powrót; do indeksunastwpna strona

nr 5 (CLXVII)
czerwiec 2017

Tu miejsce na labirynt…: Ku chwale Katalonii
The Reapers ‹Marionettes›
Nazwa zespołu wskazywałaby raczej na inklinacje punkowe, względnie heavymetalowe, a tu się okazuje, że mamy do czynienia z grupą z pogranicza rocka progresywnego i psychodelii. Cóż, chcą się tak nazywać – ich sprawa. Muszą jednak liczyć się z tym, że wielu fanów, do których adresują swoją twórczość, widząc na oczy szyld The Reapers, zechce ominąć ich szerokim łukiem. Ze stratą dla zespołu i dla siebie samych. Bo album „Marionettes” to dzieło zdecydowanie godne uwagi.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
‹Marionettes›
‹Marionettes›
Na pomysł powołania zespołu wpadli przed dwoma laty. Widocznie znudziło im się korzystanie z uroków rodzinnego Sant Celoni. Bo ileż można opalać się i kąpać w Morzu Śródziemnym. Po pewnym czasie nawet mieszkańcom Katalonii upał zaczyna tak doskwierać, że zaczynają szukać ustronnych, chłodnych miejsc. Takim miejscem może stać się na przykład klimatyzowana sala prób. Kompletowanie składu The Reapers (czyli… Żniwiarzy) zaczęło się od grających na gitarach solowych braci Brignani – Gianluki i Federika – do których dołączyli: wokalista Agustí Calbet, klawiszowiec Àngel Martinez oraz tworzący sekcję rytmiczną basista Ignasi Montoro i perkusista Pere Estupinyà. Repertuar powstał na tyle szybko, że już kilka miesięcy później podczas lokalnych przeglądów byli w stanie zagrać kilkudziesięciominutowy koncert. W dużej mierze było to możliwe dzięki rozbudowanym improwizacjom. Od samego początku bowiem Hiszpanie (Katalończycy) założyli sobie, że nie interesuje ich granie krótkich, przebojowych numerów, że wzorem mistrzów sprzed dekad tworzyć będą z rozmachem.
We wrześniu 2016 roku weszli do profesjonalnego studia nagraniowego, by zarejestrować swoje dokonania. A już dwa miesiące później udostępnili je na wydanej własnym sumptem płytce. Na krążek „Marionettes” trafiły zaledwie dwie kompozycje, ale w sumie trwające ponad pół godziny. Czy to wszystko, co udało im się nagrać, czy też wybrali jedynie te numery, z których byli najbardziej zadowoleni – trudno stwierdzić. W każdym razie ze swego wydawniczego debiutu mogą być bardzo zadowoleni. The Reapers prezentują się na tym albumie – niekiedy klasyfikowanym jako EP-ka – jako zespół zaskakująco dojrzały i świadomy celu, do którego dąży. Twórczość Hiszpanów wyrasta z korzeni progresywno-symfonicznych, ale na nich się nie kończy – kataloński sekstet umiejętnie sięga też po elementy rockowej psychodelii i hard rocka. Na dodatek wszystko to okrasza w miarę możliwości ładnymi melodiami, nie zapominając przy tym o budowaniu odpowiednio romantycznego nastroju. W czym istotną rolę odgrywa charakterystyczny falset Calbet.
Otwierający album utwór „In the Underground” to prawie osiemnastominutowa uczta, zdolna zauroczyć zarówno wielbicieli klasycznego, jak i najbardziej współczesnego rocka. Hiszpanie korzystają ze stylistyki vintage tylko w takim stopniu, w jakim jest to absolutnie konieczne. Na pewno nie chcą zostać uznani za niewolniczych naśladowców zespołów z lat 70. XX wieku. Choć oczywiście nie ma w tym nic złego, jeśli tylko potrafi się to robić z sercem i talentem. Początek jest stonowany: rozbrzmiewają gitary akustyczna i basowa, do tego dochodzi psychodelicznie senny, „zamglony”, niemal kojący głos Agustíego. Nie warto jednak poddawać się jego hipnotycznemu działaniu, albowiem tym boleśniejsze jest przebudzenie, gdy do akcji przystępuje reszta zespołu. Oj, tak, Żniwiarze potrafią też dać czadu! Chociaż tego nie nadużywają. Bardziej interesuje ich kreowanie nastroju aniżeli bezmyślna młócka.
W „In the Underground” nie brakuje kontrastów: fragmenty stonowane i delikatne sąsiadują z ogniście rockowymi. Ale i w tych drugich przez cały czas na plan pierwszy wybija się nastrojowa gitara. Dużo dodaje od siebie Calbet, starając się możliwie najróżnorodniej interpretować tekst – stąd przejścia od melorecytacji do klasycznego śpiewu, wreszcie do natchnionego falsetu (w czym trochę przypomina Pawła Birulę, pierwszego wokalistę grupy Exodus). Z kolei kompozycja tytułowa zaczyna się jak klasyczny progresywny hard rock; głównie jednak po to, by zasadniczo odróżnić się od poprzedniego numeru. Z biegiem czasu jednak Hiszpanie powracają do psychodelicznych korzeni, czego dowodem „rozmyte” brzmienie gitar i instrumenty klawiszowe wypełniające niemal całe tło. Ale kto sądzi, że tak właśnie będzie do samego finału – jest w błędzie. W tym właśnie utworze Żniwiarze postanowili bowiem zagrać słuchaczom na nosie i zaserwowali prawie dwuminutową progmetalową „jazdę be trzymanki” – z rozpędzoną do granic możliwości sekcją rytmiczną i rasową solówką gitary.
A jednak nawet taki wtręt nie psuje konstrukcji całego utworu, z którym jest symbiotycznie zżyty. „Marionettes” urywa się nagle, lecz to jeszcze nie koniec. Trzeba tylko wytężyć słuch, by wyłowić docierające z oddali, jakby pochodzące z pokoju w drugim końcu domu dźwięki. Emocje zostają wygaszone, a my pozostajemy z myślą: Jak to, więcej nic już nie będzie? Niestety, pół godziny szybko mija. Jedyne, co nam pozostaje, to trzymać kciuki za dzielnych Katalończyków z nadzieją, że szybko wrócą do studia nagraniowego i niebawem światło dzienne ujrzy ich kolejne, tym razem już pełnowymiarowe, wydawnictwo. Zasługują na to!
Skład:
Agustí Calbet – śpiew
Gianluca Brignani – gitara elektryczna, gitara akustyczna
Federico Brignani – gitara elektryczna, gitara akustyczna
Àngel Martinez – instrumenty klawiszowe
Ignasi Montoro – gitara basowa
Pere Estupinyà – perkusja



Tytuł: Marionettes
Wykonawca / Kompozytor: The Reapers
Data wydania: 18 listopada 2016
Nośnik: CD
Czas trwania: 33:05
Gatunek: rock
Wyszukaj w: Matras.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Utwory
CD1
1) In the Underground: 17:47
2) Marionettes: 15:18
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

104
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.