powrót; do indeksunastwpna strona

nr 2 (CLXIV)
marzec 2017

Tu miejsce na labirynt…: Z Londynu do Tel Awiwu
Paal Nilssen-Love, Claude Deppa, Peter Brötzmann ‹Café OTO, London 9th April 2013›, Peter Brötzmann, Paal Nilssen-Love ‹Levontin 7, Tel Aviv 30th March 2015›
Dwie prezentowane dzisiaj płyty norweskiego perkusisty Paala Nilssen-Love’a łączy kilka wspólnych mianowników. Obie są rejestracjami koncertów. Na obu towarzyszył mu niemiecki saksofonista Peter Brötzmann. Obie opublikowane zostały własnym sumptem w niewielkim nakładzie. Pierwszą nagrano na żywo w Londynie w kwietniu 2013 roku, drugą natomiast w Tel Awiwie niemal dokładnie dwa lata później.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Paal Nilssen-Love lubi współpracować – głównie w duetach – z saksofonistami. Ma już na koncie płyty nagrane z takimi artystami, jak Anglik John Butcher, Norwegowie Håkon Kornstad i Frode Gjerstad, Szwedzi Mats Gustafsson i Magnus Broo czy Amerykanie Ken Vandermark („The Lions Have Eaten One of the Guards”, „Lightning Over Water”) i Joe McPhee. Specjalne miejsce w artystycznym życiu Paala zajmuje jednak Niemiec Peter Brötzmann. Norweg niezwykle chętnie grywa z nim nie tylko we dwójkę, ale i w składzie trzyosobowym, dobierając sobie do spółki amerykańskiego puzonistę Steve’a Swella („Krakow Nights”, „Live in Copenhagen”). Choć zdarza im się współpracować także z innymi specjalistami od instrumentów dętych, jak chociażby z pochodzącym z RPA trębaczem Claude’em Deppą (rocznik 1958).
Deppa – raczej mało znany w Polsce – ma całkiem niezły dorobek. Dość powiedzieć, że przewinął się przez zespoły Louisa Moholo, Roberto Bellatalli, Toma Bancrofta i Carli Bley; prowadzi także własne formacje. Nilssen-Love i Brötzmann namówili go na wspólny występ w legendarnym londyńskim klubie-restauracji Café OTO. Koncert odbył się 9 kwietnia 2013 roku, ale upubliczniony został dopiero ponad trzy lata później (w sierpniu ubiegłego roku). Na dodatek płytę muzycy wydali własnym sumptem i w ograniczonym nakładzie; kompaktowy krążek zapakowali w kartonowe opakowanie, na którym widnieje jedynie stempel z podstawowymi informacjami, czyli kto gra, kiedy i gdzie. Kompozycje nie posiadają nawet tytułów. Wiadomo tylko, że są cztery i trwają łącznie prawie czterdzieści sześć minut.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Czego można się spodziewać? Stuprocentowo improwizowanego jazzu, w którym nie brakuje prawdziwie szalonych eskapad, ale i fragmentów zaskakująco refleksyjnych. Ton całości nadaje perkusista, co jednak nie oznacza, że saksofonista i trębacz mają mniej do powiedzenia. Ich partie solowe i duety – zwłaszcza gdy przekomarzają się ze sobą i na swój sposób rywalizują – są prawdziwą ozdobą płyty. Tym bardziej że wpadając w trans, stają się bezlitośni dla słuchaczy. Ba! nawet gdy nieco spuszczają z tonu, nie tracą nic na zadziorności; gdzieś podskórnie emanuje w nich energia, która od czasu do czasu eksploduje pod postacią pełnych dynamiki improwizacji. Szczególne zdziwienie może wywołać fragment zamykający album, czyli „[untitled 4]”, cechuje go bowiem nietypowa dla Brötzmanna przejrzystość wypowiedzi. Ale to może być spowodowane tym, że w tej części koncertu Niemiec odłożył na bok saksofon i sięgnął po klarnet.
• • •
