powrót; do indeksunastwpna strona

nr 3 (CLXV)
kwiecień 2017

Pył Ziemi
Rafał Cichowski
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Jesteśmy na Ziemi, powinniśmy się trzymać konwenansów – proponuję.
Lilo rozgląda się wokoło.
– Już zaczęliśmy dewastować przyrodę.
– Chodziło mi bardziej o mowę.
Za nami trzydzieści sześć wież podpiera ołowiane niebo, ich szczyty giną w obłokach. Pozbawiona życia ruina przygląda się nam milionem pustych okien. Odwzajemniamy spojrzenie, podnosząc głowy.
– Nie wiedziałam, że na Ziemi stawiano tak wysokie budynki.
– To Ketra – mówię, próbując dostrzec miejsce po uderzeniu. Bezskutecznie. – Baza wiedzy twierdzi, że zbudowano to miasto już w dwudziestym pierwszym wieku. Eksperyment społeczny. Ważniejsze postaci: Kanu Retter, Almeida Ceira. To tu zastosowano pierwsze biochipy.
– Kiedyś opowiesz mi tę historię – mówi, po raz kolejny mierząc mnie wzrokiem.
Gdy idę w kierunku statku, suche gałęzie pękają z trzaskiem pod moimi stopami. Nieprzyzwyczajona do kontaktu skóra czerwienieje, napręża się i rozdziera. Stopniowo wpuszczam ból do układu, sprawdzając, jak wiele jestem w stanie go znieść. Przy czterdziestu sześciu procentach pojawia się pierwszy bezwarunkowy odruch – do kącika oka napływa łza. Mózg mówi dość. Starożytni ludzie musieli być twardymi skurwielami, skoro przemaszerowali boso dwa miliony lat, a i tak dotarli na szczyt łańcucha pokarmowego. Ale taka już nasza natura. Nie odpuszczamy.
Czarna maź opływa moje ciało, dopasowuje się do jego kształtu, wnikając w każdy por skóry od koniuszków palców u stóp po nadgarstki i szyję. W przypływie kreatywności nadaję stopom kształt butów, a cała reszta przybiera formę lekkiego kombinezonu, jakiego kiedyś mogli używać piloci. A może widziałem to tylko w jakimś filmie? Ukrywam symbole Yggdrasil na barkach i plecach, pozostawiając jednolicie gładką powierzchnię. System podaje informację, że w promieniu stu kilometrów nie ma ani jednego urządzenia wykorzystującego dowolny rodzaj energii, ale jeśli jednak kogoś tu spotkamy, lepiej nie afiszować się z naszym pochodzeniem. My i nasze niezniszczalne, nic nieważące kombinezony z innej epoki po prostu postaramy się wtopić w tłum. Lilo jest ubrana cała na biało. Chce od razu ruszać przed siebie, nie tracić więcej czasu na przebieranki i lekcje historii, ale ją powstrzymuję. Gęsta zawiesina nad naszymi głowami rozrzedza się i nasącza barwą. Tarcza słońca wypala dziurę w obłokach i nurkuje w kierunku horyzontu.
– Wiem, co chcesz zrobić – mówi Lilo, patrząc w kierunku zachodu. – Jest duże ryzyko, że tego nie przeżyjesz.
– A ty? Nie chcesz zobaczyć wszystkiego tak, jak naprawdę wygląda? Tak, jakbyśmy widzieli to pierwszy raz? Pieprzyć te nagrania i symulacje. Prawdziwe fotony wpadające do prawdziwej źrenicy. No chodź! Zrób to ze mną!
Waha się. Ale znam ją tak dobrze, że praktycznie jest częścią mnie. Dokładnie wiem, jak wejść jej pod skórę.
– To tylko jedna planeta. Mamy czas – mówię spokojnym, niskim głosem.
Wszystko eksploduje kolorem.
Zapachem.
I dźwiękiem.
Wszystko wokół ożywa. Od szumiących liści w koronach drzew po robactwo drążące tunele pomiędzy ich korzeniami. Od wrzeszczącego barwą nieba przez szczyty wież po brzegi płuc. Wzdłuż i wszerz Ziemi wszystko współgra ze sobą w harmonii, produkując melodię, na którą nic nie mogło nas przygotować, nawet jeśli znaliśmy wszystkie jej nuty. Wrażenie jest totalne. Nieopisywalne. Odbiera władzę w nogach i zatrzymuje myśli. Żaden statyczny ani ruchomy zreprodukowany obraz, żadne utwory, wiersze, książki, sny, memy ani narkotyki nie są w stanie oddać siły tego piękna, choć bywa, że muzyka trafia cholernie blisko. Nadludzkim wysiłkiem chwytam Lilo za rękę i wciągam głębiej w gęsty las. Nie wiem, czy próbuję uciec od tego wszystkiego, czy się w tym utopić. Lilo też nie wie. Poddaje się i biegniemy jak dzieci, które ktoś po raz pierwszy przyprowadził na plac zabaw, potykamy się o gałęzie i wpadamy twarzami w pajęczyny. Trochę przerażeni, bardziej odurzeni emocjami brniemy w nieznanym kierunku. Dobiegamy do urwiska, a endorfinowa fala o mało nie spycha nas setki metrów w dół.
Ze szczytu wzniesienia widać bezkresny las rozświetlony barwami zachodu, który pędzi na spotkanie z niebem. Siadam na wilgotnej ziemi, wśród traw i liści. Zatapiam palce głęboko w jej pulsującej materii. Przez całe życie widziałem tylko ciemność. A przecież to jest miejsce, z którego pochodzimy. To wszystko powinno być dla mnie naturalne. Lilo miała rację, właśnie umarłem.
I urodziłem się na nowo.
Myślę, że w tym miejscu mógłby nastąpić koniec naszej podróży. Nikt nas nie zmusi, żebyśmy stąd odeszli, żebyśmy zmrużyli, a tym bardziej zamknęli oczy. Ja. Ona. Tu. Na zawsze, a przynajmniej dopóki słońce nie wypali się, nie spuchnie i nie pochłonie Ziemi. Ostatni rozdział zbyt długiej historii, o której początku prawie udało nam się zapomnieć.
– (Idealny koniec) – podpowiada Lilo, kładąc się obok mnie.
Ale dobrze wiemy, że to się nie wydarzy. Istnieje tylko jeden sposób, aby przeżyć wieczność: życie musi mieć cel. Nasz został nakreślony dawno temu i nie ma nic wspólnego z tarzaniem się w ściółce na emocjonalnym haju ani delektowaniem się misternym pięknem konstrukcji tego świata po jego kres. Dlatego bierzemy po ostatnim głębokim wdechu, włączamy filtry i ruszamy w drogę powrotną.
Teraz możemy zaczynać.



