powrót; do indeksunastwpna strona

nr 9 (CLXI)
listopad 2016

Owieczki
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Sineth zmarszczył brwi. Sam już wcześniej rozważał, które z tych dwojga było rzeczywistym celem ataku.
– Wedle was komu mogło na tym zależeć? – spytał.
Stara kobieta prychnęła przez nos.
– A mnie skąd wiedzieć? Chcecie usłyszeć plotki? O tym, kto pozamieniał wieńce w Wiosenne Święto, albo która w tajemnicy wzdychała do młodego panicza? – zaśmiała się nieprzyjemnie. – Ja takie tylko rzeczy wiem. Nie znam żadnych tajemnic.
– Naprawdę? – Sineth rozsiadł się wygodniej na ławie i wsparłszy brodę na dłoni, popatrzył na staruszkę z uśmiechem. – Któż zatem?
W odpowiedzi przewróciła oczyma.
– Śmiechu było co niemiara, gdy Tavin musiał zatańczyć z młodszą siostrzyczką i tyle. A że niejedna patrzyła zazdrosnym okiem na niego i Gesill… Co będę wam tłumaczyć? Z młodego Garvena był chłopak na schwał. Miał gładkie liczko, dworne maniery i na pewno wiedział, co powiedzieć dziewczynie. Nic dziwnego, że się podobał.
– Komu?
– A choćby Deri. Nie wiecie? Tej kuternóżce. Choć po prawdzie, ona do każdego strzela oczyma. Inne baby mają z niej używanie. Że to niby sama Pani ją pokarała za płochość i teraz chodzi kulawa. Co za głupota!
– No tak. – Sineth wzruszył ramionami i pożałował natychmiast, bo z bólu aż pociemniało mu w oczach.
Staruszka zacmokała z dezaprobatą.
– Wy to lepiej byście już poszli do łoża, nim mi tu padniecie na twarz i będę musiała spieszyć po pomoc. A to by potrwało, bo biegać po schodach już nie potrafię.
Sineth pokręcił głową.
– Dziwię się, że tak mnie zbywacie – powiedział. – Nie zależy wam, bym znalazł tego, kto taką krzywdę wyrządził waszej panience?
– A co to teraz pomoże? – Kobieta westchnęła. – Zresztą ja tam nikogo nie złapałam za rękę.
• • •
Powinienem przyłożyć komuś sztylet do gardła i w ten sposób wymusić rozumną odpowiedź? – Wróciwszy do siebie Sineth przeszedł się raz i drugi wzdłuż komnaty, żeby odpędzić ogarniającą go senność. – Na początek owej staruszce rezydującej w wieży, która, idę o zakład, tylko roześmiałaby się mi prosto w oczy?
Był niemal pewien, że nikt tu świadomie nie tai przed nim złoczyńcy. Z drugiej strony mieszkańcy zamku stanowili małą społeczność, w której każdy z pewnością mógłby wiele powiedzieć o innych, lecz nakłonienie ich, by się z owych sekretów zwierzali przed obcym, graniczyło z niemożliwością.
Sineth, do cna zniechęcony, siadł przy stole, zajrzał do koszyka nakrytego porządnie lnianą serwetką, wybrał i od niechcenia skubnął słodki rogalik, ale brakowało mu apetytu, by przełknąć więcej niż kęs. Obejrzał pod światło flaszę z winem, którą również pozostawili zapobiegliwi służący. Nierozsądnie byłoby mieszać trunek z ziołami, które wcześniej zażywał, więc odstawił ją z powrotem.
Jego wzrok powędrował za świetlnym refleksem sunącym po ścianie. Fragment malowidła przedstawiał scenę, w której jeden z pasterzy próbował zagonić zbłąkaną owcę na powrót do stada. Przynajmniej tak to wyglądało z pozoru.
Mężczyzna trzymał w ręku pęk witek, lecz tak naprawdę raczej nie poganiał, a wabił ku sobie niepokorną owieczkę. Ta zaś spoglądała na niego z kapryśnym, niemal kobiecym uśmieszkiem malującym się na wełnistym pyszczku. Patrząc dalej Sineth z niejakim zdumieniem stwierdził, że gdzie indziej artysta również obdarzył zwierzęta ludzkimi rysami. Gdy dobrze się przyjrzeć, każde z nich nosiło podobiznę twarzy – uśmiechniętej bądź zamyślonej, albo zastygłej w gniewnym grymasie. Miałby to być żart owego niezbyt przychylnie potraktowanego przez pana zamku artysty? A może ukryta wiadomość? Wszystkie te długouche, wełniste głowy w istocie kryły jedno oblicze, które wydało się Sinethowi niepokojąco znajome.
Widziałem cię, lecz gdzie, kiedy?
Później, leżąc już w łożu, nadal o tym rozmyślał, ale bez skutku i jeśli nawet we śnie przyszła do niego odpowiedź, to rano jej nie pamiętał.
4.
