powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CLXII)
grudzień 2016

Sto lat w słońcu
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Zakłopotani przyboczni idą śladem jego wzroku.
– No nie wiem – wybąkuje któryś z nich. – Ostatnio widziałem go chyba jakieś dwie mile na północ…
– Ile razy mam wam powtarzać, że sztandar idzie za wodzem – wzdycha zrezygnowany zdrajca i spogląda bezradnie na Harahana, jakby szukając u niego wsparcia.
Władca Tanmuku wybałusza oczy z niedowierzaniem. Myśl, że można zawieruszyć sztandar wodza wydaje się zupełnym absurdem dla kogoś, kto wychował się w Jedenastu Królestwach. Gdyby coś takiego wydarzyło się w armii któregokolwiek z królów Madagoru, winowajcy natychmiast nadziali by się na własne miecze, żałując, że w ogóle się narodzili, zanim ktokolwiek zdążyłby wydać na nich wyrok śmierci.
– No co się tak gapicie! – irytuje się zwycięski wódz. – Tanka, Kasz Ghaj, dawać mi go tutaj z powrotem!
– Ej, ej, Sai Saion Tengit! – krzyczą dwaj przyboczni, wyraźnie zawstydzeni, i gorliwie galopują na północ.
Sai Saion Tengit – melduje tymczasem posłaniec. – Saion Tengit Khy Yara przesyła pozdrowienia. Zawróciliśmy z pościgu za tsamanu – wypowiada niezrozumiałe dla Harahana słowo, choć shekkun domyśla się, kogo tamten ma na myśli – bo tam nie ma już właściwie kogo ścigać. Tylko nieliczni próbowali stawiać opór. Saion Tengit Khy Yara osobiście zgładził ich przywódcę i przytroczył jego głowę do swego siodła. Był to wspaniały, długi pojedynek, o którym śpiewać się będzie jeszcze przez wiele pokoleń…
– Nie wątpię – odpowiada zdrajca dyplomatycznie. – Przekaż proszę Saion Tengitowi Khy Yarze moje najszczersze gratulacje.
– Nasz wódz – kontynuuje posłaniec – zamierza teraz wesprzeć środek ze swojej flanki. Za twoim przyzwoleniem, oczywiście.
– Zaczekaj chwilę – odpowiada przybrany wódz barbarzyńców – bo chyba nadciąga właśnie posłaniec Rahona…
I rzeczywiście – wkrótce zbliża się do nich kolejny konny, tym razem z południowego zachodu. Ten z kolei, podobnie jak jeden z przybocznych, ma przymocowane do hełmu i zbroi różnokolorowe wstążki.
Sai Saion Tengit – melduje, obrzucając przy okazji Harahana zaintrygowanym spojrzeniem. – Saion Tengit Rahon i Saion Tengit Czemde nadal trzymają obóz wroga w oblężeniu. Na razie wstrzymali natarcie, aby uniknąć niepotrzebnych strat. Proszą o wsparcie, jeśli chcemy to szybko zakończyć. Tamci nadal mają nad nami przewagę liczebną i w końcu mogą to zauważyć.
– Tam zostali już chyba tylko wojownicy z Amdo, piechota z Urun i górale z Husz – namyśla się zdrajca. – Niech Saion Tengit Khy Yara zamknie ich zatem z lewej strony, ale na razie również nie atakujcie. Wkrótce Saion Tengit Hasug Aj wesprze was z prawej. W tym momencie zapewne wraca już z pościgu za wojownikami Madagoru – rzuca Harahanowi porozumiewawcze spojrzenie. – Pozwólcie tamtym ochłonąć i w pełni zrozumieć swoje położenie. Nim zapadnie wieczór, sami do reszty zmiękną. I tak cud, że wytrzymali tak długo. Złożą przysięgę krwi przed obliczem Ihuru i pozwolimy im odejść.
– Czy dochowają przysięgi? – powątpiewa jeden z wytatuowanych.
– Wy dochowaliście – zdrajca uśmiecha się ironicznie.
– Fakt – wzdycha wytatuowany. – Któż ośmieli się stanąć na drodze gniewu Ihuru?
– Któż – podchwytują rytualnie pozostali barbarzyńcy.
– No – stwierdza nieoczekiwanie przyboczny ze wstążkami przy hełmie. W jego rzeczowym głosie słychać wyraźną satysfakcję – Tatline Erzhana się ośmieli…
– Fakt – przytakuje wytatuowany. – Któż zatem ośmieli się stanąć na drodze gniewu Sai Saion Tatline? Któż zdoła się jej przeciwstawić?
– Nikt – odpowiada zdrajca z przekonaniem. – Nawet Ihuru.
Przyboczni i posłańcy znowu wybuchają zgodnym śmiechem.
Harahan zdumiony przeciera oczy. Ihuru – czyżby jednak nieprawidłowo zrozumiał to słowo? Ma wrażenie, jakby zapadał coraz głębiej w jakiś dziwaczny sen. A może tak naprawdę skręca się właśnie w agonii, pchnięty ostrzem zdrajcy, a jego umierający umysł tworzy absurdalne majaki?
– Jest jeszcze coś – wtrąca posłaniec z pomalowaną twarzą. – Duża gromada tych wielkich jakby… hm… szczurów czy też…
– Tak – wchodzi mu w słowo zdrajca. – Słyszałem o nich. Nazywają się gaszti. Co z nimi?
