W pierwszym tomie „Głodnego Słońca” Wojciech Zembaty zabiera czytelników do niezwykłego, przesiąkniętego pradawną magią i okrucieństwem świata, w którym krwawe ofiary z ludzi stanowią codzienność, a pod ziemią czai się zło tak potężne, że większość woli nie przyjmować jego istnienia do wiadomości.  |  | ‹Głodne Słońce. Dymiące zwierciadło›
|
Po „Końcu pieśni”– debiutanckiej powieści inspirowanej legendami arturiańskimi – przyszedł czas na coś bardziej egzotycznego. Bo nie dość, że akcja „Głodnego Słońca” umiejscowiona została na terenach Ameryki Południowej, to w świecie wykreowanym przez Zembatego historia tego miejsca potoczyła zupełnie inaczej. Konkwistę – inwazję Białoskórych – powstrzymała tajemnicza Zaraza, a tradycja składania bogom krwawych ofiar na szczytach piramid nigdy nie umarła, choć o Aztekach prawie już zapomniano. Jakby tego było mało, podziemne kopalnie, gdzie zsyła się więźniów, aby wydobywali tajemniczą, narkotyczną substancję zwaną Braazatalem, zamieszkiwane są przez zabójcze, pradawne istoty, których istnieniu większość ludzi żyjących na powierzchni woli po prostu zaprzeczyć. Kampanie wojenne trwają niemal bez ustanku – między innymi dlatego, że zapotrzebowanie na jeńców nigdy nie mija – a młody tlatoani Odrodzonego Przymierza, Quinatzin, dręczony wizjami zsyłanymi przez bogów, ma ambicję podbicia nie tylko sąsiednich ludów. Autor bardzo zręcznie odmalowuje realia swojej opowieści. Choć z początku wydaje się, że liczba postaci i wątków może być przytłaczająca, to w rzeczywistości wszystko stosunkowo szybko splata się w spójną całość. Historie poszczególnych osób – obdarzonych indywidualnym, wiarygodnym charakterem przedstawicieli różnych plemion – są dość szczegółowe, by wzbudzić zainteresowanie, ale nie przesadnie przegadane. Akcja toczy się wartko już od pierwszych stron i sporo jest momentów, kiedy naprawdę trudno oderwać się od lektury. Powracając do bohaterów, trzeba przyznać, że są oni naprawdę mocną stroną książki. Zdecydowanie nieidealni, obarczeni bagażem przeszłości i różnymi widokami na przyszłość, niestereotypowi. Każdy z nich popełnia błędy, każdy – na tle wiekopomnych wojen – zdaje się toczyć własne, nie zawsze zwycięskie, bitwy. Część z nich, mimo wad – a może właśnie dzięki nim – zaskarbiło sobie moją sympatię, natomiast postępowanie niektórych zwyczajnie wzbudziło niechęć. Czytając wynurzenia nieudolnego Tennoka niemal zgrzytałam zębami, choć z reguły jestem dla postaci książkowych dość wyrozumiała. Oczywiście nie uważam, aby stworzenie niesympatycznego bohatera było czymś złym – wręcz przeciwnie. Za wykreowanie wzbudzających emocje przedstawicieli obu płci należą się autorowi brawa. Wojciecha Zembatego czeka teraz naprawdę trudne zadanie. Stwarzając w swojej powieści świat tak tajemniczy i barwny oraz umieszczając w nim interesujących bohaterów postawił sobie poprzeczkę naprawdę wysoko. Mam nadzieję, że uda mu się utrzymać poziom w kolejnych częściach cyklu, ponieważ z chęcią powrócę do smakujących kukurydzą, chili i czekoladą krain, aby prześledzić dalsze losy mieszkańców Tollan, Yugal i Tlaszkali.
Tytuł: Głodne Słońce. Dymiące zwierciadło Data wydania: sierpień 2016 ISBN: 978-83-64384-56-1 Format: ePub, Mobipocket Cena: 32,– Gatunek: fantastyka Ekstrakt: 80% |