powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (CLXIV)
marzec 2017

Marvel: Tony Stark vs. HAL-9000
Sean Chen, Jack Kirby, Stan Lee, Alitha Martinez, Joe Quesada ‹Superbohaterowie Marvela #3: Iron-Man›
Iron Man to trzeci reprezentant Domu Pomysłów, którego dogłębniej poznajemy dzięki kolekcji Superbohaterowie Marvela. Nie ma się jednak co temu dziwić, ponieważ postać ta za sprawą ekranizacji i brawurowej gry aktorskiej Roberta Downey’a Jra stała się popularna, jak nigdy wcześniej.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
‹Superbohaterowie Marvela #3: Iron-Man›
‹Superbohaterowie Marvela #3: Iron-Man›
Osobiście zawsze miałem problem z ustaleniem mojego stosunku do postaci Iron Mana. Na pewno jest on tym bohaterem ze stajni Marvela, który postarzał się najbardziej i tylko dzięki inwencji kolejnych pokoleń scenarzystów i rysowników, zmienia się, dostosowując do współczesnych czasów. Słynna zbroja już nie jest tylko metalowym pancerzem, a cudownym owocem nanotechnologii. O jej walorach możemy zresztą przeczytać w dodatkach, zdradzających tajniki jej budowy (przygotujcie się na potężny zastrzyk takich zwrotów, jak: wyświetlacz spektralny, responsywne wsparcie kręgów szyjnych, czy diagram blokowy logiki polipeptydowej). Mam jednak wrażenie, że doszliśmy do takiego punktu, że jej kolejne unowocześnienia stają się coraz bardziej karykaturalne. Również jej właściciel – Tony Stark nie należy do najbardziej wyrazistych postaci. Bruce’a Bannera, Petera Parkera, czy Matta Murdocka można lubić zarówno w cywilu, jak i w trykotach, tymczasem playboy i miliarder Stark wydaje się bardziej bezpłciowy niż Bruce Wayne. Dlatego uważam, że wkładu Roberta Downey’a Jra w rozwój tej postaci nie da się przecenić. Po ponad czterdziestu latach gość pod maską Złotego Avengera nareszcie zyskał osobowość.
Widać to dobrze jeśli sięgnie się po główną historię przedstawioną w 3 tomie Kolekcji Hachette „Ja i Iron Man”. Choć zasadniczo tym razem Stark zmuszony jest stawić czoła niebezpieczeństwu jako zwykły człowiek, a nie superbohater, to i tak zbroja jest o wiele ciekawszą postacią. Okazało się bowiem, że po kolejnych modyfikacjach, czyniących ją coraz doskonalszą w pewnym momencie zaczęła wykształcać własną inteligencję. W połączeniu z silnymi emocjami swojego właściciela, jakie towarzyszyły mu w czasie starcia ze starym wrogiem Whiplashem (ale wyglądającym inaczej, niż kiedyś – zamiast zielonego kucyka i tradycyjnej maski, cechuje go image gwiazdora porno specjalizującego się w technikach sado-maso), zyskała samoświadomość. Choć zasadniczo dąży do tego samego celu, co Tony – chce walczyć z niegodziwością, to jednak okazuje się, że brakuje jej pierwiastka ludzkiego, który sprawia, że wyczuwamy subtelną granicę między dobrem i złem. Miliarder staje więc przed arcytrudnym zadaniem, ponieważ zmuszony jest pokonać swoje, jakby nie było, dziecko.
Choć to skojarzenie może być nieco na wyrost, to jednak czytając niniejszą pozycję, mimowolnie nasuwały mi się porównania z obrazem Stanleya Kubricka „2001: Odyseja kosmiczna”. Dotyczy to już samej konstrukcji albumu. Na samym początku otrzymujemy znany już z Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela 39 odcinek „Tales of Suspence” z 1963 roku, w którym zadebiutował nasz bohater. Przeskok do roku 2000, czyli „Iron Man vol. 3 # 26”, jaki po nim następuje, można porównać do tego z dzieła Kubricka, kiedy rzucona kość – pierwsze narzędzie użyte przez małpoluda – przekształca się w statek kosmiczny. Z kwadratowej puszki, jaką na początku był Iron Man staje się on superzaawansowaną technologią w złoto-czerwonych kolorach. Ponad to w „Odysei…” głównym zagrożeniem stał się inteligentny komputer HAL-9000, który za swoich wrogów uznał astronautów. Tu również mamy sztuczną inteligencję buntującą się przeciwko stwórcy.
Niestety na tym podobieństwa się kończą. Już pomijam, że w filmie w pewnym momencie zaczynają pojawiać się dziwne kolory, jakby ekipa zażyła tęgiego kwasa i nie wiadomo o co chodzi, to sama walka z HALem-9000 przedstawiona jest w niezwykle dramatyczny sposób. Tu, choć większość akcji poprowadzona jest w całkiem interesujący sposób, ostatecznie dostajemy wariację na temat „Predatora”, gdzie uzbrojony tylko w to co znajdzie w dżungli Arnold Schwarzenegger musi stawić czoła kosmicznej technologii. Tyle tylko, że z założenia Tony nie miał być Arnim, a i sama zbroja dziwnie łatwo daje się uszkodzić przy pomocy własnoręcznie wystruganych narzędzi.
Muszę jednak pochwalić stronę graficzną komiksu. Odpowiedzialny za nie Sean Chen (z jednozeszytowym wkładem Alithy Martinez) prezentuje dokładną, dynamiczną kreskę, którą bardzo przyjemnie się ogląda. Na mnie jednak największe wrażenie zrobił kadr, w którym Tony odkrywa, że Iron Man stał się osobnym bytem, jednak ujęcie maski, gdzie w otworach na oczy, zamiast spojrzenia Starka, widzimy jedynie pustkę. Niby drobnostka, a zwraca uwagę.
Przyznam, że był moment, kiedy zastanawiałem się, czy nie podwyższyć oceny tej pozycji, ponieważ różni się ona znacznie od zwyczajowego mordobicia. Niestety scenarzysta Joe Quesada nie utrzymał napięcia do samego końca i zburzył tym samym konsekwentnie (do pewnego momentu) kreowany klimat. Nie zmienia to faktu, że trzeci tom Superbohaterów Marvela trzyma poziom i jest kolejnym dowodem na to, że warto zainteresować się tą kolekcją. Polecam, póki nie ma jeszcze problemów ze zdobyciem archiwalnych tomów.



Tytuł: Superbohaterowie Marvela #3: Iron-Man
Scenariusz: Stan Lee, Joe Quesada
Data wydania: 1 lutego 2017
Wydawca: Hachette
ISBN: 978-83-282-0943-5
Format: 168s. 175×262mm; oprawa twarda
Cena: 39,99
Gatunek: superhero
Wyszukaj w: MadBooks.pl
Wyszukaj w: Selkar.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

86
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.