Jak uczy jeden ze starych polskich filmów, z właściwym kantowaniem zawsze mieliśmy problemy.  | |
Im bardziej leciwy film, tym większa szansa, że trafi się na przedmiot lub zwyczaj, który już dawno wyszedł z codziennego użycia i dziś co najwyżej zdumiewa swoją egzotyką. Tak jest w przypadku drobnego elementu z powstałej w 1960 roku komedii „Ostrożnie Yeti”. Otóż na lotnisko zostaje wezwany celem odebrania przesyłki profesor biologii (Jarema Stępowski). Na miejscu zastaje wielką, drewnianą skrzynię, zgodnie z nadesłanym telegramem zawierającą yeti, a opatrzoną cudacznym napisem „OSTROŻNIE KANTOWAĆ!!!” W pierwszej chwili nie do końca wiadomo, czy napis wykonał jakiś przejęty społeczną misją grafficiarz, czy może było to ostrzeżenie przed zbyt gorliwym zdzieraniem taksy transportowej. Po chwili nachodzi jednak refleksja, że jest to po prostu ostrzeżenie przed przechylaniem skrzyni i stawianiem jej na krawędziach. Należy jednak sądzić, że nikt ostrożnym kantowaniem się nie przejmował, skoro zignorowano również stempel parasola i wydano odbiorcy skrzynię górą do dołu. Film jest z gatunku surrealistycznych i choć nie poraża wybitnością ani w kwestii fabuły, ani w kwestii humoru, potrafi chwilami ubawić do łez. No i posiada przebogatą obsadę. Jego intryga jest prościutka. Ponieważ nadesłana skrzynia zawiera jedynie fotel i kota, profesor informuje milicję i prasę, że yeti najwyraźniej uciekł, co wywołuje w mieście – a rzecz dzieje się w Warszawie – panikę. Nocą profesor, nieco podchmielony i przykuty łańcuchem do kasiarza, wymyka się z milicyjnej celi z twardym postanowieniem odszukania zguby. Reszta to mniej lub bardziej powiązane ze sobą abstrakcyjne zdarzenia, wśród których warto wymienić podwędzenie konia dorożkarzowi (Ludwik Benoit), nocny rajd testowymi samochodami (kierowcami są m.in. Roman Polański i Bronisław Pawlik), kłopoty panny młodej (Barbara Kwiatkowska) z narzeczonym o wielkich stopach, dokazująca w knajpie paczka gangsterów specjalnej troski (m.in. Bogusz Bilewski, Wojciech Pokora i Wiesław Gołas) oraz istne pandemonium na komendzie, gdzie kłębi się tłum osób zgłaszających szkody wywołane przez yeti – jak na przykład zniknięcie z pociągu kilkuset ton śledzi. Film nie jest obecnie zbyt popularny, a wielka szkoda, bo to całkiem przyjemne, mimo wszystko zapadające w pamięć kino. |