„Czterdzieści i cztery”, powieść, która rozbiła w tym roku bank z fantastycznymi nagrodami (im. Żuławskiego i im. Zajdla), w pełni na to zasługuje. Dostarcza czytelnikowi inteligentnej rozrywki, iskrzącej postmodernistycznymi perełkami.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Okazuje się, że spór romantyków z pozytywistami pozostaje w naszym dzielnym narodzie na tyle żywy, by budzić pełne pasji wymiany zdań w mediach społecznościowych – przy tym rozmówcy różnie czasem interpretują „romantyczność” lub „pozytywistyczność” powieściowych wątków. Chwała autorowi za wywoływanie w czytelnikach tak silnych emocji! Piskorski stworzył swoją alternatywną pierwszą połowę XIX wieku w oparciu o decydujący zwrot w rozwoju nauki: wynalazek etheru, który pozwala nie tylko na wielki skok technologii – oczywiście przede wszystkim wojskowych – ale wręcz na wędrówki między światami równoległymi. W tej odmiennej historii zdarzyły się rzeczy tragiczne (los powstańczego Wilna) lub gorzkie (utrzymywany za wszelką cenę przy pozorach życia, zwycięski niegdyś Napoleon), jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że to trochę taka wersja, w jakiej mogli przeżyć ci, których młodej śmierci tak bardzo nam żal. Sama z radością spotkałam na kartach książki co najmniej dwóch takich bohaterów, przy czym tego polskiego autor potraktował dużo łaskawiej. Pomysłów zawiera „Czterdzieści i cztery” mnóstwo. Oprócz głównego motywu historii alternatywnej jest i wątek wierzeń słowiańskich, i logiczna konsekwencja wędrówek międzyświatowych w postaci napotkanych „po drugiej stronie” Obcych – w dość zaskakującej postaci. Spiskowcy spiskują, sterowce latają, rewolucja wrze, poeci politykują, a skrytobójcy poetyzują. Znalazł się nawet jeden skopiec, wpleciony w intrygę w sposób zaiste karkołomny, acz można przyjąć, że uzasadniony. Nie zapominajmy też o gigantycznym koniku polnym skaczącym po dachach zrewoltowanego Paryża (nie pytajcie – to trzeba przeczytać samemu, żeby uwierzyć). I głowa. Nade wszystko ucięta, a przy tym niezwykle gadatliwa głowa, nie sposób jej nie pokochać. Ten miszmasz udaje się o dziwo dość spójnie spleść, bez zbyt dramatycznych szwów przy przeskokach konwencji. Głównie chyba dlatego, że akcja pędzi na złamanie karku, a bohaterowie zdecydowanie dają się lubić. Zostało mi też wrażenie, że jest to powieść bardzo… estetyczna. Mam po lekturze przed oczami wiele obrazów: niebieska brama etherowa w mglistym i deszczowym Londynie, bezludny krajobraz równoległej Anglii, bór pod Wilnem, sterowiec tankujący wodę z Wisły czy paryski cmentarz nocą. Czasem ta plastyczność jest wprost autorskim mrugnięciem oka, kiedy wędrująca między barykadami rewolucjonistka zostaje podpatrzona przez malarza – i odpowiednio dla potrzeb dzieła odmieniona. Sama dziwię się, że piszę coś takiego, ale wydaje mi się, że odebrałam „Czterdzieści i cztery” jako świeższe i ciekawsze w dużym stopniu dlatego, że główną bohaterką jest kobieta. Nie należę do osób, które – jak niektórzy – przychylniej oceniają powieści, jeżeli główny wątek dotyczy ich własnej lub właśnie przeciwnej płci. Zazwyczaj jest mi to obojętne; grunt, żeby postaci były dobrze napisane. Być może należy się obawiać, że oto jak w niektórych filmach bycie kobietą stało się tu cechą charakteru – jak w tych drużynach, co to składają się na nie bohaterowie: silny, błyskotliwy, honorowy oraz… tak! Kobieta! Byłoby to jednak moim zdaniem krzywdzące potraktowanie i autora, i samej Elizy. Jest oczywiście niesłychanie wyemancypowaną i bojową tajną agentką, bo taka to konwencja. Ma analityczny matematycznie umysł i – tu uśmiech w stronę epoki – lekkie poetyckie ciągoty, co chyba wcale nie jest traktowane w narracji ironicznie, lecz z pełną sympatią. Realizując zadanie bojowe na terenie wroga, czyta wieczorami do poduszki. To już jest cecha charakteru! Ma dobre serce. Jest też cały niedający o sobie zapomnieć wątek nadprzyrodzony powiązany z jej osobą. Potrafi być skuteczna jak klasyczny bohater przygodówki na turbodoładowaniu i miewa urocze przebłyski dziewczyńskości, która sprawia, że jest ludzka. Niektóre sytuacje nie miałyby szans zaistnieć, gdyby agentka była agentem (mężczyzna nie spoufaliłby się tak z mieszkankami ubogiej kamienicy, bo miałoby to kompletnie inny wydźwięk). A może po prostu miło czasem poczytać powieść z dynamiczną akcją, w której postać nosi suknię. Z ogromnym zdziwieniem złapałam się na myśli „Jeżeli Eliza taka dzielna, to co – ja nie pójdę sama w Tatrach na łańcuchy?”. No cóż, zapewne to dowód lekkiego wakacyjnego zdziecinnienia recenzentki, ale może też coś jest na rzeczy z tym, co mówią o potrzebie fajnych popkulturowych wzorców dla tych już naprawdę młodych czytelniczek. Bałam się, że „Czterdzieści i cztery” pozostawi mnie z odczuciami podobnymi jak „Krawędź czasu”, to znaczy docenię precyzyjną machinę pasujących do siebie narracyjnych trybików, ale nie wywoła we mnie silniejszych emocji. Na szczęście stało się inaczej: polubiłam Elizę na tyle, by epilog wywarł na mnie silne wrażenie, i jako całość, i jego przewrotna puenta. Równocześnie cały czas poświęcony tej książce wspominam jako przednią zabawę. Ocenę powieści dodatkowo podnoszą rewelacyjne przeróbki wierszy – ależ to się czyta! Jako że światopoglądowo jestem pozytywistką, lecz estetycznie wielbię romantyzm z jego niesamowitością i frazą, to etherowa poezja Piskorskiego mnie wprost zachwyciła.
Tytuł: Czterdzieści i cztery Data wydania: 29 września 2016 ISBN: 978-83-08-06199-2 Format: 520s. 145×207mm; oprawa zintegrowana Cena: 44,90 Gatunek: fantastyka Ekstrakt: 80% |