„Serce umiera ostatnie” nie jest wprawdzie szczytowym osiągnięciem w dorobku Margaret Atwood, ale i tak jest to naprawdę wciągająca lektura. Dzieje się tak, gdyż kanadyjska pisarka z jednej strony zapewniła tutaj czytelnikom znakomitą rozrywkę, z drugiej miała także im coś istotnego do przekazania.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W rozgrywającej się w niedalekiej przyszłości nowej powieści Margaret Atwood obserwujemy losy pewnego małżeństwa, które na skutek kolejnego kryzysu finansowego utraciło najpierw pracę, a później praktycznie cały swój majątek. Stan i Charmaine musieli wyprowadzić ze swego (kupionego oczywiście na kredyt) domu i zamieszkać w samochodzie, a jej skromne wynagrodzenie kelnerki pozwalało im jedynie na zaspokojenie naprawdę podstawowych potrzeb życiowych. Co gorsza w sytuacji powszechnego bezrobocia szanse na znalezienie nowej posady przez Stana były czysto iluzoryczne, a w dodatku na ulicach zrobiło się naprawdę niebezpiecznie, dlatego para głównych bohaterów cały czas musiała też uważać, aby nie paść ofiarą napaści. Nie jesteśmy więc specjalnie zdziwieni, kiedy małżonkowie decydują się na udział w eksperymencie społecznym pod nazwą Pozytron, traktując tę możliwość jako prawdziwy dar losu. Projekt ten miał polegać na tym, że każdy członek odizolowanej od świata zewnętrznego społeczności w jednym miesiącu pracuje i korzysta z w pełni wyposażonego domku, a w kolejnym przebywa w więzieniu, natomiast w części „wolnościowej” Pozytronu mieszka w tym czasie jego zmiennik. Okazuje się, że w porównaniu z warunkami, w których niedawno musieli egzystować, konieczność czasowego pobytu w zakładzie karnym nie wydaje się bohaterom aż tak wielką dolegliwością. Szkopuł tkwi w tym, że po pewnym czasie zaczynają oni dostrzegać, że w tym na pierwszy rzut oka idealnym systemie nie wszystko jest naprawdę tak doskonałe, a w dodatku pokusa naruszenia reguł tam panujących staje się – z różnych przyczyn – coraz większa. Tymczasem Stan i Charmaine mają pełną świadomość, że z Pozytronu po prostu nie można odejść. Wbrew temu, co mógłby sugerować powyższy zarys fabuły, „Serce umiera ostatnie” nie jest jednak typową dystopią. Margaret Atwood potrafi zaskoczyć czytelników nie tylko przekonująco nakreśloną wizją nieodległej przyszłości oraz niespodziewanymi zwrotami akcji, ale także zupełną zmiana klimatu całej opowieści. W zdumienie może już wprawić stylizacja życia w Pozytronie na wyidealizowane realia lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku (wszak czy można nie kochać filmów z Doris Day?), a później zdarzenia z coraz większym rozpędem zmierzają w kierunku tragikomedii o doprawdy przewrotnym zakończeniu. Na uwagę zasługują również ewoluujące pod wpływem powieściowych wydarzeń relacje między parą głównych bohaterów, a także zapadające w pamięć barwne postacie drugoplanowe – warto wspomnieć choćby charyzmatycznego twórcę Pozytronu – Eda oraz Maxa i Jocelyn – zmienników Charmaine i Stana (w tym czworokącie bowiem sporo się wydarzy), czy Conora – „niegrzecznego” brata tego ostatniego, który nie stroniąc od ryzykownych działań, radzi sobie nadspodziewanie dobrze w tych niespokojnych czasach. Nic więc dziwnego, że w trakcie tej lektury z jednej strony świetnie się bawimy, z drugiej zaś cały czas towarzyszy nam uczucie lekkiego niepokoju, gdyż kanadyjska pisarka przedstawiła w sumie całkiem zabawną historię, ale poruszana przez nią kwestia dobrowolnej rezygnacji z części należnych wszystkim ludziom swobód w imię zapewnienia sobie poczucia bezpieczeństwa jest niezwykle istotna i jak najbardziej aktualna.
Tytuł: Serce umiera ostatnie Tytuł oryginalny: The Heart Goes Last Data wydania: 20 kwietnia 2016 ISBN: 978-83-8032-091-8 Format: 384s. 145×205mm Cena: 39,90 Gatunek: fantastyka Ekstrakt: 80% |