– Schroniły się w lesie na południu stepu. W przyszłości mogłyby sprawiać kłopoty. Nasi wojownicy – wzdycha posłaniec jakby zawstydzony – obawiają się trochę iść ich śladem. Rozumiesz, Sai Saion Tengit, na stepie, gdy siedzisz w siodle wierzchowca i trzymasz łuk lub włócznię to co innego, ale…
– Słusznie – przytakuje zdrajca. – Ściganie ich po lesie byłoby głupim pomysłem.
– Phi! – prycha kpiąco drugi posłaniec, ten ze wstążkami. – Wędrowcy Tajgi, tak chyba sami siebie nazywacie? Wasz znak to kły niedźwiedzia warigi?
– Wy też macie sporo lasów – odwarkuje pomalowany. – Wiecie, jak się poruszać po puszczy. Ponoć chełpicie się tym, iż potraficie to robić najciszej ze wszystkich plemion. Czemu zatem sami się nie wybierzecie zapolować na te szczury, o bohaterscy hodowcy reniferów?
Wytatuowani przysłuchują się tej kłótni z minami pełnymi pobłażliwej wyższości. Wódz ziewa przeciągle i spogląda z ukosa na obu posłańców, którzy błyskawicznie się uspokajają.
– Pomyśleliśmy w każdym razie – podejmuje pomalowany, popatrując nerwowo na wielkiego szarego wilka, który tymczasem usiadł na ziemi za plecami Harahana – że może zechcesz powiadomić hm… Saion Tengit Tsebu i…
Nieprzyjacielski wódz przywołuje wilka skinieniem dłoni. Nachyla się i szepcze mu coś do ucha. Przyboczni i posłańcy przyglądają się temu w nabożnym skupieniu.
– No, smarkulo – zdrajca klepie bestię po grzbiecie. – Przydaj się na coś wreszcie, pędź do Tamry!
Wilk zrywa się do biegu, momentalnie zmieniając się w wielką szarą strzałę. Wkrótce dobiega ich przeciągłe wycie. I niemal natychmiast, gdzieś z oddali odpowiada mu drugie, a potem jeszcze jedno. I jeszcze kolejne.
To sen, myśli Harahan. To tylko sen. Czy dobrze zrozumiał tę wymianę zdań? Czy tamci naprawdę nadali honorowy wojenny tytuł dzikiej bestii?
– Jedźcie już – Sai Saion Tengit zwraca się do posłańców. – Albo nie, zaczekajcie. – Unosi głowę i wpatruje się gdzieś w dal.
– Kruk – stwierdza jeden z przybocznych. – Nadlatuje od strony samotnej góry. Nareszcie.
Były podwładny Harahana wyciąga ramię, na którym ląduje wielki czarny ptak.
– No co tam, Sziri Ajug? – szepcze. W jego głosie słychać nutę napięcia. Również pozostali zamierają w oczekiwaniu.
Sziri Ajug. Zwichnięte Skrzydło, tłumaczy sobie Harahan.
– Kra! Kra! – oznajmia dumnie ptaszysko, bo niby co innego miałoby powiedzieć? Ale zdrajca uważnie wpatruje się w jego oczy, jakby naprawdę był w stanie coś z nich wyczytać.
W końcu kiwa głową i odwraca się do pozostałych.
– Wiadomość od Sai Saion Ringu! – woła donośnie. – Nasi szamani zadali czarownikom wroga dotkliwy cios przy niewielkich stratach własnych. Futrzany Łeb spieprza na południe!
– Ej, ej! – wykrzykują radośnie pozostali – Taja igri Sai Saion Ringu!
Futrzany Łeb. Harahan bez problemów domyśla się, kogo tamten ma na myśli. I przez krótkie mgnienie czuje nawet coś na kształt ulgi – zupełnie jakby pomylił wrogów z sojusznikami.
Sai Saion Ringu przekazał już dowodzenie Saion Ringu, a sam udał się na spotkanie z Ihuru. – Zdrajca zerka z ukosa w stronę samotnej góry. – Jako że nic nie zapowiada, by sukinsyn we własnej osobie powrócił na pole walki, a podejrzewam, że jest już po drugiej stronie kontynentu, zapewne wkrótce do nas dołączą.
Harahan wzdraga się, rozpoznając kolejne bluźnierstwo. Jak to możliwe, by dało się bezkarnie wypowiadać podobne słowa?
Taja igri Sai Saion Ringu! Taja igri Ihuru! – drą się barbarzyńcy.
– Powierzył dowodzenie Saion Ringu? – reflektuje się posłaniec ze wstążkami przy zbroi. Ci ze wstążkami, dochodzi do wniosku Harahan, są chyba bardziej sceptyczni i ostrożniejsi od porywczych wytatuowanych. – Obydwojgu naraz?
– Bez obaw – odpowiada wódz. – Może się nie pozabijają. Od czasu tamtej próby z ropuchami jest z nimi względny spokój.
– Próba z ropuchami? – pyta ciekawie posłaniec z malowaną twarzą. – Nasza Saion Ringu – wymawia te słowa z wyraźną dumą, akcentując słowo „nasza” – nigdy nam tego nie opowiadała.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

26
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.