– A jeśli niczego nie znajdą? – Nie mam pojęcia, Kate. Podejrzewam, że lepiej byłoby, gdyby znaleźli. – Abhay Satapathy przeczesał nerwowym ruchem krótko przystrzyżone, gęste włosy. – Szkoda by było, gdyby cofnęli nam fundusze. Musielibyśmy zawiesić projekt… – Doktorze Satapathy, pani doktor Monroe… – odezwał się dźwięczny, choć pozbawiony intonacji głos. – To nie jest odpowiednia pora, Pink – oznajmił Satapathy ze znużeniem. – Jesteśmy cholernie zajęci. – Jest pan zmartwiony, doktorze Satapathy – zaopiniował głos. – Brawo, Watsonie – mruknęła Kate pod nosem. Głos umilkł na chwilę, a potem odezwał się znów: – To miał być żart, pani doktor. – Gramatyka, Pink. Gramatyka – westchnęła Kate. – „Czy to miał być żart, pani doktor?”. – Przepraszam. Ciągle mam trudności z dostosowaniem warunków początkowych w procedurach kontroli zachowań. Komunikat ten wydał się Hindusowi tak absurdalny w zaistniałej sytuacji, że naukowiec nie zdołał powstrzymać cichego parsknięcia. Pink od miesięcy działał bez zarzutów, ale sterowanie mową nadal wymagało dopracowania czy raczej opracowania. Zespół badawczy skupiał się do tej pory przede wszystkim na przygotowaniu funkcji logicznych, prace nad „interfejsem” odsuwając ciągle na później. W efekcie Pink niejednokrotnie już przejawiał wysoką empatię – bywało, że głębszą niż sam Satapathy – lecz niezmiennie wygłaszał wszystkie myśli ostrym, syntezowanym głosem maszyny. Abhay uznał, że pora najwyższa wziąć się za odkładaną ciągle kosmetykę. Pracownikom jego zespołu nie przeszkadzało, że Pink przemawia do nich niczym robot z filmów z lat siedemdziesiątych, za to wątpliwe, by urzędnicy z finansujących projekt Home Office i Ministerstwa Obrony docenili możliwości logiki systemu, jeśli nie zostanie im ona zaprezentowana w odpowiedniej postaci. A to zdaniem Kate Monroe oznaczało jedno: możliwie ludzkiej. I Abhay zgadzał się z nią w zupełności, choć nie mógł powiedzieć, by rozumiał taką postawę. Ponownie uruchomił odtwarzanie nagrania i skupił całą uwagę na ekranie monitora. Szary, lekko migoczący obraz nie chciał jednak ujawnić niczego nowego. Satapathy poczuł, jak ogarnia go coraz większa senność. Podniósł się gwałtownie od stołu i przeciągnął mocno – to nie była najlepsza pora na słabość. Żeby trochę się rozbudzić, rozpoczął niemrawą wędrówkę wzdłuż ściany laboratorium. Co chwilę przystawał przy ustawionych wzdłuż niej szafkach, brał do ręki leżące na blacie podzespoły, oglądał je niewidzącym wzrokiem, potem odkładał na miejsce. – Doktor Monroe – niespodziewanie odezwał się znowu Pink. Satapathy westchnął zrezygnowany – słowa te padły dokładnie w chwili, gdy w głowie pojawił się mu zarys planu działania na najbliższą przyszłość. Opadł ciężko na stojące nieopodal krzesło na kółkach i zaczął bezmyślnie jeździć w prawo i lewo. – Tak, Pink? – Niezachwiany spokój Kate Monroe jak zawsze zdumiał Hindusa. – Po analizie sytuacji dochodzę do wniosku, że jednak: „To miał być żart, doktor Monroe”. Nie w formie pytającej. Kate zmarszczyła brwi, nie wiedząc, jak rozumieć ten komunikat, lecz Abhay nagle poczuł, jak zmęczenie mija mu bezpowrotnie. Monotonne skrzypienie kółek ucichło, a naukowiec w jednej chwili odzyskał zainteresowanie rozmową z systemem. – Co masz na myśli, Pink? – zapytał, starając się jednocześnie utrzymać emocje na wodzy. Kate spojrzała na kolegę wyraźnie zaskoczona. Po raz pierwszy, a współpracowali ze sobą już przecież od siedmiu lat, usłyszała, by Abhayowi zadrżał głos. – Myślałem, że to będzie zabawne. Nie chciałem narobić szkód. Przepraszam. Tym razem i niewzruszona Angielka głośno wciągnęła powietrze. – Woytek, jak mogłeś? To było cholernie nieodpowiedzialne. W gabinecie Satapathy’ego, w bloku B – osobnym budynku połączonym z pawilonem laboratoriów jedynie podziemnym korytarzem – siedzieli Satapathy, Kate Monroe, lekko znudzony młody naukowiec oraz mężczyzna w średnim wieku ubrany w mundur polowy. Wojtek Raczkowski, najmłodszy w zespole pracującym nad projektem PINKK, nie wyglądał wcale na zakłopotanego. Współpracę z Satapathym rozpoczął zaledwie trzy lata wcześniej, gdy zdołał wygrać konkurs na projekt procedur kontroli zachowań w systemie opartym na schemacie sieci neuronowej zastosowanej w układzie