„Czerwone wilczątko” jest w gruncie rzeczy zwyczajnym Czerwonym Kapturkiem a rebours. Ale za to jak pięknie narysowanym!  |  | ‹Czerwone wilczątko›
|
Był sobie mały wilczek, który lubił zakładać czerwony kapturek i dlatego nazywany był Czerwonym Wilczątkiem. Pewnego dnia mama wilczka postawowiła go wysłać do babci, by zaniósł jej pyszne, soczyste, chrupiące króliczki na obiad - babcia bowiem nie potrafiła już sama polować. Wilczątko otrzymało na drogę jedną radę – miało nigdy nie schodzić z głownej ścieżki, a w szczególności nie zapuszać się do Lasu Martwych Drzew. Mieszka tam bowiem myśliwy z córką, a oni oboje nienawidzą wilków, bezwzględnie na nie polując i nieustannie zabijając. Czerwone wilczątko rusza sobie w trasę, pogodna jest piękna, las cudowny. No i jak to bywa, wilczek zapomniał o przestrogach mamusi, skręcił w złą stronę lasu i na domiar złego poczuł głód. A przy sobie miał przecież pysznego króliczka dla babci. Najpierw więc lekko go nadgryzł, potem zjadł nóżki, potem uszka i… nawet się nie obejrzał, gdy zostało już tylko kilka kostek. Iść do babci bez jedzenia sensu nie było, z drugiej strony wstyd wracać. Co robić? Na szczęście na drodze pojawia się sympatyczna dziewczynka, obiecuje pomoc i prowadzi Czerwone Wilczątko do miejsca, gdzie bez problemu zdobędzie nowego króliczka. Już się domyśliiście? Żadnych króliczków nie będzie, a miła z pozoru dziewczyna okazuje się być słynną córką leśnika…. to znaczy, córką myśliwego. Znacie? No pewnie, że znacie, od strony fabularnej „Czerwone wilczątko” jest po prostu odwróconą wersją bajki o Czerwonym Kapturku. No, prawie odwróconą, bo jednak pełnej symetrii nie ma. Wilki robią sympatyczne wrażenie, ale jednak żywią się miłymi króliczkami (bardzo ładnie zresztą narysowanymi), pointa też jest nieco inna. Bo w bajce Amélie Fléchais nie chodzi po prostu – jak u Perraulta – o moralizatorstwo („słuchaj mamy, bo jak nie, to zje cię straszny wilk/złowrogi myśliwy’). Ciekawszym nurtem będzie tu odmienne postrzeganie tragicznej historii żony myśliwego, ukazanej z punktu widzenia ludzi i wilków – dając czytelnikowi możliwość wyboru wersji, którą uzna za prawdziwą. Czy „Czerwone wilczątko” to komiks? Dzieło zostało wydane przez Kulturę Gniewu w swoim cyklu dla dzieci „Krótkie gatki”, zwyczajowo klasyfikujemy je w Esensji jako komiks (podobnie jak „Podróż” Francisci Sanny, czy „Wyprawa Shackletona” Williama Grilla), choć to kwestia dyskusyjna. Mamy tu bowiem do czynienia z całostronicowymi ilustracjami i śladowym tekstem, najczęściej obejmującym to, co mówią bohaterowie. W terminologii angielskiej funkcjonuje tu termin „picturebook”, ale nie da się tego przełożyć na swoje „ksiażka z obrazkami”. To pojęcie kojarzy się bowiem z ilustorwanym tekstem, w którym jednak słowo pisane jest ważniejsze, a w przypadku „Czerwonego wilczątka” obraz i tekst sie wzajemnie uzupełniają i żadne nie może istnieć bez drugiego. I właśnie ten obraz decyduje o wartości książeczki. Bo ilustracje są po prostu piekne, bajkowe, niezwykle zakomponowane, wyglądające jak staranne kolaże, przypominające projekty plastyczne z animacji „Sekret księgi z Kells” i „Sekretów morza”. Kolorowy las przechodzący w mroki chaty myśliwego, czasem piękne barwy, czasem – jak w opowieści o losie mamy dziewczynki – powracające do czerni i bieli, twarze bohaterów zmieniające swój charakter, płynne przejścia od pogodnej bajki do sennego koszmaru – choć nie ma tu nic naprawdę strasznego, przy wszystkich mroczniejszych wątkach „Czerwone wilczątko” wciąż pozostaje przewrotną baśnią dla dzieci.
Tytuł: Czerwone wilczątko Data wydania: sierpień 2017 ISBN: 9788364858574 Format: 80s. 190x270 mm Cena: 49,90 Ekstrakt: 70% |