Do tej pory kolekcja Superbohaterowie Marvela skupiała się na pojedynczych postaciach. Siódmy tom łamie tę zasadę i opowiada o całej drużynie, i to nie byle jakiej, bo samych Avengers, którzy znów będą zmuszeni stawić czoła jednemu z najgroźniejszych przeciwników – Ultronowi.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Przyznam, że nawet podobało mi się, że otrzymywaliśmy opowieści poświęcone indywidualnym bohaterom, nawet jeśli byli członkami większych grup, jak Wolverine czy Hawkeye. Zwłaszcza w przypadku tego drugiego, którego nie poznaliśmy do tej pory lepiej w Polsce, było to cenne doświadczenie. Dlatego trochę żałuję, że wracamy do formuły historii zbiorowych. Niemniej Avengers to instytucja i trudno się dziwić, że i oni zostali wyróżnieni własnym numerem Kolekcji. Niech i tak będzie, tym bardziej że obiecano nam mocną historię autorstwa Kurta Busieka, a i skład drużyny jest dość oryginalny. Zaczynamy jednak od powtórki z Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, czyli pierwszego numeru poświęconego Avengers z 1963 roku, a więc z okresu sprzed odnalezienia w lodzie Kapitana Ameryki. Z dzisiejszego punktu widzenia dzieło spółki autorskiej Stan Lee/Jack Kirby nie robi pożądanego wrażenia, a większą zabawą niż śledzenie topornej intrygi jest obserwacja, jak bardzo przez te lata zmieniły się komiksowa narracja i charakter poszczególnych postaci. Ciekawostka dla fanów, ale jak najbardziej pożądana. Następnie przeskakujemy od razu do roku 1999 i właściwej opowieści, zbiorczo nazwanej „Ultron bez ograniczeń”. Jest zatem o wiele efektowniej, mocniej, ale też nie da się tu zastosować parasola ochronnego, jaki nad „Narodzinami Avengers” rozpostarł sędziwy wiek. A takowy by się przydał, ponieważ nie jest tak dobrze, jak to na pierwszy rzut oka wygląda. Owszem, reinkarnacja Ultrona i jego niszczycielska moc wydaje się być bez ograniczeń i Avengers mają bardzo spory problem z jego pokonaniem, ale niestety, pomimo próby uwiarygodnienia psychologii postaci i tak wszystko sprowadza się do wielkiej rąbanki i trudno tu mówić o jakichś specjalnych zaskoczeniach. Jak już wspomniałem, sytuację nieco ratuje próba udramatyzowania akcja poprzez rozbudowanie relacji między postaciami (w tym z głównym antagonistą). Dzięki temu motywacje Ultrona, który chce zastąpić ludzkość robotycznymi tworami, nie sprowadzają się do zwykłej manii zawładnięcia Ziemią. Również Vision ma w sobie więcej emocji niż zwykle, odczuwając zazdrość, kiedy Scarlet Witch romansuje z Wonder Manem. Wreszcie jest też widoczny podział na „starych” Avengers z Kapitanem Ameryką (z widowiskową, energetyczną tarczą), Iron Manem i Thorem na czele, oraz „nowych”, czyli Firestar i Justice. Pomijając już fakt, że ten drugi cierpi z powodu unieruchomienia z racji założonego gipsu na nodze (a wydawać by się mogło, że superbohaterom rany goją się w magiczny sposób między zeszytami!), to jeszcze zagubieni są pomiędzy podziwem dla kolegów i koleżanek a wątpliwościami, czy aby zasługują na wyróżnienie członkostwem w Avengers. Z drugiej strony irytuje nadmiernie rozbuchane poczucie winy Hanka Pyma, który uważa, że wszystkie okropne rzeczy, jakie zrobił Ultron, są przez niego, ponieważ doprowadził do jego stworzenia. Mnie w każdym razie ten wątek specjalnie nie przekonał. Tak samo jak dramatyczna z założenia pacyfikacja pewnego małego nadbałtyckiego państwa – Słorenii. Znaczy, widok cyborgów stojących nad ciałami pomordowanych jest wstrząsający, ale sami rozumiecie… Słorenia nad Bałtykiem… Trudno mi wziąć to na poważnie. Podobnie jak fabułę, trudno ocenić rysunki George′a Péreza. Niewątpliwie sceny batalistyczne w jego wykonaniu są bardzo dynamiczne i robią wrażenie ilością szczegółów (co potęguje jaskrawa kolorystyka). Gorzej wypada jednak w mniej spektakularnych kadrach, a już portretowanie twarzy to całkiem jego pięta Achillesa. Chyba nigdy nie widziałem tak brzydkiej i niepodobnej do siebie Scarlet Witch. Standardowo dostaliśmy całkiem sporo dodatków z obowiązkową historią Avengers i spisem członków, którzy kiedykolwiek wchodzili w skład drużyny. O niektórych nawet nie słyszałem. Jest zatem co nadrabiać. Czy zatem polecam „Ultrona bez ograniczeń"? W sumie tak, ale tylko tym, którzy znają już Avengers i będą mogli wyłapać wspomniane wyżej smaczki. Bo ci, którzy dzięki temu komiksowi będą chcieli rozpocząć przygodę z Najpotężniejszą Drużyną Superbohaterów na Świecie, mogą się nieco rozczarować. To trochę jak z kinowymi Mścicielami. „Nadejście Ultrona”, choć niewątpliwie efektowne, nie ma w sobie lekkości i magii pierwszego filmu i na pewno nie nadaje się na pierwszy raz ze światem Marvela. Kłóci się więc to nieco z ideą kolekcji Hachette, skierowanej raczej do mniej zaawansowanego czytelnika.
Tytuł: Superbohaterowie Marvela #7: Avengers Data wydania: 29 marca 2017 ISBN: 9788328209473 Cena: 39,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 60% |