powrót; do indeksunastwpna strona

nr 8 (CLX)
październik 2016

Marvel: Szlachetny oldschool
Jack Kirby, Stan Lee ‹Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #97: Fantastyczna Czwórka: Sądny dzień›
Pierwsza rodzina Domu Pomysłów nie miała dotąd szczęścia do Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. Pozycje z jej udziałem w większości mogą konkurować do miana najgorszych, jakie ukazały się na jej łamach. Na szczęście za sprawą dziewięćdziesiątego siódmego tomu „Fantastyczna Czwórka: Sądny dzień”, sytuacja ta nieco uległa poprawie.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Przyznam, że to co do tej pory zaprezentowano w ramach WKKM stawiało FF w tak negatywnym świetle, że zaczęło być dla mnie zagadką skąd wzięła się popularność tej drużyny. Jakim cudem seria jej poświęcona przetrwała ponad pięćdziesiąt lat, zyskała status kultowy i doczekała się w ostatnim czasie aż trzech ekranizacji (dodajmy, że tylko jednej udanej – tej z Silver Surferem). Nawet „Nadejście Galactusa” (WKKM – 73) autorstwa Stana Lee i Jacka Kirby′ego nie powalało na kolana, choć i tak jak do tej pory była to najlepsza pozycja poświęcona naszym bohaterom, jaka ukazała się w kolekcji Hachette. Z tego też powodu do „Sądnego dnia” podchodziłem jak pies do jeża. Niepotrzebnie.
Pozycja ta to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń znanych z „Nadejścia Galactusa”. Oznacza to tyle, że po naszej planecie wciąż gania Silver Surfer, próbując zrozumieć ludzi, a Inhumans tkwią uwięzieni pod niezniszczalną kopułą, stworzoną przez obłąkanego brata Black Bolta, Maximusa. Na początku jednak przenosimy się do Wakandy, by zobaczyć debiutującego Czarną Panterę. Sprowadza on drużynę Mr. Fantastica do swojego nad wyraz rozwiniętego technologicznie królestwa, by wyzwać ich na pojedynek. Jest to jednak tylko preludium przed wspólnym starciem z również rozpoczynającym karierę Klawem. To jednak tylko pierwsza część opowieści zaprezentowanych w zbiorze. Tą ważniejszą jest jednak pojedynek z Doktorem Doomem, który podstępnie zdobywa moc Silver Surfera i przy jej pomocy zamierza, a jakże, podbić świat.
Powiedzmy sobie szczerze – fabuła niniejszego komiksu nie należy do przesadnie skomplikowanych. Stan Lee co prawda robi wszystko, by rozbudowanymi didaskaliami i kosmicznie brzmiącymi nazwami futurystycznych urządzeń Czarnej Pantery i Mr. Fantastica, czytelnik miał wrażenie, że obcuje z dziełem co najmniej epokowym, ale nie z nami te numery Bruner. Po odcedzeniu tej całej rozdmuchanej otoczki dostajemy stosunkowo proste opowieści o walce dobra ze złem, trochę czerstwych dowcipów (głównie wtykanych w usta Bena Grimma) i rozterki emocjonalne na poziomie opery mydlanej (Johnny Storm poszukujący Crystal, The Thing tłukący Silver Surfera za rzekome podrywanie jego ukochanej). A jednak dziwnym trafem wszystko to układa się w całkiem przyjemną całość, którą, wbrew pozorom, całkiem dobrze się czyta.
W czasie, kiedy FF zwiedza pałac w Wakandzie w pewnym momencie Mr. Fantastic zachwyca się posiadanym przez Czarną Panterę stereofonicznym magnetofonem szpulowym z możliwością nagrywania (swoją drogą, to dziwne, że ekscytuje się tym ktoś, kto od ręki potrafi zbudować machinę do podróży między wymiarami). I ten obrazek jak ulał pasuje do scharakteryzowania całej omawianej pozycji. Narracja stosowana przez Stana Lee i rysunki Jacka Kirby’ego są tak samo archaiczne jak szpulowiec Grundig. A jednak tego typu sprzęt ma swoich gorących zwolenników. I tak też jest z „Sądnym dniem”. Prostota tych opowieści i ich nieco ckliwa otoczka, sprawiają, że działają na wyobraźnię z taką sama łatwością, jak w momencie swojej premiery. Z drugiej strony oldschoolowy klimat całości daje odrobinę wytchnienia od współczesnych crossoverów zaplanowanych na kilkanaście równoległych serii, przynoszących kolejne dramatyczne chwile dla całego uniwersum. Czasem po prostu chce się przeczytać o rozterkach zakochanego Stwora, który swojemu domniemanemu konkurentowi chce zaleźć za skórę w jeden znany sobie sposób – realizując wprost hasło „czas na lanie”.
Choć do historii komiksu przeszło starcie z Galactusem, to właśnie zeszyty zebrane w „Sądnym dniu” bardziej wytrzymują próbę czasu, niż poprzednicy. Z tego też powodu wysnuwam śmiałą tezę, że jest to najlepsza pozycja poświęcona Czwórce spośród dotychczasowych prawie stu numerów Kolekcji.



Tytuł: Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #97: Fantastyczna Czwórka: Sądny dzień
Tytuł oryginalny: Fantastic Four: Doomsday
Scenariusz: Stan Lee
Data wydania: 10 sierpnia 2016
Rysunki: Jack Kirby
Przekład: Marek Starosta
Wydawca: Hachette
ISBN: 978-83-2820-338-9
Format: 200s. 170×260mm; oprawa twarda
Cena: 39,99
Gatunek: superhero
Wyszukaj w: MadBooks.pl
Wyszukaj w: Selkar.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

74
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.