Dvorak przyglądał się jej z wyraźnym niedowierzaniem, a Satapathy z szeroko otwartymi oczami. – Wiedział pan o tym? – spytał Hindusa Dvorak, nie odrywając jednocześnie wzroku od opartej o parapet Angielki. Satapathy pokręcił tylko przecząco głową, choć przecież wojskowy nie mógł tego widzieć. – Wolałam nie wtajemniczać we wszystko zbyt dużej liczby osób – wyjaśniła natychmiast psycholog. – Nie chciałam, żeby ktokolwiek zasugerował Pinkowi, czego się od niego oczekuje, a Abhay spędza z nim bardzo wiele czasu. I zdecydowanie za dużo mówi – dodała bez cienia skrępowania i zgasiła niedopałek papierosa.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Dvorak przygryzł szczeciniasty wąs i wyraźnie się zasępił, ale w końcu skinął głową. – Dobrze, zgadzam się, ale do czasu podjęcia decyzji w sprawie przyszłości projektu pan Raczkowski – major Dvorak jako jeden z nielicznych nie miał problemów z wypowiedzeniem nazwiska młodego naukowca – pozostanie pod ścisłą obserwacją. Przeniesiemy pana – zwrócił się do ciągle napiętego jak struna chłopaka – na teren ośrodka. Gdzieś w budynku C powinno znaleźć się jakieś miejsce. Do laboratorium będzie pan doprowadzany pod strażą, tak samo z powrotem. Żadnego opuszczania ośrodka, brak dostępu do sieci, telefon zostawi pan tutaj. – To chyba nie będzie… – zaczęła Kate, lecz Dvorak uciął to krótko. – To moje warunki. Inaczej będę zmuszony aresztować pana Raczkowskiego. To rzekłszy, wyszedł z gabinetu Satapathy’ego, ale dwóch żołnierzy, których przyprowadził ze sobą, pozostało przed wejściem. W ciszy, jaka zapadła, drzwi puszczone swobodnie przez majora Dvoraka zamknęły się nieadekwatnie głośno. Naukowcy spoglądali w nie, jakby spodziewali się dostrzec wypisane tam rozwiązanie największych zagadek wszechświata. W końcu Raczkowski odchrząknął lekko i otworzył już usta, by zacząć wyjaśnienia. – Nie – przerwał mu Satapathy. Siedzący ciągle za biurkiem Hindus pomasował krótkimi palcami skronie. – Nic nie mów. Narozrabialiście z Pinkiem, a ja potrzebuję czasu, żeby zastanowić się, co dalej. Idź gdzieś… zajmij się czymś… Widać było, że spokojny zazwyczaj naukowiec znajduje się na skraju wytrzymałości. Raczkowski mimo wszystko miał instynkt samozachowawczy. Mruknął coś niewyraźnie i powlókł się smętnie w stronę drzwi. Nim te zamknęły się za nim, Kate Monroe dostrzegła jeszcze, że dwóch pozostawionych przez Dvoraka żołnierzy ruszyło natychmiast za młodym programistą. Abhay Satapathy westchnął ciężko i spojrzał na swoją współpracownicę. – Wracam do labu. Trzeba uporządkować bajzel, który zostawili po sobie ludzie Dvoraka. Pliki, papiery… Idziesz ze mną? Monroe skinęła głową w milczeniu. Musieli porozmawiać – to nie ulegało wątpliwości – ale żadne z nich nie wiedziało, jak poruszyć niewygodny temat przedwczesnych testów, jakim mieli poddać Pinka. W laboratorium spędzili prawie trzy godziny, z rzadka tylko odzywając się do siebie. Pieczołowicie segregowali dokumentację, a gdy skończyli z teczkami i papierami, zabrali się za sprawdzanie dysków na zwolnionych przez wojsko komputerach. Kiedy upewnili się, że wszystkie pliki nagłówkowe, biblioteki i moduły wróciły do nich nienaruszone, Abhay zebrał się wreszcie na odwagę. Wsparty na pleksiglasowym blacie stołu montażowego przez chwilę badał wzrokiem twarz koleżanki, jakby starał się wyczytać z niej odpowiedź na niezadane jeszcze pytanie, ale twarz Kate jak zawsze pozostawała nieprzenikniona. W końcu odezwał się: – Powiesz mi wreszcie, co cię podkusiło, żeby oznajmić Dvorakowi, że chcemy dokonać prezentacji Pinka? Nie mamy nawet wstępnej wersji interfejsu, a sama mówiłaś, że bez tego nie ma sensu niczego zaczynać. Nie zareagowała od razu. Podeszła do swojego stanowiska pracy i zaczęła metodycznie segregować rozłożone na stole podzespoły. – Wiem, co mówiłam – odezwała się w końcu cicho. – Ale nie przyszedł mi do głowy żaden inny pomysł spacyfikowania Dvoraka. Wydaje się też, że trudno o lepszą okazję, żeby zademonstrować możliwości Pinka – powiedziała wreszcie. – Przeprowadzimy klasyczny test Turinga