Rosjanie – bez najmniejszych wątpliwości – zazdroszczą Amerykanom. Widać to w ostatnim czasie po trafiających do kin filmach. Odpowiedzią na hollywoodzkie obrazy o pierwszym kontakcie z obcymi stało się „Przyciąganie” Fiodora Bondarczuka; z kolei „Obrońcy” Sarika Andreasiana to wariacja na tematy superbohaterskie, mieszanka „X-Menów” z „Avengersami”. Niestety mało udana.  |  | ‹Obrońcy›
|
W ostatnich miesiącach miał miejsce w rosyjskich kinach prawdziwy wysyp blockbusterów, które – przynajmniej pod względem technicznym – w niczym nie ustępują produkcjom amerykańskim. Często też, podobnie jak one, pozbawione są wewnętrznej logiki i wartości artystycznych. Tak było chociażby z przeznaczonym dla młodzieży filmem fantasy „ Dziadek Mróz. Bitwa magów” (2016) Aleksandra Wojtinskiego. Na szczęście dużo lepiej prezentowały się historyczny „ Wiking” (2016) Andrieja Krawczuka oraz fantastycznonaukowe „ Przyciąganie” (2017) Fiodora Bondarczuka. Jak na tym tle wypadli superbohaterscy „Obrońcy”? Najkrótsza odpowiedź mogłaby brzmieć: bardzo, bardzo nijako. Ale czy można dziwić się temu, skoro dzieło to wyszło spod ręki ormiańskiego reżysera Sarika Andreasiana, który do tej pory zaliczył takie wpadki, jak „ Romans biurowy. Nasze czasy” (2011) czy „ Mafia: Gra o przeżycie” (2015)? Choć z drugiej strony przed rokiem miał swoją premierę całkiem przyzwoity, opowiadający o prawdziwych wydarzeniach, jakie miały miejsce w Armenii w 1988 roku, dramat katastroficzny „ Trzęsienie ziemi”… Film ten okazał się jednak tylko ziarnem, które trafiło się ślepej kurze. Mając bowiem szansę udowodnić swą wartość kolejnym obrazem, Andreasian zaprzepaścił ją w sposób bardziej niż klasyczny. Co wcale nie oznacza, że ta artystyczna katastrofa ostatecznie mu się nie opłaci. „Obrońcy”, czyli rosyjska odpowiedź na takie hollywoodzkie dzieła, jak „X-Men”, „Fantastyczna Czwórka” czy „Avengers”, mieli olbrzymi budżet – 380 milionów rubli, co w przeliczeniu daje mniej więcej 6,5 miliona dolarów. W ciągu zaledwie trzech tygodni od premiery, która miała miejsce 23 lutego, produkcja ta zarobiła 4,6 milionów „zielonych”. Mało? Wcale nie. Trzeba bowiem pamiętać, że są to dane jedynie z Rosji, tymczasem dystrybutor zadbał o to, aby w ciągu kilkunastu dni lutego i marca film trafił również do kin w – uwaga! – Białorusi, Kazachstanie, Kambodży, Kirgizji, Mołdawii, Tadżykistanie, Tajlandii, Uzbekistanie, Bułgarii, Wietnamie, Indiach, Tajwanie, Estonii, Łotwie, Singapurze, Pakistanie, a nawet Niemczech. To oczywiste, że w tych krajach dochody będą dużo mniejsze, ale zebrawszy rubel do rubla zapewne uda się całkiem nieźle zarobić. A to z kolei może zaowocować kontynuacją. Na pomysł nakręcenia „Obrońców” Sarik Andreasian wpadł już ponoć w 2013 roku. Zdjęcia ruszyły jednak dopiero dwa lata później (w kwietniu). Uporano się z nimi zaskakująco szybko, ale – jak to bywa w przypadku podobnych obrazów – długo trwała postprodukcja, polegająca głównie na pracy nad efektami specjalnymi. A tych przecież w filmie nie brakuje. Preludium na pewno może się podobać. Na tajnym poligonie Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej trwa test supernowoczesnej broni. W pewnym momencie ćwiczenia przybierają niepożądany przebieg, ktoś z zewnątrz przejmuje bowiem kontrolę nad robotami bojowymi, a ich ogień skierowany zostaje na bunkier dowodzenia. Natychmiast zbierają się odpowiednie gremia. Naradzie w moskiewskim Centrum Dowodzenia Operacyjnego przewodzi generał Nikołaj Dołgow. Informuje on zebranych o przeprowadzonym jeszcze w czasach radzieckich programie „Patriota”, który nadzorował profesor Awgust Kuratow. W jego ramach otwarto laboratoria w każdej z sowieckich republik; ich celem było wyszukiwanie dzieci, które następnie poddawane były mutacjom genetycznym. W epoce tak zwanej „zimnej wojny” miały stać się one najważniejszymi Obrońcami komunistycznej ojczyzny. Ale „zimna wojna” dobiegła końca. Pożerający olbrzymie środki finansowe projekt zamknięto; podczas próby likwidacji głównego laboratorium, na co Kuratow nie chciał wyrazić zgody, doszło do tragedii – profesor został napromieniowany (dzięki czemu oczywiście zyskał nadzwyczajne moce). A potem… zniknął. By wrócić po latach. W tym czasie „wyhodowani” przez niego mutanci starali się prowadzić w miarę normalne życie, dostosowując do społeczeństwa. Nie zawsze im to wychodziło. Ormianin Lernik Oganesian – człowiek-ziemia, posiadający zdolność telekinezy, przyciągający wszystko, co jest elementem skorupy ziemskiej – zaszył się w górskim monastyrze. Arsus – człowiek-zwierzę, potrafiący zmienić się (częściowo lub w całości) w niedźwiedzia – zamieszkał w drewnianej chacie w syberyjskiej tajdze. Kazach Chan – człowiek-wiatr, poruszający się z olbrzymią szybkością, jednocześnie mistrz wschodnich sztuk walki i broni białej – żyje w stepie, a czas spędza głównie na walce z lokalną mafią. Jedyna w tym gronie kobieta, Ksenia – człowiek-woda, pod wpływem kontaktu z wodą stająca się niewidzialną – zarabia na życie, pracując w… cyrku. Nikt z nich nie znalazł szczęścia; wszyscy są na swój sposób ofiarami eksperymentów Kuratowa. Kiedy więc dowiadują się, że szalony profesor powrócił – tak, to on stoi za akcją na poligonie – choć bez szczególnego entuzjazmu, przystępują do walki z nim. W dalszym ciągu widzowie są już tylko świadkami efektownej rozpierduchy, która – tak przynajmniej każe nam się wierzyć – rozgrywa się w centrum Moskwy. W rzeczywistości dzieje się to głównie na terenie starej, zrujnowanej fabryki (całkiem możliwe, że tej samej, którą Andreasian wykorzystał, kręcąc „ Trzęsienie ziemi”). I to jest spory mankament filmu. W przeciwieństwie do amerykańskich produkcji superbohaterskich w jej rosyjskim odpowiedniku nie ma nawet cienia teraźniejszości. Główne postaci żyją i działają w zupełnym oderwaniu od świata zewnętrznego. Wszystko, co nie jest akcją (czytaj: prostą, aczkolwiek w paru momentach dość efektowną, nawalanką), zostało zredukowane do minimum. W efekcie „Obrońców” ogląda się jak półtoragodzinny trailer, który z jakiegoś powodu nie chce się skończyć. A szkoda, bo gdy w paru momentach reżyser na chwilę zwalnia tempo, by „mutanci” mogli dojść do głosu i zwierzyć się ze swej nieszczęśliwej egzystencji, od razu robi się ciekawiej, bardziej wzruszająco i po prostu „głębiej”. Kompletując obsadę, Andreasian sięgnął w większości po aktorów doświadczonych, ale jeszcze nieopatrzonych. Arsusa zagrał Anton Pampusznyj („ Aleksander. Bitwa nad Newą”, „ Pułapka na zabójcę”), Chana – Kazach Sanżar Madijew („ Druga strona”, „ Ruch skoczkiem”, „ Polowanie na Ducha”), Ler(nik)a – Francuz o korzeniach ormiańskich Sebastien Sisak („ Trzęsienie ziemi”), Ksenię – znana głównie z ról telewizyjnych Alina Łanina (rocznik 1989), absolwentka Państwowego Instytutu Teatralnego w Jekaterynburgu sprzed siedmiu lat, natomiast Kuratowa – przede wszystkim pojawiający się na deskach teatralnych Stanisław Szyrin. W rolach drugoplanowych zobaczyć możemy zaś Walerię Szkirando („ Batalion”) jako sprawującą nadzór nad Obrońcami Jelenę Łatinę oraz Wiaczesława Razbiegajewa („ Huśtawka”, „ Przenicowany świat”, „ Załoga”) w roli generała Dołgowa. Scenariusz wyszedł spod pióra Andrieja Gawriłowa, który pracował z Andreasianem już przy „ Mafii”; z kolei ścieżkę dźwiękową – wyjątkowo nieudaną i pozbawioną oryginalności – skomponował Gieorgij Żeriakow („ Rusini”). Jedynie do operatora trudno mieć zastrzeżenia, choć i on – Maksim Osadczy („ Stalingrad”, „ Start-up”, „ Pojedynek”) – mógłby dostać ambitniejsze zadanie. Jednak nie w takim filmie i nie „pod” takim reżyserem.
Tytuł: Obrońcy Tytuł oryginalny: Защитники Data premiery: 22 lutego 2017 Rok produkcji: 2017 Kraj produkcji: Rosja Czas trwania: 100 min Gatunek: akcja, przygodowy, SF Ekstrakt: 40% |