powrót; do indeksunastwpna strona

nr 8 (CLX)
październik 2016

Gdy brokat opadnie
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Obudziłam się na miękkim dywanie, z głową na jego kolanach. Choć za oknem było już ciemno, widziałam połysk jego zalanej łzami twarzy.
– Już czas – wychrypiałam – musimy zdążyć, zanim wzejdzie księżyc.
Wstałam, ignorując przeszywający ból w czaszce.
– Nie chciałem cię skrzywdzić.
– Nie zrobiłeś tego – odpowiedziałam i wytarłam łzy z jego policzków. – Pospieszmy się.
Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się do przybrzeżnych grot. Łódź była prosta, ale wyglądała solidnie. Nie miała nazwy i nie różniła się niczym od dziesiątek łodzi, które wypuszczałam z rozbitkami w drogę powrotną. Księżyc zaczął wyłaniać się zza horyzontu, rozsiewając po zmarszczonej wodzie srebrzysty blask. Wiatr wzmógł się, a fale zamigotały żwawo milionem świetlistych drobinek.
Z wysiłkiem wypchnęliśmy łódź z groty i za pomocą sznura przeciągnęliśmy ją po piasku w dół plaży. Odeszliśmy parę kroków, aby się pożegnać. Obejmując przybysza, patrzyłam w kierunku łodzi, która stanowiła teraz ciemną plamę na tle połyskującej wody. Odsunęłam się, by pomasować swoją obolałą szyję. Pomyślałam, że pewnie pojawiły się już sińce. Ile dni potrzebowałyby, aby się zagoić? Nie dowiem się tego. Kiedy rozbitek zniknie za horyzontem, moje ciało rozpłynie się w nicość.
W końcu wepchnęliśmy łódź do morza. Kiedy poczułam chłód pierwszej fali, smutne myśli rozproszyły się. Weszliśmy na tyle głęboko, żeby łódź mogła swobodnie kołysać się na wodzie. Wtedy rozbitek zwinnie wskoczył do środka. Krople na jego brwiach i włosach zalśniły jak małe diamenty. Pomyślałam o swojej teczce, która zdążyła już spłonąć na popiół w kominku Ojca. Kim teraz będę?
Rozbitek wyciągnął do mnie rękę. Bez wahania ją uchwyciłam. Kiedy usiadłam naprzeciw niego na małej ławeczce, zadrżałam z zimna i ekscytacji. Przybysz ujął w dłonie wiosła i mocno się odepchnął.
– Jak ci na imię? – zapytał.
Nie wiedziałam. Do głowy wpadło mi imię pierwszej kobiety, którą stworzył Ojciec. Dlaczego nie?
– Hevve – odpowiedziałam i po raz kolejny dotknęłam opuchniętej szyi. Pomyślałam, że to moje zaproszenie do nowego życia. Nieprzewidywalnego, niebezpiecznego, pełnego pasji i miłości. Księżyc lśnił jak oszalały.
II
Peter Lovelace obudził się obolały, sponiewierany i przemoczony do suchej nitki. Śmierdział, a ciało kleiło się do podłogi. Marzył o kąpieli w chłodnym morzu, ale najpierw musiał się czegoś napić. Próbował wstać, jednak ból w głowie przygniótł go z powrotem do podłoża.
Na kawowym stoliku tuż obok niego stał otwarty szampan. Peter maksymalnie wyciągnął rękę i zdołał uchwycić butelkę. Ostrożnie przesunął ją na krawędź stołu, a potem, opierając się na łokciu, przystawił do ust. Szampan był ciepły i wygazowany, ale chwilowo ugasił pragnienie. Orzeźwiony mężczyzna zdobył się po raz kolejny na wysiłek. Udało mu się usiąść. Rozejrzał się. Na sofie obok spała kobieta. Chociaż nie mógł dostrzec jej twarzy, wydała mu się interesująca. Nie pamiętał jej z przyjęcia. Złote loki wiły jej się wokół uszu, a cienka biała sukienka opinała kształty. Kobieta jęknęła cicho i obróciła się na plecy. Była piękna.
W ułamku sekundy Peter zerwał się z podłogi i zaczął rozglądać za miejscem, w którym mógłby doprowadzić się do porządku. Łazienka. Najciszej jak potrafił, omijając ciała poległych na imprezie kompanów, dotarł do drzwi. Spojrzał w lustro. Nie było najgorzej. Obmył twarz i mokrą dłonią przeczesał włosy. Niestety, jasne polo i spodnie z cienkiej bawełny wyglądały okropnie, poplamione i obsypane gdzieniegdzie brokatem.
Wrócił do salonu. Całe towarzystwo wciąż spało. Odnalazł kuchnię i ekspres do kawy. Po chwili niósł już do salonu dwa parujące kubki. Usiadł naprzeciw kobiety i postawił kawy na stole. Stuknięcie o szklany blat obudziło ją. Od razu spojrzała wprost w jego oczy. Zerwała się natychmiast, obciągnęła podwiniętą sukienkę i z powrotem opadła na sofę. Uśmiechnęła się.
– Gdzie jesteśmy? – spytała.
Na dźwięk jej głosu, niezbyt dokładnie, zamajaczył w jego świadomości skrawek wspomnienia. Znał ją przecież, choć nie z tego przyjęcia. Hevve.
– Nie pamiętam – odparł.
