Tym razem kadr wybrany raczej pod kątem nostalgii niż nie szczególnej urody graficznej.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Vahanara” to jedna z zagadek mojego dzieciństwa. Nigdy nie było mi dane poznać wszystkich odcinków 1), więc nie tylko nie wiem, jak się cała historia skończyła, ale nawet nie za bardzo orientuję się w postaciach. Na dodatek prawie wszyscy mężczyźni rysowani przez Wróblewskiego wyglądają jak klony Supermana i odróżnienie jednego od drugiego nie jest łatwe. W każdym razie fabuła jest żywa i wciągająca, a dla przyspieszenia narracji autorzy (Murcie i Derbień – imion tradycyjnie w Relaksie nie podawano) niektóre fragmenty podają w komentarzach. Na przykład: „Stefanotti był tego pewien. Uruchomiona stacja z jej komputerem spowodowała nieznane zupełnie promieniowanie, źródło którego znajdowało się na Jowiszu.” 2) | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Bardzo lubiłam przyglądać się scenom dziejącym się na obcych planetach – w owym czasie sceneria kosmiczna miała dla mnie nieprzeparty urok, a hasła takie jak „księżyce Jowisza” czy „baza na Ganimedzie” przyprawiały o szybsze bicie serca. Jednymi z ulubionych kadrów zawsze były te z błąkającym się wśród skał kosmonautą, prześladowanym tajemniczym okrzykiem. W dodatku kosmonauta nie nosi hełmu, co stanowi część zagadki. Dzisiaj aż trudno uwierzyć, ale wtedy sama już czarna plama nieba w tle tchnęła obietnicą jakichś niesamowitych przygód… Co ciekawe, rysunek ma inną kolorystykę w komiksie, a inną na okładce Relaxu, w którym był opublikowany. Czyżby kolorowanie następowało dopiero tuż przed wydrukiem? 1) I właściwie nie wiem nawet, czy chcę. 2) Tak, taką właśnie kulawą polszczyzną. |