Czwarty tom Wielkiej Kolekcji Komiksów DC Comics przynosi kontynuację historii „Green Arrow: Kołczan” ze scenariuszem Kevina Smitha. Niestety ciężko znaleźć dobre argumenty broniące jego pracę.  |  | ‹Wielka Kolekcja DC #4: Green Arrow: Kołczan, cz. 2›
|
W pierwszym odcinku „Kołczanu” Kevin Smith przywrócił do życia Green Arrowa, który kilka lat wcześniej zginął na oczach samego Supermana. Co prawda jego ciała nigdy nie znaleziono, ale nie było szans na to, by cudem się uratował. Tymczasem nagle, jak gdyby nigdy nic, pojawia się na ulicach Star City. Co dziwniejsze, nie tylko nie jest świadomy faktu swojej nieobecności, ale w ogóle nie pamięta kilku lat sprzed zaginięcia. Opiekę nad nim obejmuje Stanley Dover, który pomaga mu odnaleźć się w nowej rzeczywistości. W międzyczasie kolejni superbohaterowie dowiadują się o powrocie kolegi zza światów, prezentując całą gamę reakcji – od szczęści, po skrajną nieufność. W tej drugiej specjalizuje się, jak zawsze, Batman, który za nagłą reinkarnacją Arrowa wietrzy spisek. Jak się okazuje może mieć rację, choć zapewne nie spodziewał się, że jego korzenie tkwią w odwiecznym konflikcie między Niebem i Piekłem. Dowodzi tego nagłe pojawienie się pod koniec poprzedniego tomu demona Etrigana. W przeciwieństwie do poprzednika, część druga „Kołczanu” nastawiona jest na wartką fabułę i szybkie zwroty akcji. To już nie jest błądzenie po omacku w poszukiwaniu punktu zaczepienia, który wyjaśniłby zmartwychwstanie Olivera Queena. Wydarzenia przyspieszają, rozpoczyna się mieszanie w sprawy Piekła i Nieba, nawiązania do przeszłości. Na szczęście jeśli ktoś nie nadąża, zawsze znajdzie się dobra dusza, która dokładnie wyjaśni wszystkie niedopowiedzenia. Na przykład niczym w klasycznych Jamesach Bondach, główny antagonista na końcu ze szczegółami wyjawi swój niecny plan. A jednak tym razem to nie działa. O ile pierwsza część potrafiła zaintrygować niezłymi dialogami i nutą tajemniczości, jej kontynuacja znacznie obniża poziom. Znacznie łatwiej byłoby ocenić „Kołczan” jako całość. Ponieważ jednak zdecydowano się go podzielić i skupiamy się tylko na połowie wieńczącej dzieło, nie ma szans na taryfę ulgową. Od razu zaznaczę, że jakoś nie kupuję sposobu w jaki powrócił Green Arrow. Nie chcę psuć niespodzianki, więc wspomnę tylko, że Kevin Smith przeszarżował. Owszem, nawiązanie do wątków rozpoczynających „Sandmana” Neila Gaimana jest pomysłowy, ale wymieszanie w jednym worze czarnej i białej magii, pokręconych demonów, superbohaterów i prób odtworzenia bliskich relacji Oliviera ze swoim synem (i następcą), a także z Black Canary okazało się ponad siły scenarzysty. Być może przywołany tu Gaiman by sobie z tym poradził, ale Smith to zupełnie inny rodzaj talentu. Jego mocną stroną jest zamiłowanie, jakim darzy komiksy (i popkulturę w całości), umiejętność pisania ciętych dialogów i uważna obserwacja rzeczywistości, którą sprawnie przekuwa w kąśliwą satyrę. Tymczasem tutaj należało być śmiertelnie poważnym, bez głupawych wstawek. Takowe bowiem się pojawiają i nie pasują kompetnie do powagi sytuacji. Na przykład sprawca reinkarnacji Arrowa jest tak wyluzowany, że sprawia wrażenie, jakby robił sobie ze wszystkich żarty (co gorsza on). Dziwnym jest również to, że główni bohaterowie zamieszania dość gładko przechodzą do porządku dziennego nad dziwami, jakie się wokół wyprawiają. Scenarzyście nie pomaga rysownik. Już poprzednio narzekałem na kreskówkowy styl Phila Hestera, ale teraz jest on całkowicie nie do przyjęcia. Potrzebny byłby ktoś, kto potrafiłby uchwycić mistyczny klimat całości, a nie jeszcze bardziej go psuł (na spółkę z inkerem Ande Parksem, smarującym wszystko grubą warstwą tuszu). Przykro mi to mówić, ale tym razem strona wizualna całkowicie rozjechała się z konceptem. Z drugą częścią „Kołczanu” jest ten sam problem, co z zakończeniem innego dzieła Smitha „Daredevil: Diabeł stróż”. Całość zaczyna się obiecująco i napięcie jest utrzymywane przez zdecydowaną większość czas, ale im bliżej końca, tym bardziej ze znużeniem zaczyna zerkać się ile jeszcze zostało stron. Część zwrotów akcji można bowiem przewidzieć, a te, których się nie uda, zamiast wgniatać w fotel, powodują kiełkowanie myśli, że „niemożliwe, aby to się tak skończyło”. Przez lata widziałem już różne dziwne patenty twórców komiksu, więc powinienem się przyzwyczaić, ale jednak od scenarzysty, którego nazwisko stanowi światową markę oczekiwałbym czegoś bardziej przekonującego.
Tytuł: Wielka Kolekcja DC #4: Green Arrow: Kołczan, cz. 2 Data wydania: 5 października 2016 Cena: 39,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 50% |