Pomysł wyjawiony w tytule zasługuje na uwagę znudzonych remake’ami i sequelami miłośników animowanej rozrywki. Wprawdzie mieliśmy już okazję przyglądać się sekretnemu życiu dziecięcych zabawek rozłożonemu na trylogię (niebawem już tetralogię) „Toy Story”, a całkiem niedawno mogliśmy gorszyć (lub rajcować) się nieobyczajnym (po)życiem parówek w „Sausage Party”, lecz, o ile mi wiadomo, nikt dotąd nie pokusił się o snucie fantazji na temat zachowań zwierząt po wyjściu ich właścicieli do pracy.  |  | ‹Sekretne życie zwierzaków domowych›
|
O tym, jak kusząca i potencjalnie dowcipna to wizja, świadczy wyśmienity trailer. Niestety, upodabnia się do fałszywej obietnicy, stanowiąc, jak się ostatecznie okazuje, creme de la creme niedorastającej do tego poziomu całości. Co gorsza, rzeczona zapowiedź stanowi w zasadzie prolog filmu; to, co najlepsze, dostajemy więc na samym początku. Zestaw miniscenek obfitujących w sytuacyjne gagi ze stęsknionymi pupilami w rolach głównych, w dowcipne stereotypy dotyczące psich ras, w iskrzące nieokrzesaną energią zachowania oraz w wyraziste powierzchowności przynależne do poszczególnych zwierzęcych gatunków – cały ów prolog, samodzielny, nieobarczony fabułą, przypomina buchające „nadpobudliwą” dynamiką pierwsze nieme krótkometrażówki z wytwórni Disneya. Im jednak dalej w fabularny las, tym mocniejsze wrażenie, że kiedyś już tu byliśmy. Konia z rzędem temu, kto wytłumaczy mi, jaki jest sens w zdradzaniu większości tytułowych sekretów już w pierwszych minutach seansu. Opowieść o duecie przygarniętych futrzaków, które, skazane na życie pod jednym dachem i zmuszone do dzielenia się miłością do tej samej właścicielki, skłócają się ze sobą i na skutek tego razem wpadają w tarapaty, to lekcja, jakich w filmach dla najmłodszych było już wiele. Kino dziecięce ubiera te same mądrości w różne szatki, miło jednak, gdy potrafi zaskoczyć i dorosłych. „Toy Story”, „Odlot”, „W głowie się nie mieści”, „Dobry dinozaur” to tylko kilka przykładów udanie wykorzystujących popularny, odpowiednio umoralniający najmłodszych, schemat. Podróż niechętnej sobie pary bohaterów, obfitująca w fizyczne przeszkody oraz wewnętrzne tamy, i tym razem towarzyszy kształtowaniu się bezinteresownej przyjaźni. Nie po raz pierwszy okazuje się ona najwyższym dobrem. Oczywiście, jak u zwierząt domowych bywa, dobrem ufundowanym bezwarunkową miłością do ludzkiej właścicielki. Choć przyjaźń nadaje ekranowym przygodom wagę, nie wydaje mi się, by była ona dostateczna. Wyrazisty przekaz nie wystarcza, jeśli większość atrakcji ujawniona zostaje w pierwszych fragmentach filmu. Żart o tym, że pozory mylą i najbardziej nawet rozczulająca maskotka może okazać się ganiającym z bronią furiatem, został chlubnie wykorzystany w „Shreku”. Twórcy „Sekretnego życia…” bazują na tym samym humorze sprzeczności i zaskoczenia – lecz robią to wielokrotnie i do znudzenia. Z kolei przedstawianemu uniwersum daleko bogactwem do chociaż jednej z wielu dzielnic tytułowego Zwierzogrodu z niedawnego filmu Disneya. Charakterologiczna oryginalność to coś, co w „Sekretnym życiu…” nie istnieje – zawsze pojawia się wrażenie, że „gdzieś tam kiedyś” wszystko mignęło nam przed oczami. Może tylko obdarzona chrypiącym głosem Jenny Slate suczka Gidget jest bohaterką, którą podziwiamy i z którą chcielibyśmy się zakumplować. Jej godna pochwały nieustępliwość w dążeniu do celu mogłaby zawstydzić samego Rocky’ego. Odnoszę wrażenie, że gdyby to ją uczynić pierwszoplanową bohaterką, dostalibyśmy sensacyjnego „Zakochanego kundla” lub animowany „Speed: Niebezpieczną szybkość”. Dzięki takiej heroinie odbywana po raz kolejny podróż w poszukiwaniu przyjaźni nabrałyby walorów oryginalności, a my dowiedzielibyśmy się, że skaczące tętno i ciepło w serduchu nie stoją w sprzeczności, lecz mogą zaistnieć równocześnie. Być może po taki sekret warto byłoby wybrać się do kina.
Tytuł: Sekretne życie zwierzaków domowych Tytuł oryginalny: The Secret Life of Pets Data premiery: 23 września 2016 Rok produkcji: 2016 Kraj produkcji: USA Gatunek: animacja, familijny, komedia Ekstrakt: 50% |