Któż nie pamięta „Bikiniarzy”, jednego z najlepszych rosyjskich filmów ubiegłej dekady? Po ośmiu latach jego reżyser, Walerij Todorowski, postanowił po raz kolejny uczynić bohaterami swojego dzieła ludzi młodych, dopiero wkraczających w dorosłość, a już stających przed ważnymi życiowymi wyborami. Jako że fabuła wpisana została w świat uczniów szkoły baletowej, tytuł wydaje się jak najbardziej uzasadniony – „Bolszoj”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Moskiewski Teatr Bolszoj (Wielki) to powstała w drugiej połowie XVIII wieku scena baletowa i operowa. Jedna z najstarszych i najbardziej cenionych na świecie. Do obecnego budynku na Placu Teatralnym, niedaleko Kremla, trupa przeniosła się w latach 20. następnego stulecia i pozostaje w nim do dziś. Teatrowi podlega także Akademia Choreografii, szkoła baletowa o światowej renomie. Dlaczego o tym wspominamy? Ponieważ właśnie te dwie instytucje kulturalno-oświatowe są miejscem akcji najnowszego filmu Walerija Piotrowicza Todorowskiego, reżysera znanego przede wszystkim z dramatu psychologicznego „ Mój przyrodni brat Frankenstein” (2004) oraz tragikomedii „ Bikiniarze” (2008), która również w Polsce cieszyła się uznaniem (i bywa jeszcze co jakiś czas pokazywana na antenie TVP Kultura). Po „Bikiniarzach” reżyser zrobił sobie krótki urlop. Dopiero w 2013 roku pojawiło się jego nowe dzieło – serial „Odwilż”; rok później natomiast miała swoją premierę komedia muzyczna – zrealizowana do spółki z Aleksiejem Bobrowem – „Wesołe chłopaki ;)” (sic!), którą można uznać za swoiste nawiązanie do klasycznego radzieckiego obrazu Grigorija Aleksandrowa „Świat się śmieje” (1934). Oficjalna rosyjska premiera najnowszego filmu Todorowskiego miała miejsce 11 maja tego roku; jeszcze w tym samym miesiącu wszedł on – w ograniczonej dystrybucji – do kin niemieckich, natomiast od czerwca można zobaczyć go w Estonii i Litwie. Pomysłodawcą fabuły był sam Walerij Piotrowicz (wraz z Ilją Tilkinem), ale scenariusz napisała Anastazja Palczikowa, współautorka opartego na faktach melodramatu z wątkiem sensacyjno-politycznym „ Nazywali ją Mumu” (2015). Głównymi bohaterami są marzący o występach na deskach Teatru Bolszoj młodzi uczniowie wspomnianej powyżej Akademii Choreograficznej, dlatego też reżyser zdecydował się zatrudnić do odegrania ich ról nie aktorów teatralnych czy filmowych, ale baletowych. Tym samym po raz pierwszy możemy zobaczyć na ekranie będącą od siedmiu lat tancerką warszawskiego Teatru Wielkiego Litwinkę Margaritę Simonovą (jako Julię Olszanską), Rosjankę Annę Isajewą (która wcieliła się w Karinę Kurnikową), pochodzącego z Ukrainy Andrieja Sorokina (jako Mitię) oraz Francuza Nicolas Le Riche’a (czyli filmowego Antoine’a Duvala). Akcja filmu rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych, które wzajemnie się przenikają. Punktem wyjścia jest moment, w którym główne bohaterki, czyli Julia Olszanska i Karina Kurnikowa, mają po dziesięć, jedenaście lat. Pierwsza z nich pochodzi z biednej rodziny, mieszkającej w prowincjonalnym, górniczym miasteczku. W domu się nie przelewa, tym bardziej że Julia ma jeszcze młodszego brata Iwana, a za czas jakiś pojawią się na świecie, krótko przed śmiercią ojca, dwaj kolejni – bliźniacy, Misza i Aliosza. Trudno dziwić się więc, że dziewczynka marzy o tym, aby wyrwać się z pozbawionej perspektyw rozwoju rzeczywistości. Szansą na to jest jej talent taneczny. Dzięki niemu zwraca na siebie uwagę byłego baletmistrza Potockiego. Dzisiaj to już wprawdzie zdegenerowany alkoholik, ale przynajmniej ma znajomości w Akademii. Zabiera więc Julię ze sobą i przedstawia swej dawnej nauczycielce, niegdyś słynnej balerinie, Galinie Bieleckiej. Podczas egzaminu wstępnego z powodu niewyparzonego języka Olszanska naraża się dyrektorce szkoły Ludmile Untiłowej, ale Bielecka staje za nią murem – i Julia zostaje przyjęta. Nie „po znajomości”, ale dzięki swym niezaprzeczalnym umiejętnościom.