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Levontin to ulica w Tel Awiwie, przy której pod numerem siódmym mieści się klub muzyczny. Często grywają w nim wykonawcy ze świata free jazzu; nie ma się więc co dziwić, że pewnego dnia dobre wiatry przywiały tam również chętnie podróżujących po różnych zakamarkach globu Petera Brötzmanna i Paala Nilssen-Love’a. Tym razem na scenie pojawili się tylko we dwóch, ale dzięki temu, że Niemiec nie miał konkurencji, mógł sięgnąć po bogatszy arsenał dęciaków. Co oczywiście wpłynęło na wzbogacenie brzmienia. Peter i Paal znają się od lat i doskonale rozumieją. Podczas koncertów owocuje to z jednej strony niezwykłą wprost energią, z drugiej natomiast – gdy tylko jest taka potrzeba – maksymalnym skupieniem. Stwierdzić, że panowie rozumieją się bez słów, podskórnie wyczuwając swoje intencje – to jakby nie powiedzieć nic. Niemiec i Norweg funkcjonują bowiem jak jeden organizm.
Początek koncertu zwala z nóg. Żaden z muzyków się nie oszczędza. Można odnieść wrażenie, że w pierwszych minutach postanowili oni przejechać się walcem po publice, aby dopiero potem – tym, którzy przetrwają – niejako w nagrodę zaoferować nieco bardziej przyjazne dźwięki. Nie brakuje oczywiście solówek – zarówno saksofonowych, jak i perkusyjnych – nagradzanych przez słuchaczy, nie bez powodu, oklaskami. Choć gwoli ścisłości należy podkreślić, że trzeba mocno wytężyć słuch, chcąc je wyłowić z tła. Momenty dynamiczne sąsiadują ze stonowanymi. Niekiedy Brötzmann potrafi nawet lekko wzruszyć, ale chyba tylko po to, by po chwili przyłożyć prosto między oczy. Paal zresztą nie pozostaje w tyle za kolegą. Na wcześniej publikowanych płytach niejednokrotnie już udowodnił, że gdy tylko ma taki kaprys, jest w stanie zawstydzić nawet bębniarzy z grup black- czy deathmetalowych.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Oddając się całkowicie sztuce, artyści nie zapomnieli jednak, w jakim mieście się znaleźli. Stad zapewne zagrany przez Niemca na klarnecie – bez nachalności i z wyczuciem – motyw jednoznacznie kojarzący się z muzyką żydowską. Na dodatek z fragmentu tego wykluwa się z czasem – choć trwa to kilka uwag – jeden z najpiękniejszych wątków płyty. Cały materiał zamieszczony na płycie trwa czterdzieści cztery minuty, bez żadnych – jak można mniemać – przerw, cięć i „dokrętek”. Intuicyjna improwizacja w najczystszej postaci. Dla jednych wydawanie takich płyt nie ma większego sensu, ponieważ nie wnoszą one w zasadzie nic nowego do dorobku wydających je artystów; inni z przyjemnością sięgną nawet i po setne tego typu wydawnictwo, radując się muzyką, która nigdy nie jest taka sama, której forma w dużej mierze zależy od dnia i nastroju, w jakim znajdują się artyści (na ten z kolei wpływ może mieć wiele innych czynników). Bo że wykrzeszą z siebie całą energię i podzielą się z nią z publicznością, tego w przypadku Brötzmanna i Nilssen- Love’a możemy być pewni.
Skład:
Peter Brötzmann – instrumenty dęte
Claude Deppa – trąbka
Paal Nilssen-Love – perkusja



Tytuł: Café OTO, London 9th April 2013
Data wydania: 17 sierpnia 2016
Nośnik: CD
Czas trwania: 45:58
Gatunek: jazz
Wyszukaj w: Matras.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Utwory
CD1
1) [untitled 1]: 21:52
2) [untitled 2]: 05:15
3) [untitled 3]: 11:07
4) [untitled 4]: 07:44
Ekstrakt: 70%

Tytuł: Levontin 7, Tel Aviv 30th March 2015
Wykonawca / Kompozytor: Peter Brötzmann, Paal Nilssen-Love
Data wydania: 1 marca 2017
Nośnik: CD
Czas trwania: 44:07
Gatunek: jazz
Wyszukaj w: Matras.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Utwory
CD1
1) [untitled]: 44:07
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

104
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.