powrót; do indeksunastwpna strona

nr 4 (CLXVI)
maj 2017

Kapitan Żbik: Na dworcach w Poznaniu i Bydgoszczy
Zbigniew Gabiński, Jerzy Wróblewski ‹Kapitan Żbik #36: Kryptonim „Walizka”›
Dotąd przy „Żbikach” Jerzy Wróblewski współpracował tylko z jednym scenarzystą – Władysławem Krupką. Razem stworzyli dwie trzyczęściowe miniserie, które na trwałe zapisały się w pamięci czytelników (zwłaszcza „trylogia harcerska”). Od tego momentu jednak przez ponad rok na biurko mieszkającego w Bydgoszczy grafika trafiały teksty stworzone przez innych autorów. Pierwszym był „Kryptonim Walizka” Zbigniewa Gabińskiego.
ZawartoB;k ekstraktu: 60%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Zbigniew Gabiński nie był wcale komiksowym debiutantem. Do wielkiej rodziny tworzącej serię o kapitanie Janie Żbiku trafił nawet wcześniej niż Jerzy Wróblewski, bo już w 1971 roku. Napisał wówczas, zilustrowany przez Andrzeja Kamieńskiego, scenariusz całkiem udanej dylogii „Czarny parasol” i „Studnia”. Później, we współpracy z reżyserem dokumentalistą, scenarzystą oraz konsultantem filmowym Jerzym Bednarczykiem, był autorem „Skody TW 6163” (1973), jednego z najlepszych odcinków całego cyklu. Skąd te sukcesy? Na pewno nie były przypadkowe. Wszak Gabiński był fachowcem jakich mało. Podobnie jak Krupka, przez długie lata pracował w Komendzie Głównej Milicji Obywatelskiej w Warszawie, pełniąc między innymi stanowisko dyrektora Oddziału Kontroli, Badań i Analiz. Dość powiedzieć, że dosłużył się stopnia pułkownika. Ba! to on wpadł na pomysł publikacji serii opowiadań milicyjnych „Ewa wzywa 07”, która przez dwadzieścia lat – od 1968 do 1989 roku – cieszyła się niemałą popularnością.
Czego można więc było oczekiwać po „Kryptonimie Walizka”? Na pewno świetnie zobrazowanych procedur milicyjnych. To właśnie było mocnym punktem poprzednich komiksów, w których „maczał palce” Gabiński. Akcja tego odcinka zaczyna się na dworcu kolejowym w Poznaniu. Starszemu mężczyźnie zostaje skradziony na peronie neseser, w którym oprócz rzeczy osobistych znajdowała się jeszcze dokumentacja zakładów energetycznych. Czy to właśnie było przyczyną zniknięcia walizki? Mężczyzna informuje o zaistniałej sytuacji funkcjonariusza Służby Ochrony Kolei, a następnie razem z nim udaje się do dworcowego posterunku MO. Milicjanci natychmiast przystępują do akcji – przesłuchują świadków, przekazują informacje obsłudze pociągu, którym mógł odjechać złodziej. Z czasem okazuje się, że to nie jest wcale odosobnione zdarzenie, że podobnych kradzieży było w ostatnim czasie więcej i zdarzały się przede wszystkim w trzech województwach.
Dwa dni później kolejne nesesery znikają na dworcu w Bydgoszczy. Z uwagi na skalę tego procederu powiadomiona zostaje Komenda Główna; sprawa trafia w końcu na biurko kapitana Żbika, który zostaje koordynatorem działań w skali kraju. Wkrótce też pojawia się on w mieście nad Brdą, w którym w tamtym czasie mieszkał, urodzony w Inowrocławiu, Jerzy Wróblewski. Prawdopodobnie więc nie jest to przypadek, że scenarzysta (być może pod wpływem rysownika) zdecydował się umieścić, choć częściowo, akcję w tym miejscu. Dzięki temu Wróblewski ma okazję, by narysować nie tylko dworzec kolejowy, ale także przedstawić kilka innych ujęć rozbudowującego się w dużym stopniu miasta. Z komentarzy Żbika wynika zresztą, że był tu już wcześniej i że jest zaskoczony tym, jak miasto rozwija się i pięknieje w ostatnich latach. Ale to tylko czysto osobisty wtręt, który niewiele ma wspólnego z intrygą.
