Ian McDonald znany jest z sytuowania fabuł swoich powieści w nieodległej przyszłości stosunkowo egzotycznych dla klasycznej science fiction krajów. Wśród kulturowych fajerwerków łatwo zapomnieć, że literaturze takiej jak „Luna: Nów” w zasadzie znacznie bliżej do futurystyki niż do science fiction.  |  | ‹Luna: Nów›
|
Po Indiach, Turcji i Brazylii, Ian McDonald wziął na warsztat przyszłość Księżyca – jedynego naturalnego satelity Ziemi, będącego zarazem bazą surowców oraz stacją w drodze ku dalszym przestrzeniom Układu Słonecznego. W przyszłości, którą na kartach swojej nowej powieści stworzył McDonald, Srebrny Glob jest za razem Piekłem i Rajem. Rajem: bowiem dla ludzi z Ziemi jest ucieczką od bezrobocia i ekonomicznej zapaści, szansą na zarobienie w podatkowym eldorado wielkich pieniędzy, wprowadzenie w życie biznesowych pomysłów i wyrwanie się z przeciętności. Jest także piekłem, które każe płacić za oddychanie i sprzedawać wydaliny, może zabić na dziesiątki sposobów podczas pracy na jego powierzchni, swoim ciążeniem stopniowo odbiera masę kostną i siłę mięśni aż w końcu uniemożliwia powrót na Ziemię. Drugie i trzecie pokolenie urodzone na Księżycu, ze względu na ciążenie, nigdy na macierzystej planecie nie stanie. Początkiem XXII w. lunarne kolonie są domem dla około miliona mieszkańców, zajmujących się wydobyciem metali ziem rzadkich, rzadkiego izotopu helu, oraz świadczeniem wszelkiego rodzaju usług na rynku najbardziej drapieżnego kapitalizmu w historii. Ludzkość na Księżycu tworzy własną kulturę z synkretycznymi językami i religiami, opierającą się na mieszaninie futurystycznych technologii i przywiezionych z całego świata zwyczajów lokalnych. Tak zarysowane przez McDonalda realia poznajemy z perspektywy licznych bohaterów, w znacznej większości należących do pięciu wielkich rodów dzierżących monopol w poszczególnych dziedzinach lunarnej gospodarki. Wszyscy: począwszy od młodych, nieznających Ziemi dzieci bogatych rodów zajmujących się głównie trwonieniem bogactw, poprzez głowy familii, które od lat walczą w zażartym wyścigu korporacji, po tych, którzy idą bocznymi gałęziami wyrosłymi w księżycowej kulturze, są bohaterami w wiarygodny sposób pełnymi sprzeczności, doskonale odgrywającymi w fabule założoną im przez autora rolę. Jednak pomimo, iż każdy z nich jest na swój sposób ciekawy, to dla czytelnika jest bardziej kolejnym barwnym elementem księżycowej kreacji McDonalda, niż żyjącym człowiekiem, którego losy w jakikolwiek sposób przejmują (może poza wyjątkowymi, zmieniającymi odbiór postaci momentami, jak spowiedź Adriany Corty, czy historia Mariny, której po przylocie z Ziemi brak pieniędzy choćby na oddychanie). Książka podzielona jest na krótkie fragmenty, które niczym serialowe sceny przeskakują szybko, prezentując wydarzenia z perspektyw innych postaci. W zasadzie ten zabieg jest kluczowy dla odbioru książki – znacznie przyspiesza i dynamizuje czytanie, bowiem fabuła raczej meandruje po lunarnych zakątkach niż wartko pędzi i sama służy prezentacji księżycowych rozgrywek, kultur i środowisk. Dopiero wydarzenia finału wyraźnie sygnalizują, że wycieczka po Srebrnym Globie się zakończyła i drugi tom planowanej dylogii przyniesie rozwój intrygi. Literacko „Luna: Nów” nie jest z całą pewnością wielkim skokiem dla autora – to raczej kolejna wariacja na temat jego egzotycznej, krótkodystansowej science fiction. Warto przyjrzeć się bliżej niektórym z elementów solidnie skonstruowanej wizji świata „Luny: Nowiu”. McDonald w