękać w szwach i poszukuje drogi, którą mógłby się poszerzyć. Znajduje ją w postaci wspomnianej szczeliny.
Z drugiej strony mamy odrodzonego Thanosa, który w naszej rzeczywistości pragnie wręcz spotkania ze śmiercią. Ponieważ znów wyrwano go z jej objęć, nie jest z tego zbytnio zadowolony. Strażnicy Galaktyki (ci znani z filmu, nie z poprzedniego tomu WKKM) muszą najpierw go powstrzymać, by nie dokonał rzezi na skalę niespotykaną, a następnie przekonać, by pomógł im w walce z Rakowersum, jak nazywa się świat zainfekowany życiem. W końcu kto lepiej się do tego nadaje, jak nie Niszczyciel Światów.
Przewrotność scenariusza Abnetta i Lenninga, która polega na tym, że to życie staje się zagrożeniem dla… życia właśnie, jest fascynująca i spokojnie napędza akcję, która obfituje w liczne starcia, wybuchy i mordobicia. Na szczęście nie koncentruje się bezpośrednio na nich. W sumie gdyby wywalić całe to bitewne szaleństwo, które ma nie dopuścić do wpełźnięcia Przedwiecznych do naszego wymiaru, komiks niewiele by stracił. Liczy się bowiem los tylko kilku osób na czele z tytułowym Thanosem. A ten oczywiście nie zamierza ślepo podporządkować się woli Star-Lorda i jego kompanów i ma w rękawie kilka asów, których nie zdradzę, by nie psuć przyjemności z lektury.
Poważniejsze zastrzeżenia mam jednak do pracy rysownika. Odpowiedzialny za większość prac Miguel Sepulveda uwielbia rozmach i widać, że stara się dopracować szczegóły, ale przez to jego kosmiczna batalistyka staje się bardzo nieczytelna. Choć zdarzają mu się imponujące kadry, to jednak w większości powodują oczopląs i zamiast fascynować, sprawiają, że po prostu przebiega się po nich wzrokiem i bez próby ogarnięcia całości leci dalej. Sytuacji nie ratuje wyjątkowo nieudana praca kolorystów, którzy stosując ciemne barwy, dodatkowo przyczyniają się do zamazania obrazu. Pewnie chodziło im, by na mrocznym tle wybuchy były bardziej efektowne. Owszem, są, ale ile można oglądać same fajerwerki.
Mam więc mieszane uczucia względem „Imperatywu Thanosa. Z jednej strony, nie znając wydarzeń, które do niego prowadzą, borykając się z nadmiarem postaci, lektura trochę męczy. Z drugiej natomiast – sama oś fabuły z Thanosem w roli głównej jest świetnie skrojona i nie brak w niej emocji. A to zawsze bardziej ceniłem w komiksach niż tępe mordobicie wszystkich ze wszystkimi. Wychodzi więc na to, że jednak jestem na tak.



Tytuł: Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #91: Imperatyw Thanosa
Tytuł oryginalny: The Thanos Imperative
Scenariusz: Dan Abnett
Data wydania: 18 maja 2016
Wydawca: Hachette
ISBN: 978-83-2820-332-7
Format: 208s. 170×260mm; oprawa twarda
Cena: 39,99
Gatunek: superhero
Wyszukaj w: MadBooks.pl
Wyszukaj w: Selkar.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

70
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.