powrót; do indeksunastwpna strona

nr 7 (CLIX)
wrzesień 2016

Bourne przechodzony
Paul Greengrass ‹Jason Bourne›
Dziewięć lat czekaliśmy na powrót Jasona Bourne’a do kin. Na powrót do formy poczekamy chyba jeszcze dłużej – nowy film Paula Greengrassa kopiuje patenty z trylogii, która zmieniła kino akcji, ale pokazuje też, że formuła, która kiedyś przyniosła sukces, w końcu się wyczerpała.
ZawartoB;k ekstraktu: 50%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Trudno wyobrazić sobie lepszą symboliczną puentę dla serii o poszukiwaniu prawdy o sobie, niż ta z „Ultimatum Bourne’a”, gdy bohater poznaje swoje prawdziwe imię. Tak doskonała, ujmująca i bardzo ludzka konkluzja filmów, stała się jednak przekleństwem dla samego Jasona Bourne’a. Bo co ciekawego można dopisać do tak dobrze domkniętej historii? Tony Gilroy – scenarzysta „Tożsamości”, „Krucjaty” i „Ultimatum” – próbował w „Dziedzictwie Bourne’a” rozbudować uniwersum, ale nie można się dziwić, że całkiem niezły film z Jeremym Rennerem trafił na półkę z apokryfami. Nie da się ukryć: tym, czego chcemy od filmów z Bournem w tytule jest sam JB. Niestety, „Jason Bourne” dowodzi, że powrót Matta Damona do roli (oraz Paula Greengrassa na stanowisko reżysera) to jednak trochę za mało – wydaje się, że wyczerpała się formuła filmów, które w ubiegłej dekadzie zrewolucjonizowały kino akcji. Sam JB, choć pozostaje niezmiennie interesujący, a jego wyczyny ogląda się z przyjemnością, mógłby swoich talentów użyć w lepszej sprawie – pretekst, aby przywrócić Bourne’a kinu jest tu co najmniej naciągany.
„Jason Bourne” rozkręca się dość niemrawo – i chwilami można odnieść wrażenie, że sami twórcy nie wkładają w niego tyle serca, ile w poprzednie odsłony serii. Widać to już w pierwszym akcie, gdy bohater znajduje się w kipiącej od napięć Grecji. Greengrass jest mistrzem w pokazywaniu tłumu – który nie tylko stanowi tło dla głównego konfliktu, ale którego zbiorowe mogą być też ważną składową tkanki filmu, niezależnie od tego, czy chodzi o zabieganych londyńczyków na stacji metra, czy o manifestujących Irlandczyków. Tymczasem, choć w pierwszej części filmu Bourne trafia w sam środek zamieszek na ulicach Aten, protestujące masy zdają się jedynie ruchomymi elementami scenografii: zdjęciom Barry’ego Ackroyda brakuje nerwu i kinetycznej energii, które cechowały pracę Olivera Wooda, operatora poprzednich części – a dzięki którym można było odczuć każdy siniak i cios. „Jason Bourne” oczywiście nie zrywa z patentami, które wypracowano w poprzednich filmach – to wciąż kino czystej akcji, z minimum słów, kamerą w ruchu i świetnym montażem, nadającym dynamikę nawet tym scenom, w których postacie patrzą w monitory komputerów. A jednak oglądając film Greengrassa czuje się, że mamy do czynienia z kopią – sprawną, ale nie genialną, nawet w najlepszych momentach (jak podczas pościgu ulicami Las Vegas) jedynie imitującą znacznie bardziej ekscytujące momenty z poprzednich odsłon serii. Znamienne, że sam Bourne bardzo rzadko jest tu zmuszany do biegania.
Podobne problemy spotykają też drugi plan: Tommy Lee Jones gra tu kolejny wariant postaci, które wcześniej odgrywali Chris Cooper, Brian Cox i Albert Finney – zbyt na autopilocie, by w intrygach jego bohatera, nowego szefa CIA, odnaleźć tę samą złowrogość i przewrotność, które z poprzedników czyniły udane czarne charaktery. Zmęczonemu Jonesowi towarzyszy Alicia Vikander w roli ambitnej agentki Heather Lee – i znów, trudno nie odnieść wrażenia, że już tę postać widzieliśmy (twórcy „Jasona Bourne’a” też chyba to dostrzegają, bo rzutem na taśmę, w ostatnich scenach czynią jej postać nieco bardziej ambiwalentną – niestety, nie ma to wielkiego znaczenia dla fabuły, w której ta bohaterka odgrywa zbyt łatwą do przewidzenia rolę). Szkoda też, że tak niewiele ma do pokazania Vincent Cassel grający cyngla CIA. Postać, która mogłaby być dla głównego bohatera równorzędnym przeciwnikiem ostatecznie okazuje się ledwie pionkiem w scenariuszu.
Najciekawiej wypada tu chyba Riz Ahmed w roli Aarona Kalloora, cudownego dziecka Doliny Krzemowej, CEO platformy społecznościowej przypominającej Facebooka – człowiek robiący nie zawsze przejrzyste interesy ze służbami specjalnymi, a jednocześnie rozważający, czy dla modelu biznesowego firmy nie lepiej będzie w pewnym momencie opowiedzieć się za prawem do prywatności użytkowników serwisu, a przeciw inwigilacyjnym zakusom CIA. To zresztą najciekawszy wątek filmu – seria o Bournie zawsze była wyrazem sceptycyzmu co do intencji tajnych służb; pokazując zdobycze techniki, którymi dysponują agenci, Greengrass (a w „Tożsamości” Doug Liman) kreślili obraz rzeczywistości, w której prywatność przestaje istnieć, gdy tylko ktoś w jakiejś agencji postanowi wcisnąć odpowiedni guzik. O ten jeden raz po raz przerabiany w Bournie temat nie mam pretensji – choćby niedawny spór Apple’a i FBI, w którym służby domagały się od korporacji z Cupertino stworzenia backdoora umożliwiającego poznanie zawartości iPhone’a należącego do jednego ze sprawców zamachu terrorystycznego w San Bernardino w 2015 roku (oraz przekazania kodu w ręce rządu), dowodzi, że problem prywatności w skomputeryzowanym świecie jest wciąż aktualny i wart poruszania w hollywoodzkich produkcjach.
Zakończenie filmu otwiera furtkę do kontynuacji – i jeśli tylko twórcy zdecydują, że we wrzącym świecie początków XXI wieku Jason Bourne może mieć ciekawsze rzeczy do roboty niż uganianie się bez końca za swoją przeszłością, kto wie, czy nie uda się powrócić do czasów świetności serii. W „Jasonie Bournie”, niestety, przypomina o nich jedynie kolejna świetna wersja „Extreme Ways” Moby’ego, tradycyjnie kończąca film.



Tytuł: Jason Bourne
Dystrybutor: UIP
Data premiery: 29 lipca 2016
Reżyseria: Paul Greengrass
Zdjęcia: Barry Ackroyd
Rok produkcji: 2016
Kraj produkcji: USA
Cykl: Bourne
Gatunek: akcja
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 50%
powrót; do indeksunastwpna strona

63
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.