Hiszpańskie „Trzy dni” zaczynają się jak rasowy film katastroficzny. Dość szybko na scenę wchodzi jednak morderca.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Filmy o zagrażających Ziemi asteroidach dzielą przede wszystkim na te drogie, i te tanie. Drogie można poznać po tym, że twórcy prą do konfrontacji obsady z kosmicznym głazem. Są fajerwerki, ratunkowe misje, masowe zniszczenia oraz – aczkolwiek nie obowiązkowo – znane nazwiska w obsadzie. W tanich… no, jest tanio. Znaczy się nie ma nic z powyższych rzeczy. O głazie i misjach ratunkowych przebąkuje się co najwyżej na ekranie telewizora, masowe zniszczenia dopiero mają nastąpić (najlepiej po napisach końcowych, czyli wyobraź je sobie, widzu, sam), aktorzy są znani z tego, że są nieznani nikomu poza rodziną i najbliższymi przyjaciółmi, zaś akcja koncentruje się na poczynaniach wąskiej grupki przeciętnych ludzi, siedzących sobie w mieszkaniu, niewielkim domku bądź literalnie w lesie. „Trzy dni” to przedstawiciel tego drugiego, taniego nurtu. Na wstępie dostajemy informację, że na Ziemię leci głaz o średnicy 50 kilometrów. A ponieważ misje ratunkowe zawiodły, ludzkości zostały do zagospodarowania z grubsza 72 godziny. Intryga koncentruje się na poczynaniach faceta robiącego za złotą rączkę oraz jego matki. Podczas gdy miastowi albo uciekają w wyżej położone rejony kraju albo strzelają sobie w łeb, wspomniana dwójka jedzie na położoną na uboczu farmę należącą do brata złotej rączki. Na miejscu zastają czwórkę pozbawionych opieki dzieci, zupełnie nieświadomych nadciągającego końca świata oraz… zbiegłego z więzienia mordercy, marzącego krwawej o zemście za to, że lata temu do jego schwytania przyczynił się właśnie brat złotej rączki. Matka krąży zaniepokojona ze strzelbą, syn nie do końca wierzy w zagrożenie, a dzieci nie mogą zrozumieć, czemu nie wracają rodzice, czemu nie wolno im się oddalać od domu i czemu wujek jest nieznośny w obejściu. Zaraz po opuszczeniu miasta przez bohaterów widmo zagłady usuwa się w dalekie tło, wracając dopiero w bezpośredniej bliskości finału. W środku zaś, jak w jajku niespodziance, czai się ordynarny thriller. Zbudowany jest jednak na tyle dziwnie, że bliżej mu do nieciekawego dramatu obyczajowego (dwójka dorosłych nieudolnie narzuca swoją wolę zdezorientowanym brakiem rodziców dzieciom) niż do faktycznego thrillera. Trudno tu bowiem nie tylko o dreszcz emocji, ale nawet o wartką akcję. Ot, grupa osób kisi się we własnym sosie, czekając albo na rodziców (dzieci), albo na zagładę (złota rączka), albo na mordercę i zagładę (matka). Cokolwiek żwawszego zaczyna się dziać dopiero blisko finału, aczkolwiek jak już się dzieje, to z jeżącym włos na głowie przytupem. W końcu film jest produkcją europejską i jego twórców nie obowiązywały amerykańskie standardy, zgodnie z którymi wyrządzanie krzywdy dzieciom jest wykluczone. Niestety, technicznie film też nie zachwyca. Ma odbarwione, utopione w sepii zdjęcia, z wyłażącym na wierzch ziarnem i taką sobie ostrością, mimo że wyraźnie widać, iż akurat słońca ekipa miała skolko ugodno. Niewykluczone, że to spłowienie było celowym zabiegiem, nie pomaga on jednak w odbiorze całości. Bo skoro obraz jest taki sobie, akcja astmatycznie się zatyka, a bohaterowie niekoniecznie zaskarbiają sobie przyjaźń widza, to zostaje wyłącznie nadzieja na dreszcz emocji. A ten przez większość czasu jest na urlopie. W związku z tym „Trzy dni” raczej rozczarowują, choć chwilami potrafią zagrać dobrym, wyczuwalnie fatalistycznym klimatem, a finiszowi nie sposób odmówić mocnych akcentów. Swoją drogą ciekawe, że właśnie F. Javier Gutiérrez, twórca jednego jedynego pełnego metrażu, czyli właśnie „Trzech dni”, dostał dekadę później propozycję nakręcenia w USA horroru „Rings”, stanowiącego odprysk serii o Sadako/Samarze. Aczkolwiek – jak można było się spodziewać – nowy film również niezbyt mu wyszedł…
Tytuł: Trzy dni Tytuł oryginalny: Tres días Data premiery: 23 października 2009 Rok produkcji: 2008 Kraj produkcji: Hiszpania Czas trwania: 93 min Gatunek: dramat, SF EAN: 5903560919193 Ekstrakt: 50% |