Prawdopodobnie unikalna w skali wszechświata recenzja, która w żaden sposób nie nawiązuje do filmu Ridleya Scotta z 1982 roku. Dużo narzekań i dużo pochwał. Czy „Blade Runner 2049” jest romansem? I dlaczego głośniki piszczą?  |  | ‹Blade Runner 2049›
|
Każdy wie, że odpowiednio dobrana muzyka w filmie potrafi „zrobić” nastrój w sposób wręcz niesamowity – na przykład większość klasycznych horrorów i thrillerów z wyłączonym dźwiękiem zmienia się w niezbyt mądre podchody. To jednak nie znaczy, że trzeba używać tego efektu w każdej możliwej scenie. Podkład dźwiękowy w nowym „Blade Runnerze” z nastrojowego staje się nieznośny, czasem wręcz rujnujący nastrój zamiast go tworzyć. Tak, tak, inspiracja Vangelisem, dźwięki industrialne i tak dalej, ale to nie była muzyka, raczej natrętne wycie i brzęczenie. Mogła to być wina głośników kinowych, ale nadal będę się upierać, że całe mnóstwo scen w filmie zyskałoby, gdyby odbywały się w ciszy. Zwłaszcza wchodzenie do budynków lub pomieszczeń: natarczywy, wibrujący dźwięk sugerował, że na bohatera zaraz coś wyskoczy, tymczasem zupełnie nie o to chodziło. Albo scena z odnajdywaniem… hm, żeby nie spojlerzyć – pewnego przedmiotu. To powinno być zagrane twarzą, oddechem, drżeniem rąk, a nie przesterowanym wyciem. A nastrój filmu stworzony wizjami scenografa jest wystarczająco niezwykły. Wykorzystanie kolorów i światła zasługuje na najwyższe uznanie; graficzny kontrast scen w Korporacji Wallace’a sprawia, że wiele ujęć jest pięknymi obrazami, gotowymi do powieszenia na ścianie. Zapylone pustkowia – jedno konsekwentnie utrzymane w szarości, drugie w słonecznikowej niemal żółci – również robią ogromne wrażenie, szczególnie przez nieludzką skalę rzeźb oraz sterylnie kubistyczną architekturę budynków. Ciemne wąwozy Los Angeles, pomiędzy gigantycznymi blokami, gdzie tylko nieliczne neony, reklamy czy oświetlone okna dają znać o istnieniu ludzi, zapadną mi w pamięć na długo. Pierwsze ujęcie miasta skojarzyło mi się z obrazem Zdzisława Beksińskiego „ Ogniska na kominach”, gdzie nieliczne światełka błyskają na ni to skałach ni to konstrukcjach wyłaniających się z wiecznego mroku. Trzeba przy tym zwrócić uwagę, jak pokazywane jest to, że ten futurystyczny świat jest PUSTY. Miasto wygląda na wyludnione, duża część akcji dzieje się na jałowej pustyni lub w ruinach i poza niezbyt długim epizodem w dzielnicy rozrywki (i jeszcze krótszym w „sierocińcu”) w kadrze widzimy co najwyżej cztery osoby. Pustka siedziby Korporacji Wallace’a jest wręcz oniryczna. Nawet komenda policji pokazana została tak, jakby mało kto w niej przebywał poza głównym bohaterem, jego szefową, patologiem i jeszcze jakimś śledczym. Potęguje to uczucie osamotnienia postaci granej przez Ryana Goslinga: K (agent KD6-3.7) właściwie nie widuje ludzi poza nielicznymi kolegami z pracy, oraz tymi, których zabija. Wokół K splatają się dwa wątki: jeden detektywistyczny (nie da się więcej powiedzieć bez zdradzania istotnych elementów fabuły) oraz drugi – uczuciowy? Osobisty? Każdy równie ciekawy: śledztwo, jak to śledztwo, trzyma w napięciu, natomiast wprowadzenie do akcji wirtualnej narzeczonej skłania do zastanowienia, a chwilami trzyma w napięciu bardziej niż fabuła stricte sensacyjna. Otóż bohaterowi w jego skromnym mieszkaniu dotrzymuje towarzystwa hologram uroczej dziewczyny. Od początku wiadomo, że jest to program komputerowy nastawiony na bycie miłym dla właściciela, taka żona ze Stepford, która – jak w amerykańskich poradnikach z lat 50. – ma za zadanie ładnie wyglądać i nadskakiwać mężowi. A jednak Joi stopniowo staje się coraz bardziej ludzka, coraz trudniej powiedzieć, które z jej zachowań są obliczone na zadowolenie „ukochanego”, a które wynikają z własnej radości, ciekawości czy odwagi. Zaś na koniec niczym cios w żołądek dostajemy przypomnienie, że to przecież tylko seryjnie produkowana sztuczna inteligencja, która „powie to, co chcesz usłyszeć”, jak głosi slogan reklamowy. Pytanie brzmi: czy sztuczna inteligencja była aż tak dobra, żeby zgadnąć uczucia i potrzeby bohatera w niestandardowych i zupełnie nieprzewidzianych sytuacjach, czy może, zyskawszy autonomiczną osobowość, sama się do niego przywiązała? Moim zdaniem króciutkie, łatwe do przeoczenia ujęcie przy zestrzelonym śmigaczu zdecydowanie sugeruje to drugie rozwiązanie. „Blade Runner 2049” byłby według mnie filmem idealnym, gdyby nie wspominany już chybiony podkład dźwiękowy oraz zbytnie przeciąganie wielu ujęć i dialogów. Zarówno „granie pauzą” jak i długie, statyczne ujęcia twarzy, pleców czy profilu bohatera mogą działać świetnie, jeśli są właściwie użyte, ale to trochę tak jak z solą w potrawach – używać należy oszczędnie, bo popsujemy cały efekt. Jednym słowem – muzyka stop, nożyce w ruch!
Tytuł: Blade Runner 2049 Data premiery: 6 października 2017 Rok produkcji: 2017 Kraj produkcji: USA Gatunek: SF Ekstrakt: 90% |