Tytuł: Pył Ziemi
Data wydania: 29 marca 2017
Wydawca: Sine Qua Non
ISBN: 978-83-7924-781-3
Format: 320s. 135×210mm
Cena: 36,90
Gatunek: fantastyka
Wyszukaj w: MadBooks.pl
Wyszukaj w: Selkar.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Matras.pl
Wyszukaj w
:
Zobacz w:
Czas wyrównuje wszystko do zeraW XXIV wieku Ziemia umiera. W przestrzeń kosmiczną zostaje wystrzelony Yggdrasil, statek pokoleniowy, który ma zapewnić przetrwanie gatunkowi ludzkiemu. Ponad siedemset lat później para nieśmiertelnych istot, technologicznie pod​rasowanych Ziemian, wraca na błękitną planetę. Od powodzenia ich misji zależy ocalenie statku i wszystkich osób znajdujących się na pokładzie. Muszą odnaleźć tajemniczą Bibliotekę Snów, w której zapisano ogół wspomnień ludzkości.Lilo i Rez podczas swej wędrówki zetrą się z prymitywnym plemieniem, którego członkowie dawno zapomnieli o dobrodziejstwach techniki. Będą się układać z samozwańczym lordem władającym wiernie odtworzoną kopią wiktoriańskiego Londynu, którego największą bolączką są morderstwa prostytutek oraz zbyt wysoki poziom edukacji wśród plebsu. Zawędrują też do Aurory, miasta, gdzie barwy następnego zachodu słońca wybiera się w drodze głosowania.Gdzieś na końcu drogi Lilo i Reza ukryta jest prawda. Ale czy warto dla niej poświęcić wszystko? Może pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć?„Pył Ziemi” czerpie z wielu gatunków literackich, tworząc niezwykłą opowieść o świecie przyszłości, w którym zaawansowana technologia sąsiaduje z gotyckim mrokiem i absurdem. Imponuje skalą, porusza i bawi ostrym jak brzytwa poczuciem humoru.
powrót; do indeksunastwpna strona

18
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.