powrót; do indeksunastwpna strona

nr 7 (CLXIX)
wrzesień 2017

Non omnis moriar: Na styku kultur i światów
Muzyczna archeologia? Jak najbardziej. Ale w pełni uzasadniona. W myśl Horacjańskiej sentencji: „Nie wszystek umrę” chcemy w naszym cyklu przypominać Wam godne ocalenia płyty sprzed lat. Albumy, które dawno już pokrył kurz, a ich autorów pamięć ludzka najczęściej wymazała ze swoich zasobów. Dzisiaj amerykańska formacja Osmosis, której liderował Charlie Mariano.
ZawartoB;k ekstraktu: 80%
‹Osmosis›
‹Osmosis›
Po kilku edycjach „Non Omnis Moriar” poświęconych mniej znanym albumom największej legendy polskiego rocka, Czesławowi Niemenowi, powracamy do artysty, którego postać przewijała się już w tym miejscu przed kilkoma miesiącami – do amerykańskiego saksofonisty i flecisty (choć grał również na innych instrumentach) Charliego Mariano. Pisaliśmy o nim w kontekście wydawanych przez niego płyt solowych („Cascade”, 1974; „Helen 12 Trees”, 1976), jak również tworzonych we współpracy z innymi wykonawcami z kręgu jazz-rocka („Transitory”, 1974; „September Man”, 1974; „Spider’s Dance”, 1975; „Guitars”, 1975; „The Door is Open”, 1976). Dzisiaj cofamy się w jeszcze głębszą przeszłość – wprawdzie nie do początków kariery Mariano, bo te tkwią w drugiej połowie lat 40. ubiegłego wieku, ale do momentu, gdy zdecydował się on na flirt z muzyką fusion.
Było to po kilku latach spędzonych przez artystę rodem z Bostonu w Azji Środkowej i na Dalekim Wschodzie (w Malezji, Japonii i Indiach). Wrócił stamtąd odmieniony, zafascynowany muzyką ludową tego regionu świata, którą postanowił teraz zaadaptować na grunt amerykańskiego, a później także europejskiego jazzu i rocka. Temu miała służyć między innymi powołana przez Charliego do życia pod koniec 1969 roku grupa Osmosis – jeden z pierwszych przedstawicieli fusion po drugiej stronie Atlantyku. W jej skład weszli przede wszystkim dawni studenci bostońskiego Berklee College of Music, niezwykle cenionej w latach 60. i 70. XX wieku wyższej szkoły muzycznej, w której niegdyś, po demobilizacji w 1945 roku, kształcił się sam Mariano (choć wówczas nosiła ona inną nazwę). Tymi muzykami byli: wokalista Bobby Knox, gitarzysta Andy Steinborn, klawiszowiec Charles Bechler, basista Danny Comfort oraz dwaj perkusiści Bobby Clark i Lou Peterson. Ten ostatni zabieg, czyli zatrudnienie dwóch „pałkerów”, nie był przypadkowy; Mariano zależało bowiem bardzo na tym, aby nadać utworom Osmosis rockowego pazura.
O tym, w jakim kierunku artystycznym zespół postanowił pójść, świadczy chociażby jego udział w słynnym festiwalu „Boston Tea Party” (nazwę zawdzięczał on „bostońskiemu piciu herbaty”, czyli wydarzeniu, jakie w 1773 roku stało się zaczątkiem wojny pomiędzy kolonistami północnoamerykańskimi a brytyjską macierzą), podczas którego supportowali między innymi Franka Zappę i Milesa Davisa. W tym samym mniej więcej czasie, to jest lutym 1970 roku, septet Osmosis wszedł do nowojorskiego studia wytwórni RCA, aby zarejestrować materiał na debiutancki – i, jak się później okazało, jednocześnie ostatni – longplay. Światło dzienne ujrzał on parę miesięcy później; przy wymyślaniu dla niego tytułu muzycy zbytnio się nie natrudzili, podejmując decyzję, że będzie nim po prostu nazwa zespołu. Dzisiaj jest to już dzieło praktycznie zapomniane. Do czego w dużym stopniu przysłużył się sam Mariano.
W jaki sposób? Doszedłszy do wniosku, że w Stanach Zjednoczonych będzie mu mimo wszystko bardzo trudno znaleźć twórców myślących podobnie do niego, zdecydował się na emigrację do Europy (ostatecznie osiadł w zachodnioniemieckiej Kolonii). W efekcie Osmosis umarł śmiercią naturalną krótko po wydaniu płyty, a późniejsza wspaniała kariera solowa (i nie tylko) jego lidera ostatecznie przyćmiła dokonanie, jakim bezsprzecznie był jedyny album septetu. Gdy bowiem przyjrzeć się tej płycie dokładniej, znajdziemy na niej zaczątki niemal wszystkiego, co Mariano będzie tworzył później i dzięki czemu stał się jednym z najważniejszych artystów jazzowych, jazzrockowych i etnicznych XX wieku. A skoro zapowiada ona tak wiele kierunków przyszłych poszukiwań Amerykanina (o włoskich korzeniach), to trudno oczekiwać od niej stylistycznej spójności. Zawarta na „Osmosis” muzyka prezentuje zespół stojący w rozkroku, starający się łączyć psychodeliczny pop z jazz-rockiem oraz wpływami muzyki orientalnej i free jazzu. Niekiedy wypada to bardziej („Beezlebub”, „Adrift”, „Please Let Me Go”, „Of War and Peace (In Full)”), niekiedy mniej przekonująco, ale jako całość broni się nawet po ponad czterdziestu pięciu latach od wydania.
