powrót; do indeksunastwpna strona

nr 7 (CLIX)
wrzesień 2016

Bestie z południowych krain
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Co za syf! Ciągła wegetacja. Zero perspektyw. Brak szans na znalezienie dobrze płatnej pracy, strach przed emigracją. Nie, emigracja to nie szansa – Anna buntuje się na wspomnienie słów prominentnego polityka, czy też może jego żony. Nie pamięta.
Być jak Anna Lewandowska! – niemy krzyk gdzieś na dnie duszy sprawia, że dziewczyna odkłada magazyn.
Przypadkiem dostrzega kawałek nieznanej sobie okładki. Wyciąga pismo. „Smocze gniazdo” – czyta tytuł. Zagląda do środka. Komiks. Manga. Japońska kreskówka, kolejna schiza Emila. Nie bez powodu ma ksywkę Kazuo.
Przebiega wzrokiem po kolorowych obrazkach, przerzuca kartki.
Czy to…? Patrzy i nie może uwierzyć w to, co widzi. Niezwykle realistycznie namalowana scena kopulacji stworzenia, które bez wątpienia jest smokiem, ze skośnooką dziewczyną sprawia, że Anna czerwieni się jak burak. Pierwsza myśl, by odłożyć komiks, ustępuje drugiej, ciekawość przełamuje obrzydzenie. Opowieść nie ma wielu dialogów, niemal wszystko zawarte jest w obrazkach. Kilka ostatnich stron pisma Anna musi rozerwać, są posklejane, woli nie myśleć czym i dlaczego.
Komiks ociera się o zoofilię, lecz nie to zaprząta umysł dziewczyny. Ma niemal pewność, że ostatnie strony to nie obrazki, lecz kopie zdjęć. Na jednym, ledwie widoczny, widnieje adres strony internetowej.
– Wyłaź! – Krzyk Emila wyrywa Annę z zapatrzenia.
– Zaraz – rzuca dziewczyna, odkłada komiks i powoli kończy poranną toaletę. W drzwiach przeciska się obok brata. Chłopak jest tak zboczony, że czasem Anna ma wrażenie jakby sprawiało mu przyjemność dotykanie jej ciała.
W pokoju ubiera się szybko i odpala komputer. Szuka stron z mangą. Nie może jednak znaleźć takich jak ta z komiksu w łazience. Wpisywanie niepełnego adresu nie przynosi rezultatu. Część domen jest zabezpieczona, inne domagają się rejestracji.
W końcu, po godzinie poszukiwań, wpada na trop.
„Good job”– syczy zadowolona, kiedy na nowo otwartej karcie odnajduje znajomy pysk.
Ogląda obrazki minutę, może dwie, nim w głowie zaczynają pojawiać się wątpliwości. Smok wygląda zbyt realistycznie, jakby ktoś go sfotografował w trakcie kopulacji, a to przecież niemożliwe, bo smoki nie istnieją.
Zatem fotomontaż. Cholernie dobry fake.
Na dole strony jest film. Anna próbuje go odtworzyć, uruchomienie wymaga jednak wysłania SMS-a, za trzynaście złotych, a potem wpisania kodu. Można również podać mail. Nerwowo zagryza paznokcie.
Poczwara przyciąga wzrok i nie daje spokoju. Oto diabeł, o którym Anna śni. Demon jej trzepoczącego strachliwie serca. Tajemnica ze starej szafy.
W jednej sekundzie podejmuje decyzję.
– Wal się, brzydalu – szepcze i zamyka stronę.
• • •
Miecze przeciw karabinom. Latające gady przeciw dronom.
Po zdobyciu Basry zachodni świat zrozumiał, że na południowych pustyniach zrodziła się siła zdolna obalać systemy.
W ogniu i krwi, poprzedzani lamentem matek, a później już tylko ciszą, szli synowie Allacha. Czarne sztandary powiewały nad ich głowami, parasole smoczych skrzydeł dawały im cień.
W niedostępnych górach założyli bazy, w gorących piaskach pustyń wydrążyli tunele. Z pełną świadomością oddali się w opiekę matce ziemi. I się nie zawiedli.
Ibrahim ibn Awwad zatrzymał się przed klatką. Mimo krzyków dochodzących z jej wnętrza nie był w stanie nic dostrzec. Podążył wzrokiem za wyciągniętą ręką towarzyszącego mu mężczyzny. Chwilę trwało, nim wyodrębnił z mroku poruszające się kształty.
– Czy one…? – zapytał, bo to, co wydało mu się, że widzi, było zbyt niewiarygodne, by uwierzył.
– Tak, panie.
– Co stanie się potem?
– Potem ją zjedzą.
Dziesięć lat minęło od pojawienia się potomstwa tej, która zeszła z niebios. Jej dzieci dorosły i założyły własne gniazda. Te, które trzymano tutaj, wykluły się z drugiego miotu, przed sześcioma miesiącami. Były niewiele większe od rosłego wielbłąda, rozbrykane jak szczenięta, niesforne.
Ibrahim wpatrywał się w tańczące cienie. Owszem, zdarzało się, że wojownicy kopulowali z kozami, używali też owiec, lecz to, czego był świadkiem tu, wykraczało poza normalność.