skończonej liczby bioprocesorów. Tym samym zresztą, którego pochodną zastosowano teraz w PINKK. Po rozstrzygnięciu konkursu Satapathy zaproponował laureatowi staż przy pracy nad startującym właśnie projektem, a Wojtek nie zastanawiał się dwa razy. Aż dotąd Hindus ani przez chwilę nie żałował swojej decyzji. Teraz spoglądał na młodszego kolegę z wyraźnym wyrzutem i smutkiem takim, jaki odczuwa się, gdy młodszy brat popełni jakieś wyjątkowe głupstwo. – Nadal nie rozumiem, jak ten system miałby sterować zabawką – wycedził major Dvorak przez zaciśnięte zęby, świdrując przy tym wzrokiem siedzącego pod ścianą Raczkowskiego. – Autko jest sterowane podczerwienią, więc pewnie przez któryś z unitów w labie – wyjaśnił zdawkowo młody człowiek. – Ale o konkrety musiałby pan zapytać Pinka. To był jego pomysł od początku do końca. Ja tylko załatwiłem rekwizyty. – Zatem przyznaje pan, że wniósł pan na teren ośrodka ten przedmiot? – to mówiąc, Dvorak wskazał na leżącą na burku Satapathy’ego zabawkę. – Owszem. – Raczkowski wzruszył ramionami. – Nie wiem tylko, o co ten hałas. Przecież nikomu nic złego się nie stało. – Złamał pan przynajmniej pięć przepisów regulaminu oraz pogwałcił co najmniej dwa paragrafy zasad bezpieczeństwa. Nie wspominając o kosztach uruchomienia procedur alarmowych – odparł sztywno Czech, strzepując jednocześnie nieistniejący pyłek z materiału spodni munduru. – Muszę prosić pana o złożenie przepustki do laboratorium i oddanie wszystkich materiałów, nad którymi pan pracował. Raczkowski zacisnął zęby tak mocno, że aż zgrzytnęło. Przez chwilę wydawało się, że będzie protestować, jednak ostatecznie nic nie powiedział. Drżącymi palcami zaczął odpinać zamocowaną przy pasku plastikową plakietkę, która otwierała większość drzwi w LAB-4. Satapathy przyglądał się temu w skupieniu i gorączkowo myślał, w jaki sposób mógłby powstrzymać zapędy wojskowego służbisty. Młodszy kolega zachował się nieodpowiedzialnie, ale był zbyt cenny dla zespołu, by pochopnie odsuwać go od badań. Abhay kilka razy szykował się nawet, by przedstawić jakąś propozycję, za każdym razem jednak rezygnował. Nie chciał drażnić Dvoraka, który w obecnej sytuacji – gdy w ośrodku nadal obowiązywał stan wyjątkowy – trzymał w ręku władzę niemal absolutną. Niespodziewanie odezwała się milcząca dotąd Monroe. – Majorze, proszę się jeszcze wstrzymać z usuwaniem pana Ratch-kov-skiego – wymówiła powoli obce jej nazwisko – z ośrodka. Przynajmniej do czasu, gdy przedstawiciele obu ministerstw nie zapoznają się z rezultatami naszej pracy, w tym z wynikami doświadczenia, jakie Woytek przeprowadził na moje polecenie. Hindus otworzył usta, by zadać cisnące się na nie pytanie, lecz w ułamku sekundy zrozumiał, że byłoby to wysoce nierozsądne. Poprawił się tylko w fotelu i zerknął na stojącego przy biurku Raczkowskiego, lecz jego młody współpracownik był zbyt zaskoczony, by zareagować jakkolwiek na oświadczenie Kate Monroe. – Co pani sugeruje, doktor Monroe? – rzucił szczekliwie Dvorak. – Przygotowujemy się do przeprowadzenia ostatecznych testów projektu PINKK – wyjaśniła spokojnie Kate, zapalając papierosa i zaciągając się leniwie dymem. Satapathy skrzywił się lekko. Nie lubił, gdy Kate przy nim paliła, ale psycholog uparcie utrzymywała, że żadne, najlepsze nawet syntetyczne papierosy nie uspokajają jej tak, jak stary, dobry tytoń. – Jak pan zapewne wie, pracujemy nad samouczącym się systemem komputerowym, potocznie nazywanym sztuczną inteligencją. Przerwała na chwilę i znów zaciągnęła się głęboko. Major zachmurzył się wyraźnie – nienawidził naukowego bełkotu i rozwlekłego sposobu wysławiania się flegmatycznej Angielki – ale czekał cierpliwie. Monroe zaczęła wyjaśniać: – Zaprojektowanie odpowiednich algorytmów nie jest proste, majorze, ale jeszcze trudniej jest ocenić ostateczny efekt pracy. Istnieją oczywiście odpowiednie testy i procedury informatyczne, lecz nawet one nie dają rozstrzygającej odpowiedzi na pytanie czy mamy do czynienia z bardzo sprawnym emulatorem, czy też przygotowany zestaw algorytmów rzeczywiście zasługuje na miano inteligencji. Dlatego zdecydowałam się zrezygnować z klasycznego podejścia i przeprowadzić serię testów psychologicznych, a pan Ratchkovsky zgodził się mi pomóc. |