Płytę otwiera przejmująca, o pacyfistycznym wydźwięku, miniatura „Of War and Peace (In Part)”, która – na szczęście – doczeka się jeszcze rozwinięcia w dalszej części. Głos Knoxa, przechodzący od melodeklamacji do krzyku, rozlega się tutaj przede wszystkim na tle brzmiących nieco złowróżbnie dzwonków. Po nim następuje rockowy – ba! można bez obaw o przesadę stwierdzić nawet, że hardrockowy – „Beezlebub”, w którym pojawia się i wyeksponowana partia gitary Steinborna, i freejazzowe solo saksofonu Mariano. Wszystko podane jest zaś w szybkim tempie i przyprawione odrobiną psychodelii (vide rozmyte dźwięki). „Thoughts Often Stray” to z kolei wycieczka w lata 60., gdy muzyce rockowej bliżej było popu. Chociaż i tu mamy do czynienia z pewną „ekstrawagancją” pod postacią wykorzystywanego przez Charliego nadaswaramu, przywiezionego z Indii instrumentu brzmieniem przypominającego europejski obój. W podobnym klimacie utrzymane są również kolejne kompozycje: połączone w jedno „Sunrise” i „Shadows” oraz „Sunlight” (zbieżność tytułów nie jest zapewne przypadkowa), jak również – znajdujące się już na stronie B wydawnictwa – „Scorpio Rising” (wyjątkowo zaśpiewane przez perkusistę Bobby’ego Clarka) i „Geoffrey’s Tune”.
Zdecydowanym krokiem naprzód – w lata 70. – jest natomiast „Adrift”, który trwa wprawdzie tylko pięć minut, ale dzieje się w nim bardzo dużo. Zaczyna się od ostrego kontrastu – sfuzzowanej gitarze towarzyszy bowiem piękna, melodyjna partia fletu, w dalszej części zastąpionego przez saksofon. Stylistycznie to rasowa rockowa psychodelia z inklinacjami jazzowymi i etnicznymi. Zaskoczeniem może być natomiast – w kontekście wszystkiego, co zostało napisane wcześniej – „Please Let Me Go”, który po freerockowym otwarciu przekształca się w niemal garażowy blues i takim też pozostaje do ostatniego dźwięku. „Of War and Peace (In Full)” rozwija z kolei motyw obecny w utworze pierwszym. Hard rock miesza się w nim z jazz-rockiem – w pierwszym kierunku ciągną zespół gitarzysta i rozpędzona sekcja rytmiczna (pamiętajmy o dwóch perkusjach!), w drugim szalejący saksofonista. Zyskuje zaś na tym słuchacz, który zapewne nigdy wcześniej podobnej muzyki nie słyszał. Po tak potężnej dawce energii Mariano zdecydował się na finał wyciszyć emocje. I temu właśnie służy delikatny, kołysankowy – oparty na dźwiękach fletu i dzwonków – „Sleep, My Love (Epilogue)”. Co ciekawe, po tę miniaturę Charlie sięgnął parę lat później, nagrywając – już z artystami europejskimi (w tym z naszym rodakiem Zbigniewem Seifertem) – doskonały album „Helen 12 Trees”.
Skład:
Bobby Knox – śpiew
Charlie Mariano – saksofon altowy, saksofon sopranowy, flet, nadaswaram
Andy Steinborn – gitara elektryczna, chórki
Charles Bechler – instrumenty klawiszowe, melodyka, kotły, dzwonki
Danny Comfort – gitara basowa
Bobby Clark – instrumenty perkusyjne, perkusja, śpiew (8)
Lou Peterson – perkusja



Tytuł: Osmosis
Wykonawca / Kompozytor: Osmosis
Data wydania: 1970
Wydawca: RCA Victor
Nośnik: Winyl
Czas trwania: 41:01
Gatunek: jazz, rock
Wyszukaj w: Matras.pl
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Utwory
Winyl1
1) Of War and Peace [In Part]: 01:06
2) Beezlebub: 03:54
3) Thoughts Often Stray: 02:54
4) Sunrise: 02:32
5) Shadows: 03:38
6) Adrift: 04:56
7) Sunlight: 02:35
8) Scorpio Rising: 03:02
9) Please Let Me Go: 04:27
10) Geoffrey’s Tune: 03:44
11) Of War and Peace [In Full]: 07:22
12) Sleep, My Love [Epilogue]: 01:52
Ekstrakt: 80%
powrót; do indeksunastwpna strona

123
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.