– Czego się pani napije? – zapytał, wskazując wysoki stołek przy ławie barowej oddzielającej aneks kuchenny od reszty pomieszczenia. Sam zaczął majstrować przy ekspresie. – Wystarczy woda. – Mam doskonałą jamajską kawę, może da się pani skusić? – Jamajską? To podobno najdroższa kawa na świecie. – Zdjęła marynarkę. Pod zapiętą pod szyję koszulą ze stójką i krótkim rękawem falowały w rytm oddechu niewielkie, acz krągłe piersi. – Niech mi pani wierzy, to nie jej cena robi wrażenie. – A chce pan zrobić na mnie wrażenie? – zapytała spokojnie, rozkładając przed sobą dokumenty. – Jeszcze nie wiem – uśmiechnął się szelmowsko. – Ale w obliczu pięknych kobiet zawsze lepiej mieć się na baczności. To jak? Zaparzać? – Jak pan uważa – odpowiedziała, odwracając się z prawie niezauważalnym uśmiechem. Dał się słyszeć głośny syk maszyny pracującej pod dużym ciśnieniem, po czym pokój wypełnił się aromatem przywodzącym na myśl najlepsze włoskie kawiarnie. Kuratorka wodziła wzrokiem po pomieszczeniu, którego nowoczesną ascetyczność naruszały niezliczone i różnorakie książki ułożone na kanapie, regałach, półkach, stołkach a nawet na ziemi. Z wielu z nich wystawały zakładki i kolorowe karteluszki z notatkami. Te zaś, które leżały na biurku, pootwierane, wierzchem do góry, prawie zasłaniały elegancki, biały ekran komputera. Pisarz z kolei nie mógł oderwać wzroku od kobiety. Boże, ona grzeszyła nawet mruganiem. – Mieszka pan sam. – Odwróciła się z powrotem w stronę kuchni. – To już pytanie z wywiadu czy propozycja? – zagadnął z niewinnym uśmiechem, wręczając kobiecie filiżankę. – Panie Bicz, jedyna propozycja, jaką mam dla pana, to sposób rozwiązania spraw związanych z pana synem – odpowiedziała, upiwszy łyk kawy, która wyraźnie jej smakowała.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Następnie, kompletnie nie zwracając uwagi na pisarza, zaczęła przerzucać swoje notatki. Cisza trwała. Jak tu podejść tę kobietę? Czarnoczekoladowa ciecz o głębokim, nieco pikantnym aromacie parzyła usta. Pyszna, doskonale pieszcząca zmysły, w połączeniu z widokiem nieprzystępnej, milczącej kobiety elektryzowała mężczyznę. W końcu nie wytrzymał. – Chyba źle zacząłem, jestem Piotr… – powiedział zaczepnie, rozpierając się na blacie. – Co też chciałaby pani o mnie wiedzieć? – Nina Domigalska, kawa jest naprawdę wyśmienita, dziękuję. Kuratorka uśmiechnęła się, po czym z godnym podziwu profesjonalnym spokojem wypytała autora o szereg spraw związanych z jego mieszkaniem, majątkiem i życiem osobistym. – O! Jaki piękny… – Przerwała na chwilę wywiad, gdy o jej nogi niespodziewanie otarła się śnieżnobiała, puchata kula. – Lothlorien, moja kotka – powiedział, podczas gdy kobieta przyglądała się zwierzęciu. – Turecka angora. – Słucham? – Taka rasa. Kotka przemaszerowała leniwie przez salon. Zatrzymawszy się pod drzwiami balkonowymi, spojrzała na nich i miauknęła przeciągle. Jej bursztynowe oczy wydawały się jarzyć na tle brudnoszarego nieba. Piotr podszedł do niej, przykucnął i pogłaskał delikatnie. – Serio chcesz wyjść? – Jego głos był miękki i pełen czułości. – Tam zaraz będzie padać, znowu będziesz nieszczęśliwa z mokrymi łapkami. Zwierzę w odpowiedzi wyprężyło się majestatycznie i z gracją oparło przednie łapy na drzwiach balkonowych. Dłoń mężczyzny jeszcze raz zanurzyła się łagodnie w mlecznym futrze. W końcu wypuścił kota, po czym odwrócił się do kuratorki. – To jak na razie jedyna kobieta w moim życiu, która wytrzymała ze mną dłużej. – Uśmiechnął się porozumiewawczo – Ciągle liczę, że to się zmieni… – Zawsze warto mieć nadzieję. – Pozostając, przynajmniej pozornie, niewrażliwą na jego flirty, sprawiała, że Piotr czuł się jak Titanic w konfrontacji z górą lodową. Co on ma z nią zrobić? Niemożliwe, żeby nie było tematu, który by ją poruszył. Taka grzeczna, fachowa, niedostępna… Ale nie obojętna! Zdecydowanie nie był jej obojętny. Zaraz, zaraz… Zauważył, że w trakcie rozmowy zerkała kilkukrotnie w kierunku statuetek stojących w przeszklonej gablotce nad biurkiem, gdy więc kuratorka podjęła wywiad, pytając teraz o sprawy zawodowe, postanowił to wykorzystać. Podszedłszy do barku przy sofie, zaczął nalewać sobie wina. – Poczęstuje się