powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CLXIII)
styczeń-luty 2017

Tam, gdzie kwitną jabłonie
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Wielka Królowo – ukłoniła się z szacunkiem, a usta bogini rozciągnęły się w krzywym uśmiechu.
– Nie sądziłam, że ośmielisz się zakłócać mój spokój, przepióreczko.
– Wybacz, o Pani, że cię niepokoję. Muszę jednak poznać powód, dla którego naznaczyłaś moje życie tak wielkim cierpieniem. Zdradź mi, czym zawiniłam…
– Ależ to oczywiste, że nie przeklęłam cię z twojej winy. Przecież niczego złego mi nie zrobiłaś, przepióreczko.
– Więc dlaczego? Dlaczego sprawiłaś, że wyglądam tak, jak wyglądam?
– Jesteś córką swojego ojca i posiadaczką jego dziedzictwa. Wielka Królowa nie wybacza i nie zapomina.
– To znaczy? – Serce Bláithín, choć wydawało się to niemożliwe, zaczęło bić jeszcze mocniej.
– To znaczy, że twój ojciec ośmielił się mnie okłamać. Mnie, słyszysz?! Mnie, Wielką Królową! Mogę ci dokładnie opowiedzieć, co się wydarzyło przed dwudziestu laty. Myślę, że zasługujesz na usłyszenie tej historii.
Dziewczyna, nie zastanawiając się w ogóle, gorliwie pokiwała głową.
– Był jesienny poranek, kiedy kąpałam się w płytkiej sadzawce ukrytej w leśnym parowie. Niebawem usłyszałam trzask gałęzi i szelest liści, w szarudze dostrzegłam ciemną postać. Mogłam po prostu zamienić intruza w żabi skrzek, ale coś mnie powstrzymało i skłoniło do wynurzenia z lodowatej wody. Jego wzrok ślizgał się po moim nagim torsie. Mężczyzna był młody, świeży, o miękkim jeszcze zaroście. Wiedziałam, że stoi tam jak kołek w zaroślach, z nogami zaplątanymi w rozłogi, ale udawałam, że go nie widzę, i kąpałam się dalej. Sądziłam, że czmychnie w otchłań lasu, on jednak zszedł nagle na sam skraj sadzawki i zapytał nieśmiało, czy aby przypadkiem nie jestem nimfą, słyszał bowiem, że wszystkie nimfy mają brodawki w kolorze akwamaryny.
Śmiałam się długo, aż się biedak zaczerwienił po uszy, później zaś bezceremonialnie zatkałam mu usta własnym językiem i pchnęłam go na ziemię. A potem kochaliśmy się tak, że liście wzbijały się tumanami ze ściółki, woda w sadzawce wrzała, a korony drzew podrygiwały do rytmu naszych ruchów. Kiedy było już po wszystkim, objął mnie czule i powiedział, żem najpiękniejsza spośród wszystkich i że kocha mnie nad życie. W końcu wspólnie zasnęliśmy na mchu, spleceni w miłosnym uścisku, okryci zbrązowiałą i poczerwieniałą derką z listowia. Nie będę ukrywać – chciałam mieć tego młodzieńca odtąd tylko dla siebie, na każde skinienie, we dnie i w nocy. Kiedy jednak przebudziłam się kilka godzin później, jego już nie było. Zapłonęłam z gniewu, nie mniejszego niż ten, który towarzyszył mi w wielkiej bitwie pod Mag Tuireadh, albowiem to ja zawsze opuszczam kochanków, a nie oni mnie!
W tym miejscu bogini przestała snuć opowieść i splunęła obficie flegmą.
– Natychmiast podążyłam jego krokiem. Kiedy odwiedziłam wioskę, w której mieszkał, i stanęłam u odpowiednich drzwi, ujrzałam, jak obejmuje brzemienną dziewczynę o jasnych włosach, jak czule obcałowuje ogromny brzuch, i wpadłam w furię. Nie myśl, przepióreczko, że zależało mi na jego uczuciach! Uczucia śmiertelników są warte tyle co pył na wietrze, pragnęłam wyłącznie owego młodego ciała. Twój ojciec mnie okłamał, a Wielka Królowa nie cierpi, kiedy się ją okłamuje. Patrzyłeś na moje nagie ciało, rzekłam do niego pogardliwie, więc nigdy już nie ujrzysz niczego więcej, a cały twój nędzny ród będzie cierpiał po kres świata.
Bláithín próbowała coś powiedzieć, ale zaschło jej w ustach.
– Chcesz wiedzieć, co się z nim stało? – ciągnęła Morrigan, nie mogąc ukryć ropuszego uśmiechu. – Niebawem przywlókł się do mnie, ślepy, zmizerniały i pobladły, i poprosił o łaskę, tak jak ty teraz, ale ja tylko odprawiłam go niedbałym ruchem dłoni. Niedługo potem, oszalały z rozpaczy, rzucił się w przepaść. Powiadali, że pozbawiony wzroku, nie potrafił zadbać o siebie i zapracować na byt rodziny, ja jednak jestem pewna, że po prostu nie mógł ścierpieć myśli, że już nigdy nie legniemy razem na zroszonej ściółce. Prawda boli, mam rację, przepióreczko?