i zestaw testów psychologicznych, a potem, gdyby komisja miała jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, przedstawimy im zapisy rozmów Pinka z Woytkiem i sprawę nocnego alarmu. Nie sądzisz, że gotowość do robienia żartów, nawet tak dziecinnych, jest dość dobrym dowodem na istnienie inteligencji? – Stawiasz wszystko na jedną kartę – stwierdził spokojnie Abhay, ignorując jej pytanie. Nie lubił takich rozważań, uważając je za niewiele więcej niż tanią pseudofilozofię. Natomiast sam zapytał: – Uważasz, że Pink jest gotowy? – Musi być. Woytek jest nam potrzebny, jeśli mamy dalej ciągnąć badania. Poza tym jest jeszcze coś… – zawahała się. – Tak? – Satapathy odruchowo spiął się, słysząc ton jej głosu. – Nie czytałeś jeszcze mojego raportu? – upewniła się Monroe. – Nie było kiedy. Najpierw ten alarm, a potem sprawa Woytka. Streścisz mi go? – Spróbuję. Pokrótce: niepokoją mnie wyniki kontrolnych testów behawioralnych. – Dlaczego? – Psychologia nie była domeną Abhaya, natomiast Kate zaliczała się do najlepszych w kraju „psychologów maszyn”, jak określano potocznie behawiorystów zajmujących się badaniami nad sztuczną inteligencją. – Stopień zmian… – zaczęła, lecz natychmiast przerwała, przypominając sobie, jaką alergią Satapathy reagował na wywody psychologów. – Wiesz mniej więcej jak to działa? Hindus najpierw potwierdził skinieniem głowy, ale potem upewnił się jeszcze: – Mierzycie wybrane parametry i porównujecie je z odpowiednio dobranymi cechami ludzkimi, tak? – W dużym skrócie i ogromnym uproszczeniu. – Uśmiechnęła się wyrozumiale. – Więc… zmiany przestały być tak gwałtowne, jak dotąd. – I co z tego wynika? – On dojrzał. Nie wykazuje już tej dynamiki rozwoju, którą przypisujemy dzieciom czy nastolatkom. Gradient wyznaczników rozwoju mentalnego zmalał, a to sugeruje, że Pink osiągnął swój odpowiednik dorosłości. Znacznie wcześniej niż się spodziewaliśmy. Satapathy przez chwilę analizował konsekwencje tego stwierdzenia. – Sugerujesz, że zakładaliśmy zbyt wolne tempo rozwoju? To nie najgorzej z punktu widzenia przyśpieszonych testów. Pink może jeszcze sporo osiągnąć… – Raczej nie – pozbawiła go nadziei Monroe. – Jak to? – On zbliża się powoli do granicy swoich możliwości poznania. Gdyby szukać porównań do ludzkiego mózgu, Abhay, to struktura logiczna Pinka zaczęła już kostnieć. Teraz będzie przede wszystkim korzystać z wiedzy, którą zdobył do tej pory. Etap intensywnego uczenia się ma już za sobą. Przerwała na chwilę i zaczęła w skupieniu studiować swoje krótko przycięte paznokcie. Satapathy znał ją już na tyle dobrze, by wiedzieć, że Kate Monroe szykuje się właśnie do wygłoszenia rewelacji większego kalibru. Nie mylił się. – Widzisz, Abhay, wy od samego początku zakładaliście, że jedynym realnym zagrożeniem jest klasyczne przeuczenie. Że Pink sfiksuje nam jak dawne sieci neuronowe i jeśli dobrze pamiętam twoje referaty, staraliście się go przed tym zabezpieczyć. Moim zdaniem udało się wam aż za dobrze. – Co przez to rozumiesz? – zapytał głucho Hindus. – Pink na pewno nie dotarł do etapu, w którym traci zdolność poprawnego generalizowania, nie jestem za to pewna, czy osiągnął maksimum swoich możliwości. Widzisz, zawsze zakładaliśmy, że on… one będą w stanie nas prześcignąć albo chociaż dorównać. Że moc obliczeniowa da im przewagę. Tymczasem wstępne testy wykazują, że Pink intelektualnie nie przewyższa ciebie czy mnie. I przy ograniczeniach, jakie mu narzuciliście, nigdy nie będzie. Satapathy nie odpowiedział. W tej chwili nie potrafił znaleźć odpowiednich słów. Wiedział, że działali bardzo zachowawczo, że rzeczywiście obłożyli procedury odpowiedzialne za budowanie połączeń pseudo-neuronowych olbrzymimi obwarowaniami. W skrytości ducha obawiał się, że to może poważnie ograniczyć możliwości systemu, nie podejrzewał jednak, że aż tak bardzo. Szybko wybudził swój terminal i uruchomił symulację możliwości sieci leżącej u podstaw systemu PINKK. Znał ją na wylot, więc dobranie odpowiednich parametrów zajęło mu tylko kilkanaście minut. Kate czekała cierpliwie. |