powrót; do indeksunastwpna strona

nr 10 (CLXXII)
grudzień 2017

Dobry i Niebrzydki: Atak paniki
Piotr Dobry, Konrad Wągrowski
Na jakie złe konie postawiono w filmowym DC? Czego DC zazdrości Marvelowi? Jak się ma drapieżny kapitalizm do superbohaterskiego uniwersum? I jak bardzo w tym wszystkim zagubił się Ben Affleck? W naszych dyskusjach nie możemy pominąć „Ligi sprawiedliwości”, ale rozmawiamy bardziej o kierunku w jakim zmierza DC Extended Universe.
‹Liga Sprawiedliwości›
‹Liga Sprawiedliwości›
Konrad Wągrowski: Przychodzi chyba czas, by zastanowić się, czy w ogóle jest jeszcze nadzieja dla filmowego uniwersum DC. „Człowiek ze stali” został przyjęty z mieszanymi uczuciami. „Batman vs Superman: Świt sprawiedliwości” już jednoznacznie negatywnie, zbierając wiadro Złotych Malin. Nie lepiej, a właściwie jeszcze gorzej było z „Legionem samobójców”. „Wonder Woman” stanowiła promyczek nadziei, że idzie ku lepszemu, ale „Liga Sprawiedliwości”, film, który miał być opus magnum tego uniwersum, znów zbiera nie najlepsze recenzje. 41% na Rottentomatoes, dwie gwiazdki na pięć w wyrozumiałym dla kina superbohaterskiego „Empire"… No, nie brzmi to dobrze. Co więc wciąż robią źle?
Piotr Dobry: Myślę, że kluczowe dla niepowodzenia całej operacji jest to, że od początku postawili na złe konie w tym wyścigu i teraz nie bardzo jak mogą się wycofać. Te filmy mają fatalne scenariusze, nawet nie tyle w sensie ogólnej treści, ile konkretnych dialogów, rozmieszczenia wątków, proporcji napieprzanek do scen bardziej kameralnych. Jest to z reguły źle reżyserowane, a przynajmniej sprawia takie wrażenie, bo choć zdarzają się przebłyski wśród tego chaosu, to najwyraźniej sprawni skądinąd rzemieślnicy, jak Zack Snyder czy David Ayer, przegrywają z dużym studiem i sytuacją, gdy producent ma więcej do powiedzenia niż ty i ciacha ci film w montażowni jak chce…
KW: Jestem zdziwiony, że stwierdziłeś, że „Suicide Squad” miał w ogóle jakikolwiek scenariusz. W tym szaleństwie jest ogromny pośpiech – bo jak można w ogóle napisać na kolanie dobry scenariusz, który wprowadza jednocześnie kilkanaście nowych kluczowych postaci? A nawet nie na kolanie? Przecież Marvel prawie każdemu dał na początek jeden-dwa filmy, zanim zebrał ich w ekipę Avengerów. A DC czuje, że przegrywa w wyścigu, że trzeba wrzucić do kotła więcej bohaterów jak najszybciej, że nie da się budować uniwersum powoli i tworzą się takie wysilone skrypty-kurioza… Nieprzypadkowo najlepszym filmem była dedykowana jednej bohaterce „Wonder Woman”.
PD: No wiesz, ale inicjujący kinowe uniwersum „Człowiek ze stali” też był dedykowany jednemu bohaterowi, poza tym tam akurat na przygotowanie scenariusza mieli dużo czasu, a efekt i tak nazwałbym w najlepszym razie przeciętnym. „Wonder Woman” zakrawa więc na anomalię, której nie da się wytłumaczyć jakimś łatwym kluczem. Z drugiej strony wcale nie chce mi się jakoś szczególnie bronić zbiorczych filmów o Avengerach, bo choć są o klasę lepsze od tych o Lidze, to i tak zdecydowanie odstają od odcinków o pojedynczych herosach, nie przynoszą tych emocji i też bywa w nich za szybko i za głośno, aż do znużenia. Tyle że Marvel lepiej niż DC umie w proporcje, częściej wie, kiedy wcisnąć hamulec rozwałki i postawić na zgrabną przekomarzankę między Starkiem a Bannerem, to bez wątpienia.
