powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CLXIII)
styczeń-luty 2017

50 najlepszych płyt 2016 roku
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Jacek Walewski
Anthrax od zawsze uchodził za „tą czwartą kapelę z Big 4 thrash metalu”. Wiadomo, sukcesu komercyjnego Metalliki Panowie z Wąglika nie osiągnęli nigdy, do ekstremy Slayera również im daleko, zaś na poplątanych riffach Megadeth też zapewne gitarzyści zespołu połamaliby sobie palce. Nie zmienia to jednak faktu, że grupa od kilku lat z uporem maniaka serwuje nam na swoich płytach thrash środka zainfekowany klasycznym heavy. Dla fanów gatunku jazda obowiązkowa i niech tak pozostanie!
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Julia Marcell staje się brakującym ogniwem rodzimej damskiej sceny muzycznej. Jej twórczość postawiłbym po środku drogi między enigmatycznością Meli Koteluk a dosłownością Marii Peszek. Może nie jest to granie specjalnie oryginalne (wyczuwalne są wpływy chociażby Patrycji Kosiarkiewicz), ale bardzo melodyjne i okraszone niebanalnymi, działającymi na wyobraźnię tekstami. Ja w każdym razie bez problemu potrafię zwizualizować sobie scenę z „Andrew”, kiedy Julia przedstawia się jako „jedną z tych dziewczyn, którym zawsze zimno” i „sypiają w swetrach”, a „w lipcu siedzą pod kocem”.
Cała recenzja tutaj.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Jacek Walewski
Tides From Nebula to przykład młodego zespołu, który swój sukces osiągnął dzięki naprawdę ciężkiej pracy. Sam organizowałem ich pierwszy koncert w Bielsku-Białej i pamiętam na jakich warunkach potrafili zagrać naprawdę dobrą sztukę. Debiutancka „Aura” do dziś pozostaje ich najlepszą płytą. Potem starali się rozwijać w wąskiej stylistyce post rocka. Z różnym efektem, bo choćby album nagrany ze Zbigniewem Preisnerem zdecydowanie nie zabrzmiał dobrze. Potem było lepiej, ale nadal nie wyśmienicie. „Safeheaven” kwartet wraca do stylu z czasów debiutu i robi to naprawdę bardzo dobrze. Jak widać nie każdemu podróż poza strefę komfortu wychodzi na zdrowie. Choć przy poprzednich płytach można było się nudzić, tym razem polecamy z czystym sumieniem.
Sebastian Chosiński
Im bliżej końca, tym „Русские песни. Послесловие” prezentują się lepiej. „Нет имени” z grającą na gusli i wspomagającą Ema Kalinina wokalnie Olgą Głazową to prawdziwy majstersztyk, zahaczający o dokonania takich artystów spod znaku darkwave’u (i world music), jak Dead Can Dance, niemieckie Helium Vola czy rosyjski Otto Dix. Nie mniej „sierce szczipatielnaja” jest zaśpiewana przez Maszę Sheridan klimatyczna „Речка”, której wartością dodaną są z jednej strony dialog gitary akustycznej z gusli, z drugiej – frenetyczne damsko-męskie wokalizy Ema i Maszy. Album wieńczy równie przejmująca i zapadająca w pamięć „Мечта”, w której po długim wstępie Saszy Oma na gitarze akustycznej odzywa się Kalinin. W taki sposób śpiewa po raz pierwszy – z iście rockową (czy nawet postrockową) swadą; wtóruje mu zaś patetycznie brzmiący puzon. Wszystko to sprawia, że finał płyty dosłownie przyprawia o ciarki na plecach. Od początku kariery Аффинаж konsekwentnie wykonuje muzykę niszową, trudno więc oczekiwać, że nagle przebije się na szczyty list przebojów. Ale to wcale nie zwalnia z obowiązku poznania ich twórczości!
Cała recenzja tutaj.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Sebastian Chosiński
„She Sleeps, She Sleeps” rozpatrywać należy jako concept-album. Świadczy o tym kilka elementów. Oczywiście najistotniejszym jest sama muzyka – klimatycznie bardzo zwarta, jednorodna stylistycznie, z powtarzającymi się motywami. Do tego dochodzą jeszcze tytuły, którymi – jak się wydaje – Mats Gustafsson, Johan Berthling i Andreas Werliin postanowili opisać różne stany emocjonalne kobiety. Jeśli tak było w rzeczywistości, to biorąc pod uwagę płynące z głośników dźwięki, należałoby współczuć pani, która skłoniła szwedzkich artystów do podobnych przemyśleń. Dlaczego? Albowiem muzyka Fire! jest mroczna jak pozbawiona gwiazd noc, na dodatek spędzona pośrodku gęstego, złowrogiego lasu.
