Dwie księżniczki w obcym królestwie, bogowie regularnie namawiani do samobójstwa, forma magii powiązana z barwami – to tylko kilka rzeczy, które znajdziemy w „Rozjemcy”, kolejnej bardzo dobrej książce autorstwa Brandona Sandersona.  |  | ‹Rozjemca›
|
Wszystko wskazuje na to, że potężne królestwo Hallandren i niewielki Idris znajdują się na krawędzi wojny. Konflikt zbrojny to katastrofa dla Idris: niewielkiego państwa, nie mającego szans na oparcie się potędze Hallandren, które posiada większą armię, a także nie stroni od posługiwania się mocą tkwiącą w Oddechach. Każdy człowiek posiada Oddech – każdy może go także oddać. Ci, którzy zbiorą ich więcej, zyskują wyostrzone zmysły oraz zdolność do ożywiania przedmiotów. Za pomocą Oddechów można tworzyć także Nieżywych, niemal doskonałych żołnierzy, posłusznych i niewrażliwych na ból. Hallandren władają oficjalnie Powracający: ludzie, którzy zmarli, po czym zostali przywróceni do życia przez potężną moc i uważani są za bóstwa. Opóźnić wybuch wojny ma ślub pomiędzy Królem – Bogiem a córką władcy Idris – Vivienną. Nieoczekiwanie władca podejmuje decyzję o posłaniu na Dwór Bogów młodszego dziecka, niepokornej Siri. Młoda Siri musi odnaleźć się w nowej roli i w zupełnie obcej kulturze. Vivienna obmyśla szaleńczy plan uratowania siostry i rusza za nią do miasta. Na Dworze Bogów Dar Pieśni, obwołany wbrew własnym przekonaniom bogiem odwagi, wciąż śni koszmary o zniszczeniu, a na ulicach miasta działa tajemniczy Vasher, władający mieczem obdarzonym świadomością. Pierwsze dwieście stron „Rozjemcy” czytało się miło, chociaż bez większego zachwytu. Sądziłam, że mam do czynienia z czymś pokroju „Elantris” – historią nieco naiwną, z jednowymiarowymi, stereotypowymi bohaterami, ale za to dobrze napisaną, osadzoną w ciekawym świecie. Nie byłam w stanie polubić ani Vivienny ani Siri, a wątek Vashera jakoś mnie nie porwał, momentami też niektóre fragmenty trochę się dłużyły. Rekompensowali to jednak zabawni najemnicy służący księżniczce i Dar Pieśni, usiłujący udowodnić wszystkim, że jest nie bogiem, a bezużytecznym głupcem. Na plus liczyłam także obmyślony przez autora system magii. To kolejna (po „Elantris”, „Dusza cesarza” i „Z mgły zrodzony”) książka Sandersona, po którą sięgnęłam i w której autor stara się odbiec od klasycznego postrzegania magii i zaprezentować coś nowego – w tym przypadku Biochromę i Oddech. Początkowo lektura była więc przyjemna, chociaż nie czułam się oczarowana. Gdzieś tak w jednej trzeciej książki jednak Sanderson zaczął wszystko stawiać na głowie – akcja przyspieszyła, niektórzy bohaterowie okazali się zupełnie inni niż wydawało się początkowo, na jaw zaczęły wychodzić nowe fakty i intrygi. Sceny, które uznawałam za przydługie i niepotrzebne, później nabrały sensu i okazały się istotne z punktu widzenia całej fabuły. Chociaż nie zdołałam polubić Siri do ostatnich stron książki, to Vivienna z nudnej, naiwnej dziewczynki wyrosła na ciekawą postać. Dar Pieśni z biegiem czasu stał się tylko jeszcze bardziej interesujący, a finał jego wątku zasługuje na brawa. Niemal do samego końca nie było wiadomo, kto ostatecznie jest dobry, a kto zły – i po prawdzie okazuje się, że u Sandersona nawet pozornie czarne charaktery mają jakieś powody do takiego postępowania. Osoby, które poznały już jakieś książki Sandersona, nie powinny być rozczarowane – osobiście uważam „Rozjemcę” za lepszego niż „Elantris” czy cykl o Zrodzonych z Mgły. Ci, którzy jeszcze z autorem nie mieli okazji się zetknąć, mogą po tę książkę sięgnąć, jeśli poszukują dobrze napisanej, wciągającej fantastyki czysto rozrywkowej.
Tytuł: Rozjemca Tytuł oryginalny: Warbreaker Data wydania: 26 października 2016 ISBN: 978-83-7480-670-1 Format: 672s. oprawa twarda Cena: 49,– Ekstrakt: 70% |