Robert Kirkman, scenarzysta „Żywych trupów”,, w dwudziestym czwartym tomie cyklu wkracza na grząski teren rozważań, czym jest człowieczeństwo. Póki co daje sobie nieźle radę, co jest tym bardziej godne chwały, że rozważania dotyczą człowieczeństwa w świecie zombie, to oczywiste.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Krótka przerwa w cyklicznym pojawianiu się kolejnych albumów mogła spowodować, że początek tomu „Życie i śmierć” można odebrać jako nieco idylliczny. Społeczność kierowana przez Ricka Grimesa powoli, ale systematycznie odbudowuje cywilizacyjne struktury. Symbolem tego jest funkcjonowanie dosyć znacznie oddalonych od siebie osad, które mają zapewnioną całkiem sprawną, regularną komunikację. Żywe trupy trochę jakby zeszły na drugi plan. Stały się jednym z elementów definiujących ramy świata, w którym funkcjonują bohaterowie, ale przestały stanowić główne zagrożenie. Największe zagrożenie stanowią ludzie. I tutaj też widać pewną zmianę. Kiedyś mieliśmy do czynienia z rzezimieszkami, takimi jak Gubernator, banda kanibala Chrisa czy banda Negana. Teraz rzecz się, można powiedzieć, unormowała. Jak w przeciętnym społeczeństwie, większość chce żyć w spokoju, a jednostki tylko łamią ogólnie przyjęte zasady współżycia, popełniając wykroczenia, przestępstwa, czasem zbrodnie. W tym tomie Kirkman kontynuuje dwa takie przypadki. Gregory, dawny przywódca społeczności „ze wzgórza”, próbował zabić Maggie. Co więcej, ma on wśród mieszkańców nadal duże poparcie. Kara śmierci wydaje się najprostszym rozwiązaniem. Podobnie jak w przypadku Negana, którego spokojnie można uznać za psychopatę, Rick walczy ze swoim pierwotnym instynktem. Czuje, że prawdziwie można odbudować cywilizację tylko wtedy, gdy instynkty te ustąpią miejsca nakazom moralnym. Także tym dającym prawo do życia zbrodniarzom. Negan nie jest jedynym problemem Grimesa. Carl, jego dorastający syn, zaczyna podejmować własne decyzje i trzeba przyznać, że niejednego rodzica wprawiłyby one w czarną rozpacz. Niby zwykła rzecz, bunt nastolatka, ale w świecie żywych trupów wszystko jest inne. Tym bardziej, że wyzwalaczem buntu Carla jest znajomość z Lydią. Tutaj następuje dosyć gładkie przejście do spraw kluczowych, wręcz krytycznych dla społeczności ocalonych. Lydia jest córką Alfy, przywódczyni Szeptaczy, także ocalonych, ale takich, którzy przyjęli kompletnie inny sposób na przetrwanie. Odziani w skóry ściągnięte z „zabitych” zombie, mogą wśród nich poruszać się bez większego ryzyka. Dlatego Szeptacze twierdzą, że w „nowym” świecie uznać należy prawa pierwotne, zwierzęce. To jest główna rozbieżność między Alfą i Grimesem, a zarazem potencjalne źródło konfliktu ich społeczności. Potencjalne? Idylliczny początek albumu „Życie i śmierć” kontrastuje z dramatyczną końcówką. Zresztą nie pierwszy raz w tej serii, ale tym razem trzeba przyznać, że dawno nie było aż tak mocnego zakończenia. Dobrze, że nie trzeba czekać na kolejny tom. Jeśli czegoś można się czepić w dwudziestej czwartej odsłonie „Żywych trupów”, to rysunku. Trochę jakby rysownik Charlie Adlard zmęczył się już swoją robotą i zaczął traktować ją nieco po macoszemu. Chodzi przede wszystkim o twarze głównych bohaterów. Miejscami naprawdę trzeba się zastanawiać, kto jest kim.
Tytuł: Żywe trupy #24 Data wydania: grudzień 2016 Cena: 43,00 Gatunek: groza / horror Ekstrakt: 80% |