powrót; do indeksunastwpna strona

nr 9 (CLXI)
listopad 2016

Wielki Ranking komiksów Thorgala
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Konrad Wągrowski
Po kliku tomach, w których twórcy próbowali równolegle prowadzić opowieści o losach Thorgala i Jolana można było stwierdzić, że nie ma specjalnego sensu rozbijać historii na dwie opowieści, z których żadna nie ma szansy wybrzmieć na 48 stronach. „Statek-miecz” naprawia ten błąd – tym razem prawie cały komiks poświęcony jest jednemu wątkowi. Tyle tylko, że jest to wątek Thorgala, który z pozoru odchodził już na drugi plan, a Jolan w tej części występuje jedynie gościnnie. O dziwo, wcale nie wychodzi to komiksowi na złe. Thorgal nie filozofuje, nie rozpacza, nie snuje się, ale DZIAŁA. Działa w starym dobrym stylu – myśli, kombinuje, walczy, jest stanowczy i zdecydowany. Poszukiwanie syna Aniela na kupieckim statku, na którym został zaangażowany przez niejakiego Pietrowa jako ochroniarz, daje Thorgalowi szansę na dwie dramatyczne przygody. Najpierw pomaga przebić się przez pułapkę ludzi Białego Stepu, mających chrapkę na przewożony na statku towar. Następnie, wysłany z misją handlową, pakuje się w jeszcze gorszą kabałę, w której wezmą udział żołnierze niejakiego króla Gustaafsona, berło wyżej wymienionego króla oraz morskie potwory (pomysł, by wody przypominające Morze Białe zaludnić orkami, zasługuje na uwagę). Fabuła jest liniowa, ale wcale nie prostacka – mamy tu wyścig z czasem, pułapki i podstępy, paskudnego przeciwnika, no i oczywiście nad wyraz zbożny cel. Po całej serii słabszych komiksów nareszcie dzieło udane, przywołujące klimat dawniejszych części, w szczególności chyba niezłej „Czarnej galery”.
Paweł Ciołkiewicz
Ze wszystkich tomów cyklu o Shaiganie Bezlitosnym najwyżej w naszym zestawieniu znalazła się „Klatka”. Trzeba przyznać, że zakończenie tej opowieści o problemach z tożsamością Thorgala rzeczywiście wyszło twórcom najlepiej i dzięki temu udało im się nieco zetrzeć złe wrażenie, jakie pozostawiły poprzednie odsłony tego cyklu. Pomysł, by zamknąć głównego bohatera w klatce sprawdził się doskonale. Moment, w którym Aaricia widzi swojego męża, ale mimo wszystko traktuje go jak obcego mężczyznę jest niezwykle poruszający, a ich nocna rozmowa pozostaje być może jednym z najmocniejszych momentów całej serii. No i oczywiście mamy tu spektakularny finał rozgrywający się w strugach deszczu, w którym Thorgal niczym Rambo eliminuje po kolei kolejnych wrogów.
Adam Kordaś
„Niewidzialna forteca” nawet na tle obfitującego w nader niezwykłe lokalizacje cyklu o Thorgalu wyróżnia się niezwykłym miejscem akcji. Początkowo zapowiada się jak dość zwyczajna awanturnicza kontynuacja autowygnańczego epizodu w życiu obdarzonego zadziwiającą umiejętnością przyciągania wszelakich kłopotów wikinga z gwiazd. Szybko okazuje się, że tym razem Thorgal będzie musiał zmagając się z cieniami przeszłości w imię ratowania przyszłości dotrzeć do samego jądra ciemności poszukując tytułowej „niewidzialnej fortecy”. Cóż, można się było spodziewać, że podróżowanie w towarzystwie Kriss de Valnor nie jest dobrym pomysłem dla kogoś pragnącego spokojnego nie rzucającego się w oczy bogom życia… Pomysły i pragnienia bezwzględnej Kriss nie dają się bowiem pogodzić z zasadami którym hołduje tyleż mężny co prostoduszny Thorgal. Przyjdzie mu się gorzko przekonać, że nie ma nic gorszego jak gniew wzgardzonej kobiety – zwłaszcza uzbrojonej. Ale gdy jedna wplącze go w tarapaty los postawi na jego drodze kolejną by podać mu pomocną dłoń… Wszystko jednak ma swoją cenę – ta którą zapłaci za ocalenie i usunięcie się spod bacznego spojrzenia bogów odciśnie się strasznym piętnem na całym przyszłym życiu Thorgala i jego rodziny – tylko Kriss de Valnor będzie wniebowzięta. Ogólnie ciekawy, rzekłbym mitologiczno psychologiczny album bogaty w liczne nawiązania do poprzednich przygód i stanowiący punkt wyjścia do zupełnie nowego okresu w życiu głównego bohatera… A właściwie tego co z niego zostało.
