powrót; do indeksunastwpna strona

nr 6 (CLXVIII)
lipiec-sierpień 2017

Małżeństwo po amerykańsku doskonałe i co z tego wynika
Lauren Groff ‹Fatum i furia›
„Fatum i furię” Lauren Groff swego czasu czytali w USA niemal wszyscy. Trudno się dziwić, bo tę powieść można, choć nie wyłącznie, odczytać jako dekonstrukcję amerykańskiego marzenia.
ZawartoB;k ekstraktu: 70%
‹Fatum i furia›
‹Fatum i furia›
Ta historia rozpoczyna się w miejscu, gdzie zwykle kończą się romantyczne baśnie: „wzięli ślub i żyli długo i szczęśliwie”. I o ile jeszcze z początku losy Mathilde i Lotto, pięknych, młodych i (prawdopodobnie) bogatych mogą przypominać bajkę, z czasem jednak okaże się, że sytuacja rozwinie się w zupełnie innym kierunku.
Książka jest bardzo wciągająca – co jest głównie zasługą stylu pisania Lauren Groff. Nie da się zaprzeczyć: to pisarka oryginalna i utalentowana. Jednak zbyt często ma się wrażenie, że za bardzo chce się popisać: zobaczcie, jaka jestem oryginalna i brawurowa. Mogę napisać tak albo tak albo jeszcze inaczej. Jestem taka świetna w tym, co robię. W rezultacie zdarza się, że zbyt dużo słów opowiada nam zbyt mało treści, zwłaszcza w części pierwszej, a narracja staje się niezdyscyplinowana. Są więc fragmenty mocno pretensjonalne („Bette czuła się jak w czasie niedzielnej wizyty w małpiarni, gdzie radośnie pieprzyły się kapucynki.”), zdarzają się banały („Małżeństwo jest czystą matematyką. Wbrew pozorom nie polega na dodawaniu, tylko na mnożeniu.”), ale na szczęście wiele jest miejsc zaskakująco odkrywczych i „świeżych”. Takich jak udatnie wplecione w narrację powieści fragmenty (fikcyjnych) sztuk teatralnych oraz didaskalia w kwadratowych nawiasach przewijające się przez całą powieść, co bardzo ożywia całość.
Do tego specyficznego stylu Groff trzeba się przyzwyczaić, a jeśli nam się to nie uda – może nam to zabierać radość czytania. Książka „Fatum i furia” jest według mnie trochę podobna w klimacie do filmów Woody’ego Allena, są tak samo głęboko intelektualne i jednocześnie neurotyczne. Z tą różnicą, że w tej powieści nie ma żadnych elementów komediowych. Jest tu natomiast wiele odniesień do anglojęzycznej literatury: mnóstwo cytatów z Szekspira, jest nawet aluzja do „50 twarzy Greya”.
Małżeństwo to nie tylko spotkanie dwóch serc, ale przede wszystkim – dwóch przeszłości. Taki jest bodaj najogólniejszy sens „Fatum i furii”. Autorka podzieliła powieść na dwie części, ukazujące historię Lotta i Mathilde, opowiedzianą na przestrzeni dwudziestu czterech lat ich związku oraz tego, co działo się z nimi wcześniej. Nie będzie chyba spoilerem, jeżeli powiem, że te dwie perspektywy różnią się od siebie bardzo znacząco, co wprowadza u czytelnika niepokój i budzi rozmaite emocje. Także mieszane: jeżeli małżeństwo jest szczęśliwe, czy aby na pewno nie trzeba płacić za to jakiejś ceny? Groff zdecydowała się pokazać to, co za fasadą tak zwanego małżeńskiego szczęścia się kryje. I od razu także wskazać, że taki związek jest (jednak!) czymś innym dla mężczyzny, a czymś innym dla kobiety.
O ile odczytanie „Fatum i furii” jako intelektualno-neurotycznego studium małżeństwa, będzie dla nas w pełni zrozumiałe, to jednak inny „klucz” do tej powieści może już nie być dla polskiego czytelnika taki oczywisty. Chodzi o obecność elementów definiujących „amerykańskość” (co zawsze jest mocnym akcentem w ważnych utworach literackich rodem z USA). Powieść Groff to również obraz członków amerykańskich elit, absolwentów czołowych uniwersytetów. Lub też wizja buntu wobec ich stylu życia (symboliczna jest postać Lotta i jego relacji z rodziną oraz pogląd Mathilde na macierzyństwo). To także dekonstrukcja tak zwanego sukcesu w amerykańskim wydaniu (co nim właściwie jest?). Jest też (w moim odczuciu akurat bardzo szowinistyczny) motyw pod hasłem: niezależnie z jakiego kraju przyjedziesz, w Ameryce będzie ci i tak lepiej niż było (postać Aurèlie). Biorąc to wszystko pod uwagę, nie dziwi, że „Fatum i furia” była w Stanach Zjednoczonych tak popularna i szeroko czytana, polecana nawet przez prezydenta Baracka Obamę.
Wielka szkoda, że nadmiernie błyskotliwy (by nie rzec: chełpliwy) styl autorki nie pozwala wybrzmieć w pełni uczuciu goryczy, gdy pojawia się w powieści bardzo ważny motyw relacji płci i sytuacji kobiety. Ciekawe, że w recenzjach na ogół nie zwraca się na to uwagi. A przecież cała powieść jest przepojona smutną w gruncie rzeczy wizją – tym smutniejszą, że dotyczy naszych, rzekomo „równościowych” czasów (przynajmniej w cywilizacji zachodniej). W „Fatum i furii” kobiecość to karta przetargowa, przepustka do lepszego świata. Trzeba się upokorzyć, grać rolę niewolnicy, by odnieść korzyści i utrzymać się na powierzchni. W seksie oraz macierzyństwie kobieta jest (bez zmian!) przedmiotem, obiektem i nie decyduje o sobie, jest przegrana właściwie w każdej sytuacji związanej ze spotkaniem obu płci. I anonimowo kryje się za światowymi sukcesami mężczyzn, co znamy z tak wielu biografii wielkich ludzi.
Całą konstrukcję powieści Lauren Groff spaja drugoplanowa postać: Land. Dla niektórych czytelników może to być już zbyt dużo – jak na jedną powieść – wychodzących na jaw tajemnic. Dla innych okaże się to mistrzowskim dopełnieniem całości. Którąkolwiek z tych wersji wybierzemy, czas poświęcony na „Fatum i furię” na pewno nie będzie stracony.



Tytuł: Fatum i furia
Tytuł oryginalny: Fates and Furies
Data wydania: 16 marca 2016
Przekład: Mateusz Borowski
Wydawca: Znak
ISBN: 978-83-240-4103-9
Format: 400s. 135×210mm
Cena: 44,90
Gatunek: obyczajowa
Wyszukaj w: MadBooks.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Matras.pl
Wyszukaj w
:
Zobacz w:
Ekstrakt: 70%
powrót; do indeksunastwpna strona

27
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.