powrót; do indeksunastwpna strona

nr 7 (CLXIX)
wrzesień 2017

Miejsca, które warto odwiedzić: Osiemset lat w 4½ godziny
Wbrew tytułowi, do porządnego zwiedzenia Muzeum Historii Żydów Polskich potrzeba byłoby godzin co najmniej sześciu. Tylko kto tyle wytrzyma?
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Po przejściu przez ogromny, ascetycznie kamienny hall trafiamy do strefy muzeum właściwego, która na pierwszy rzut oka wydaje się istnym labiryntem. Jednak malowane na podłodze strzałki zręcznie prowadzą widza przez kolejne epoki. Ciemne korytarzyki z podświetlonymi we wnękach eksponatami otwierają się na hale zastawione makietami, mapami, symulacjami i tablicami lub na rozmaite wnętrza: biblioteki rabina, komnaty pałacu fabrykanta albo nawet poczekalni dziewiętnastowiecznego dworca kolejowego. Jest też szkoła z autentycznymi zeszytami w gablotach ukrytych pod pulpitami ławek i targowisko w małym miasteczku. Wyrzeźbione z drewna warzywa, owoce i drób wystawione na straganach kryją w sobie niewielkie tabliczki z informacjami, do jakich potraw i z jakich okazji najczęściej były używane. Najefektowniejszym miejscem jest nieco pomniejszona replika niedużej, ale przepięknie zdobionej synagogi z Gwoźdźca. Jej kopuła przebija się przez strop, wystając ponad podłogę sali piętro wyżej (gdzie otaczają ją gabloty zawierające fotorelację z malowania wnętrza oraz zdjęcia innych przedwojennych drewnianych synagog).
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Na pewno łatwiej jest zwiedzać słuchając nagrania ze słuchawek, bo jeśli ktoś wybierze czytanie wszystkich tabliczek, reprintów i podpisów, dostanie bólu głowy mniej więcej w połowie osiemnastego wieku. Wiele informacji napisano tak drobnym drukiem, że ledwie je widać, a w dodatku wzrok wciąż musi radzić sobie z ostrymi kontrastami światła i ciemności. Na szczęście jest nieco zakątków, gdzie można przysiąść i wysłuchać wykładu lub fragmentu kroniki z głośnika, często z dodatkowymi efektami dźwiękowymi, jak stukot kopyt czy szczęk broni. Często-gęsto można trafić na tabliczki po angielsku, objaśniające wybrane elementy polskiej historii, na przykład powstanie kozackie czy insurekcję kościuszkowską. Aczkolwiek nie mam pojęcia, ile z tak krótkich notek zrozumie przeciętny cudzoziemiec.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Co ciekawe, w muzeum nie ma zbyt wielu autentycznych przedmiotów – raptem kilka monet i ozdób ze średniowiecza, gazety i plakaty z okresu międzywojennego – za to wszystkiego innego można dotknąć, otworzyć, pokręcić, wyświetlić i posłuchać. Na prostej prasie drukarskiej wydrukujemy sobie kopię starej ryciny, na symulacji komputerowej zaprojektujemy monetę, wytyczymy drogę kupca z Chin do Wenecji, a po otworzeniu nie rzucającej się w oczy szafki znajdziemy postać, na której z każdej strony narysowany jest inny rodzaj ubrania: tradycyjny lub XVIII-wieczny, kiedy to zaborcy zaczęli wymuszać europeizację strojów.
Szczególnie podobały mi się wyłożone tu i ówdzie książki, wyglądające z daleka na prawdziwe starodruki. Dopiero dokładniejsza inspekcja wykazała, że większość grubej księgi to monolit i tylko kilka stronic wydrukowano na cienkim plastiku. Za to informacje tam zawarte bywają niezwykle ciekawe, na przykład rady dotyczące właściwego wychowywania synów i córek.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Od dziewiętnastego wieku zaczynają się lepiej oświetlone pomieszczenia, jednak kiedy tam dotarłam, na większość informacji już tylko rzucałam okiem ze zmęczenia. Znane z książek i filmów międzywojnie przeszłam spacerkiem: Tuwim, kabarety, emigracja do Ameryki, założenie Izraela, żydowskie partie polityczne… Ściany wyklejone były plakatami i stronicami gazet, ale nie miałam sił się wczytywać. Zainteresowały mnie tylko informacje o istnieniu żydowskiej organizacji sportowej i zdjęcia z zawodów oraz obozów młodzieżowych przez nią prowadzonych. Drugą wojnę i dość lakonicznie zaprezentowane czasy po niej minęłam bez specjalnych kontemplacji, niemal padając z nóg. Utkwiły mi w pamięci tylko tory kolejowe znikające w ścianie – prosty, a przejmujący symbol.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Wyszedłszy do holu trafiłam na miejsce, skąd można wziąć karty z dwujęzycznie wydrukowanym pytaniem, czemu się przyszło do muzeum. Wrzuciłam kartkę do urny i poszłam szukać wyjścia – a tu patrzę, na ścianie wyświetlane są wpisy z tych kart! W tym również rozbrajająco szczere, na przykład „Dziewczyna mi kazała”.
powrót; do indeksunastwpna strona

128
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.