Adam Kordaś
O tym, że Thorgal nadzwyczaj skutecznie przyciąga kłopoty wiedzą wszyscy łącznie z nim samym. Obawa, że owa właściwość naszego bohatera zagraża także jego ukochanej rodzinie skłoniła go do opuszczenia z ciężkim sercem swych bliskich dla ich własnego dobra. Spotykamy go w „Słonecznym mieczu” wędrującego samotnie poprzez odległą od północnych siedzib wikingów krainę, którą sądząc po klimacie i dziwnie swojsko brzmiących imionach, można by chyba identyfikować z południowymi rejonami słowiańszczyzny. Pozornie sielska sceneria szybko ukazuje swe mniej przyjemne oblicze wciągając tyleż brutalnie co przypadkowo Thorgala w rozgrywkę na śmierć i życie pomiędzy od niedawna władającym tymi ziemiami posiadaczem tajemniczego „słonecznego miecza” Orgowem a siejącymi postrach w okolicy banitami z bagien pod wodzą niejakiego Jaryły, byłego kapitana gwardii poprzedniego władcy . Jak zwykle nie będzie łatwo. Nie raz przyjdzie popaść naszemu bohaterowi w niewolę, nie raz będzie musiał wysilić spryt i mężne ramię by się z niej oswobodzić i uratować skórę swoją a czasem także przyjaciół. Okaże się, że dobre uczynki procentują – dodatnio albo ujemnie. A starzy znajomi pojawią się w najmniej oczekiwanych okolicznościach przywołując nie najlepsze wspomnienia z bardzo odległych krain. I udowodniając, że wszystko się z czasem zmienia poza wrednym charakterem… Cóż, cała opowieść jest w zasadzie tylko odpryskiem prawdziwie wielkiej przygody z przeszłości a zarazem łącznikiem z o wiele bardziej radykalnymi zmianami w życiu Thorgala mającymi dopiero nadejść. Trudno się więc dziwić, że chyba najciekawszym wątkiem wcale nie są perypetie naszego ulubionego gwiezdnego wikinga na dobrowolnym wygnaniu a przygody pewnego ambitnego chłopskiego synka o czystym sercu i bardzo realistycznie patrzącej na świat młodej księżniczki.
Marcin Osuch
Ten komiks był objawieniem. Objawieniem po względem edycyjnym. Twarda okładka, kredowy papier, żywe kolory, wyraźny druk. Bodaj pierwszy na polskim rynku. Mało kto wiedział, że tak można wydawać komiksy (i że tyle mogą kosztować). Otworzyła też „Strażniczka kluczy” manierę (jeszcze wtedy przyjętą z zainteresowaniem) powrotów do wcześniejszych motywów i postaci czyli: Strażniczka Kluczy, Volsung z Nichor, Tjahzi i jeszcze parę. Tutaj to jeszcze miało paradoksalnie powiew świeżości, później doprowadziło do wypaczenia całej serii. Ciekawie też zakończył się ten album. Przypomnijmy, odejściem Thorgala od rodziny. Szkoda, że autorzy zamiast wykorzystać ten niezły pomysł i stworzyć kilka historii podobnych do „Łuczników” (Thorgal bez rodzinki), jakby sami się przestraszyli swojego pomysły i od razu zaczęli wiosłować z powrotem do brzegu (po drodze zmieniając Aegirssona w jakiegoś Shaigana). Szkoda.
Adam Kordaś
Co prawda już druga część przygód Thorgala „Wyspa lodowych mórz” odkrywała przed czytelnikami jego nieziemskie pochodzenie jednak dopiero w „Gwiezdnym dziecku” poznajemy ze szczegółami fantastyczną historię stojącą za pojawieniem się na Ziemi naszego bohatera. Na album składają się trzy opowieści „Zaginiony drakkar”, „Metal, który nie istniał” i „Talizman”. Pierwsza przedstawia nadzwyczaj dramatyczne okoliczności w jakich po raz pierwszy przecięły się ścieżki losów dziecka mającego stać się Thorgalem Aegirssonem z jego późniejszym przybranym ojcem, wodzem wikingów Leifem Haraldsonem. Druga jest utrzymaną w fantastyczno mitologicznym klimacie opowieścią o rozpaczliwym poszukiwaniu przez krasnale tytułowego „metalu, który nie istniał” by uchronić ich lud przed popadnięciem w niewolę straszliwego wielogłowego węża Nidhogga. Pod koniec tysiącletnich poszukiwań okazuje się, że jedynie mały chłopiec z wioski wikingów o imieniu Thorgal posiada coś, co może ocalić krasnale przed skutkami lekkomyślności ich władcy. Czeka go w związku z tym nadzwyczaj trudna próba charakteru, wytrzymałości i odwagi. Oraz skrajnego poświęcenia, za które nagrodą będzie miłość jego życia… Ostatnia opowieść obszernie przedstawia splot nieziemskich wydarzeń poprzedzających pojawienie się Thorgala na Ziemi stanowiąc przy okazji swego rodzaju ukłon w kierunku innego słynnego cyklu – „Ekspedycji”. Trzeba dodać, że jest to wersja nieco inna niż ta zaprezentowana w „Wyspie lodowych mórz”. Wyjaśnia się też dlaczego mimo, że jest „gwiezdnym dzieckiem” nie wykazuje żadnych nadnaturalnych zdolności. Ogólnie jest to chyba jedyny album zawierający połączone jednocześnie dwa główne nurty przewijające się przez całą sagę – fantastyczno naukowy i mitologiczno fantastyczny. W dodatku wątki w nim poruszone znajdą swe rozwinięcie w wielu kolejnych odsłonach przygód Thorgla mimo, że on sam nie będzie sobie z tego zdawał sprawy.
