Egmont kontynuuje wydawanie cyklu „Corto Maltese”. W marcu czytelnicy otrzymali album „Pod znakiem Koziorożca”, który w Polsce nie był jeszcze publikowany.  |  | ‹Corto Maltese #2: Pod znakiem Koziorożca›
|
Corto Maltese jest jak rewolwerowiec grany przez Clinta Eastwooda. Przybywa znikąd, robi swoje i znika w oddali. Jedna mała różnica polega na tym, że bardzo wiele osób go zna. No i zamiast prerii przemierza morza i oceany - w końcu jest marynarzem. W poprzednim albumie „Opowieść słonych wód” mieliśmy okazję odwiedzić wyspy południowego Pacyfiku, teraz przyszła kolej na atlantyckie wybrzeża Ameryki Południowej i Karaiby. Kontekst historyczny ten sam, czyli w Europie toczy się Wielka Wojna. W przygodach Corto ma to odzwierciedlenie w morskich potyczkach pomiędzy okrętami państw centralnych i Ententy. Początek jest raczej mylący: Corto w swoim stylu kontempluje piękno świata na tarasie hotelu w Gujanie Holenderskiej gdy przypadek stawia przed nim niejakiego Jeriemiasza Steinera. Gość wygląda jak skończony alkoholik ale okazuje się być… profesorem uniwersytetu w Pradze. Chwilę później w tym samym pensjonacie pojawia się młodzieniec Tristan, syn niejakiego Ronalda Bantama. I właściwie od tej chwili mamy już głównych bohaterów tej historii. Oczywiście będą jeszcze inne bardzo ciekawe, jak to u Pratta, postaci, ale o nich za chwilę. Jak wspomniałem, otwarcie tego albumu jest raczej niejasne, żeby nie powiedzieć chaotyczne. Corto wdaje się ze świeżo poznanym profesorem Steinerem w dywagacje na temat zaginionych kontynentów – Atlantydy, i nieco słabiej reprezentowanego w popkulturze – Mu. Pretekstem są dokumenty i antyczne mapy dostarczone przez Tristana, będące wynikiem poszukiwań jego ojca. Do tego dochodzi motyw czarnej magii, wudu uprawianej przez czarnoskórą, przyrodnią siostrę Tristana. Całość zapowiadało się na skrzyżowanie „Indiany Jonesa” z „Rorkiem”, czyli poszukiwanie zaginionych cywilizacji i związanych z nimi artefaktów. Owszem, Corto Maltese i jego przyjaciele biorą się za poszukiwania ale zupełnie inne. Zanim do tego dojdzie, Maltańczyk wdaje się w awanturę związaną z powstaniem przeciwko posiadaczom ziemskim na północy Brazylii. Tutaj wychodzi na jaw specyficzny, niejednoznaczny charakter głównego bohatera - coś, co bardzo dobrze wyszło Prattowi i co przyciąga kolejne pokolenia czytelników do tej serii. Jako bohater pozytywny powinien rzucić się na pomoc ciemiężonym. Niby tak, ale wynagrodzenie w funtach bardzo w tej decyzji pomogło. Podobnie charakterystyczny jest jego komentarz na widok niemieckiego krążownika ukrytego u ujścia jednej z rzek – „ja nie mam wrogów”. Ale, nie zdradzając zbyt wiele, życie potrafi zaskoczyć także Corto Maltese. Album rozkręca się w drugiej części, gdy Corto spotyka starego „znajomego”, Rasputina. Tutaj zaczyna się historia rodem z „Wyspy skarbów”. W końcu to Karaiby. „Pod znakiem Koziorożca” nie ma spójnej, spinającej całość intrygi. Jest to bardziej zbiór luźnych epizodów, które łączy obszar geograficzny (bo trudno powiedzieć, że miejsce) – wspomniana Gujana Holenderska i Karaiby. Ale w tym albumie, jak i innych z cyklu o Maltańczyku, intryga nie jest najważniejsza. Liczą się bohaterowie, niejednoznaczni, czasem pokręceni, nieszablonowi. Z Corto na czele. Graficznie i wizualnie tom drugi wpisuje się w kierunek wyznaczony przez „Opowieść słonych wód”. Twarda okładka, mapy na jej wewnętrznych stronach, całość pokolorowana. Przyjemnie jest wziąć taki komiks do rąk.
Tytuł: Corto Maltese #2: Pod znakiem Koziorożca Data wydania: marzec 2017 Cena: 79,99 Gatunek: przygodowy Ekstrakt: 70% |