kreacji recenzowanej powieści okazuje się nie tyle autorem science fiction co futurystą, z wyczuciem badającym trendy kluczowych dziedzin nauki, życia społecznego i ekonomii. Same podwaliny pomysłu stworzenia funkcjonującego, opłacalnego i zdatnego do zamieszkania dla wielkiej ilości ludzi habitatu na Księżycu są bliższe niż pozornie mogłoby się wydawać. Większość związanych z tym koncepcji, zawartych na kartach powieści, jest już teraz technicznie możliwa do wprowadzenia w życie, jednak zupełnie nieopłacalna z punktu widzenia ekonomicznego. Główną przeszkodą w realizacji podobnych wizji jest olbrzymi koszt wynoszenia ładunków na orbitę ziemską, jednak nad jego obniżeniem aktywnie i skutecznie pracuje SpaceX Elona Muska. Celem firmy jest stopniowa kolonizacja Marsa, położonego przecież znacznie dalej niż Księżyc. Natomiast stworzenie statku kursującego cyklicznie pomiędzy orbitą ziemską, a lunarną, czy wyrycie habitatów pod regolitem to pomysły zaczerpnięte żywcem z wizji inżynierów parających się problematyką kolonizacji bliskich nam ciał niebieskich. Największą pracę autora jako futurysty widać w detalach świata powieści. W „Lunie” zaawansowana medycyna, która potrafi wykorzystywać komórki macierzyste do odtwarzania organów kiepsko radzi sobie z gruźlicą. Jakkolwiek paradoksalnie to brzmi, jest to dowód gruntownego researchu McDonalda. W prognozach epidemiologów to właśnie choroby zakaźne mają się stać plagą XXI w., a antybiotykooporne bakterie są już obecnie znaczącym problemem bez krótkodystansowej wizji na rozwiązanie. Podobnie prawdopodobny wydaje się choćby scenariusz z kryzysem wywołanym robotyzacją gospodarki i zapaścią na rynku pracy. W kwestiach społeczno-kulturowych McDonald podąża tropami podobnymi do Dukaja w „Czarnych oceanach”, choć w zupełnie przeciwnym kierunku. O ile rodzimy pisarz założył, że cykliczna w epokach zmiana trendów doprowadzi do skodyfikowania każdej możliwej dziedziny życia, porzucenia prymatu ciała i młodości na rzecz fizycznej niedoskonałości, czy choćby powrotu do wiktoriańskiego podejścia do seksualności, o tyle Anglik sugeruje raczej pogłębienie obecnych tendencji. I tak na Księżycu brak prawa karnego, a procesy cywilne można rozstrzygać nawet w pojedynkach, bohaterowie są co do jednego cieleśnie doskonali (i wciąż się sobą zachwycają), a ich pociąg seksualny jest nieograniczony w ilości i co do płci, oraz nieustannie realizowany (z ilością opisów powyższego autor nieco przesadził). To z resztą tylko nieliczne z pomysłów tworzących konstrukcję świata „Luny: Nowiu”. Powieść McDonalda jest utworem solidnym, daleko jej jednak do kompletnego dzieła, przepełnionego duchem świeżości jakim była „Rzeka Bogów”. W większości suchej emocjonalnie fabuły trafiają się prawdziwe diamenty, przykładowo: momenty w których bohaterowie spoglądają z powierzchni Srebrnego Globu ku odległej Ziemi przesycone są tęsknotą, nostalgią, żalem, bądź strachem. Dla nich planeta jest nieosiągalna po czasie spędzonym w lunarnym ciążeniu, lub zupełnie obca – nigdy na niej nie byli, fizycznie odmienieni, nauczeni żyć w kulturze i środowisku satelity nie uważają się już za Ziemian. W „Lunie: Nowiu” kolonizacja Księżyca po przeskoczeniu technicznego dystansu okazała się nie tak wielkim skokiem dla ludzkości, jak wielkim krokiem stała się dla człowieka.
Tytuł: Luna: Nów Tytuł oryginalny: Luna: New Moon Data wydania: 13 kwietnia 2016 ISBN: 978-83-7480-644-2 Format: 432s. oprawa twarda Cena: 39,– Gatunek: fantastyka Ekstrakt: 70% |