powrót; do indeksunastwpna strona

nr 1 (CLXIII)
styczeń-luty 2017

Nieźle wymyślone, niechlujnie napisane
Anna Kańtoch
Elisabeth Herrmann ‹Śnieżny wędrowiec›
„Śnieżny wędrowiec” to druga część cyklu opowiadającego o śledztwach młodej policjantki, Saneli Beary. Pierwsza, „Wioska morderców”, była niezłym kryminałem, aczkolwiek niepozbawionym wad. Druga potwierdza moją teorię, że Elisabeth Herrmann to zdolna autorka, która – niestety – chyba ma pecha do współpracowników.
ZawartoB;k ekstraktu: 50%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Jednym z zarzutów, jakie można było mieć do „Wioski morderców”, było przekombinowanie intrygi oraz stężenie makabry tak duże, że fabuła traciła resztki realizmu. Pod tym względem „Śnieżny wędrowiec” jest lepszy albo – w zależności od tego, kto co woli – gorszy. A dla ścisłości, autorka zapowiada tu wielką tajemnicę, która koniec końców okazuje się dość banalna, co z jednej strony ma tę zaletę, że jest życiowo znacznie bardziej prawdopodobne, ale z drugiej, może jednak rozczarować.
Ja do intrygi nie mam większych zastrzeżeń. „Śnieżny wędrowiec” to książka może nie genialna, ale przynajmniej przyzwoita – ot, kryminał na solidną czwórkę. Jest odnaleziony po latach trup małego chłopca z rodziny chorwackich emigrantów, jest zagadka związana z pytaniem, co właściwie wydarzyło się w bogatym domu, w którym chłopiec mieszkał, i jakim cudem matka dziecka po zniknięciu synka awansowała z prostej sprzątaczki na żonę gospodarza. Są bohaterowie, z których każdy zdaje się skrywać jakąś tajemnicę, są zwroty akcji, surowy, ponury klimat śnieżnej zimy i para sympatycznych policjantów. Teoretycznie przynajmniej.
Teoretycznie, bo „Śnieżny wędrowiec” to książka, w której teoria niekoniecznie ma dużo wspólnego z praktyką i nie do końca wiem, kogo za to winić. Gdybym miała zgadywać, zaryzykowałabym stwierdzenie, że Herrmann jest jedną z tych autorek, którym lepiej wychodzi wymyślanie intrygi niż przelewanie swoich myśli na papier, niemiecki redaktor z jakiegoś powodu albo nie potrafił, albo nie chciał jej pomóc, a polski zespół dołożył swoją porcję błędów i przeinaczeń. W rezultacie „Śnieżny wędrowiec” to książka wyjątkowo frustrująca: przez cały czas czuć w niej potencjał i przez cały czas coś zgrzyta, nie pozwalając tego potencjału osiągnąć.
Ot, weźmy na przykład pod uwagę wspomniany już zimowy klimat – jestem w stanie palcem pokazać miejsca, w których ten klimat powinien się pojawić, gdzie autorka wyobrażała sobie bardzo ładną, nastrojową scenę. Tyle że klimatu nie ma, zdania, choć gramatycznie i stylistycznie poprawne, są na tyle niezgrabne, że nie potrafią odpowiedniego nastroju stworzyć. Podobnie z bohaterami – Sanela to w teorii niepokorna policjantka, która z powodu swojego charakteru ma problemy, ale tak naprawdę przez większość czasu musimy wierzyć autorce na słowo, bo dziewczyna niczego jakoś szczególnie niepokornego nie robi. I mój ulubiony chyba fragment: „W pewnej chwili usłyszała, jak matka wstaje z łóżka i idzie do lodówki stojącej w urządzonej w amerykańskim stylu kuchni. Po wiśniach na etykiecie domyśliła się, że to wino. Matka nalała sobie trochę do kieliszka”. Właśnie tak – w tym fragmencie okazuje się, że zwyczajna z pozoru niemiecka dziewczyna ma iście komiksową moc słyszenia wiśni na etykiecie butelki. Albo inna scena, kiedy jeden z bohaterów ma do wyboru: wsiąść do własnego samochodu z szoferem albo do policyjnego wozu – i wsiada do samochodu, tak po prostu, bo nikt się nie pofatygował poinformować czytelnika, które auto mężczyzna wybrał. Jasne, zagadka rozwiązuje się kilka zdań dalej, kiedy bohater rozmawia z policjantem, a nie z szoferem, jednak mamy tu moment konsternacji, którego w książce nie powinno być. I z takich, mniejszych lub większych, zgrzytów składa się cała powieść – co chwila coś tu do czegoś nie pasuje, co chwila czytelnik zastanawia się, czy na pewno czegoś nie przegapił i czy dobrze zrozumiał to, co autorka próbuje mu powiedzieć.
Jak wspominałam, nie wiem, kogo winić za to, że książka wygląda tak, jak wygląda. Może już niemiecki oryginał był słabo napisany, a może zepsuli go dopiero polski tłumacz i redaktor. Możliwe zresztą, że winni są wszyscy po trochu. To nie ma znaczenia – ważne, że „Śnieżny wędrowiec” to książka niechlujna, zupełnie jakby wydawca (jeden, a może obaj?) uznał, że kryminały są modne, więc nie ma właściwie znaczenia, jak to jest napisane, przecież ludzie i tak kupią, zwłaszcza jeśli da się ładną okładkę, intrygujący tytuł i przyciągającego uwagę blurba. Cóż, ja się czuję taką bylejakością urażona, nie wiem, jak inni czytelnicy.



Tytuł: Śnieżny wędrowiec
Tytuł oryginalny: Der Schneegänger
Data wydania: 6 września 2016
Przekład: Wojciech Łygaś
ISBN: 978-83-8069-451-4
Format: 512s. 130×200mm
Cena: 39,90
Gatunek: kryminał / sensacja
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Matras.pl
Wyszukaj w
:
Zobacz w:
Ekstrakt: 50%
powrót; do indeksunastwpna strona

62
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.