Opuśćmy rejony lingwistyki, przenieśmy się wyżej, na pogranicze metafizyki i filozofii umysłu. Jednym z głównych problemów od setek lat rozdzierających – i napędzających – filozofię jest konflikt między determinizmem a wolną wolą. Klasyczna fizyka newtonowska głosi, że prawa ruchu materii determinują los wszechświata. W każdym momencie istnieje jedna możliwa przyszłość. Moglibyśmy ją zasadniczo przewidzieć, gdybyśmy „tylko” znali aktualne położenie wszystkich atomów oraz dysponowali środkami obliczeniowymi pozwalającymi na obrachowanie ich trajektorii. Co prawda w praktyce oba te wymogi są niemożliwe do spełnienia; nie zmienia to jednak faktu, że w powyższej perspektywie równania z góry określają przyszłość. Fizyka kwantowa demoluje newtonowski porządek głosząc, że na poziomie mikroskopijnym – mniej więcej od molekuł w dół – w przyrodę wbudowana jest nieodłączną losowość. Nie pozwala ona przewidzieć nam zachowania atomów ze stuprocentową pewnością. Chociaż wiemy dzięki Schrödingerowi, jak ewoluują w czasie rozkłady prawdopodobieństwa, równania nie powiedzą nam, co naprawdę się wydarzy. Przyroda każdorazowo podejmuje decyzję dopiero w ostatniej chwili. Dopóki nie zajrzymy do pudła, dopóty kot będzie zarazem żywy i zdechły. Nawet jeśli na poziomie makroskopijnym owa kwantowa nieokreśloność jest zupełnie niewidoczna, to i tak dla funkcjonowania świata ma znaczenie równie istotne co świeca zapłonowa ukryta w trzewiach silnika benzynowego. Kiedy więc próbujemy wytłumaczyć działanie ludzkiego umysłu teoriami fizycznymi, psychologiczna intuicja rozłazi się w szwach. Najpierw fizyka klasyczna powiada nam, iż wolna wola nie istnieje. Istnieć nie może, gdyż skorośmy istotami fizycznymi, skoro za nasze myśli oraz zachowania odpowiadają elektryczno-chemiczne posykiwania neuronów, a tworzące je atomy zostały wprawione w ruch bez naszego udziału i nie podlegają naszej psychicznej, „zewnętrznej” woli – to pozostaje nam tylko rola bezwolnych obserwatorów, co najwyżej łudzących się, że posiadają władzę nad swoimi działaniami. Z kolei fizyka kwantowa wyłącza mózg spod naszego nadzoru stwierdzając, iż u samych podstaw nasze myślenie przebiega w sposób losowy. Za każdym razem, gdy podejmujemy jakąś decyzję – kawa czy herbata, kobieta czy komputer – w naszej głowie niewidzialna ręka rzuca kwantowymi kośćmi. Tak czy owak, wolna wola nie jest wolna. Jak uratować ją – i nas samych? W literaturze filozoficznej wyczytamy wiele potencjalnych rozwiązań. Można podważyć prawdziwość obowiązujących teorii fizycznych, założyć, że prędzej czy później nastanie nowy paradygmat – nieklasyczny, niekwantowy – godzący matematyczną naukę z subiektywnym poczuciem swobodnego wyboru. Można uznać – za Kartezjuszem oraz jego intelektualnymi spadkobiercami – że umysł wyjęty jest spod władzy fizyki i rządzi się swoimi prawami, że obok zdeterminowanej „res extensa” istnieje niezależna „res cogita”, skarbnica autonomicznej, samoświadomej inteligencji. Można próbować szukać rozwiązania w religii widząc w Bogu gwaranta wolnej woli, albo sięgnąć po bardziej radykalne wynalazki filozoficzne pokroju panpsychizmu (twierdzącego, że nawet w martwej materii kryją się zalążki świadomości) czy też idealizmu (podporządkowującemu świat materialny światu umysłowemu). Można wreszcie uznać, że przyczynę dylematu stanowi nasze uproszczone pojęcie przyczynowości. Prawa fizyki dotyczą wyłącznie jednej jej odmiany i nie mają nic do gadania w sprawie przyczynowości podmiotów. Decyzji ludzkich nie regulują. Którą opcję afirmował w „Historii twojego życia” Ted Chiang? Żadnej! Zamiast odpierać tezę o braku wolnej woli antytezami ją przywracającymi – lub odwrotnie – pisarz dokonał spektakularnej syntezy. Mało kto zachwalając opowiadanie zwraca na nią szczególną uwagę, co jest o tyle dziwne, że Chiang przedstawia swój pomysł czarno na białym stosując przy tym atrakcyjną analogię związaną, jakżeby inaczej, z fizyką: W fizyce – tyczy się to zarówno wariantu klasycznego jak i kwantowego – istnieją dwa ogólne schematy opisywania zjawisk. Ten bardziej intuicyjny, sprzężony z rachunkiem różniczkowym, rozpisuje trajektorię przyszłych (bądź przeszłych) wydarzeń obierając za punkt wyjścia bieżący stan materii. Na przykład: wiedząc, gdzie w danej chwili znajdują się i z jaką prędkością poruszają kule bilardowe, potrafimy wyliczyć ich położenie za pięć sekund. Natomiast drugi schemat, którego teoretyczną podwalinę stanowi tak zwana zasada najmniejszego działania, za jednym zamachem porównuje ze sobą wszystkie logicznie możliwe