Sto trzydziesty trzeci tom Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela szczęśliwie przynosi nam koniec „Nieskończoności”. Wyjątkowo mało udanego eventu, który ze względu na swoje rozmiary został rozbity na dwie części.  |  | ‹Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #133: Nieskończoność. Część 2›
|
Za scenariusz całego przedsięwzięcia odpowiada Jonathan Hickman, który wymarzył sobie, że stworzy bombastyczną w swoich rozmiarach kosmiczną epopeję łączącą zdarzenia z odległych galaktyk wraz z problemami Ziemi. Idea bez wątpienia jest szczytna, ale niestety nie można „Nieskończoności” uznać za udany projekt. Wie to każdy, kto sięgnął już po ten tytuł w wydaniu Egmontu, który uparł się by tak przemieszać tomy i różne serie wydawcze, by nie można było się w tym wszystkim połapać. Hachette przynajmniej tego błędu nie zrobiło i crossover rozgrywający się równolegle na łamach własnej miniserii, a także „Avengers” i „New Avengers”, zaprezentowano w formie jednolitej i chronologicznej. Pierwszy tom „Nieskończoności” zakończył się w przełomowym momencie. Z jednej strony szef Inhumans Black Bolt starł się z Thanosem w pojedynku, w którym ceną było przede wszystkim życie syna tego drugiego. Natomiast w przestrzeni kosmicznej, po chwilowej dobrej passie, jaka stała się udziałem Avengers, Sha′ir, Scrulli i towarzyszących im innym rasom w walce z Budowniczymi chcącymi zniszczyć świat, zapadła decyzja, że należy pertraktować warunki kapitulacji. Teraz czekało nas zatem śledzenie w jaki sposób Hickman zamierza wykaraskać bohaterów z tych zmasowanych opresji, a także jak połączy wątki potężnego tytana z kosmiczną rasą stwórców. Otóż praktycznie poległ on na wszystkich frontach i nawet tam, gdzie była szansa na ciekawe domknięcie nie do końca sobie poradził. Znamienne jest też to, że najbardziej intrygujące elementy historii związane są z Thanosem i jego zabójczo niebezpiecznymi sługusami znalazły tak mało wyrafinowane zwieńczenie, sprowadzające się do tego, że stłukł ich ktoś jeszcze potężniejszy. A najgorsze jest to, że z pozostałymi wydarzeniami nie jest lepiej. Toczą się one samoistnie, bez większego zaangażowania ani bohaterów, ani czytelnika. Weźmy na przykład doktora Strange′a, którego zainfekowano obcym organizmem, dzięki któremu można było go śledzić. Mieliśmy przecież idealną sytuację mogącą doprowadzić do rozłamu w szeregach Iluminatów, czyli stowarzyszeniu najpotężniejszych umysłów na ziemi. Tymczasem dość szybko wykryto zagrożenie, które ekspresowo zostało unicestwione. Podobnie wygląda sytuacja ze starciem z Budowniczymi. Przez cały pierwszy tom pozują oni na superpotężne istoty, które są w stanie pstryknięciem palca załatwić większość militarnych jednostek sprzymierzonych kosmicznych ras. Tymczasem po zastosowaniu jednego niezbyt honorowego fortelu przez Kapitana Amerykę (przyzwoitość wymagałaby, aby choć się tego wstydził), społeczność międzygwiezdna zostaje tak podbudowana, że bez większego problemu zaczyna stawiać opór najeźdźcy. Kpiną jest też twierdzenie, że Hickman umiejętnie połączył w finale wątki Thanosa i Budowniczych. Otóż do samego końca są to dwie całkiem osobne historie, które w finale sprowadzają się do globalnego mordobicia. Najgorsze jest jednak to, że w komiksie wieje pustką od strony emocjonalnej. Choć cały czas mówi się o totalnej zagładzie i śmierci, to w ogóle tego nie czuć. Owszem, gdzieś w tle giną miliony, jeśli nie miliardy żywych istot, ale nasi bohaterowie stoją z boku i nawet jeśli włączają się do głównego ataku, to śmiało można robić zakłady, że nic im się poważniejszego nie stanie. Ponadto tak jak w części pierwszej i tutaj przez karty przewija się cała gama ulubionych superbohaterów, ale ich wzajemne relacje są tak spłycone, że poza Black Boltem i Kapitanem Ameryką reszta robi jedynie za statystów. Od strony wizualnej wszystko wygląda bardzo poprawnie. Nic w tym dziwnego w końcu do pracy zatrudniono elitę współczesnego Marvela, czyli Jima Cheunga, Jerome′a Opeña, Dustina Weavera, Leinila Francisa Yu i Mike′a Deodato Jr′a. A jednak ich pracom brakuje magii i charakterystycznego sznytu, który wyróżniałby tę pozycję od setek innych. Pod koniec tomu zasugerowane jest, że być może Budowniczowie byli tylko przedsmakiem większego zagrożenia. Oby nie, bo jeszcze bardziej bombastyczne i równie bezpłciowe dzieło ciężko byłoby strawić. To już wolę, kiedy Avengers zajmują się bardziej lokalnymi sprawami, ale choć trochę będzie mnie to obchodziło.
Tytuł: Wielka Kolekcja Komiksów Marvela #133: Nieskończoność. Część 2 Tytuł oryginalny: Infinity. Part Two Data wydania: 27 grudnia 2017 Format: 224s. 170×260mm; oprawa twarda Cena: 39,99 Gatunek: superhero Ekstrakt: 30% |