KW: Nie wiem, czy problemem DC nie staje się Zack Snyder, który przecież potrafił nam dać świetny „Świt żywych trupów” i znakomicie uchwycić klimat „Strażników”. A tu mam wrażenie, że zatracił zupełnie wyczucie. Nie wie, kiedy skończyć patetyczną scenę, by patos nie przeszedł w parodię, nie umie podać dowcipu, by nie mieć wrażenia, że został wciśnięty na siłę. Inna sprawa, że chyba sami nie wiemy, jaką część filmu robił Snyder, a jaką poprawiał Joss Whedon. Co chyba najlepiej dowodzi, w jakim chaosie jest cała wytwórnia. Zwłaszcza że w przypadku poprzednich filmów były fatalne opinie krytyków, ale zgadzał się box office. A tym razem i z kasą słabo…
PD: Whedon ewidentnie został zatrudniony, by „dośmieszyć” film, gagi sytuacyjne i potyczki słowne są bardzo w jego stylu. Ale też dlatego „Liga” cierpi na kryzys tożsamości, chce zjeść ciastko i mieć ciastko – udawać film Marvela i zachować przy tym klimat pierwszych odcinków franczyzy DC. Z „Wonder Woman” względnie im się udało, więc na rympał próbowali to powtórzyć. Ale „Wonder Woman” nie była Marvel-wannabe, miała po prostu lżejszą atmosferę, nieźle uchwyconego ducha przygody i reżyserkę potrafiącą wykrzesać napięcie z relacji nawet pobieżnie nakreślonych postaci. No i Gal Gadot, oczywiście, jedna z nielicznych genialnych decyzji castingowych Warnera. Skądinąd również najjaśniejszy punkt „Ligi”.
KW: Z tym udawaniem filmu Marvela i pozostaniem w klimacie DC to jest ewidentny atak paniki producentów. Wydaje się, że wszyscy mieli przekonanie, że trzymają w ręku stuprocentowy hit, a tu nie wyszło tak, jak miało wyjść. Terminy gonią, plan produkcyjny jest niesłychanie napięty, nie wiadomo co robić, szuka się najprostszych, sprawdzonych sposobów i wykonuje nieskoordynowane, rozpaczliwe ruchy. Tu potrzeba namysłu, czasu, spokoju, ale przecież maszynka jest rozpędzona, pieniądze powinny spływać strumieniami, nie można odpuścić kasy na rzecz jakości. I tak drapieżny kapitalizm zarzyna nawet kino popularne… :)
PD: No, w tym miejscu to ja mogę tylko wstawić śmiech w nawiasie. O taki: (śmiech).
KW: Ja osobiście postawię jednak film wyżej niż „Batman vs Superman” i „Suicide Squad”, parę rzeczy wypaliło. Niezłe są relacje między bohaterami, niezły Flash, znakomita znów Gal Gadot, scena wskrzeszania Supermana ma swoją moc. Może więc w tych udanych elementach należy szukać nadziei na przyszłość?
PD: Sorry, ale dla mnie scena wskrzeszania Supermana miała wyłącznie moc niezamierzonego rozbawiania publiczności. Dawno nie widziałem czegoś tak „puszczonego” – w tym sensie, że oni przez pół filmu się przygotowują do tego ożywienia, a gdy przychodzi co do czego, nie ma żadnego emocjonalnego impaktu, jest za to masa złego CGI w scenach walki Kryptończyka z kolegami i osłabiająca kulminacja z niesławnym już „Ładnie pachniesz” w roli głównej.
KW: Ale była w tej scenie jakaś niepewność, jakiś niepokój, coś, czego zupełnie nie miały sceny ze Steppenwolfem. Czy to zresztą nie znamienne, że w ogóle o nim nie wspominamy? Przecież nie ma o czym gadać (choć i tak gorszy od poprzedniego Doomsdaya nie był, to by było trudno przebić). Ale akurat kiepscy superłotrowie to nie jest domena DC, Marvel też ma z tym problem. Tylko nadrabia na innych polach.
PD: Racja. Zasadniczo się zgodzę, że to film lepszy od „BvS” i „Legionu”. Co prawda na wymęczonego Batflecka w przyciasnym kostiumie momentami aż żal patrzeć, za to Gadot, Momoa, Ray Fisher i Ezra Miller zdają się mieć autentyczną frajdę z odgrywania swoich postaci, a parę scen typu „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” ogląda się z przyjemnością.