tory ruchów – oto potęga aparatu całkowego! – i wskazuje zestaw najprostszy w urzeczywistnieniu. W obu schematach zawierają się poniekąd dwie różne koncepcje czasu. Schemat różniczkowy wyróżnia teraźniejszość, schemat całkowy emancypuje przeszłość i przyszłość. Obie metody są komplementarne, obie leżą w tej samej odległości od prawdy. Co wymyślił Chiang? Porównał schemat różniczkowy do percepcji ludzkiej, a schemat całkowy do percepcji obcych, umieszczając w samym środku swej brawurowej konfiguracji kwestię wolnej woli. Ceną, jaką musimy płacić za jej posiadanie, jest życie pod dyktatem teraźniejszości – lub, odwracając punkt widzenia, rekompensatę za naszą ignorancję przyszłości stanowi możliwość podejmowania prób jej kształtowania. Z kolei percepcja obcych przemienia różniczkę w całkę: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość obserwujemy jednocześnie, lecz w takim ujęciu okazuje się, iż z tą ostatnią nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Przy podejmowaniu decyzji mogących potencjalnie na niej zaważyć stajemy się chłodnymi obserwatorami własnych, zdeterminowanych poczynań. Wiedza o przyszłości eliminuje wolną wolą – oraz wolnej woli potrzebę – bowiem wolna wola, przywołując pewien brodaty matematyczny dowcip o różniczce, to po prostu wyniczek odejmowanka przyszłości od teraźniejszości. Nawet u czytającego „Historię twojego życia” łatwo w tym momencie o krytyczną pomyłkę – a Villeneuve i Heisserer wpychają ją wręcz widzowi do gardła. Owo wzajemne wykluczanie się determinizmu i wolnej woli nie ma charakteru stricte metafizycznego, jest zjawiskiem epistemologicznym. Bohaterka utworu nauczywszy się języka Heptapodów, nie zyskała wcale umiejętności podróżowania w czasie, czy to dosłownego, czy zaledwie mentalnego. Nie posiadła też zdolności naiwnie pojmowanej prekognicji. Czas, determinizm i wolna wola są w uniwersum Chianga – może także w naszym – pojęciami subiektywnymi. Przyszłość można zobaczyć w sposób całkiem naturalny, lecz tracąc tym samym wolną wolę 1). Naciągane? Nie. Po pierwsze, na podobny pomysł wpadł Immanuel Kant, jeden z najwybitniejszych filozofów wszech czasów, który zburzył nim mur między racjonalizmem a empiryzmem i pod koniec XVIII wieku pchnął swą dostojną dyscyplinę w nowym kierunku. Również według Kanta pojęcia czasu, przestrzeni, przyczyny oraz skutku są kategoriami poznania wbudowanymi [i]a priori[/i] w aparat poznawczy człowieka. Gdyby „Krytyka czystego rozumu” nie była traktatem filozoficznym, tylko oświeceniową powieścią fantastyczną, dowiedzielibyśmy się pewnie, jakie kategorie percepcji posiadają Księżycanie. Po wtóre, Chiang w opowiadaniu ilustruje zaproponowaną przez siebie dychotomię optyczną iluzją wymyśloną bodajże w 1915 r. przez rysownika i satyryka W. E. Hilla. Dość znany obrazek przedstawia zarazem żonę oraz teściową – podbródek patrzącej w prawo eleganckiej kobiety jest też nochalem baby w chuście kierującej wzrok ku lewemu dolnemu rogowi. Jednakże nie sposób dostrzec obu twarzy w tym samym momencie. Młodość wyklucza starość. Akurat to porównanie uważam w kontekście „Historii twojego życia” za chybione, bowiem każdy, kto potrafi dostrzec żonę, dostrzeże i teściową. O niebo lepszą ilustrację stanowi ta, na której widać albo dziewięć delfinów, albo parę wykonującą ćwiczenie z „Kamasutry”. Dorośli błyskawicznie dostrzegą seks, lecz gdy psychologowie pokazywali rysunek dzieciom, te widziały tam tylko delfiny. Powód jest prozaiczny – dzieci nie poznały i nie wypracowały jeszcze pojęć związanych z miłością fizyczną, w ich umyśle nie utrwaliły się jeszcze (nie)stosowne reprezentacje wizualne. Słowem, dzieci nie znały odpowiedniego „języka”. Właśnie tutaj Chiang kładzie ostatnią cegiełkę swego majstersztyku. Kluczem do percepcji Obcych, zgodnie z zasadą lingwistycznej względności Whorfa vel „hipotezą Sapira-Whorfa”, jest ich język, nie ten mówiony, siłą rzeczy linearny, gdzie poszczególne dźwięki muszą następować po sobie jeden za drugim, lecz pisany, semazjograficzny, odcinający się od fonetyki, w którym skomplikowane symbole reprezentują konglomeraty idei zagnieżdżając rekursyjnie podrzędne frazy. Wyraź teraz poprzednie zdanie w jednym ideogramie, a poznasz przyszłość. Albo raczej: Jeżeli wynajdziesz i opanujesz język pozwalający na zapisywanie wielokrotnie złożonych zdań – długich akapitów – całych rozdziałów – pojedynczymi ideogramami, przyszłość przestanie być dla ciebie tajemnicą. Czy naprawdę następnik powyższej implikacji jest bardziej nieprawdopodobny od jej poprzednika? |