Hermann Huppen nie przepada za linearnymi fabułami. Często w jego komiksach to, co najciekawsze, dzieje się w tle, zazębiając się jedynie z głównym tokiem narracji. Dzięki temu potrafi jednak zaskoczyć, w ostatniej chwili wyciągnąć asa z rękawa pod postacią nagłego zwrotu akcji. Tak właśnie dzieje się w finale „Delty”, jedenastego tomu „Jeremiaha”.  |  | ‹Jeremiah #11: Delta›
|
Po przymusowej (i zapewne, biorąc pod uwagę jego charakter, bardzo bolesnej dla niego) banicji, na jaką Kurdy Malloy został przez Hermanna Huppena zesłany w albumie „ Zima błazna” (1983), w kolejnej odsłonie serii, czyli „ Bumerangu” (1984), ów sympatyczny, aczkolwiek niezwykle irytujący zawadiaka, odkupiwszy grzeszki, powrócił na należne mu miejsce. W efekcie w tomie jedenastym dawni przyjaciele ponownie przemierzają wspólnie próbującą dojść do siebie po katastrofie nuklearnej Amerykę Północną, przy okazji pakując się co rusz w nowe tarapaty. Choć tym razem trudno winić za to, jak bywało już wcześniej, Kurdy’ego. Wszak trzeba jakoś zarobić na chleb, a gdy nie daje się uczciwie… Jeremiah i Malloy nie zaliczają się wprawdzie do rzezimieszków, ale gdy zmuszeni są położyć na szali z jednej strony swoje życie, a z drugiej uczciwość, nie mają problemu z tym, jakiego dokonać wyboru. Zanim jednak główni bohaterowie pojawiają się na komiksowym „polu bitewnym”, Huppen serwuje czytelnikom nadzwyczaj intrygującą introdukcję. Jak z filmu grozy. Trójka zagubionych wędrowców – starsze, na pierwszy rzut oka wyjątkowo antypatyczne małżeństwo i ich syn, Bill, nie do końca sprawny umysłowo osiłek – docierają do nadgryzionego przez ząb czasu pałacyku. Ze zdziwieniem stwierdzają, że ma on mieszkańca, na poły szalonego włóczęgę, który widząc niespodziewanych gości, częstuje ich gorącą strawą. W odpowiedzi na serdeczne powitanie krzepki młodzian rozbija mu na głowie wazon, odcina palec, na którym znajduje się drogocenny pierścień, a następnie wyrzuca ciało przez okno z pierwszego piętra. Gdy schodzi na dół, by sprawdzić, czy nieznajomy wyzionął już ducha, nie może w ciemności znaleźć zwłok. Czy jest się jednak czym przejmować? Przecież następnego dnia rano i tak ruszą w dalszą drogę w poszukiwaniu zwodniczego szczęścia i nigdy już tu nie powrócą. Ich niegodziwość pozostanie bez kary. Ale czy na pewno? W tym samym czasie Kurdy, nie mogąc liczyć na odzyskanie pieniędzy zdeponowanych u Jaya Howella, namawia Jeremiaha, by mimo wszystko przyłączyli się do wyprawy organizowanej przez niejakiego Sidneya. Jej celem jest porzucony przez właścicieli potężny kombinat petrochemiczny, z którego – jak sądzą – uda im się wywieźć zapasy ropy naftowej. Problem w tym, że grup podobnych do nich jest więcej, trzeba więc przygotować się na wszelkie ewentualności. Dlatego też Sidney decyduje się zabrać ze sobą spotkanego w drodze przygłupiego Billa i jego rodziców. Nie zdając sobie sprawy, że ich obecność ściągnie na głowę znacznie więcej kłopotów, niż przyniesie korzyści. Jeremiah i Kurdy Malloy są w tej historii troszkę kwiatkiem do kożuszka; to, co dotyczy ich bezpośrednio, nieznacznie wpływa na fabułę „Delty”, najciekawsze rzeczy dzieją się w zasadzie bez ich udziału. Huppen wykorzystuje ich – a przede wszystkim Kurdy’ego – do rozładowania napięcia; dzięki nim udaje mu się zainscenizować kilka gagów, przemycić nieco charakterystycznej dla Belga ironii. „Delta” to kolejny element układanki, która – jak w puzzlach – dopiero po ułożeniu całości odkryje przed czytelnikiem właściwy obraz. Co wtedy zobaczymy? Można się już domyślać, ale bez wątpienia czeka nas wiele zaskoczeń. Wszak jesteśmy dopiero przy tomie jedenastym; przed nami jeszcze – przynajmniej na tę chwilę – dwadzieścia trzy albumy, w których będziemy podróżować z Jeremiahem i Kurdym przez postapokaliptyczne Stany Zjednoczone. Iluż spotkamy w czasie tych wojaży wykolejeńców (jak Sidney i jego kompani), starających się w miarę normalnie żyć cwaniaczków (vide Jay Howell i jego bliscy) czy szaleńców, których katastrofa zamieniła w pozbawione ludzkich uczuć i empatii potwory (Bill i jego rodzice). Pojawi się też zapewne spora galeria bezimiennych postaci, jak pokazany we wstępie „Delty” stary włóczęga, które choć przemkną w tle, niejednokrotnie powiedzą nam o wykreowanym przez Hermanna komiksowym świecie znacznie więcej niż naukowe elaboraty na ten temat. Warto by choć jedno zdanie poświęcić stronie graficznej „Delty”. Ale czy da się napisać coś nowego przy okazji recenzowania jedenastej odsłony serii? Serii, która niezmiennie prezentuje wysoki poziom, w dużej mierze także dzięki turpistycznym rysunkom belgijskiego artysty…
Tytuł: Jeremiah #11: Delta Data wydania: październik 2016 ISBN: 9788394428631 Cena: 38,00 Gatunek: sensacja Ekstrakt: 80% |