powrót; do indeksunastwpna strona

nr 3 (CLXV)
kwiecień 2017

Tintin nieprzerysowany
Hergé ‹Przygody TinTina #1: W kraju Sowietów›
Nawet rozumiem decyzję Egmontu sprzed ośmiu lat aby wydawać zbiorcze, małe albumy z przygodami Tintina (i nie tylko). Biorąc pod uwagę zasobność czytelniczych portfeli oraz długość serii może to był jedyny sposób na szybkie przybliżenie tego legendarnego cyklu polskim fanom komiksu. Na szczęście przyszedł czas aby pokazać ten album w pełnej okazałości czyli w formacie A4.
‹Przygody TinTina #1: W kraju Sowietów›
‹Przygody TinTina #1: W kraju Sowietów›
Fakt, że w najnowszym wydaniu komiks wygląda imponująco. Standardowy „Tintin” to sześćdziesiąt dwie strony, tutaj mamy ich sto czterdzieści. To zasługa większych rysunków, które, w porównaniu z poprzednim wydaniem stały się dużo czytelniejsze (Hergé jeszcze nie dopracował się swojej słynnej „ligne claire”).
Intryga „Przygód Tintina w kraju Sowietów” jest bardzo prosta, wręcz banalna. Bez żadnego wprowadzenia, na pierwszym kadrze spotykamy głównego bohatera wsiadającego do pociągu do Moskwy. Jedzie tam jako reporter „Petit Vingtième” (notabene to prawdziwy magazyn, dla którego pracował Hergé), aby przygotować relację na temat Rosji Sowieckiej. Pomysł ten od początku nie spodobał się kremlowskim notablom, którzy nakazali swoim licznym agentom uniemożliwienie Tintinowi realizacji jego zadania. Od tego momentu trwa nieprzerwana zabawa w kotka i myszkę pomiędzy dzielnym reporterem a mniej lub bardziej rozgarniętymi przedstawicielami bolszewickiego reżimu. Przepychanki te są poprzetykane mało sielankowymi obrazkami Związku Radzieckiego. Mamy więc konfiskatę zboża, wybory przeprowadzane pod lufą karabinu, a ukoronowaniem sowieckiej propagandy są atrapy fabryk wzniesione po to, aby przekonywać zagranicznych dziennikarzy o wysokim stopniu industrializacji kraju. Oczywiście Tintin demaskuje wszystkie te kłamstwa, co jeszcze bardziej rozwściecza komunistów. Główny bohater kilkakrotnie ląduje w więzieniu, areszcie i temu podobnych.
„Przygody Tintina w kraju Sowietów” to najbardziej oryginalny ze wszystkich dostępnych obecnie albumów o młodym reporterze z charakterystyczną fryzurą. Po pierwsze, bo jest pierwszy (brzmi jak truizm, ale za chwilę wrócę do tego wątku). Po drugie, ponieważ jako jedyny jest czarno-biały. Ostatnim komiksem w wersji czarno-białej był „Krab o złotych szczypcach” (tom dziewiąty). Ale Hergé przerysował i pokolorował wszystkie, poza właśnie „Tintinem w kraju Sowietów”. Po trzecie, historia jest opowiedziana w sposób mocno odstający od pozostałych przygód Tintina. O co konkretnie chodzi? O ile w późniejszych albumach przemoc fizyczna (także w wykonaniu głównego bohatera) jest stosowana w sposób umiarkowany, o tyle w „Kraju Sowietów” stanowi ona główny sposób rozwiązywania konfliktów i wychodzenia z kłopotów. Powiedzieć o tym albumie „brutalny” byłoby przesadą, ale bardziej wpisuje się on w poetykę slapstickowych komedii kina niemego, w niewielkim stopniu przypominając późniejsze historie, w których głównym orężem Tintina są jego inteligencja i spryt. Natomiast już w tym albumie widać zamiłowanie głównego bohatera do pościgów wszelkiego rodzaju wehikułami (samoloty, pociągi, samochody), co stało się znakiem firmowym całej serii.
Muszę przyznać, że zupełnie inaczej wyobrażałem sobie ten komiks. Znając frankofońskie fascynacje Rosją (carską, sowiecką, każdą) spodziewałem się raczej historii pobłażliwie traktującej o państwie bolszewików. Nic z tych rzeczy. Poza pojedynczymi przypadkami, wszyscy mieszkańcy kraju Sowietów to kanalie, agenci i donosiciele. Tytuł tytułem ale Tintin jakoś musi do celu swojej podróży dotrzeć. To daje autorowi pretekst do przedstawienia swojego stosunku do Niemców. Nie jest to zbyt przychylne spojrzenie. W komiksie Hergé’a Niemcy to państwo policyjne wypełnione po brzegi mundurowymi. Trudno oczekiwać czegoś innego kilka lat po Wielkiej Wojnie.
Ciekawostką samą w sobie jest geneza „Tintina w kraju Sowietów”. Tutaj pojawia się odwieczne pytanie, co było pierwsze – jajko czy kura. Czy Hergé najpierw wymyślił bohatera, którego nazwał Tintin i uczynił wszędobylskim dziennikarzem? Otóż nie. Naczelny magazynu „Le Vingtième Siècle” – Norbert Wallez – poprosił rysownika (wtedy szefa „Le Petit Vingtième”, młodzieżowego dodatku do „Le Vingtième Siècle”) o stworzenie komiksu, który belgijskiej młodzieży przedstawi prawdziwy obraz Związku Radzieckiego. Tworząc obraz Kraju Rad, Hergé oparł się na książce „Moscou sans voiles”, napisanej przez Josepha Douillet, byłego konsula belgijskiego w Rostowie nad Donem. Można więc powiedzieć, że bez Związku Radzieckiego nie byłoby najpopularniejszego komiksu świata.



Tytuł: Przygody TinTina #1: W kraju Sowietów
Scenariusz: Hergé
Data wydania: marzec 2017
Rysunki: Hergé
Wydawca: Egmont
Cena: 34,99
Gatunek: przygodowy
Wyszukaj w: MadBooks.pl
Wyszukaj w: Selkar.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
powrót; do indeksunastwpna strona

105
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.