Statek-muzeum to zawsze spora atrakcja – w samym Londynie jest ich chyba z pięć, od repliki XVI-wiecznej „Złotej Łani” po prawdziwy krążownik „Belfast”. Cutty Sark to najszybszy żaglowiec w historii, który obecnie można obejrzeć z zewnątrz, wewnątrz, a nawet od spodu.  | Skrzynie Fot. Agnieszka ‘Achika’ Szady
|
Nazwa „Cutty Sark” oznacza mniej więcej „krótką koszulkę” i odnosi się do wyglądu damy wyrzeźbionej jako galion, a pochodzącej z poematu „Tam O’Shanter” Roberta Burnsa. Koński ogon (w poemacie próbowała zatrzymać pędzącego konno wieśniaka) był umieszczany w jej ręce tylko przy wchodzeniu do portu. Klipry herbaciane były żaglowcami przystosowanymi do szybkiego transportu w miarę lekkiego ładunku, jaki stanowiła… no, łatwo zgadnąć. Do Cutty Sark wchodzi się nader nieortodoksyjnie, a mianowicie przez otwór w burcie – wprost do ładowni, w labirynt skrzyń, na których umieszczone są informacje o historii sprowadzenia herbaty do Europy. Można na przykład zobaczyć stare zdjęcia chińskich tragarzy wnoszących paki na pokład, albo – w specjalnie urządzonym kąciku – film o historii statku od zwodowania aż do przerobienia na muzeum. Niektóre skrzynie można otwierać i oglądać kopie dzienników pokładowych lub dokumentów przewozowych; jest też zestaw rycin z przekrojem żaglowca oraz model jego szkieletu.  | Ładownia Fot. Agnieszka ‘Achika’ Szady
|
W części przeznaczonej dla załogi odtworzono wyposażenie kuchni i kajut, niekiedy z ciekawymi efektami, jak wyświetlanie hologramów postaci w strojach z epoki. Można na przykład ujrzeć widmo chłopca okrętowego piszącego list (przy realnie stojącym stole), słysząc zarazem w słuchawce tekst. Na górnym pokładzie znajdują się rozmaite atrakcje interaktywne, na przykład można sprawdzić, czy nasze nazwisko figurowało kiedykolwiek na liście załogi, zabawić się w prowadzenie statku po mapie od jednego portu do drugiego albo wysunąć szufladę i obejrzeć talerze z realistycznymi makietami typowego posiłku marynarzy w dzień powszedni i niedzielę. Robaków w sucharach nie uwzględniono.  | Galiony Fot. Agnieszka ‘Achika’ Szady
|
Ekspozycję wewnętrzną kończą bele australijskiej wełny i zdjęcia ich załadunku, ponieważ pod koniec swojej kariery statek nie przewoził już herbaty. Na pokładzie można obejrzeć i obmacać elementy takielunku i wyposażenia, od steru po wiadra do gaszenia pożaru. Wszystkie są starannie opisane na metalowych tabliczkach (również alfabetem Braille’a), z dodatkowym zachętami, żeby wyszukiwać ludzi w koszulkach wolontariuszy i pytać ich o szczegóły. Kliper jest zawieszony w specjalnej konstrukcji, która umożliwia zobaczenie również spodu kadłuba. W tym opływowym, częściowo przeszklonym budyneczku, oprócz obowiązkowej kafejki i sklepu z pamiątkami, znajduje się wystawa galionów, odrestaurowanych i pomalowanych w jaskrawe kolory. W nawiązaniu do trwającej wtedy w obserwatorium Greenwich z lekka steampunkowej wystawy „Longitude Punk’d”, w gablotkach pod kadłubem zainstalowano czasową ekspozycję o herbatnikach w konwencji marynistyczno-wojennej.  | Kadłub od spodu Fot. Agnieszka ‘Achika’ Szady
|
Na przykład typy ciastek bojowych (chleba krasnoludów nie było), albo rozpoznawanie różnych rodzajów herbatników, tak jak lotników uczono odróżniać sylwetki niemieckich samolotów. Jednak najbardziej rozbawiła mnie niepozorna, zawieszona na wysokości kolan tabliczka z napisem „Zabrania się schylania w celu odczytania tego napisu”. |