Po seansie „Nie ma mowy!” będziecie gotowi twierdzić, że od żałoby do zakochania nie jest wcale tak daleko. Nic w tym podejrzanego, wykorzystana w filmie magia instagramowego obrazu oraz emocjogenna muzyka, którą mógłby wygrywać sam Elliott Smith, wyczyniają bowiem eskapistyczne cuda.  |  | ‹Nie ma mowy!›
|
Przeżywanie żałoby nasuwa tu skojarzenia z kinem obyczajowym nakręconym w jakimś ośnieżonym Sundance, przedstawiane życie w samotności przypomina album z górskimi widokówkami poprzetykany reklamami drwaloseksualizmu, a tutejsza miłość – wykuwana jest w hucie łez. Tak, „wykuwana”, jak przystało na dramat/komedię romantyczną głoszącą, że ten się czubi, kto się lubi. Mamy więc (młodą i urodziwą) wdowę po kultowym artyście folkowym, która żałobny kir chce zamienić w energię twórczą – próbuje napisać książkę o tragicznie zmarłym ukochanym. Mamy też (brodatego) profesora w skórze, przybyłego z wielkiego miasta, by… z grubsza zrobić to samo. Jak podpowiadają materiały reklamujące film, zderzenie tych samych interesów zakończy się eksplozją miłości. To ona wysuszy w końcu kaskadę żałobnych łez. Zgryźliwy, lecz ciepły humor sprawia, że nie ma tu miejsca na ckliwość właściwą najtańszym romansom o kobietach-mimozach i o rycerzach, w których ramionach tamte mogą ukryć się przed światem. A mimo tego urok „Nie ma mowy!” nie jest zbyt wyrafinowany. Sprowadza się do tego, że prosi się tu nas, byśmy przestali obawiać się najprostszych emocji. Mamy zasłuchać się w melancholii wygrywanej na gitarze Damiena Jurado (połączenie smutku Elliotta Smitha i ilustracyjnych ciągot grajków z Once). Mamy wpatrzeć się w przejrzyste panoramy ośnieżonych Stanów. Mamy uwierzyć, że istnieją sielankowe prowincje, na których nie znajdziemy metru kwadratowego pluchy, a na zahartowanych i zaskakująco pięknych twarzach wieśniaków nie dopatrzymy się milimetrów skazy. Zresztą, kluczowa dla fabuły kwestia sprowadza się do tego, że zmarły automatycznie przemienia się w świętość. Nawet żałobna depresja ma tu w sobie coś z cudowności wakacji przeżywanych w drewniaku na odludziu. Zadowoleni z tej taniutkiej magii kina osadzonej na nieszkodliwych kłamstwach i miarkowanych sentymentach, wyjdziemy z seansu ciut szczęśliwsi. I bardziej zazdrośni – że istnieją takie światy, jak ten.
Tytuł: Nie ma mowy! Tytuł oryginalny: Tumbledown Data premiery: 5 sierpnia 2016 Rok produkcji: 2015 Kraj produkcji: Kanada, USA Czas trwania: 105 min Gatunek: komedia, melodramat, muzyczny Ekstrakt: 60% |