pani? To naprawdę doskonały rocznik, znajomy przywiózł mi wprost z Toskanii. – Nie piję w trakcie pracy, a wracając do sedna… – Szkoda… Wino zwykle ułatwia znajdywanie właściwych odpowiedzi na trudne pytania. Swoją drogą, może teraz moja kolej. – Oparł się o ścianę i pociągnął solidny łyk. – Widzę, że ciekawią panią moje nagrody. Ledwo dostrzegalny rumieniec przepłynął przez policzki kobiety. Szybko jednak jej twarz znów stała się nieprzenikniona jak u zawodowego pokerzysty. – Moja praca polega na tym, żeby w takich sprawach jak pańska jak najwięcej dowiedzieć się o indagowanym. Nie tylko na podstawie wywiadu. Poza tym trudno pana nie kojarzyć z radia czy telewizji, jeśli nie z samej twórczości. „Błękitny Paladyn” to powieść, o której musiałabym słyszeć, nawet gdybym nie chciała. – A czytała pani? – Napuszył się jak paw. – Owszem, nie da się ukryć, że to dobra literatura. – Nagle jakby złagodniała. – Nie codziennie też w mojej pracy mam możliwość rozmowy z twórcą pana formatu. – Więc zna pani moją twórczość. Całą? – Nie czekając na odpowiedź, podszedł do stojących pod ścianą półek. – „Paladyn” i saga o Kolekcjonerze Aniołów to książki, z którymi udało mi się trafić także do głównego nurtu, jednak najlepiej czuję się po prostu w fantastyce. To jest mój debiutancki zbiór opowiadań, ale nie mówmy o prehistorii, bo wtedy nie miałem pojęcia o pisaniu. To są moje kolejne książki, osiem powieści, w tym wspomniany „Paladyn” oraz następne dwa zbiory opowiadań. – Jął przechadzać się po mieszkaniu, wyciągając książki. – I wreszcie dwa cykle, pierwszy trzytomowy o Kolekcjonerze, drugi pięciotomowy. Właśnie niedawno wyszła ostatnia część. No i najbardziej panią interesujące nagrody – uśmiechnął się drapieżnie – pięć Zajdli, czyli najwyższych rangą nagród literackich przyznawanych przez polskich wielbicieli fantastyki. Do tego Orle Pióro, Paszport „Polityki” i oczywiście Nike. Wrócił na miejsce przy barze i spojrzał jej prosto w twarz. Nie dało się ukryć, że robił wrażenie, brnął więc dalej: – Gdyby była pani fanką, mógłbym sprezentować pani najnowszy tomik ze specjalną dedykacją. Napisałbym na przykład tak: „Dla intrygującej kobiety, która porusza wyobraźnię, jak żadna z muz”. Zesztywniała, zaskoczona. Już była jego. Chłodny profesjonalizm stopniał jak śnieg na wiosnę. Kuratorka uśmiechnęła się w sposób, który sprawił, że Piotr poczuł przyjemne ciepło rozlewające się po ciele. Uczucie to jednak szybko ulotniło się, gdy kobieta spokojnym i pewnym siebie tonem powiedziała: – Panie Piotrze, być może pana fanki kręcą takie chwyty, ale ja potrzebuję czegoś więcej. Wracając do sedna… – Chętnie dowiem się, czym jest coś więcej… – Nie dowierzając własnym uszom, próbował jeszcze ratować sytuację. Przecież już miał ją na haczyku. Kuratorka jednak kontynuowała: – Pana żona zmarła nagle na udar mózgu, pozostawiając, jak wynika z dokumentów, dwoje dorosłych dzieci. Z pana córką, mieszkającą na stałe w Wielkiej Brytanii, trudno jest się skontaktować. Zresztą w ogóle nie byłoby tematu, gdyby nie to, że pani Teresa do czasu śmierci pozostawała prawną opiekunką Dominika Bicza. Pański syn został całkowicie ubezwłasnowolniony w wieku osiemnastu lat ze względu na poważną chorobę psychiczną. Ubezwłasnowolnienie nie wygasa wraz ze śmiercią opiekuna prawnego, a to znaczy, że pana syn, Dominik, potrzebuje nowego opiekuna… – Pani Nino, czy naprawdę musimy rozmawiać o tych wszystkich zbędnych formalnościach? Jestem pewien, że jest wiele innych tematów, przy których ta konwersacja mogłaby być dużo bardziej owocna. – Chcę pana poinformować – mówiła, jakby w ogóle nie usłyszała jego komentarza – że został pan wskazany przez sąd do podjęcia opieki nad synem, Dominikiem. – Co?! – Pisarz prawie się zakrztusił. – Tak. Jeśli sąd tak postanowi, będzie pan musiał opiekować się swoim chorym synem, dbać o jego wszelkie potrzeby, dopełniać formalności prawnych. Wydaje mi się, że będzie tutaj dość miejsca dla dwóch osób, choć to, gdzie zamieszka syn, zależeć będzie od pana. Pozostaje też do rozwiązania kwestia mieszkania po matce, które chłopak współdziedziczy wraz z siostrą. Na razie i tak mamy większy problem, bo nie możemy go nigdzie znaleźć… |