Siedemnasta płyta w dyskografii tria Frodego Gjerstada nie jest ani lepsza, ani gorsza od szesnastu wcześniejszych. To zła wiadomość? Skądże! Przecież album „Steam in the Casa” zawiera dokładnie to, czego od norweskiego saksofonisty oczekują jego liczni wielbiciele – porcję nieprzewidywalnego, niekiedy nastrojowego, to znów bardzo krnąbrnego free jazzu. I najlepiej niech tak zostanie już na zawsze.  |  | ‹Steam in the Casa›
|
To siódmy (z siedemnastu dotychczasowych) album formacji Frode Gjerstad Trio nagrany w stuprocentowo norweskim składzie, w którym – obok grającego na saksofonie i klarnecie lidera – znaleźli się jeszcze kontrabasista Jon Rune Strøm (znany między innymi z takich projektów, jak Nu Ensemble Matsa Gustafssona, Universal Indians czy All Included) oraz perkusista Paal Nilssen-Love (współpracujący z Kenem Vandermarkiem, Michiyo Yagi, The Thing wspomnianego już Gustafssona, Peterem Brötzmannem i Akirą Sakatą, choć należy pamiętać, że to i tak jedynie wierzchołek góry lodowej jego aktywności). Wcześniej opublikowane to: „Mir” (2011), „East of West” (2011), „Hide Out” (2012), „ Russian Standard” (2014), „Miyazaki” (2015) i – nagrany z towarzyszeniem amerykańskiego puzonisty Steve’a Swella – „ At Constellation”. Choć trio jest skandynawskie, cieszy się popularnością nie tylko wśród europejskich fanów jazzu improwizowanego; praktycznie co roku odbywa także koncerty na innych kontynentach, głównie w Azji i Ameryce Północnej. Płyta „Steam in the Casa” jest właśnie zapisem jednego z nich. Nagrania zarejestrowano podczas występu w – działającym od 2000 roku – montrealskim klubie Casa del Popolo, a miało to miejsce 27 listopada ubiegłego roku. Należy zresztą założyć, że jest to jedynie jego fragment, albowiem zwyczajowo trio Gjerstada przebywa na scenie mniej więcej półtorej godziny, tymczasem płyta trwa zaledwie niespełna trzydzieści osiem minut. Ale taki już urok wydawnictw sygnowanych nazwą PNL Records, czyli ukazujących się w firmie należącej do perkusisty zespołu. Widocznie Nilssen-Love woli pozostawić słuchacza w stanie niedosytu aniżeli zanudzić go na śmierć. Choć z drugiej strony, czy jest to możliwe w przypadku free jazzu zagranego na tak wysokim poziomie, przez artystów z najwyższej (światowej) półki? Uznajmy to pytanie za retoryczne… Oceniając materiał zawarty na „Steam in the Casa”, można odnieść wrażenie, że Gjerstad przyjął odgórnie następujące założenie: tak dobierzemy utwory, by dało się zauważyć specyficzną prawidłowość. Jaką? Zaczniemy z wykopem, by później stopniowo wyciszać emocje, aaaż dooo… Zgodnie z tą zasadą zaserwowany na otwarcie „Pinch and Hide” to potężne uderzenie całego zespołu. Energetyczna perkusja Paala i pełen szaleństwa saksofon Frodego byłyby chyba w stanie postawić na nowi nawet nieboszczyka. A to tylko wstęp. W dalszej części Nilssen-Love daje prawdziwy popis swych umiejętności, udowadniając przy tym – który to już zresztą raz? – że każdy zespół thrash- bądź blackmetalowy miałby z niego wielki pożytek. Doprowadziwszy widownię do wrzenia, Paal pozostawia na chwilę swój zestaw i zabiera się za stojące obok perkusjonalia; przy okazji też po raz kolejny zaprasza do wspólnej „zabawy” Gjerstada. Tym razem jednak panowie rezygnują z udziału w konkurencji „najgłośniejszy zespół świata” i stawiają na budowanie nastroju. Co wychodzi im całkiem nieźle.  | |
„Pinch and Hide” płynnie przechodzi w „Stranger in a Common Place”, a sygnałem do tego staje się uderzenie Nilssen-Love’a w dzwonki. Pierwsze minuty tej kompozycji stanowią w zasadzie rozwinięcie motywu zamykającego poprzedni utwór, dopiero w drugiej części muzycy decydują się na wprowadzenie nowych elementów. Przede wszystkim Paal i Jon podkręcają tempo, Frode z kolei sięga tym razem po klarnet, z pomocą którego – jak się szybko okazuje – potrafi równie skutecznie siać spustoszenie, jak wówczas gdy dmie w saksofon. „Dodging Borders” zaczyna się od klasycznego freejazzowego chaosu, choć nie ma wątpliwości co do tego, że Norwegowie przez cały czas wszystko mają pod pełną kontrolą. Przekonują o tym w dalszym ciągu, gdy nagle sekcja rytmiczna zaczyna lekko kołysać w rytmie funky, a Gjerstad gra melodyjną solówkę na saksofonie. Na zakończenie zaś wdaje się w nastrojowy dialog z perkusistą. Najkrótszy w całym zestawie „Scattered Fiction” kontynuuje tę drogę rozwoju, oparty jest na subtelnych dźwiękach perkusjonaliów i kontrabasu, którym w tle towarzyszy równie delikatny dęciak. Nie mniej leniwie upływają pierwsze minuty kończącego płytę „Wobbly Rails”. Ba! w pewnym momencie muzycy grają tak cicho, że trzeba bardzo mocno podkręcić głośność, aby usłyszeć jakikolwiek dźwięk. I tak jest praktycznie do ostatniej sekundy. Zaskoczenie? Cóż, nigdzie nie jest powiedziane, że free jazz to tylko szaleńcza dźwiękowa orgia, od której pęka głowa. Tym razem panowie Gjerstad, Strøm i Nilssen-Love dowodzą, że może być dokładnie na odwrót. Że nawet muzyka improwizowana może charakteryzować się balladowym – no dobrze! to już lekka przesada, ale niech tak zostanie – klimatem. Nie należy jednak po „lekturze” „Steam in the Casa” wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Z dużym prawdopodobieństwem kolejna propozycja Tria będzie oznaczała powrót do wcześniejszych założeń grupy – i wtedy pewnie zatęsknicie za tą stonowaną i pastelową płytą. Skład: Frode Gjerstad – saksofon altowy, klarnet Jon Rune Strøm – kontrabas Paal Nilssen-Love – perkusja, instrumenty perkusyjne
Tytuł: Steam in the Casa Data wydania: 8 maja 2016 Nośnik: CD Czas trwania: 37:43 Gatunek: jazz EAN: 7041880993870 Utwory CD1 1) Pinch and Hide: 07:48 2) Stranger in a Common Place: 06:46 3) Dodging Borders: 12:33 4) Scattered Fiction: 02:23 5) Wobbly Rails: 07:30 Ekstrakt: 70% |