powrót; do indeksunastwpna strona

nr 4 (CLXVI)
maj 2017

Kosmiczne jaja
James Gunn ‹Strażnicy Galaktyki vol. 2›
„Strażnicy Galaktyki” z 2014 roku byli humorystyczną space-operą. „Vol. 2” to oczywiście nadal space-opera, ale już nie humorystyczna, tylko wręcz komediowa. Co mogło się nieco udzielić językowi niniejszej recenzji.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Ponieważ nie wszyscy muszą znać poprzednią część sagi, oto krótkie przedstawienie głównych bohaterów (czy może antybohaterów, zważywszy ich skłonności do złodziejstwa, zabójstw oraz robienia naprawdę wrednych kawałów):
– Peter Quill – chłopak z Ziemi, uzależniony od adrenaliny i muzyki pop z lat 80.;
– Gamora – zielonoskóra zabójczyni z poważnymi problemami rodzinnymi (zapewniam: Vader jako ojciec to przy tym pestka);
– Rocket – pyskaty szop, którego zdolnościom technicznym dorównuje tylko niezwykła zdolność wkurzania wszystkich naokoło;
– Groot – drzewopodobny przyjaciel (aktualnie również podopieczny) Rocketa, porozumiewający się jednym zdaniem, które jednak – niczym „Uuk” pratchettowskiego Bibliotekarza – jest w stanie przekazać wszystko;
– Drax – umięśniony dziwak. Trudno go opisać w jednym zdaniu. Jest dziwny.
W filmie z 2014 roku zapoznaliśmy się z tą zwariowaną gromadką, a także z dybiącymi na nich gangsterami i stróżami prawa (z nimi mniej). Działo się tyle, że w latach dzieciństwa Petera starczyłoby treści na dwa albo i trzy filmy przygodowe. Było szybko, kolorowo i dużo, a nawet wręcz DUŻO; w każdym razie przyjaźnie zostały zawarte, grzechy darowane, galaktyka uratowana. Oczywiście komiksowe galaktyki wymagają ratowania w dość regularnych odstępach czasu; tutaj mamy przypadek dość szczególny, ponieważ przeciwnik nie dąży do zniszczenia wszystkiego… hm, w każdym razie nie z własnego punktu widzenia. Zdradzenie czegokolwiek więcej byłoby karygodne. Nie znaczy to, że fabuła nie jest przewidywalna – no, ale jakieś standardy recenzji wypada zachować.
Każdy z cykli Marvela ma nieco inny nastrój, inaczej rozłożone akcenty, humor, nawet kolorystykę. Przykładowo Kapitan Ameryka, Iron Man i Thor spotykają się w „Avengersach”, ale ich „własne” filmy są zawsze odrobinę odmienne. Seria o Kapitanie uderza w coraz bardziej posępne tony, „Thor” to właściwie fantasy, i tak dalej. Na tym tle „Strażnicy Galaktyki” wybijają się jako dzieło najlżejsze w tonie, najbardziej zwariowane wizualnie oraz skierowane chyba do ciut młodszej widowni. Nie chodzi oczywiście o poziom przemocy, raczej o mocno umowną – nawet jak na tę konwencję – psychikę postaci. „Wojna bohaterów” to przy tym dramat egzystencjalny. I choć wszystkie fabuły wyrosły ze wspólnego, komiksowego pnia, to „Strażnicy” są w jakiś sposób bardziej komiksowi, wręcz kreskówkowi1). Niewątpliwie główny powód do odrealniona to zwariowana wręcz scenografia i obsada, ale swoje dokładają też superwyluzowane dialogi i tacyż bohaterowie. Już w poprzednim filmie było widać, że niektórzy z nich nie biorą niczego poważnie – tu zostało to spotęgowane aż do przesady. W dodatku dążenie do rozbawienia widza sprawia, że spora liczba scen jest przydługa (ataki latającą strzałą, seria skoków nadprzestrzennych, poszukiwanie taśmy klejącej w samym środku zażartej bitwy), lub wstawiona na siłę bez szczególnego związku z akcją – szczególnie parapsychologiczne zdolności Mantis, z których przydatna okazuje się tylko umiejętność usypiania ludzi. Niekiedy twórcy naprawdę przesadzili, pokazując na przykład groźnych piratów śpiących z maskotkami albo z kciukiem w ustach. Przecież to zupełnie niepotrzebne, kiedy ma się tak pełen wdzięku element humorystyczny, jak malutki Groot!
Scenarzyści starali się dorzucić kilka poważnych problemów (poważnych w sensie realnym, bo oczywiście ratowanie galaktyki jako takie też można nazwać poważnym problemem), jednak z powodu nagromadzenia gagów wypadło to jeszcze bardziej sztucznie, niż zazwyczaj w tego typu produkcjach. Te najbardziej dramatyczne relacje między postaciami są mało wiarygodne, a czasem ktoś nagle zmienia motywację bez przekonująco uzasadnionego powodu. Chociaż muszę przyznać, że wskazanie różnicy między ojcem a tatą dosyć mnie wzruszyło. Podoba mi się też odjechana kosmiczna scenografia (te pączkujące planety z początku filmu to rekord!), muzyka z lat 80. i sympatyczne nawiązania popkulturowe – na przykład Peter lekceważąco wyraża się o błękitnoskórej wrogini per „Smerfetka”. No i świetnie wykreowane są postaci, zarówno pierwszo- jak i drugoplanowe. A w produkcjach przygodowych sympatyczni bohaterowie to przecież klucz do sukcesu. To znaczy, bohaterowie płci męskiej, bo kobiety służą głównie do tego, żeby dobrze wyglądać w obcisłych kostiumach z lateksu. Sceny w trakcie napisów są jak zawsze warte obejrzenia, a same napisy w losowych miejscach zmieniają się na chwilę w „I am Groot”. Urocze!
1) Mam na myśli kreskówki pokroju „He-Mana”, nie „Ghost in the Shell”.



Tytuł: Strażnicy Galaktyki vol. 2
Tytuł oryginalny: Guardians of the Galaxy Vol. 2
Dystrybutor: Disney
Data premiery: 5 maja 2017
Reżyseria: James Gunn
Zdjęcia: Henry Braham
Scenariusz: James Gunn
Muzyka: Tyler Bates
Rok produkcji: 2017
Kraj produkcji: USA
Gatunek: akcja, SF
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

33
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.