Funkcjonariusze MO szybko domyślają się, jaką metodę stosuje złodziej (względnie złodzieje) – i jest to pierwszy krok na drodze do sukcesu. Teraz trzeba jedynie wystawić przynętę i zastawić pułapkę, w którą prędzej czy później wpadnie nieuchwytny dotąd przestępca. W tym celu Żbik sprowadza z Warszawy porucznik Olę, czarującą blondynkę, której rysowanie było zapewne sporą frajdą dla Wróblewskiego. Uroda pani milicjant robi bowiem niezwykłe wrażenie i stawia ją w gronie najpiękniejszych kobiet, jakie można było podziwiać w całej serii. W każdym razie na pewno nie ustępuje ona rudowłosej kustosz muzeum w Waśnicach, czyli pani Danucie Zawadzkiej, która urzekła kapitana Żbika w „Gotyckiej komnacie” (1972). Żałować można jedynie, że porucznik Ola ma do odegrania rolę raczej marginalną, a jej pojawienie się przybiera charakter pretekstowy. Ale co tam, w tak zmaskulinizowanym cyklu komiksowym liczy się nawet taki epizod.
Fabularnie „Kryptonim Walizka”, niestety, nie zachwyca. Nie ma w nim nagłych i zaskakujących zwrotów akcji, bohaterom ani przez moment nie zagraża większe niebezpieczeństwo, a drań kradnący nesesery nie ma w sobie nic demonicznego (żeby przynajmniej okazał się szpiegiem polującym na tajne dokumenty!). Zbigniew Gabiński swoim zwyczajem skupia się na procedurach i technice kryminalistycznej, co na pewno miało swoją wartość poznawczą, ale tym razem – w przeciwieństwie chociażby do „Skody TW 6163” – zabiło emocje. Szkoda tym większa, że z kolei Jerzy Wróblewski wykonał swoje zadanie na medal, z dużą precyzją oddając podobieństwo miejsc, w których umieszczono akcję (vide dawne dworce w Poznaniu i Bydgoszczy). Zaskoczeniem dla czytelników mógł natomiast być fakt, że w rubryce „Za ofiarność i odwagę” znalazła się po raz drugi ta sama – umieszczona wcześniej w zeszycie „Zakręt śmierci” (1973) – historia poświęcona ratującemu dzieci z pożaru sierżantowi MO Antoniemu Bednarkowi. Wykorzystano ten sam opis i dialogi, ale rysunki, mimo że podobne, zostały ewidentnie zrobione od nowa przez Wróblewskiego.
Teraz wróćmy do początku zeszytu. W liście do czytelników kapitan Jan Żbik zwracał tym razem uwagę na bardzo istotny – i wciąż aktualny – problem kultury języka. Powołał się przy tym na sytuację, której był świadkiem kilka dni wcześniej, kiedy spotkał na ulicy (domyślamy się, że w Warszawie) grupkę młodzieży szkolnej. Nastoletni uczniowie używali w rozmowie między sobą języka „plugawego” – „same przekleństwa i ordynarne wyrazy”. Nie omieszkał zwrócić im z tego powodu uwagę, uświadomić ich, że źle czynią, co – jeśli wierzyć Żbikowi – spotkało się ze zrozumieniem i skruchą ze strony młodzieży oraz wyrażoną na koniec spotkania obietnicą, że więcej tak robić nie będą. Cóż, Wam także z miejsca przychodzi na myśl grany przez Stanisława Mikulskiego „wujek Dobra Rada”, czyli porucznik MO Lech Ryś z „Misia” (1980) Stanisława Barei? Kolejnym „bonusem” jest, pojawiająca się w „Żbikach” autorstwa Gabińskiego, notka o technikach kryminalistycznych; tym razem możemy poczytać o badaniach materiałów biologicznych (krew, skóra, kości czy włosy) pozostawianych przez przestępców (ale i zwierzęta) na miejscu zdarzenia. W „Kronice MO” z kolei przedstawiono proces tworzenia struktur milicyjnych na wyzwolonym w końcu stycznia 1945 roku Górnym Śląsku (w Katowicach, Bytomiu, Zabrzu i Chorzowie). Ciekawie brzmi zwłaszcza to zdanie: „Praca była trudna i niebezpieczna, wymagała nie tylko wielu wyrzeczeń i poświęceń, ale również doświadczenia politycznego z uwagi na specyficzną sytuację polityczną oraz działalność band reakcyjnego podziemia”.



Tytuł: Kapitan Żbik #36: Kryptonim „Walizka”
Scenariusz: Zbigniew Gabiński
Data wydania: 1975
Gatunek: kryminał
Wyszukaj w: MadBooks.pl
Wyszukaj w: Selkar.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 60%
powrót; do indeksunastwpna strona

59
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.