Wojciech Gołąbowski
Ostatni z cyklu „indiańskich” przygód Thorgala i jego rodziny pozornie nie powinien zawierać ciekawych treści. Bo przecież wszystko, co bohaterowie mieli do zrobienia, odbyło się już w poprzednich tomach. Cóż więc pozostało? Ano, wygrać wojnę to jedno, a zorganizować życie na terenach jeszcze do niedawna objętych walkami – to drugie. Umarł król, niech żyje… no, właśnie, kto? Ogotai odszedł w chwili swej świetności. Lud Xinjinsów w miejsce Tanatloca ma nowego wodza – Hurukana, jasnowłosego chłopca zza Wielkiej Wody. Czy ten jednak chce być władcą ludu? I czy w ogóle ktokolwiek będzie go o to pytał? Niektórym marzą się rządy marionetkowe, gabinet cieni, sterowanie naiwnym młodzieńcem… A dla realizacji swych wizji nie cofną się przed niczym. Trzynasta księga przygód Thorgala opowiada o tym, czym jest zaufanie, a czym naiwność, czym chciwość i czym bohaterstwo. Wreszcie – czym jest silna władza, a czym – rodzina.
Miłosz Cybowski
Thorgal z „Upadku Brek Zarith” to ten sam Thorgal, który walczył o swoją żonę w „Trzech starcach”, czyli, jak na samym początku mógł dowiedzieć się Shardar, największe zagrożenie dla jego królestwa. I choć także tutaj nie brakuje interesujących bohaterów drugoplanowych (z księciem Galathornem, samym Shardarem czy Jorundem Bykiem), siłą napędową fabuły jest właśnie Thorgal… i jego syn, Jolan, o którym on sam dowiaduje się dopiero w trakcie tej historii. Sposób, w jaki przedstawiono tytułowy upadek, zarówno pod względem fabularnym, jak i graficznym, zasługuje na prawdziwe uznanie, a sam Shardar, w przeciwieństwie do wielu innych despotoów, jest w pełni świadomy kresu swojego imperium.
Miłosz Cybowski
„Czarna galera” jest początkiem niewielkiej, trzytomowej serii (pozostałe dwie części to „Ponad krainą cieni” i „Upadek Brek Zarith”) opisującej losy Thorgala i Aarici, którym los i bogowie nie pozwolili wieść spokojnego życia wieśniaków. A wszystko za sprawą jednej nieszczęśliwej miłości i drobnej zemsty, która okazuje się brzemienna w skutkach nie tylko dla Thorgala i Aarici, ale również dla tych, którzy ich ugościli. „Czarnej galerze” brakuje może tego samego rozmachu, jaki charakteryzował „Krainę Qa”, ale jednocześnie, dzięki znakomitemu zarysowaniu bardzo różnych charakterów, od młodej, niedoświadczonej Shaniah, po cynicznego Jarla Ewinga, jest to wyjątkowo przejmująca opowieść. Nie sposób nie docenić owej kameralności, nawet jeśli zakończenie (łączące „Czarną galerę” z dwoma kolejnymi albumami) wydaje się trochę niedopracowane.
Adam Kordaś
Po albumie „Zdradzona czarodziejka” nic nie wskazywało na to, że kontynuacja rozpoczętej w nim historii nie będzie kolejną wyprawę w krainę miecza z niewielką domieszką magii… Początkowo zresztą będąca jej bezpośrednią kontynuacją „Wyspa lodowych mórz” wydaje się opowieścią o podobnym klimacie. Oto Aricia w dniu jej zaślubin z Thorgalem zostaje porwana przez dwa wielkie orły posłuszne woli swego tajemniczego władcy na pokład niezwykłego statku bez żagli i wioseł, który unosi ją w kierunku skutej lodem północy. W pościg rusza ad hoc zmontowana wyprawa pod wodzą Bjorna, nieodrodnego syna Gandalfa Szalonego. W jej skład wchodzi również Thorgal, który pamiętając obietnicę zemsty wieńczącą „Zdradzoną czarodziejkę” domyśla się kto za tym wszystkim stoi. Niestety gdy pośród wikingów wybucha wewnętrzny konflikt o sens dalszego pościgu nikt nie chce słuchać głosu rozsądku z fatalnym skutkiem dla całej wyprawy. Okazuje się, że cudem uratowany przez zamieszkujących krainę lodów Slugów Thorgal musi się zmierzyć na drodze do uratowania swej ukochanej nie tyle z obdarzonym magiczną mocą „panem orłów” co z tajemnicą nie z tego świata kładącą się długim cieniem na jego własnym pochodzeniu… Odkrywa, że ani zemsta ani Aricia nie były kluczem do wyjaśnienia zagadki „Wyspy lodowych mórz” tylko pewien przygarnięty przed laty przez wikingów chłopiec.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

126
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.