W zbiorze „Przyszła na Sarnath zagłada. Opowieści niesamowite i fantastyczne” odnaleźć można elementy nieco różne od tych, za które na przestrzeni lat tak wielu pokochało twórczość H. P. Lovecrafta. Zamiast kosmicznej grozy dominują tu wyśnione, niekiedy wręcz baśniowe krainy, a tajemnicze siedliska pradawnego mroku to przede wszystkim miejsca zwyczajnie opuszczone, nieodległe, choć skrywające niepokojące sekrety.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Do rąk czytelników trafiła niedawno wyczekiwana przez fanów kontynuacja „Zgrozy w Dunwich i innych przerażających opowieści”. Podobnie jak pierwsza książka, jest ona naprawdę ładnie wydana, opatrzona klimatycznymi ilustracjami Krzysztofa Wrońskiego i dość obszernym posłowiem tłumacza – Macieja Płazy. Tym razem jednak, oprócz ponad dwudziestu ciekawie dobranych opowiadań, odnaleźć można w niej również esej Lovecrafta zatytułowany „Nadprzyrodzona groza w literaturze”, wraz z bogatą bibliografią pozwalający prześledzić rozwój gatunku uprawianego przez Samotnika z Providence oraz dotrzeć do interesujących źródeł. Wszystkie te elementy sprawiają, że „Przyszła na Sarnath zagłada…” może być wartościową propozycją zarówno dla osób dopiero rozpoczynających swoją przygodę z twórcą, jak i dla jego wiernych fanów. Dziś teksty Lovecrafta – samouka niedocenionego za życia, piszącego głównie „do szuflady” – uznane są już za klasykę z literatury grozy. W recenzowanej pozycji odnajdziemy jednak nie tylko opowieści mające wywołać u czytelnika dreszcze strachu i obrzydzenia, takie jak „Coś na progu”, „Zeznanie Randolpha Cartera”, „Reanimator Herbert West” czy „Rycina w starym domu”, ale też historie fantastyczne, wręcz baśniowe, z mikropowieścią „Ku nieznanemu Kadath śniąca się wędrówka” na czele. Poszukiwacze grozy w czystej postaci mogą się wręcz poczuć nieco zawiedzeni, gdyż jest ona dozowana stosunkowo oszczędnie. Patrząc z drugiej strony, to właśnie różnorodność tekstów zawartych w zbiorze pozwala w pełni docenić niewyczerpalne bogactwo wyobraźni Lovcrafta. Niezwykłe bajkowe miejsca i postacie, oniryczne wędrówki oraz wspomnienia z granicy jawy i snu zostały w jednym tomie zestawione z cmentarzyskami czy tchnącymi stęchlizną, porzuconymi budowlami, do których nikt o zdrowych zmysłach dawno się nie zapuszcza. Co więcej, okazuje się, że część opowiadań, będących przecież zupełnie odrębnymi tworami, w pewien sposób łączy się ze sobą, a stopniowe odkrywanie tych drobnych powiązań to prawdziwa czytelnicza przyjemność. Są mimo to rzeczy, które pozostają raczej niezmienne. Charakterystyczni bohaterowie – zanurzeni niemal całkowicie w świecie fantazji lub szaleńczych idei, wyobcowani, obdarzeni dość wątłą konstrukcją psychiczną – stanowią chyba równie nieodzowny element twórczości, jak specyficzny – doprawiony dużą ilością archaizmów, barwny i wcale nie taki łatwy w odbiorze – język, całkiem zresztą zgrabnie podkreślony przez tłumaczenie Macieja Płazy. Chyba wszyscy fani Lovctafta zgodzą się, że – bez względu na poruszaną tematykę – prozy tej nie można pomylić z żadną inną. Należy przyznać, że propozycja wydawnictwa Vesper to prawdziwa gratka dla zarówno osób od dawna zaczytujących się w opowieściach z dreszczykiem, jak i tych, którzy na raczej od nich stronią, ale nie pogardzą na przykład fantastyką w baśniowym wydaniu. Samotnik z Providence czasem straszy, a nieraz i obrzydza, ale – przede wszystkim – czaruje wyobraźnią oraz doskonale maluje słowem. Wciąga do swojego świata i już z niego nie wypuszcza.
Tytuł: Przyszła na Sarnath zagłada Data wydania: 20 lipca 2016 ISBN: 978-83-7731-237-7 Format: 564s. 140×205mm; oprawa twarda Cena: 59,90 Gatunek: fantastyka, groza / horror Ekstrakt: 90% |