Dziewczynka siedziała na szczycie muru okalającego nieduży wewnętrzny ogródek. Miała na sobie podbity kunami płaszczyk, spod którego wystawał rąbek niebieskiej sukienki. Sineth z niejakim zdumieniem ujrzał na jej piersi ten sam sznur czarnych pereł, który jeszcze wczoraj nosiła Gesill. Jej młodsza siostra, nie sięgając nogami gruntu, machała nimi swobodnie w powietrzu i raz po raz rzucała okruchy chleba kotłującym się poniżej gołębiom. Ptaki spacerowały także pomiędzy grządkami, na których tu i ówdzie pojawiły się już bladozielone pędy.
Sineth zabłądził w to miejsce wracając z zamkowej kuchni, gdzie przepytywał czeladnych, bo przyszło mu na myśl, że niezrozumiały postępek młodego Garvena mógł być także wywołany jakąś miksturą, która chwilowo zaćmiła mu umysł. Niewykluczone, że zarówno czcigodny Lusin, jak i owa staruszka, z którą rozmawiał wczoraj, umieliby takową przyrządzić, lecz po co? Oboje wydawali się szczerze oddani rodzinie. Poza tym potrawy, które przygotowano na ucztę weselną, wedle zwyczaju po równo roznoszono potem na stoły, trudno więc, by zatruł się tylko pan młody. Mimo wszystko, nie dało się całkiem takiej ewentualności wykluczyć.
Wciąż rozważając to w duchu, Sineth przystanął na ścieżce. Dziewczynka uniosła głowę i spojrzała na niego sarnimi oczyma.
– Dzień dobry, panienko Keillin – powiedział, kłaniając się lekko. – Dzielicie się z ptactwem swoim śniadaniem?
– Jak nie są głodne, nie wydziobują cebuli i kwiatków, zanim wyrosną. – Przechyliła główkę na ramię i posłała mu spojrzenie z ukosa. – Halem mówi, że przyjechaliście po czarodzieja, który skrzywdził Tavina. To prawda?
– Można tak rzec. – Sineth przeklął w myślach długi język jej brata. – Jeśli tylko uda mi się go znaleźć.
– Aha. – Dziewczynka zdmuchnęła z czoła niesforny loczek. Tak jak jej brat i siostra włosy miała ciemne i kędzierzawe, buzię jeszcze po dziecinnemu nieco pucułowatą, ale przy tym bystre spojrzenie. Zupełnie jak jedna z owieczek na ścianie gościnnej komnaty. Sineth pokręcił głową. Dziwaczny pomysł, doprawdy. Ów malarz powinien się mieć za szczęśliwca, że miast zapłaty nie wziął od Villvena batów na pożegnanie.
Nagle, ku jego zaskoczeniu, Keillin zachichotała.
– Tavin był miły – powiedziała takim tonem, jakby zwierzała się z tajemnicy. – Tylko nie powinien był żenić się z Gesill.
– Dlaczego?
Dziewczynka zeskoczyła z murku. Kilka gołębi poderwało się z głośnym furkotem w powietrze, pozostałe nadal wytrwale szukały w trawie okruchów.
– Bo Wiosenna Pani kazała inaczej – oznajmiła stanowczo. – Ale go zmusili, bo ona jest starsza.
Wiosenna Pani? Sineth zmarszczył czoło. Zapewne chodziło o ową wróżbę w wieczór poprzedzający wiosenne przesilenie. Dawny obyczaj i raczej gminny, lecz nadal praktykowany w niektórych regionach królestwa. Wybór wieńca i wspólne odtańczenie pierwszej paselli mogły niegdyś stanowić początek poważnych zalotów, dziś zaś były jedynie pretekstem do zabawy i żartów. Temu, kto zażartował sobie z Tavina, pewnie nawet nie przyszło do głowy, że z kolei Keillin może potraktować owo zdarzenie poważnie.
– Panienko… – zaczął, nieco zakłopotany, bo jakże tu całą rzecz delikatnie wyłożyć dziecku, które nie do końca jeszcze pojmuje sprawy dorosłych?
Nie zdążył rzec nic więcej, bo Keillin nagle pisnęła z przestrachu.
Sineth odwrócił się szybko i spostrzegł Barina, tutejszego dowódcę zbrojnych, którego spotkał onegdaj, podczas wieczerzy. Mężczyzna przeszedł pod niskim łukiem furty i ruszył w ich stronę. Ujrzawszy obnażony miecz w jego dłoni, Saldarczyk czym prędzej ruszył mu na spotkanie.
– Panie Barinie? – Zmusił się do uśmiechu, świadom obecności dziecka za swoimi plecami.
W odpowiedzi napotkał jedynie szkliste spojrzenie. Barin zamachnął się mieczem, Sineth uskoczył, jednocześnie dobywając broni.
W przeszłości miał już do czynienia z opętanymi i dobrze wiedział, że nie da się kogoś takiego łatwo powstrzymać, bo kieruje nim cudza wola, nie własna. W dodatku człowiek będący pod wpływem uroku zachowywał przynajmniej część posiadanych wcześniej umiejętności. Oznaczało to, że doświadczony szermierz, jakim bez wątpienia był dowódca zamkowej straży, wyzuty zarazem z wszelkich obaw o własne życie czy zdrowie, stał się podwójnie groźny.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

26
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.