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Druga płaszczyzna czasowa pokazuje wydarzenia o kilka lat późniejsze. Julia i Karina przyjaźnią się ze sobą, ale także rywalizują. Gdy zbliża się termin spektaklu dyplomowego, obie mają równe szanse na wcielenie się w księżniczkę Aurorę ze „Śpiącej królewny” Piotra Czajkowskiego. Bielecka optuje za Olszanską, ale matka Kurnikowej jest w stanie poruszyć niebo i ziemię, aby to jej córka stanęła na scenie Teatru Bolszoj. Koleżeństwo nastolatek zostaje więc wystawione na próbę, a decyzje, które teraz podejmą, będą rzutować na ich dalsze życie i karierę. Todorowski, choć sam ma w tej chwili pięćdziesiąt pięć lat, potrafi – jak mało który z obecnych rosyjskich reżyserów – wejść w świat młodych ludzi i pokazać go z jednej strony bez naiwności, z drugiej bez silenia się na sztuczną dorosłość. Udowodnił to już „ Bikiniarzami”, teraz potwierdził dramatem „Bolszoj”. W efekcie powstał film, który ma szansę przypaść do gustu trzem kategoriom widzów. Po pierwsze: młodzieży, zwłaszcza tej wywodzącej się z prowincji i szukającej szczęścia w Moskwie (względnie w Petersburgu), która dostrzeże w nim ekstrapolację swoich rzeczywistych problemów życiowych.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Po drugie: koneserom muzyki klasycznej, a nade wszystko talentu rosyjskiego kompozytora Piotra Czajkowskiego, który jest ukrytym bohaterem dzieła. I po trzecie: wielbicielom baletu, ponieważ, jak można podejrzewać, udanie pokazuje on codzienną pracę przyszłych wielkich gwiazd scen światowych. Bezwzględną wartością dodaną obrazu Todorowskiego jest również to, że zatrudnił on nie aktorów, którzy na potrzeby filmu nauczyli się tańczyć, ale prawdziwe baleriny i baletmistrzów. I że przedstawione wydarzenia za tło mają autentyczny Teatr Bolszoj, nie zaś atelier wytwórni filmowej. Wszystko to składa się na obraz, który chociaż pozbawiony jest sensacyjnych zwrotów akcji i scen zapierających dech w piersiach (poza tymi o charakterze artystyczno-estetycznym), to jednak przez bite dwie godziny trzyma w napięciu, każąc z niecierpliwością czekać na wyjaśnienie tajemnic z przeszłości bohaterek. Walerij Piotrowicz osiągnął to dzięki umiejętnemu przetasowaniu płaszczyzn czasowych; ze swego dzieła stworzył tym samym sukcesywnie uzupełniane przez cały seans puzzle.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
O odtwórcach głównych ról była już mowa. Teraz warto przyjrzeć się aktorom drugiego planu, tym bardziej że nie zabrakło wśród nich prawdziwych gwiazd kina rosyjskiego. Dyrektorkę Akademii Untiłową zagrała Walentina Tieliczkina, absolwentka Wszechzwiązkowego Państwowego Instytutu Kinematografii (WGIK) z 1967 roku, która zasłynęła w czasach radzieckich rolą w wojennym dramacie Grigorija Czuchraja „Grzęzawisko” (1977). W Bielecką wcieliła się natomiast ponad osiemdziesięcioletnia Alisa Frejndlich („ Stalker”, „ Półtora pokoju, czyli Sentymentalna podróż do ojczyzny”, „ Powrót muszkieterów, czyli Skarby kardynała Mazzariniego”), z kolei w Potockiego – doskonale znany w naszym kraju Aleksandr Domogarow („ Indi”, „ Car”, „ Weekend”). W ścieżce dźwiękowej dominuje – co oczywiste, biorąc pod uwagę tematykę filmu – muzyka skomponowana ponad wiek temu przez Piotra Czajkowskiego (z baletów „Jezioro łabędzie”, „Śpiąca królewna” oraz „Dziadek do orzechów”), uzupełniona o jak najbardziej współczesne utwory Anny Drubicz („ Rówieśnicy”, „ Gwiazda”, „ Tram-pki”) oraz Pawła Karmanowa. Za zdjęcia odpowiada natomiast bardzo doświadczony Siergiej Michalczuk, który z Todorowskim pracował już przy „ Moim przyrodnim bracie Frankensteinie”, a później dał się poznać jako operator między innymi „ Meczu”, „ Paradżanowa” i „ Pod elektrycznymi chmurami”.
Tytuł: Bolszoj Tytuł oryginalny: Большой Obsada: Margarita Simonova, Anna Isajewa, Alisa Frejndlich, Aleksandr Domogarow, Walentina Tieliczkina, Nicolas Le Riche, Jekatierina Samujlina, Anastazja Płotnikowa, Andriej Sorokin, Anastazja Prokofiewa, Anastazja Fiodorowa, Aziza Kondybajewa, Jana Sekste, Julia Swieżakowa, Nikołaj KaczuraRok produkcji: 2016 Kraj produkcji: Rosja Czas trwania: 132 miny Gatunek: dramat, muzyczny, psychologiczny Ekstrakt: 70% |