Upiła łyk kawy. Hevve wyglądała prześlicznie, tak świeżo i młodo. Z jej oczu bił blask, drobiny brokatu lśniły w złotych włosach. Usiadł obok niej na sofie, odstawił kubek i przyciągnął ją do siebie. Smakowała czarną kawą i czymś ulotnym jak sen.
– Chodźmy stąd – ponaglił ją Peter.
W drzwiach, nie wiadomo skąd, pojawił się jakiś grubas.
– Dokąd zabierasz moją dziwkę? – spytał szorstkim głosem. Śmierdział potem i wódką. Wyglądał groźnie, ale po chwili jego twarz złagodniała, a grubas odsunął się od drzwi, umożliwiając przejście.
– Nie poznałem pana, panie Lovelace. To była ciężka noc – uśmiechnął się. – Evita pójdzie z panem oczywiście. Jestem pana wielkim fanem.
Peter i Hevve wyszli bez słowa. Samochód Lovelace’a zaparkowany był na podjeździe. Wyruszyli do domu.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
• • •
Hevve była idealna. Szpeciły ją tylko sińce na szyi. Choć Peter nalegał, nie chciała powiedzieć, skąd się wzięły. Nie miało to zresztą wielkiego znaczenia, bo zaczęły wkrótce blednąć, aż pewnego dnia znikły zupełnie.
Przez pierwszy tydzień Peter i Hevve nie wychodzili z sypialni. Cieszyli się sobą i kochali: w łóżku, na podłodze, parapecie i nocnych szafkach. Potem przeszli do salonu, kuchni i reszty pokoi. Aż w końcu Peter postanowił, że musi ją pokazać światu. Zaczęli razem wychodzić. Na kolacje, do kina, teatru, na zakupy, imprezy prywatne i służbowe. Hevve bywała nawet na planie. Peter zawsze chciał mieć ją przy sobie. A ona była szczęśliwa. Ciekawiły ją świat i życie ukochanego. Ekscytowały ją nawet głupawe wywiady w telewizji śniadaniowej. Szybko trafili na okładki gazet i plotkarskie portale. Peter Lovelace, aktor znany z amerykańskich superprodukcji i jego nowa miłość, tajemnicza kobieta o nieskalanej urodzie. Kim jest, skąd się wzięła, dlaczego świat o niej dotąd nie słyszał? Zdementowano plotki o rzekomym homoseksualizmie Petera, rozwiedziono ostatecznie z byłymi partnerkami. Kilkanaście wielbicielek musiało przejść płukanie żołądka na skutek celowego przedawkowania środków nasennych lub antyhistaminowych. Świat show-biznesu zawrzał.
Wkrótce jakiś dziennikarz dotarł do pewnego burdelu w Meksyku i usłyszał historię o wybrykach Petera i jego kompanów, niegrzecznych chłopcach z Hollywood, imprezach zalewanych alkoholem i oprószonych kokainą oraz o najpiękniejszej i najdroższej dziwce, jedynej blondynce w okolicy, Evicie, nad której niepowetowaną stratą ubolewał właściciel biznesu, gruby i obleśny Papito.
Tymczasem jakiś inny paparazzi wspiął się na wysoką palmę i zrobił zdjęcie Hevve wchodzącej do przydomowego basenu. Zbliżenie na udo ukazało początki cellulitu. Fotografia narobiła więcej szumu w mediach niż skandaliczna przeszłość dziewczyny. Przecież okrzyknięto ją współczesnym Kopciuszkiem, a tymczasem okazała się… taka realna. To był tylko początek. Potem ktoś wytknął Hevve, że zbyt skąpo się ubiera, a ktoś inny, że brak jej kobiecych kształtów. Co najgorsze, na imprezy zawsze wkładała cekinowe sukienki i obsypywała twarz brokatem. To nie Sylwester! – wykrzykiwały panie w telewizorach. W tym sezonie nie malujemy ust na czerwono! – dodawały nagłówki w tabloidach.
• • •
– Dlaczego zawsze ten brokat? – spytał Peter. Obchodzili dziś swoją pierwszą rocznicę i wybierali się do restauracji, w której nawet Lovelace musiał zrobić rezerwację ponad trzy miesiące wcześniej.
– Ponieważ nie jestem gwiazdą jak ty i nie posiadam wewnętrznego blasku, którym mogłabym błyszczeć sama – odpowiedziała z przekąsem Hevve. Krytyka ta była jej pierwszym doświadczeniem dezaprobaty ze strony Petera. Przez chwilę zastanawiała się, czy powinna się martwić albo obrażać, a może urządzić scenę? Nie. Są przecież rzeczy, których ona też w nim nie lubiła, ale to nie znaczyło, że mniej go kochała.
Kolacja była przepyszna. Peter zamówił też najlepsze czerwone wino, którego jak zwykle wypili za dużo. Zamiast słuchać, Hevve obserwowała go, gdy opowiadał anegdoty z planu. Jego oczy robiły się coraz mniejsze i ciemniejsze. Twarz czerwieniała. Mówił i mówił, nie robił przerw. Drapał się co chwilę po szyi, za uchem lub po głowie. Na włosach miał za dużo żelu. Poza tym wolała, gdy miał jasne włosy, tak jak na Wyspie. Teraz był brunetem. Dlaczego nie zauważyła tego wcześniej?
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

10
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.