powrót; do indeksunastwpna strona

nr 9 (CLXXI)
listopad 2017

Brzdąkany dramat grozy
Jimi Jones ‹Osiem›
Horror z emocjami rodem z melodramatu? Ależ proszę bardzo – „Osiem”.
ZawartoB;k ekstraktu: 30%
‹Osiem›
‹Osiem›
Utarło się, że jak ktoś kręci horror, to chce wywołać u widza dreszcz emocji. Może to być uczucie strachu, zagubienia bądź nawet obrzydzenia, czyli generalnie to, czego na ogół w życiu codziennym unikamy, a wszystko po to, by wywołać u odbiorcy swego rodzaju katharsis. Bywają jednak twórcy, którzy koniecznie chcą wydłubać w murze okalającym dziedzinę grozy swoją własną, koślawą furtkę nie zauważywszy nawet, że dosłownie metr obok stoi wielka brama z otwartymi na oścież wrotami. No ale tak to już jest, gdy za robienie filmu zabiera się ktoś, kto najwyraźniej nie miał dotąd zbyt wielkiej styczności z horrorem.
Film zaczyna się mocno nijako, choć wedle twórców zapewne z przytupem. Wprowadzenie sugeruje bowiem, że w latach 1954-1976 przeprowadzano w USA tajemnicze badania na dzieciach. Udział w nich miało wziąć blisko 600 nieletnich, z których znaczna część potem wsiąkła. Co więcej, pierwsze sceny sugerują, że dzieci – i to wcale nie takie małe – były zostawiane w placówkach być może na stałe przez swoich własnych rodziców, odpowiednio opłaconych przez ośrodek badawczy.
Punktem wyjścia intrygi staje się pogrzeb jednego z wychowanków takiego ośrodka. Przed śmiercią, najpewniej samobójczą, spowodowaną nieustannymi koszmarami, napisał do pozostałej szóstki, z którą tworzył tytułową „Szaloną Ósemkę” (oczywiście tytułową nie u nas, bo rodzimy dystrybutor stwierdził, że nijakie „Osiem” będzie brzmiało lepiej), list z prośbą o spełnienie ostatniej woli – wyprawę w poszukiwaniu skrzyni, którą w dzieciństwie wspólnie gdzieś ukryli. I tak oto sześcioro dawnych przyjaciół (wiem, że do ośmiu brakuje jednej sztuki, ale to nie błąd) jedzie na prowincję rozwikłać tajemnicę, która – choć nie przyznają się do tego między sobą – dręczy ich od lat. Wszyscy bowiem mają koszmary, i to na ogół pojawiające się również na jawie.
No i tak sobie jeżdżą, chodzą i rozmawiają, podczas gdy widz po woli usypia, kołysany do snu ciepłą, sentymentalną, cicho plumkaną muzyką godną trwającej kwadrans sceny z pochylającym się nad grobem rodziców skruszonym kowbojem, sportretowanym na tle wielkiego, zachodzącego już słońca. Jeśli wiarę w to, że wstępniak sam z siebie zapewni uczucie grozy, można uznać za twórczy strzał we własną stopę, to wybór tria Olivier Glissant, Chuck Hammer i Nick Nolan na autorów ścieżki dźwiękowej był strzałem co najmniej w kolano. Też oczywiście własne. Historia bowiem, nieważne, jak bliska horroru treściowo, nie ma szansy dochrapać się klimatu grozy, bo wciąż na pierwszy plan wyłazi ckliwe murmurando. Ba! Nawet jump sceny, które w normalnych horrorach punktuje się gwałtowną smyczkową frazą czy walnięciem w jakiś większy instrument, tutaj otrzymały brzęknięcie po strunach gitary. Kto normalny kręci horror jak kołysankę? Mija kwadrans, a „Osiem” wciąż wygląda jak melodramat na krawędzi thrillera niż horror.
W okolicach piętnastej minuty grupa – trzy kobiety (w tym Traci Lords i Gabrielle Anwar) oraz trzech mężczyzn – znajduje w końcu skrzynię, a w niej… wysuszonego trupa. Przestraszeni usiłują uciec, ale nie potrafią odszukać drogi wyjazdowej i finalnie lądują w wielkim, opuszczonym budynku, gdzie podczas schodzenia do piwnicy jeden z bohaterów w sposób zupełnie niezrozumiały i tak naprawdę kuriozalny łamie nogę. Gdy zbiera się wokół niego reszta, klapa do piwnicy zatrzaskuje się, odcinając drogę wyjścia. Nadchodzi czas na eksplorację budowli, ewidentnie będącej kiedyś bliżej niesprecyzowaną medyczną placówką, w dodatku zaopatrzoną w solidne kraty w oknach. Zaczyna się eliminacja obsady…
Szczęśliwie wówczas muzyka już mniej więcej współgra z obrazem, co oznacza, że ktoś w sposób dobitny wytłumaczył kompozytorom, gdzie mogą sobie wsadzić dotychczasowe dźwiękowe frazy. Jedną po drugiej. W efekcie znikają dotychczasowe ciepłe kluchy, ustępując miejsca mroczniejszym, bardziej niepokojącym tonom, faktycznie barwiącym opowieść grozą, a co za tym idzie, „Osiem” zaczyna wyglądać rzeczywiście interesująco, zwłaszcza że na scenę wchodzi budząca dreszcze zagadka dotyczącą genezy przyjaźni bohaterów. Nic to, że przy tym bohaterowie postępują bezmyślnie, a część zdarzeń ma niewielki związek z logiką. W finale jednak cały ten chwiejny domek z kart znowu się rozsypuje, i to już na amen, bo zamknięcie historii ani nie potrafi czegokolwiek wyjaśnić, ani postawić kropki nad i. Ot, wszystko się urywa i wyskakują napisy końcowe. Trudno więc uznać seans „Ośmiu” za udane spędzenie czasu, tak jak i trudno stwierdzić, co też takiego mieli na myśli autorzy, zasiadając do tworzenia dzieła w tej, a nie innej formie.



Tytuł: Osiem
Tytuł oryginalny: Crazy Eights
Dystrybutor: Vision
Data premiery: 5 czerwca 2008
Reżyseria: Jimi Jones
Rok produkcji: 2006
Kraj produkcji: USA
Czas trwania: 80 min
Gatunek: groza / horror
EAN: 5908312531685
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w
:
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
Ekstrakt: 30%
powrót; do indeksunastwpna strona

84
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.