„Tajemnica Mirtowego Pokoju” jest uroczą wiktoriańską ramotką, która jednak z powodzeniem broni się przed upływem czasu. Trzyma w napięciu i pozwala czytelnikowi na refleksję dotyczącą ludzkich losów.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Wilkie Collins, dziewiętnastowieczny prozaik brytyjski, za życia był bardzo popularny. Przyjaźnił się z Charlesem Dickensem, z którym nawet napisał wspólnie parę powieści. U nas jest coraz lepiej rozpoznawalny. Jego „Księżycowy kamień” jest zapowiedzią narodzin powieści detektywistycznej. Do dziś czytana jest także jego „Kobieta w bieli”, powieść, w której wielką rolę odgrywa sekret z przeszłości. Mocną stroną pisarstwa Collinsa są wyraziste postacie, spójna intryga i szeroki wątek obyczajowy. Nie inaczej jest w „Tajemnicy Mirtowego Pokoju”. Gdy umiera lady Treverton, świadkiem jej śmierci jest zaufana pokojówka, Sara. Zdołała niemal w ostatniej chwili zanotować podyktowany przez swoją panią list, wyjaśniający największą tajemnicę lady Treverton. Sara składa umierającej chlebodawczyni solenną obietnicę, mocno się pilnując, by przysiąc tylko to, czego będzie w stanie dotrzymać. Kilkanaście lat później córka lady Treverton, Rosamund, wychodzi za mąż i staje się spadkobierczynią majątku Trevertonów. Wtedy wraca tajemnica sprzed lat, która kryje się w Mirtowym Pokoju rodzinnej posiadłości. Są jednak tacy, którzy nie chcieliby, aby sekret ujrzał światło dzienne. Rozpoczyna się wyścig z czasem… Powieść spodoba się z pewnością tym, którzy lubią atmosferę starych, opuszczonych domów, kryjących w swoich zakamarkach cienie z przeszłości. To ukłon Wilkie Collinsa w stronę romansu gotyckiego, gatunku bardzo w brytyjskiej powieści popularnego. Pisarz jednak nie kopiuje niewolniczo preromantycznych rozwiązań. Gdy w jego powieści pojawiają się duchy – autor raczej odwołuje się do racjonalności czytelnika, aniżeli podgrzewa nastrój „spotkania z nieznanym”. Mamy tu do dyspozycji wszechwiedzącego narratora, dlatego poczynania bohaterów są dla nas przeważnie przewidywalne. Jednak nie do końca wiemy tu wszystko, wytrawny autor kryje przed nami to, co najważniejsze – i to sprawia nam wielką czytelniczą frajdę. Wszystko oczywiście mocno wpisuje się w reguły i tradycje powieści wiktoriańskiej, która do dzisiaj ma wielu zagorzałych zwolenników. Kiedy czyta się „Tajemnicę Mirtowego Pokoju” z perspektywy ponad 160 lat od czasu jej opublikowania, nie można ukryć rozbawienia, gdy jeden z bohaterów z wielkim wysiłkiem kopiuje odręcznie wielki plan dworu Trevertonów, starając się odrysować go jak najdokładniej i bez zniekształceń. Zwróciłam uwagę, jak świetnie napisana jest ta scena. We współczesnej powieści już by jej nie było! Wystarczyłoby skserowanie kopii rysunku na kserokopiarce lub pstryknięcie fotki telefonem… I jeszcze jedna smutna dosyć refleksja współczesnego czytelnika, w odniesieniu do wiodącego wątku powieści. Ileż trzeba było zabiegów, wręcz – wybiegów, jakież trzeba było uruchamiać szeroko zakrojone logistyczne działania, by ukryć kobiecą „hańbę”: do których zaliczały się wtedy bezpłodność (oczywiście wyłącznie z JEJ winy) czy fakt posiadania nieślubnego dziecka. Co ludzie powiedzą? Nikt nie miał prawa się dowiedzieć. Wszystko musiało pozostać w ukryciu. Przemilczane, schowane, zapomniane. „Tajemnica Mirtowego Pokoju” zapewnia nam pełen uroku powrót do świata dziewiętnastowiecznej literatury. Chociażby po to, jak ujmuje to na zakończenie jeden z powieściowych bohaterów, by: „wynieść jeszcze jedno przyjemne wrażenie z tego żałosnego widowiska, jakim jest ludzkość”.
Tytuł: Tajemnica Mirtowego Pokoju Tytuł oryginalny: The Dead Secret Data wydania: 19 lipca 2017 ISBN: 978-83-7779-416-6 Format: 368s. 145×205mm; oprawa twarda Cena: 44,90 Ekstrakt: 60% |