– Abdullahu, chcę mieć tę dziewkę żywą.
– Tak, panie.
Podwładny oddalił się spiesznie.
Ibrahim patrzył.
Nie mógł nie wierzyć własnym oczom, zatem wierzył. Dzięki wierze był teraz tu, gdzie był. Dzięki łasce Allacha.
Przegrywali wojnę. Ich prymitywny oręż nie miał szans z bronią nieprzyjaciela. Tych kilka smoków, zesłanych przez Boga, wciąż było niewystarczającym wsparciem. Dlatego każdy nowy gad tak cieszył. Dlatego robili wszystko, by je zaspokoić.
Gdyby musiał, odjąłby sobie od ust, sobie lub swoim ludziom. Jeńcom w pierwszej kolejności.
Na szczęście tego dnia, w którym zabrakło kóz na ubój, ktoś wpadł na pomysł, by wrzucić do klatki kilku niewiernych.
I już nie musieli martwić się o pokarm dla smoków.
Abdullah wrócił z tuzinem wojowników. Uzbrojeni w długie włócznie i pochodnie weszli do klatki. Krzykiem i ogniem odpędzili zabawiające się z dziewczyną smoki. Wyciągnęli ją i rzucili Ibrahimowi do stóp.
Mężczyzna objął spojrzeniem okrwawione i lepkie od wydzielin ciało.
– Żyje? – zapytał.
Abdullah przyłożył ucho do nagiej piersi niewolnicy.
– Żyje, panie.
– Zabierzcie ją do kobiet. Powiedz Nasrze, że odpowiada za nią głową.
– Tak, panie.
Na znak Abdullaha wojownicy podnieśli dziewczynę.
Ibrahim patrzył za nimi, dopóki nie znikli z oczu. Być może to, co zaświtało mu w głowie było idiotyczne, lecz czy nie był już świadkiem równie niemożliwych rzeczy?
Gdy po raz pierwszy ujrzał jak ta, która zeszła z niebios, dmucha ogniem na jaja, ugięły się pod nim kolana – skorupy przybrały kolor purpury. On odchodził od zmysłów, zaś matka siadła w gnieździe i nie wstawała przez tydzień.
Nie wiedzieli, co robić, zatem nie robili nic. Lecz ile nerwów zszarpali, ile błędnych decyzji popełnili… Stracili dwa miasta, wiosek i małych osad nikt nie liczył, setki bogobojnych mężów odeszło na zawsze. Nic nie bolało tak, jak utrata ziem: dwukrotnie przelali za nie krew i musieli przygotować się na raz kolejny.
Po trzech miesiącach skorupy zaczęły pękać i na świat przyszło pierwsze pokolenie smoków Allacha.
Ibrahim, wówczas jeszcze noszący imię Abu, cały dzień bił czołem o posadzkę, dziękując Panu.
• • •
Anna mięknie po dwóch dniach. Jest wycieńczona z niedospania. Nie potrafi się uwolnić od ślepi bestii patrzących z otchłani. W końcu pojmuje, że bez wiedzy czy smok to tylko doskonała animacja, czy może coś więcej, nie zazna spokoju i wysyła mailem zapytanie.
Sto razy w ciągu dnia zagląda na skrzynkę pocztową, lecz odpowiedź nie przychodzi.
Noc przynosi iluzję stwora.
Przez sen Anna dotyka zrogowaciałej skóry na grzbiecie jaszczura, nieco miększego podbrzusza, gładzi rozgrzany pysk, tonie w przepastnych ślepiach.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Smoku” – jęczy, czując przepływające przez nią ciepło. – „ Mój smoku”.
Magiczne zwierciadło odbija idealne ciało młodej dziewczyny i bestii, splecionych w miłosnym uścisku…
A potem wchodzi do pokoju Emil i niszczy wszystko.
– Wstawaj sieroto! Dziewiąta! – wrzeszczy nad jej uchem, wyrywając z marzeń.
Anna patrzy nienawistnie na brata. Ma ochotę go zabić. Wydrapać oczy. Strącić na dno piekielnej otchłani. Oddać w łapy smoka.
Szepcze zaklęcie.
– No, rusz dupę! – ponagla Emil.
Chłopak jest wściekły jak osa, a magiczna formuła, zresztą tak jak zawsze, nie działa. Choć mogłaby, Anna nie próbuje się kłócić, wstaje posłusznie i idzie do łazienki. Jej wzrok pada na stos gazet przy sedesie. Kuca obok i przerzuca pisma. Nie odnajduje „Smoczego gniazda”. Nerwowo zagryza wargę. Postanawia, że gdy Emil wyjdzie do szkoły, spenetruje jego pokój.
Myje się i nakłada makijaż. Jest zła, cholernie zła. Mogłaby pogrążyć w ogniu cały świat. Jej idealność z magicznego zwierciadła jest przecież tylko ułudą, kiepską wizualizacją niespełnionych pragnień.
Mimo iż mają te same imiona, nigdy nie będzie tak piękna jak Anna Lewandowska! I nigdy nie znajdzie piłkarza równie dobrze strzelającego gole. Bo któż by chciał się nią zainteresować?
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

10
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.