KW: No i całkiem ciekawie była pokazana współpraca ekipy – tak jak Avengersi zwykle idą ławą, tak tu każdy miał inne zadanie do wykonania, siła całej ekipy była czymś więcej niż sumą sił poszczególnych członków Ligi. A więc czasem jakaś ciekawsza myśl w scenariuszu mogła się przemknąć… Jeśli zaś chodzi o sceny akcji – i te z Supkiem naparzającym dawnych i przyszłych kumpli, i w rozgrywkach ze Steppenwolfem – czy ich miałkość i nuda nie wynika z ogólnego kryzysu branży efektów specjalnych? Odkąd można zrobić prawie wszystko, kreatywność zanikła, wszystko zaczyna się sprowadzać do burzenia przy akompaniamencie hałaśliwych dźwięków. Kiedy ostatnio widzieliśmy jakiś film, w którym sfera efektów specjalnych pokazywała coś nowego, odświeżającego? „Władca pierścieni”, „Avatar"? A potem? I ja już chyba naprawdę wole takie pojedynki z przymrużeniem oka, jak na początku „Strażników Galaktyki 2”, niż te ciągłe obowiązkowe rąbanki.
PD: Że im się nie znudzi, nie? Może nie przełomowe, ale spektakularne efekty miały w tym roku „Blade Runner 2049” i „Wojna o planetę małp”. „Dunkierka” wprowadziła jak dla mnie zupełnie nową jakość dźwięku i obrazu w kinie wojennym. Marvel trochę już zdaje się rozumieć, że siła efektów niekoniecznie bierze się z jak największego rozpierdolu, że czasem wystarczy kreatywne podejście przy tworzeniu nowych światów – vide „Strażnicy Galaktyki”, ale i „Thor: Ragnarok” czy „Doktor Strange”. DC wciąż tego nie chwyta – choć oddam im, że scena w okopach z „Wonder Woman” była wspaniała – w przeciwieństwie do finałowego starcia. I w przeciwieństwie do całej „Ligi”, z której w tej chwili nie pamiętam już żadnych innowacji – nawet popisy Diany dającej wycisk terrorystom „reakcyjnym” były już tylko bladym cieniem scen z „Wonder Woman”.
KW: Wrócę jeszcze do tego Afflecka, bo to w ogóle dziwna sprawa. Wydaje się naprawdę nieźle pasować do wizerunku nieco już podstarzałego Batmana, który musi dochodzić do wniosku, że jego czas mija, że jego następcy mają dużo potężniejszą moc i możliwości, a on może najwyżej zostać mentorem i sponsorem (tekst „What exactly are your superpowers? I am rich” to jeden z lepszych onelinerów filmu). I to jest całkiem fajne wyzwanie aktorskie, a Affleck – który nawet nie miał jeszcze swojego obiecanego indywidualnego „Batmana” – już ma dość. Dobrze kojarzę, że są jakieś plany by zastąpić go Jakiem Gyllenhaalem?
PD: Są takie plany. Jest też kuriozalna sytuacja z „kradzieżą” bataranga, za który Warner wystawił Affleckowi rachunek. Oni tam chyba mocno się nie lubią, więc jak projekt ma wypalić, gdy twórcy wzajemnie podkładają sobie nogi, a gwiazdora przy projekcie trzyma tylko kontrakt? Szczerze współczuję Affleckowi, bo wydaje mi się, że mamy tu przypadek nieszczęśliwego nerda, który został zmiażdżony przez trybiki show-biznesu. Affleck z początku spełniał przecież swoje największe marzenie – był zakochany w komiksach, a w Batmanie w szczególności już za czasów pierwszych komedii z Kevinem Smithem, są kwity – tyle że to marzenie niespodziewanie szybko przerodziło się w największy koszmar. W dodatku mówimy tu o facecie, który parę lat wcześniej został bezlitośnie wykpiony za rolę Daredevila. W efekcie jest tak, że ja chętniej bym obejrzał dokument o „superbohaterskiej” karierze Afflecka zza kulis, niż kolejny film DC (sprawdzić, czy nie „Wonder Woman 2”).
KW: Ben Affleck? Superbohater zmiażdżony przez trybiki show-biznesu? Stary, wychodzi na to, że „Hollywoodland” był filmem proroczym.



Tytuł: Liga Sprawiedliwości
Tytuł oryginalny: Justice League
Dystrybutor: Warner Bros
Data premiery: 17 listopada 2017
Reżyseria: Zack Snyder
Zdjęcia: Fabian Wagner
Muzyka: Danny Elfman
Rok produkcji: 2017
Kraj produkcji: USA
Czas trwania: 121 min
Gatunek: akcja, fantasy, przygodowy
Wyszukaj w: Kumiko.pl
Wyszukaj w: Skąpiec.pl
Wyszukaj w: Amazon.co.uk
Zobacz w:
powrót; do indeksunastwpna strona

57
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.