Cała recenzja tutaj.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Sebastian Chosiński
Najnowsza płyta formacji New Keepers of the Water Towers „Infernal Machine” to prawdziwy muzyczny tygiel, w którym aż kipi od emocji. Szwedzi sięgają po elementy stoner rocka, doom metalu, post-rocka i progresu, a wszystko to przyprawiają nutami nostalgii i mroku. W efekcie mamy do czynienia z albumem, który po czterdziestu kilku minutach pozostawia słuchacza z rozedrganym sercem i niepewnego o przyszłość.
Cała recenzja tutaj.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Sebastian Chosiński
Pod czujnym okiem doskonale sobie znanego amerykańskiego producenta Steve’a Albiniego Japończycy z myślą o albumie zarejestrowali pięć kompozycji; złożyło się to na album trwający niemal dokładnie czterdzieści sześć minut. Niewiele jak na możliwości grup postrockowych, ale absolutnie wystarczająco, aby zauroczyć i zaostrzyć apetyt na więcej. Kto słyszał choć jedną z wcześniejszych produkcji tokijczyków, ten niczym specjalnym zaskoczony nie będzie. Mono pozostaje wierne drodze, jaką obrało na początku kariery; niechętnie wprowadza nowe elementy (wyjątkiem była trasa z orkiestrą), a jeśli już, to i tak głównie po to, aby podkreślić słuszność dokonanego siedemnaście lat temu wyboru.
Cała recenzja tutaj.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Sebastian Chosiński
„Awo” to jeden z tych albumów, które mogłyby (a nawet powinny) ukazać się pod szyldem Tzadik Records Johna Zorna. I pewnie tak by się stało, gdyby uKanDanZ (wymowa nie wydaje Wam się znajoma?) prezentowało mariaż jazz-rocka z muzyką klezmerską. W tym przypadku jest jednak inaczej. Wokalista grupy, Asnake G(u)ebreyes (stosowane są różne formy zapisu jego nazwiska), pochodzi bowiem z Etiopii i jest potomkiem czarnoskórych chrześcijan. Sesja nagraniowa trwała długo, bo aż sześć miesięcy. Za jej edycję kompaktową odpowiada paryska wytwórnia Buda Musique, za winylową – dwie firmy z Lyonu: Dur et Doux oraz Bigoû Records. Obie wersje zawierają ten sam materiał – w sumie osiem kompozycji (trzy ostatnie połączone są w jedno), które trwają niemal dokładnie czterdzieści cztery minuty. Wystarczająco, aby nacieszyć się tą niezwykłą muzyką, nie odczuwając przy tym znużenia.
Cała recenzja tutaj.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Piotr ‘Pi’ Gołębiewski
Ci, którzy oczekiwali od tej płyty tradycyjnych dźwięków kojarzonych z twórczością Riverside, mogli poczuć się skonfundowani. Ale nie wierni fani, którzy zaopatrzyli się w rozszerzone wersje albumów „Shrine of New Generation Slaves” i „Love, Fear and the Time Machine”. Otrzymujemy tu bowiem materiał (poszerzony o starsze rzeczy i całkiem premierowe) z ambientowych, bonusowych płyt dołączonych do tych krążków zatytułowanych „Night Session” i „Day Session”. Jest to niewątpliwie odważny krok, świadczący o tym, że ekipa Mariusza Dudu wciąż poszukuje i nie osiadła na laurach. Rzecz posiada także wymiar sentymentalny, ponieważ znajdziemy tu ostatnie nagrania zmarłego przedwcześnie gitarzysty grupy Piotra Grudzińskiego.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Sebastian Chosiński
Dużo tu psychodelicznej transowości i niemal doommetalowego, spowolnionego do granic wytrzymałości rytmu. Bogate jest także – przynajmniej momentami – brzmienie; programowy minimalizm (kłania się doświadczenie Majkowskiego zdobyte podczas współpracy z Konzert Minimal) zostaje przełamany pełnymi niepokoju dźwiękami harmonijki ustnej (jeśli to akurat ona) oraz perfekcyjnie wpisującymi się w jednostajny lejtmotyw alarmistycznymi tonami. „Elite Feline” wypełniają kompozycje, które na koncertach mogą stać się podstawą do mocno rozbudowanych improwizacji. Może więc jednak grupa wcale nie tak daleko uciekła od jazzu…
Cała recenzja tutaj.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót; do indeksunastwpna strona

11
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.