Dziewczyna wciąż trawiła to, co usłyszała, zaciskając dłonie. Z jednej strony była zszokowana opowieścią, z drugiej wściekła na ojca za to, że dał się omotać pięknu bogini, i na Morrigan za to, że nie umiała wtedy zdobyć się na łaskę. Oprócz złości poczuła jednakże cień ulgi – ojciec nie odszedł przynajmniej z powodu jej szpetoty.
– Błagam cię, o Pani, okaż miłosierdzie. Mój ojciec zapłacił wysoką cenę za swój czyn, podobnie jak i ja płaciłam przez minione lata. Błagam cię, cofnij teraz klątwę, gdyż ja po prostu nie mogę tak dalej żyć.
– Cóż, obawiam się, że niestety będziesz musiała.
– Ale… ja już nie potrafię, nie potrafię być dłużej samotna. Musisz mi pomóc – załkała, a łzy pociekły jej po brodzie. – Łatwo ci mówić to wszystko, tobie przecież niczego nie brakuje. Musisz zrozumieć, jak się czuję, przecież obie jesteśmy kobietami!
Oczy Morrigan zabłysły stalowym chłodem.
– Ja jestem boginią, a ty ledwie nędzną śmiertelniczką. Nie próbuj mierzyć mnie swoją miarą, dziewko. Jeżeli tak bardzo pragniesz mężczyzny, możesz odwiedzić moją dobrą przyjaciółkę Medb, która potrzebuje aż trzydziestu mężczyzn dziennie, żeby zaspokoić swe pragnienia. Podobno ci mężowie już do niczego się potem nie nadają, więc żaden nie stawi ci oporu – zaśmiała się z wdziękiem.
– Jeśli nie chcesz odwołać przekleństwa, to w takim razie mnie zabij – powiedziała Bláithín, rozpaczliwie obnażając pierś.
– Owszem, mogłabym cię zabić, tylko po co? – spytała bogini od niechcenia, poświęcając całą uwagę oglądaniu swoich długich, zaostrzonych paznokci. – Żyjąc dalej, wycierpisz o wiele więcej. Zresztą jaki sens tkwiłby w odebraniu ci życia, skoro sama go nie cenisz? Wiem za to, kto skierował cię w moje progi. Chyba będę musiała uciąć sobie drobną pogawędkę z poczciwym Áedánem. Nie sądziłam, że ten dziadyga ośmieli się kiedykolwiek wtykać nos w nie swoje sprawy.
Bláithín pobladła.
– Żegnaj – szepnęła wiedźma – już się nie zobaczymy, przepióreczko.
Zawiał wiatr tak mocny, sypiący piaskiem i kamyczkami w twarz, że dziewczyna musiała zamknąć oczy, a kiedy z powrotem je otworzyła, po Morrigan nie został już żaden ślad.
• • •
Biegła na złamanie karku, dzień i noc, nie zatrzymując się dłużej na odpoczynek, aż wreszcie zwymiotowała z wycieńczenia, a potem padła tuż obok, na środku łąki, zasypiając od razu. W snach widziała Morrigan unoszącą beztrosko obciętą głowę Áedána, tak jak to uczynił przywódca Ulatów podczas bitwy. Kiedy obudziła się kilka godzin później, cała oblana potem, szybko popędziła w dalszą drogę. Biegła, skupiając wszystkie myśli na tej czynności; biegła, choć wiedziała, że i tak już nie zdąży.
Chata wyglądała jak po przejściu tornada, zostało z niej kilka słupów, trochę darniny i pełno gratów porozrzucanych w nieładzie dookoła. Druid leżał pomiędzy dwoma dechami, z nienaturalnie ułożonymi rękoma, i pachniał śmiercią. Nędzną, ponurą śmiercią, która nigdy nie ma ani krzty litości. Dziewczyna uklęknęła przy nim, otarła jego twarz z błota i zapłakała. Najpierw matka, potem Siwowłosa, a teraz Áedán. Przypomniała sobie psa. I szept Móirín. Ukryła twarz w dłoniach, oddychając głęboko. Za każdą śmierć, za każde nieszczęście w jej życiu odpowiedzialna była Wielka Królowa.
– Morrigan! – wybuchła nagle. – Zmuszę cię, abyś zdjęła ze mnie klątwę! Słyszysz?! Choćbym miała wypluć płuca! Choćbym miała wędrować z Dzikim Łowem! Zmuszę cię!
Nikt, kto porywał się na boską istotę, nie mógł być pewien spokojnej starości, ale ona pragnęła tylko jednego. Chciała, żeby Wielka Królowa cierpiała choćby przez chwilę tak jak ona. Ani się obejrzała, a krucza bogini stała się jej obsesją. Dziewczyna ruszyła w drogę, początkowo w ogóle nie zastanawiając się, dokąd idzie. Musiała wędrować, żeby się uspokoić i zebrać myśli. Po kilku tygodniach włóczęgi po bezdrożach przekroczyła spienioną rzekę Boyne o powierzchni pociętej kamieniami wystającymi ponad lustro wody. Idąc przez jakiś czas jej brzegiem, widziała kilka crannogów zbudowanych z drewna i kamieni, rozsianych tu i ówdzie na środku nurtu. Czasem zdawało jej się nawet, że dostrzega piękne Córy Onagh wylegujące się beztrosko na nagich skałach pośród fal.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

39
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.